Dodana przez
Ilona
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Pierwszy raz usłyszałam o książce Katarzyny Bondy kilka lat temu. Byłam wówczas zaaferowana książkami Georga R.R. Martina, składającymi się na serie „Pieśń Lodu i Ognia”. Zbiegło się to w czasie z popularnością serialu „Gra o Tron”, a przez to inne literackie pokusy odeszły gdzieś w cień. Gatunek fantasy wydał mi się szalenie wciągający, z czasem jednak okazało się, że moje zainteresowania coraz mocniej wędrują w kierunki literatury kryminału. Zresztą nie tylko literatury. Przyjemność sprawiało mi śledzenie biografii znanych seryjnych morderców, https://******.**. Teda Bundy'ego. To właśnie od tego drugiego mężczyzny rozpoczęła się moja przygoda z twórczością Katarzyny Bondy. Książka „Polskie morderczynie” została wydana w 2008 roku, w międzyczasie doczekaliśmy się jej zupełnie nowej odsłony. Taki ruch ze strony wydawnictwa „Muza” należy poczytywać jako odpowiedź na zainteresowanie, jakie niezmiennie od kilkunastu lat budzi książka Katarzyny Bondy. Polska autorka lubi chodzić pod prąd i tym razem nie było inaczej. Katarzyna Bonda uczyniła kobiety pierwszoplanowymi bohaterkami swojej książki. Książki, która przedstawia rozmowy z morderczyniami, których strona była sama autorka. Nie jest to pierwszy raz, kiedy polska pisarka wychodzi przed szereg i przekonuje do rozmowy ważne postacie z kryminalnego świata. 20 maja 2020 roku światło dzienne ujrzała książka „Motyw ukryty. Z archiwum profilera”, stanowiąca zapis rozmowy autorki z Bogdanem Lachem. Pan Bogdan przez ostatnie dekady był najważniejszym polskim profilerem, długo pozostającym w cieniu głośnych spraw kryminalnych. To właśnie osoba Pana Lacha stanowiła inspirację polskiej pisarki do stworzenia postaci Huberta Meyera. Z perspektywy lat wydaje się, że publikacja „Polskie morderczynie” była dla polskiej pisarki dziełem przełomowym. Jak sama Katarzyna Bonda wspomina w licznych wywiadach, wspomniana publikacja była dla niej granica, między dziennikarstwem, które uprawiała w przeszłości, a pisarstwem, do którego przygotowywała się od wielu lat.</p><p>Książka „Polskie morderczynie” zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Powodów takiego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka. Nigdy wcześniej żaden z autorów nie napisał w naszym kraju książki, której bohaterkami byłyby bezwzględne, często zdemoralizowane kobiety, gotowe do wszystkiego, aby realizować swoje mroczne zamiary. Treść książki to jedno, forma zaś to drugie. Katarzyna Bonda przedstawiła czytelnikom historie niezwykłych kobiet, których nazwiska nierzadko przewijały się przez główne wydania dzienników i programów telewizyjnych. Wydawać by się mogło, że Katarzyna Bonda w chwili pisania książki „Polskie morderczynie” dysponowała imponującym materiałem dowodowym. Tysiące akt spraw sądowych relacje świadków, opinie policjantów, czy w końcu wyjaśnienia składane przez same podejrzane. Polska pisarka miała w swoich rękach dość informacji, aby uczynić z książki „Polskie morderczynie” swoisty „Młot na czarownice” w realiach XXI wiecznej Polski. Znajomość twórczości polskiej autorki wykluczała podobne podejrzenia. Jak wspominałam we wstępie, Katarzyna Bonda przez wiele lat była ceniona dziennikarką, ceniona przede wszystkim za swój warsztat, wrodzoną ciekawość i dociekliwość, przede wszystkim