Dodana przez
Ania
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>O Remigiuszu Mrozie usłyszałam pierwszy raz kilka lat temu – wszędzie było go pełno, półki księgarni zdobiły jego książki, które w ocenie czytelników i krytyków prezentowały świeży, nieznany dotąd na naszym runku punkt widzenia na kryminał, często przeplatający się z bieżącymi wydarzeniami znanymi z pierwszych stron gazet. Niewątpliwie brakowało na rodzimym rynku literackim mocnych kryminałów z elementami thrillera prawniczego, a mając na uwadze wykształcenie Mroza doskonale wstrzelił się w temat - Chyłka czy Komisarz Forst stali się ulubiony bohaterami milionów czytelników i na tym tle wcale nie poszłam pod prąd - przeciwnie, od pierwszych stron przygód Joanny Chyłki i Zordona czułam się absolutnie oczarowana prozą autora, który kreślił postać tytułowej bohaterki jako kobiety pewnej siebie, zwariowanej, a przy tym obłędnie ambitnej i sfokusowanej na swoich celach w życiu, za nic mającej patriarchat i przewagę mężczyzn w prawniczym światku. Serial tylko spotęgował moje zafascynowanie twórczością Mroza, a kolejne serie utrwaliły jego obraz w moich oczach jako jednego z najbardziej utalentowanych pisarzy naszych czasów! ? Mróz jest bowiem obecnie najpłodniejszym bestsellerowym pisarzem na polskim rynku wydawniczym, a kolejne publikacje tylko ten fakt potwierdzają. Choć autor ma zaledwie 35 lat, opublikował blisko 30 znakomitych powieści. Tempo wydawania kolejnych książek wywołuje mieszane uczucia krytyków literackich, głośno jakiś czas temu było o portalu Aszdziennik, który poświecił Remigiuszowi Mrozowi jeden ze swoich mocnych fake newsów - jak donosił donosił, że pisarz postanowił założyć sygnowany własnym nazwiskiem tygodnik i na jego łamach wydawać... w każdym kolejnym numerze swoją kolejną powieść. Niezły prank, kto się nabrał pewnie się uśmiechnął, fani jednak wiedzą, że byłaby to niepowetowana strata dla nich samych, oczekiwanie na kolejne publikacje Remigiusza Mroza przypomina bowiem syndrom Sztokholmski – znamy mocne i słabe strony jego powieści, a mimo to czekamy na nie z wypiekami na twarzy! ? </p><p>W moich oczach to absolutnie intrygujące, że Remigiusz Mróz nie ma szczególnych oporów, by tworzyć swoje historie w różnych gatunkach literackich. W przeszłości pisał już powieści z gatunków horror, science-fiction, historyczne, kryminały czy te z przede wszystkim thrillery prawnicze o których pisałam na wstępie. Doceniam również, że sam Mróz przyznaje jednak otwarcie, że nie czuję się mocny w każdym rodzaju literackim i nie planuje w przyszłości pisać chociażby scenariuszy do filmów czy seriali, mimo iż otrzymywał takie propozycje, a serial zrealizowany przez TVN przedstawiający na małym ekranie przygody Joanny Chyłki stał się jednym z hitów ramówki największej stacji komercyjnej w Polsce. </p><p>Niniejszym recenzowana książka pod tytułem „Turkusowe szale” to powieść w gruncie rzeczy mocno sensacyjna. To książką https://******.**. o wyczekiwaniu, wielkich i niespełnionych ambicjach, kiepskich jak cholera samolotach i... romansie, którego przecież nie mogło zabraknąć jak w każdej jednej książce autora. Przede wszystkim jednak książka Mroza to próba spojrzenia na czasy wojenne oczami Polaków rzuconych na cudzą ziemię w obronie ojczyzny innych, kiedy ich własna znalazła się już pod okupacją Niemiec sowieckiej Rosji i braku reakcji ze strony państw zachodnich, które w przeszłości deklarowały wielokrotnie pomoc w przypadku otwartej wojny z totalitarnymi systemami obu krajów. “Turkusowe szale” to również opowieści o ludziach zmuszonych, aby walczyć za rodaków na nieswoich maszynach i pośród zupełnie obcych im żołnierzy, ale jednocześnie zachowujących polską godność i pamięć o tym, co w nas najlepsze, dumnie przedstawiających się innym jako “Żołnierze Armii Polskiej”. </p><p>Zacznę przewrotnie – autor na końcu książki “Turkusowe szale” pisząc posłowie historyczne, w którym odkrywa kulisy swoich badan historycznych w przedmiocie