Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Poza Kompanią Braci. Wspomnienia wojenne majora Dicka Wintersa
Autorzy:
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
W dniu D Dick Winters wraz z 506. Pułkiem Piechoty Spadochronowej podjął ryzykowną misję desantu nad okupowaną przez Niemców północną Francją. Ich celem było wsparcie wojsk lądujących na plaży Utah poprzez opanowanie kluczowej grobli, umożliwiającej siłom alianckim dalszy marsz w głąb Normandii. Gdy dowódca kompanii zginął w trakcie zestrzelenia samolotu, Winters nagle znalazł się w pozycji lidera. Pomimo utraty niemal całego sprzętu, wraz z brakiem uzbrojenia poza nożem, zdołał stanąć na czele swoich żołnierzy.
W swoich niecodziennych wspomnieniach z II wojny światowej, Winters oferuje narrację o wydarzeniach, które w 1992 roku zostały pominięte przez Stephena Ambrose’a w "Kompanii Braci". Od opisu intensywnego treningu mającego na celu przekształcenie 506. Pułku w elitarną jednostkę armii amerykańskiej, po relacje z walk w bitwie o Ardeny i innych starciach w Niemczech, książka „Poza Kompanią Braci” prezentuje osobiste doświadczenia Wintersa jako dowódcy kompanii E. Porusza on kwestie przywództwa w ekstremalnych warunkach, podkreślając, jak każdy żołnierz w jego oddziale został ranny przed dotarciem do Niemiec. Winters przedstawia także osobiste spojrzenie na klęskę, jaką Alianci zadali Hitlerowi, ukazując to wydarzenie z perspektywy uczestnika tamtych zdarzeń.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
W dniu D Dick Winters wraz z 506. Pułkiem Piechoty Spadochronowej podjął ryzykowną misję desantu nad okupowaną przez Niemców północną Francją. Ich celem było wsparcie wojsk lądujących na plaży Utah poprzez opanowanie kluczowej grobli, umożliwiającej siłom alianckim dalszy marsz w głąb Normandii. Gdy dowódca kompanii zginął w trakcie zestrzelenia samolotu, Winters nagle znalazł się w pozycji lidera. Pomimo utraty niemal całego sprzętu, wraz z brakiem uzbrojenia poza nożem, zdołał stanąć na czele swoich żołnierzy.
W swoich niecodziennych wspomnieniach z II wojny światowej, Winters oferuje narrację o wydarzeniach, które w 1992 roku zostały pominięte przez Stephena Ambrose’a w "Kompanii Braci". Od opisu intensywnego treningu mającego na celu przekształcenie 506. Pułku w elitarną jednostkę armii amerykańskiej, po relacje z walk w bitwie o Ardeny i innych starciach w Niemczech, książka „Poza Kompanią Braci” prezentuje osobiste doświadczenia Wintersa jako dowódcy kompanii E. Porusza on kwestie przywództwa w ekstremalnych warunkach, podkreślając, jak każdy żołnierz w jego oddziale został ranny przed dotarciem do Niemiec. Winters przedstawia także osobiste spojrzenie na klęskę, jaką Alianci zadali Hitlerowi, ukazując to wydarzenie z perspektywy uczestnika tamtych zdarzeń.
Szczegóły
Wydania
Opinie
Książki autora
Podobne
Dla Ciebie
Książki z kategorii
Dostawa i płatność
Szczegóły
Powiązane tagi:
Książki dla tatyInne książki tych autorów
Podobne produkty
Może Ci się spodobać
Inne książki z tej samej kategorii
Napisz opinię o książce i wygraj nagrodę!
W każdym miesiącu wybieramy najlepsze opinie i nagradzamy recenzentów.