jednak za autentyczność. Autorka wspomina, że świat zbrodni fascynował ją bez reszty, im jednak mocniej się w niego zagłębiała, tym więcej widziała odcieni szarości. Myli się jednak ten, kto obieca sobie po książce „Polskie morderczynie” relatywizowanie motywów zbrodni przez bohaterki tej książki. Katarzyna Bonda oddaje głos swoim rozmówczyniom i pozwala nakreślić tło każdego z morderstw. Niekiedy motywy zbrodni były doraźne i wynikały z „potrzeby chwili”, innym razem stanowiły rozciągnięty w czasie proces eliminacji ze swojego otoczenia jednostek stojących na drodze bohaterkom książki „Polskie morderczynie”. Bez względu jednak na pobudki, jakie kierowały kobietami, z którymi rozmawiała Katarzyna Bonda, autorka nie ocenia w sposób jednoznaczny bohaterek swojej publikacji. Polska autorka wydaje się zbyt mądrą kobietą, aby ferować wyroki i palić na stosie swoje rozmówczynie. Jak mawiał klasyk, „nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Po przeczytaniu książki „Polskie morderczynie” wyżej cytowane słowa nabierają zupełnie nowego znaczenia.</p><p>Książka „Polskie morderczynie” składa się w moich oczach z trzech aktów, składających się na większy dramat każdej z bohaterek tej publikacji. Po pierwsze, Katarzyna Bonda przyjęła precyzyjne kryteria w doborze swoich rozmówczyń. Każda z nich w przeszłości miała postawiony zarzut popełnienia czynu zabronionego, noszącego znamiona art. 148 Kodeksu Karnego. Paragraf pierwszy wspomnianego przepisu brzmi „Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”. Katarzyna Bonda na pierwszych stronach swojej książki wyjaśnia, że miała okazję zapoznać się z aktami spraw sądowych bohaterem swojej książki, miała więc wgląd w ustalenia organów ścigania, na podstawie których niezawisłe i niezależne sądy podejmowały decyzje w przedmiocie skazania kobiet zabierających głos na łamach książki „Polskie morderczynie”. Drugi akt dramatu rozgrywa się w głowach kobiet. Bohaterki książki polskiej autorki wyznają, że ich życie składało się z dwóch części. Zbrodnia, jakiej dokonały, zmieniła totalnie ich życie. Fragmenty, kiedy „polskie morderczynie” sięgają po retrospekcje i opisują okruchy swojego życia z przeszłości działa na wyobraźnię, stanowi bowiem unikalne spojrzenie na życie kobiet, których w przeszłości niewielu ludzi podejrzewało o mordercze instynkty. Momentami miałam wrażenie, że Katarzyna Bonda między słowami swoich rozmówczyń poszukuje odpowiedzi na palące pytanie: czy w każdym z nas tkwi zło, które w odpowiednich okolicznościach może zamienić się w akt najcięższej zbrodni? Pytanie to nie pada bezpośrednio na łamach książki „Polskie morderczynie”. Wydaje się, że autorka zbyt dużym szacunkiem darzyła swoje rozmówczynie, aby zadać je wprost, zwłaszcza że każda historia jest inna i dużym uproszczeniem byłoby ze strony Katarzyny Bondy szukać między nimi związku. Takie podejście do książki „Polskie morderczynie” nie jest w moich oczach żadnym zaskoczeniem. Ostatni akt stanowi wersja lingwistyczna wspomnianej książki. Polska pisarka stanęła przed nie lada wyzwaniem. Dziennikarstwo, literatura faktu oraz beletrystyka, choć nalezą do szeroko pojętej literatury i wymagają za każdym razem swobodnego operowania słowem, w rzeczywistości oznaczają zupełnie innego podejścia do pracy nad zgromadzonym materiałem. Katarzyna Bonda bez ogródek wyznała w