napisania recenzowanej książki. Warto wiec wzorem Remigiusza Mroza kilka słów napisać o bohaterach tej historii, nie mam bowiem wątpliwości, że ideą jaka przyświecała autorowi było nie tylko napisać książkę sensacyjną, ale również przybliżyć czytelnikowi bliżej dokonania wielkich bohaterów, o których dzis co raz mniej się mówi i pamięta. Dywizjon ten został utworzony 24 sierpnia 1940 roku w Blackpool. NW jego skład wchodzili lotnicy z 5. i 6. pułku lotniczego. Uwagę przykuwa fakt, że charakterystyczne litery, malowane na kadłubach samolotów lotników całego dywizjon to EW. W tym miejscu uchylę również rąbka tajemnicy, czyli skąd właściwie wziął się tytułu dla książki - “Turkusowe szale”? Otóż okazuje się, że piloci nosili jedwabne szaliki w kolorze turkusowym, co było powszechnie wśród innych żołnierzy ich znakiem rozpoznawczym. Inny intrygujący fakt również widoczny w książce to odznaka dywizjonu ukazująca puchacza o zielonych oczach. Sowa niejako “siedziała” na kadłubie samolotu, pod spodem zaś malowano jeszcze numer dywizjonu – 307. Pierwszymi dowódcami dywizjonu byli - dr Tomlinson oraz kpt. pil. Stanisław Pietraszkiewicz. Po początkowym sformowaniu dywizjon przesunięto go kolejno na lotnisko Kirton in Lindsey. Do dyspozycji pilotów były https://******.**. dwuosobowe samoloty typu Boulton „Defiant”, co znajduje potwierdzeni również na łamach książki “Turkusowe szale”, wierność historyczna jest mocnym punktem książki Mroza. Same maszyny były jednakowoż mocno krytykowane przez pilotów, którzy często zamiast strzelać do wrogich jednostek, zajmowali się głownie pilotowaniem samolotu, który wcale nie należał do najmocniejszych na wyposażeniu RAF-u i umożliwianiem tym samym oddania strzału strzelcowi obecnemu przy karabinie zamontowanym pod kadłubem. Wiele w mojej ocenie o stanie tych samolotów mówi fakt, że część pilotów i żołnierzy wchodzących w skład “dywizjonu 307” odeszła z tego powodu, pomimo wielkiego zapału i chęci do walki, uczynił to nawet ówczesny dowódca dywizjonu, na którego od razu mianowano majora Kazimierza Benza.7 listopada przesunięto dywizjon na lotnisko Jurby, gdzie w założeniu Anglików, polskie załogi miały być cały czas szkolone. 3 grudnia dywizjon był już zdolny do tego, aby wykonywać służbę bojową w dzień. 28 stycznia 1941 roku dywizjon ponownie został przeniesiony, a tym razem miejscem jego stacjonowania stało się lotnisko Squires Gate. Widać zatem, że historia żołnierzy, których losy śledzimy na karatach powieści “Turkusowe szale” wcale nie była kolorowa jak tytuł książki – przeciwnie, często byli oni niedoceniani, traktowani jako niepotrzebni, większość angielskich czy też amerykańskich pilotów uważało się za lepszych, mimo iż to Polacy walczyli najdłużej przeciwko Hitlerowi i jego armii, co więcej wkrótce to właśnie nasze orły miały zdecydować o wyniku wielkiej “Bitwy o Anglię” ale o tym za chwile! </p><p>„Turkusowe szale” to, według redakcyjnego opisu widocznego na skądinąd ładnie wydanej książce z okładka nawiązująca do przedstawionych wydarzeń, powieść jednowątkowa, niemniej z powodzeniem łącząca w sobie większość znanych gatunków literackich, które w przeszłości z powodzeniem przewijały się w kolejnych publikacjach Mroza: mamy tu zatem trochę sensacji, trochę kryminału, odrobinę romansu, a długimi momentami i dramatu. W szkole losy dywizjonu 307 nie są szczególnie szeroko omawiane, może to dziwić, bowiem w wielu polskich miastach eskadra ta ma swoje ulice, a te przecież nadajemy wielkim bohaterom. Historię Dywizjonu 307 – niewątpliwie mocno zasłużonego i obsadzonego pilotami równie wielkich umiejętności i odwagi co najlepsze dzieła kinematografii amerykańskiej nie była do tej pory przedmiotem literackiej beletrystyki, trzeba zatem docenić wyzwanie jakiego podjął się autor, zwłaszcza, ze nie można mu zarzucić tym razem, ze sięga po fakty znane i oddziałujące na wyobraźnie – przeciwnie, książka w mojej ocenie ma walor edukacyjny, sama z niej sporo wyniosłam na temat