Dowiedz się więcejWartość nagród w tym miesiącu
880 zł
Kiedy w czasach liceum omawialiśmy dzieje II Wojny Światowej, byłem zdecydowanie najbardziej aktywnym uczniem na lekcjach – niespecjalnie wtedy czytałem książki, wiedze czerpałem z gier takich jak Medal of Honor, Battlefield albo seriali i filmów jak “Kompania Braci”, “Pacyfik”, “Szeregowiec Ryan” albo “Byliśmy żołnierzami”. Później, już na studiach odkryłem, ze książki mają w sobie ukrytą moc przekazu opowiadanej historii w sposób daleko wykraczający poza to co widziałem na ekranie laptopa – znajomość historii i wyobraźnia rozpalały moje zainteresowanie i poszukiwałem co raz to ciekawszych epizodów związanych z wielką wojną w latach 1939-1945. Pamiętam dobrze moment, kiedy czytałem powieść Jamesa Jonesa o tytule “Cienka czerwona linia”, która mocno mną wstrząsnęła z uwagi na przedstawienie w niej aspektu psychicznego jaki podlega zmianie w obliczu wojennych działań żołnierzy, do dziś zresztą ów książka cieszy się wśród pasjonatów historii mianem jednej z najlepszych powieści ukazujących realia II Wojny Światowej. Na tym tle wyróżnia się również “Kompania braci” zarówno książka jak i film zmieniły postrzeganie odpowiednio literatury i kina wojennego, okazało się bowiem, ze wcale nie chodzi o ilość wystrzałów artylerii, przelanej na polu walki krwi, ale szczególne zainteresowanie fanów tematu budziły relacje miedzy żołnierzami, które przez pryzmat samego tytułu powieści S. E. Ambrose można było postrzegać jako braterskie i nie jest to w żaden sposób hiperbolą. Powieść i serial odniosły tak wielki sukces, ze jakiś czas później wydano książkę “Poza Kompanią Braci. Wspomnienia wojenne majora Dicka Wintersa”, będąca w istocie uzupełnieniem historii opisanej w “Kompanii Braci”, tym razem jednak czytelnik ma okazje obserwować działania wojenne oczami jednego z najbardziej cenionych bohaterów serialu HBO, czyli majora Dicka Wintersa – zapraszam do lektury recenzji, a będzie o czym pisać bo w roli głównej występuje dziś człowiek wyjątkowy, bez wątpienia charakteryzując się wielka odwagą na polu walki, ale również mądrością i troska o swoich podwładnych co zaskarbiło mu w ich oczach szacunek i uznanie!
Najpierw slow kilka na temat bohatera tej historii: Richard Winters urodził się w 1918 roku w małym miasteczku New Holland w stanie Pensylwania. Krótko po ukończeniu studiów zaciągnął się do armii na ochotnika do odbycia służby wojskowej. Ciekawym aspektem opisanej historii jest fakt, ze człowiek który miał w przyszłości stać się jednym z najlepszych oficerów Kompanii E 2 Batalionu 506 Pułku Spadochronowego, bynajmniej nie kierował się wielkimi pobudkami patriotycznymi, przeciwnie - pragnął zwyczajnie odsłużyć swoja turę w amerykańskiej armii. Warto powiedzieć, że w sierpniu 1941 roku, kiedy Dick Winters zgłaszał się do punktu poboru, niewiele wskazywało, ze Stany Zjednoczone przystąpią do działań wojennych - było to na pół roku przed atakiem Japończyków na Pearl Harbor 7 grudnia tego samego roku, kiedy to prezydent Roosvelt oficjalnie wypowiedział Cesarstwu Japonii wojnę. Dick Winters, który odbywał służbę w momencie kiedy nastąpił atak na Pearl Harbor, postanowił w tym momencie jak sam pisze na łamach książki “Poza kompania braci (…)” wstąpić do zupełnie nowej formacji w strukturach amerykańskiej armii, czyli wojsk powietrznodesantowych. Motywacja jaka nim kierowała ponownie okazała się interesująca - Dick Winters przeczuwał, ze nowo formowane jednostki będą w gruncie rzeczy składać się z elitarnych żołnierzy, tym samym przynależność do nich będzie oznaczała większa szanse na przeżycie wojny. W drugiej połowie 1942 roku trafił do obozu Camp Tocoa w Georgii, gdzie otrzymał przydział do Kompanii E 2 Batalionu 506 Pułku Spadochronowego. Był to moment, który zdefiniował wojenne losy Dicka Wintersa, ale również daleko wykroczył poza okres II Wojny Światowej i zmienił życie bohatera książki “Poza kompania braci” na resztę życia. Od momentu pojawienia się w Camp Tocoa aż do końca swojej służby w 1946 roku jego losy były związane z tą jednostką.