jednym z wywiadów, że ogromnym wyzwaniem z jej strony było trzymanie się faktów, które w przeszłości ustalił sąd w ramach postępowania karnego. Nie było intencją polskiej pisarki, aby przywrócić dobre imię kobietom skazanym za najcięższe morderstwa. Założeniem książki było przedstawienie „polskich morderczyń” jako ludzi, którzy w przeszłości popełnili szereg błędów, ostatecznie prowadzących do aktów najcięższych zbrodni. Stąd już o krok od wniosku, że publikacja „Polskie morderczynie” jest osobliwym, literackim opisem drogi, jaką pokonała każda z bohaterek książki Katarzyny Bondy, zanim stanęła na ławie oskarżonych. Później, jak wynika z relacji bohaterek książki, to życie radykalnie się zmieniło i w pewnym sensie rozpoczęło się na nowo. <br> <br>W 1982 roku Stephen King opublikował książkę „Skazani na Shawshank”. Minęło 12 lat i świat ujrzał adaptację powieści mistrza kryminału w reżyserii Franka Darabonta. W filmie z ust „Reda” jednego z głównych bohaterów (w tej niezwykłej roli Morgan Freeman), pada zdanie: „Jestem jednym słusznie skazanym w tym więzieniu”. Słowa te mają słodko-gorzki wydźwięk, wielu z osadzonych w wiezieniu Shawshank niezmiennie utrzymuje, że ich skazanie było wynikiem błędów i nieporozumień w toku postępowania sądowego. Słowa te w pewnym sensie unoszą się nad książką „Polskie morderczynie”. Cześć bohaterek publikacji Katarzyny Bondy jawnie wyznaje, że w ich ocenie nigdy nie powinny zostać skazane. Inne z kolei utrzymują, że choć przypisana im wina odpowiadała popełnionym czynom, często sądy i prokuratura nie wzięła pod uwagę istotnych okoliczności, w których świetle popełniono zbrodnię, tym samym rozmiar kary nie odpowiada stopniowi zawinienia. To, co jednak rzuca się w oczy przy okazji każdej z relacji, to niezwykłe emocje towarzyszące każdej z bohaterek. Niektóre z nich spędziły za kratkami już wiele lat w momencie zbierania materiałów do książki przez polską pisarkę, inne z kolei wciąż wierzyły, że ich koszmar zostanie przerwany, a wyrok dożywotniego pozbawienia wolności poddany rewizji w niedalekiej przyszłości. Niektóre z relacji bohaterek książki „Polskie morderczynie” mają wyjątkowo intymny charakter. Można odnieść wrażenie, że Katarzyna Bonda była pierwszą osobą na drodze tych kobiet, która oddała im głos i umożliwiła tym samym swobodną, mocno subiektywną ocenę dokonanych w przeszłości czynów. Czy każda z czternastu historii opowiedzianych przez „polskie morderczynie” pokrywa się z materiałem zgromadzonych przez prokuraturę i poddanym ocenie sądu? Zdecydowanie nie. Wydaje się, że Katarzyna Bonda była przygotowana na taką okoliczności i potencjalny dysonans. Z jednej strony autorka oddaje głos swoim rozmówczynią, nie strofuje ich, nie przypomina o faktach, lecz daje możliwość przedstawienia swojej wersji wydarzeń. Z drugiej zaś strony Katarzyna Bonda fragmentami bezpośrednio odwołuje się do postawionych kobietom zarzutów i zgromadzonego w tym zakresie materiału dowodowego. W tym miejscu warto podkreślić, że książka „Polskie morderczynie” nie jest próbą konfrontacji bohaterek tej publikacji z ustaleniami policji i prokuratury. Polska pisarka nie przekracza tej cienkiej czerwonej linii, między dziennikarstwem, literatura faktu i beletrystyką. Książka „Polskie morderczynie” stanowi reportaż w najlepszym wydaniu. Czternaście rozmów z czternastoma kobietami. Każda