historii naszego kraju w trudnej rzeczywistości II Wojny Światowej. Przedstawieni w książce piloci, rzuceni na brytyjską ziemię, zmuszeni niejako porozumiewać się w języku dla siebie zupełnie obcym, do którego większość z nich nie miała ani serca ani umiejętności, musieli jednocześnie znosić fale krytyk angielskich „herbaciarzy”, którzy mieli ich w swoim mniemaniu – dodajmy zupełnie bezzasadnym - za pilotów gorszej kategorii i nie do końca wiedzieli, co z nimi uczynić, jak ich wykorzystać, nie ufali im również z uwagi na szybkie podbicie Polski przez II Rzeszę jeszcze w 1939 roku. nasi rodacy spędzali początkowo czas głównie na ćwiczeniach, a do dyspozycji mieli między innymi zabójcze defianty, pozbawione co prawda przednich działek, co miało skłaniać pilotów do zajmowania się sterami, by strzelanie pozostawiać drugiemu członkowi załogi, jednak ich skuteczność była zaskakująco wysoka, a Polscy piloci nieszczególnie przywiązywali wagę do komend wydawanych przez Anglików, często wręcz ich ignorując i... jednocześnie zadziwiając swoimi umiejętnościami w powietrzu. Trzeba jednak otwarcie sobie powiedzieć, że w porównaniu do samolotów, jakimi dysponowali Brytyjczycy czy też Amerykanie, defianty spadały zaskakująco często, miały zwyczaj odmawiać posłuszeństwa podczas dłuższych lotów, nie były też należycie serwisowane, trudno zatem nie odnieść wrażenia, że dywizjon 307 stanowił w oczach Anglosasów przynajmniej początkowo “mięso armatnie”. </p><p>O tym, że Remigiusz Mróz podszedł do tematu ambitnie, niech świadczy również fakt, że “Turkusowe szale” kładą mocny akcent na przedstawieniu czytelnikowi tematyki trudnej, ale ważnej – czyli obozów koncentracyjnych jakie III Rzesza z rozmachem tworzyła na okupowanych podczas II wojny światowej Wyspach Normandzkich. Jeden z nich (a właściwie cztery mniejsze, chociaż sama wyspa jest niewielka – liczy sobie zaledwie 15km2), zbudowany w miejscowości Alderney i zrównany później z ziemią podczas wycofywania się wojsk w 1945 r., był jedynym obozem koncentracyjnym który został zbudowany na terytorium brytyjskim. Znajdowali się w nim https://******.**. Żydzi i Polacy, ale także przedstawiciele wielu innych krajów, co osobiście mnie zaskoczyło, choć tematyka II Wojny Światowej jest mi mniej więcej znana, ów fakt uznał mojej świadomości, nie był również poruszany choćby na lekcjach historii w liceum – co za czasy, że edukacja w zakresie historii skuteczniej przebiega w oparciu o beletrystykę Remigiusza Mroza aniżeli Ministerstwo Edukacji Narodowej? ? </p><p> Remigiusz Mróz, znany głównie ze powieści prawniczych kryminałów, tym razem stworzył.... książkę niełatwą, która jednak od pierwszych stron wciąga i ciekawi, zwłaszcza że autor ma jakaś niebywałą umiejętność pisania lekko i przyjemnie w oczach czytelnika nawet o sprawach trudnych. Wątek sensacyjny, który przewija się jakby od niechcenia niemal przez całą książkę, napędza opisana historię i powoduje, że trudno się od niej oderwać - sama przeczytałam “Turkusowe szale” w zaledwie jeden weekend, mimo iż pozycja ta liczy ponad pięćset stron. Głowna os książki stanowi potrzeba wykrycia szpiega w dywizjonie 307, którego obecność wydaje się oczywista, jednocześnie zagraża wszystkich bohaterom i cień podejrzeń jaki w tym zakresie pada na kolejne postacie skutecznie wodzi czytelnika za nos. Na uwagę zasługują bohaterowie – nie będę ich tu wszystkich wymieniać, ale moje wrażenie na temat opisanej historii było mocno implikowane dialogami – te okazały się soczyste, kiedy trzeba pojawiają się wulgaryzmy, nasi rodacy przedstawieni są jako krnąbrni i nieskorzy do uległości, świadomi swojej wartości, dumnie przedstawiający się jako Polacy. Widać to na przykładzie starcia polskiego sierżanta, który otrzymuje – w jego ocenie – bezsensowny rozkaz i odmawia jego wykonania celem uratowania swoich ludzi, co wywołuje wielka spine z pułkownikiem angielskim, obserwujemy wiec na łamach książki “Turkusowe szale” sporo bijatyk, awantur i mniejszych