Pobyt w Camp Tocoa okazał się dla Dicka Wintersa poligonem doświadczalnym, ani on ani żaden z członków nowo formowanych wojsk powietrznodesantowych nie wiedział w gruncie rzeczy na co się piszą. Za przygotowanie przyszłych żołnierzy odpowiedzialny był kpt. Sobel, człowiek o mocno osobliwym podejściu do wykonywanych przez siebie obowiązków - od samego początku podkreślał, kto rządzi w kompanii E, zarówno szeregowców jak i podlegających mu oficerów kierował na bardzo wyczerpujące ćwiczenia, Dick Winters znalazł się wśród tych, którzy trenowali najciężej w całym . Batalionu 506. Pułku Piechoty Spadochronowej 101 DPD. Bohater książki “Poza kompanią braci” z uwagi na ukończone studia mógł liczyć na stopień oficera niższego szczebla, w międzyczasie wielokrotnie stawał w obronie szeregowych żołnierzy kompanii E, którzy często niesprawiedliwie byli traktowani przez kpt. Sobla. W rezultacie miedzy mężczyznami pojawiła się głęboka niechęć, która jeszcze w Camp Tocoa oznaczała dla Dicka Wintersa kłopoty w postaci kierowania go do nadzorowania czyszczenia latryn czy też oddelegowywany był do kantyny, gdzie nadzorował przygotowywanie posłowiu. Ciekawe, ze choć nie były to najprzyjemniejsze czynności, to fakt zsyłki jakiej poddany był Dick Winters w oczach pozostałych żołnierzy Kompanii E okazał się powodem do okazywania mu szacunku, co w przyszłości miało zaowocować objęciem dowodzenia nad kompanią, a dalej uzyskanie stopnia majora.
Wspomnienia majora Wintersa sięgają szlaku bojowego, który wiódł przez Normandię, Holandię, dalej Ardeny i Austrię. Już początkowy etap walk, tj. Zrzut z samolotu Dakota C-47 okazał się igraniem ze śmiercią - oto bowiem żołnierze 101 dywizji powietrznodesantowej, którzy brali udział 6 czerwca 1944 roku w desancie na plaże Normandii wojsk alianckich, zostali skierowani na zaplecze wroga, gdzie mieli walczyć w okrążeniu i unieszkodliwić kilka baterii wrogich dział. Chaos wojny uwidocznił się przed Wintersem jak ten wspomina na lamach książki “Poza kompania braci” w samolocie, gdzie pogoda zmieniła plany pilotów, Ci musieli bowiem dokonać zrzutu żołnierzy w pozycjach oddalonych od wcześniej założonych, tym samym Winters i jego kompania E zostali rozsiani po całej Normandii, często bez broni oraz plecaka z wyposażeniem potrzebnym do ustalenia swoich pozycji. Co więcej, okazało się, ze cześć Kompanii E z którą Winters przez ostatnie dwa lata się szkolił, została zdekompletowana, bolesne straty są efektem ciężkiego opory jaki stawiają żołnierze III Rzeszy. Sytuacja dla głównego bohatera wydaje się jeszcze większym wyzwaniem, ponieważ w jednym z samolotów zestrzelonych nad niebem Normandii był Thomas Meehan, dowódca Kompanii E – w tej sytuacji dowództwo przejmuje bohater opowieści “Poza kompanią braci”, rzeczony Dick Winters.
Sytuacja dla Dicka Wintersa nie mogla być trudniejsza – ze 147 oficerów i szeregowych poruczników, początkowo odnajduje się zaledwie kilkunastu, nie maja jednak oni wyposażenia, nie maja również broni. Polowy sztab pozwala na częściowe uzupełnienie braków, w tych okolicznościach Winters zostaje postawiony przed jednym z najtrudniejszych zadań w swoim życiu – mimo, ze później przyjdzie mu walczyć w operacji Market Garden, brać udział w kontrofensywne Niemców pod Bastogne czy ruszyć w głąb III Rzeszy, jak sam wspomina na kartach książki “Poza kompanią braci”, wydarzenia z początku czerwca 1944 były jednymi z najtrudniejszych na żołnierskim szlaku. Winters i na prędce skompletowany oddział otrzymali rozkaz – unicestwić niemiecka baterię haubic, która nieustannie ostrzeliwała tereny wokół plaż Omaha i Utah, gdzie ciągle prowadzony był aliancki desant, a ostrzał zatapiał barki żołnierzy, zanim tym w ogolę udało się dobić do brzegu.
Atak na okopanego i świetnie uzbrojonego przeciwnika mógł wydawać się absolutnym szaleństwem, zwłaszcza wobec strat poniesionych przez Kompanie E w trakcie desantu i braków w ukompletowaniu. Ówczesny Porucznik Richard Winters i jego załoga dowiedli jednak, ze fantastycznie wyszkolony oddział – przygotowali się do walki aż dwa lata - może dokonać cudów w oparciu o swoje umiejętności i wysoką motywację. Nie będzie żadna przesadą uznać, że brawura i odwaga oddziału ocaliła życie setkom, jeśli nie tysiącom żołnierzy przybijających do brzegów Normandii – poświęcony tej akcji jest drugi odcinek serialu HBO “Kompania barci”, trochę na ten temat pisze również Stephen E. Ambrose w książce o tym samym tytule, wydaje się jednak, ze warto powiedzieć o tym nieco więcej, Dick Winters szeroko rozpisuje się o tej wydawało by się - samobójczej misji – w książce “Poza kompanią braci...”