rozmowa jest inna, choć każdej towarzyszy intymny, wyjątkowy charakter. Katarzyna Bonda sprawia wrażenie, jak gdyby latami przygotowywała się do każdej z tych rozmów. Oddaje głos „polskim morderczynią”, często pozwala im na bardzo osobiste wyznania, w żadnym jednak momencie polska pisarka „nie pozwala” bohaterkom swojego reportażu wejść w rolę „ofiar”. Prawdę mówiąc, przyjęłam ten fakt z uśmiechem na twarzy. Abstrahując od mocno kryminalnego charakteru książki Katarzyny Bondy, istniało ryzyko, że te w gruncie rzeczy zdemoralizowane i gotowe na wszystko kobiety zobaczą w polskiej pisarce narzędzie do ostatecznego wybielenia się przed światem. Nawet jeśli miał to być ich ostatni donośny głos zabrany w życiu. Nic podobnego nie obserwujemy na lamach książki „Polskie morderczynie”. </p><p> Największe wrażenie zrobiły na mnie relacje dwóch kobiet. Pierwsza z nich wyznała, że długo pracowała na zaufanie swojej ofiary. Nawiązanie emocjonalnej relacji było warunkiem koniecznym do popełnienia zbrodni w przyszłości. Kobieta wyznała, że przez ten cały cas, gdy spotykała się ze swoją ofiarą, konsekwentnie i uparcie realizowała swój plan. Uderzające są słowa kobiety, że nic tak naprawdę nie mogło zmienić jej planów. Nawet uczucia, jakie stopniowo budziła w niej przyszła ofiara planowanego morderstwa. Trudno nie odnieść wrażenia, że takie podejście wpisuje się w szerszy klimat zaburzeń psychicznych czy zaburzeń osobowości. Inną wstrząsającą relację stanowiła opowieść kobiety, która zorganizowała porwanie i morderstwo maturzysty. Kobieta z perspektywy czasu nie potrafi wyjaśnić, co nią właściwie kierowało. Refleksja, jaka pojawia się w tym zakresie, nie dotyczy poczucia winy czy żalu za popełnione czyny, ale obejmuje szersze spojrzenie na swoje nieudane życie. Nie sposób w tym momencie nie zauważyć, że podobna postawa w gruncie rzeczy stanowi dla sądu okoliczność obciążającą. Kara wymierzana przez wymiar sprawiedliwości przyjmuje różne formy, również w zakresie prewencji indywidualnej oraz społecznej. Pierwsza dotyczy bezpośrednio sprawcy morderstwa, który winien swoją postawą w toku postępowania sądowego udowodnić, że w przyszłości nie zdecyduje się na podobny czyn. Prewencja społeczna z kolei to sygnał dla społeczeństwa, jakie zachowania są akceptowane, a jakie z kolei podlegają penalizacji. Żadna z bohaterek książki „Polskie morderczynie” tak naprawdę nie zaprezentowała się jako człowiek, który ma świadomość, jak wielkie zbrodnie w przeszłości popełnił. Być może to konwencja książki wywołała we mnie podobne wnioski, jednak w istocie trudno było mi znaleźć powody do współczucia dla wszystkich 14 bohaterek książki „Polskie morderczynie”. Nie zmienia to faktu, że niektóre z nich wydały mi się... znajome. Być może wynikało to z faktu, że Katarzyna Bonda mocno skróciła dystans miedzy sobą i swoimi rozmówczyniami. Pozwoliła w ten sposób przyjrzeć się z bliska czytelnikowi postaciom opisanym w książce i zobaczyć w nich zwykłych ludzi. Ludzi, którzy w przeszłości mieli swoje marzenia i plany na życie, ale z różnych powodów wkroczyli na mroczną ścieżkę. Ścieżkę, z której jak uczy wszystkie 14 relacji „polskich morderczyń”, nie było już odwrotu. Dobrym podsumowanie książki „Polskie morderczynie” Katarzyny Bondy są słowa Friedricha Nietzsche: „Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie”. </p>