bądź większych nieporozumień. Czy może to dziwić? Czy w jakiś sposób podważa to profesjonalizm i serce do walki naszych lotników? Zdecydowanie nie, trzeba bowiem wziąć pod uwagę w jakich okolicznościach toczyli oni swoja wojnę – nie mieli ojczyzny, ich rodziny często były już wymordowane, a oni sami choć chcieli ryzykować życie, byli postrzegani jako “Żołnierze gorszego sportu”, dopiero kiedy udowodnili swoja wartość w starciach w powietrzu mogli liczyć na szacunek i lepsze traktowanie, ilu wcześniej jednak zginało, tego nikt nie liczył.... Remigiusz Mróz jak sam utrzymuje, poświecił sporo czasu na research, widać to po skomplikowanie brzmiących nazwach samolotów i broni, które pojawiają się zwłaszcza przy opisach starć w powietrzu, będących w mojej opinii mocnym punktem książki “Turkusowe szale”. Nie zawsze autorowi książek opartych na historii udaje się z powodzeniem wplatać nazwy własne samolotów, czołgów czy innej broni w książce z gatunku “sensacja”, tu jednak proporcje wydają się wyważone, na pewno nie czułam się zmęczona czytaniem nazw samolotów, wręcz przeciwnie - zdarzało mi się googlowac je, aby zobaczyć, jak wyglądały, a to dowód na to, że “Turkusowe szale” działały na moja wyobraźnię! ? </p><p>Czy było dla mnie zaskoczeniem, że Mróz oparł swoja opowieść o czasy tak odległe jak II Wojna Światowa, kiedy przyzwyczaił nas raczej do opisywania bieżącej rzeczywistości? I tak i nie, wszak Remigiusz Mróz nieustannie wyznacza sobie nowe cele literackie i.... sportowe. Pisanie nie jest jedyną pasją, której autor poczytnych książek oddaje się bez reszty. Nie jest tajemnicą, że Mróz kocha biegać i jak sam powtarza w wywiadach, codziennie stara się pokonać co najmniej piętnastokilometrowy dystans. Niedawno czytałam, że Jego najlepszy czas na 10 km to 46 minut i 38 sekund, a półmaraton potrafi przebiec w 1 godzinę 42 minuty i 30 sekund. Robi wrażenie, zwłaszcza, że sama uwielbiam biegać i mam świadomość jak ruch potrafi przewietrzyć głowę, a z drugiej strony, zainspirować do nowych pomysłów! W Polsce autor uzyskał już sporą popularność i teraz postanowił zawalczyć o kolejne rynki literackie. W wywiadzie z Wojciechem Jagielskim przyznał jakiś czas temu, że przetłumaczył już swoją książki na język angielski, nawiązał również obiecującą współpracę z agencją Madeleine Milburn Ltd. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że niebawem książki Mroza pojawią się na półkach księgarń w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. Uśmiechnęłam się, kiedy przeczytałam, że jedna z moich ulubionych pisarek, Tess Gerritsen, była absolutnie zachwycona „Behawiorystą” Mroza. </p><p> Remigiusz Mróz jako pierwszy polski pisarz w historii otrzymał w jednym tylko roku podwójną nominację do Nagrody Wielkiego Kalibru (w roku 2016 za książki „Kasacja” i „Zaginięcie”). Później nastąpiła kontynuacja przygód Chyłki i Komisarza Forsta, w międzyczasie tez kilka innych serii, że wspomnianym wyżej Behawiorystą na czele. Człowiek ten zarobił już miliony na książkach i ich ekranizacjach, można zatem domniemywać, że pisze... dla przyjemności. Czy przyjemnością było przeczytać “Turkusowe szale”? Tak, bez wątpienia, choć jest to książka inna niż wcześniej wymienione – trzeba docenić, ze pisarz będący na ustach wszystkich w kraju, sięgający co raz śmielej za granice ze swoja twórczością podejmuje się tematyki trudnej, osadzonej w historii, a jednocześnie przybliżającej czytelnikowi nieznane mu do tej pory fakty - “Turkusowe szale” niosą za sobą potężny ładunek sensacji, dramatu, trochę romansu, a jednocześnie można z tej książki coś naprawdę wynieść, czegoś się dowiedzieć o historii i o nas samych, dziś bowiem w Anglii nikt nie ma wątpliwości, ze Polscy piloci odegrali kluczowa role w obronie Wysp Brytyjskich, czy w naszym kraju pamięć o tym jest równie ważna? Remigiusz Mróz swoja świetna książka to pytanie zadaje nie wprost, ale poznając historię Dywizjonu 307 każdy z nas może sobie na nie odpowiedzieć! Polecam ? </p>