Zgodnie z planami Operacji Overlord – taki kryptonim nosiła inwazja aliancką na Francję - oddziały dywizji skierowano w rejon plaży „Utah”. Po wylądowaniu, które przewidziano na 6 czerwca 1944 około pierwszej w nocy, miały one opanować cztery wąskie groble biegnące przez bagnisty teren. W ocenie dowódców, miało to ułatwić lądującym na plaży amerykańskim oddziałom desantowym wyjście z plaży i szarsze w głąb pozycji niemieckich. Zadaniem Kompani E miało być zdobycie jednej z tych grobli, leżała ona nieco na północ od wsi Pouppeville, mniej więcej dziesięć kilometrów od miejscowości Sainte-Mère-Église jak relacjonuje Dick Winters na łamach książki “Poza kompanią braci”
Wspomniane już wyżej niesprzyjające warunki pogodowe podczas desantu wiązały się głownie z silnym wiatrem, gęstymi chmurami, które utrudniały prowadzenie działań bojowych, z drugiej jednak strony miały okazać się ułatwieniem dla oddziału kompani E dowodzonego przez Wintersa, który pod osłoną nocy zbliżał się do pozycji niemieckich haubic. Winters na łamach książki „Poza Kompanią Braci” cytuje krótki, lakoniczny rozkaz, jaki otrzymał od oficera operacyjnego batalionu, kapitana Clarence’a Hestera: „Strzelają wzdłuż tamtego żywopłotu. Zajmij się tym”. Zwiad nie był możliwy, wywiad z kolei działał jeszcze wówczas w pełnym chaosie z uwagi na desant na plaże Normandii – jak wspomina Winters w swojej książce, dopiero w momencie zbliżenia się do pozycji niemieckich dostrzegł, ze w oddali widać aż cztery niemieckie haubice kalibru 105 mm, które rozlokowane były na dużej farmie w miasteczku Brécourt Manor. Wstępne szacunki pozwoliły określić Wintersowi, ze baterię broniło około 50 niemieckich spadochroniarzy, sprawę komplikował fakt, ze były to jednostki doświadczone w boju, twarde i mające za sobą sporo potyczek po całej Francji, z kolei dla kompani E dowodzonej przez Wintersa, był to w zasadzie debiut na polu walki, skomplikowany jej zdekompletowaniem podczas desantu. Kolejne pozycje niemieckie połączone były ze sobą przygotowanym przez Niemców systemem okopów, które świetnie kryły ruchy wrogich zolnierzy, zatem frontalny atak mógł narazić oddział kompanii E na masakrę, sam Winters wspomina po czasie, ze szybko odszedł od tego oczywistego planu, zdawał sobie bowiem sporawe, ze będzie oznaczać to rzeź dla jego ludzi. Jak pisze na łamach książki “Poza kompania braci”: „kluczem do sukcesu była inicjatywa, szybka ocena sytuacji, umiejętne wykorzystanie terenu i zdolność do zniszczenia po kolei wszystkich dział”. Plan był ryzykowny, zakładał bowiem oskrzydlenie Niemców i zdobycie haubic jedna po drugiej, jego ludzie mieli zostawić całe niepotrzebne do tej misji uzbrojenie i zabrać za sobą jedynie bron, amunicje i granaty – manewr miał okazać się kluczowa sprawą, szybkość i zaskoczenie były warunkiem powodzenia misji Dicka Wintersa i spółki. Następnie porucznik podzielił swoje i tak skromne siły - dwa karabiny maszynowe z obsługą rozmieścił tak, aby kryły ogniem zaporowym resztę spadochroniarzy, a tych z kolei podzielił na dwie gruby sztormów. Jedną, w skład której wchodzili kolejno szeregowcy Gerald Loraine, „Popeye” Wynn i Joe Toye, poprowadził osobiście Winters. Druga grupa liczyła trzech spadochroniarzy: dowodzącego nią porucznika Bucka Comptona i plutonowych Billa Guarnere’a i Donalda Malarkey’a. Łatwo zatem ocenić, ze choć stosunek sil atakujących do obrony powinien liczyć przynajmniej 3:1, powyższy atak nie tylko nie spełniał tych warunków, ale można śmiało uznać, ze Niemcy mieli kilkukrotną przewagę - a w grę wchodziło życie setek i tysięcy zolnierzy będących pod stałym ostrzałem haubic niemieckich. Warto tu nawiązać do serialu “Kompania braci”, jak wspominałem mocno koresponduje on z książka “Poza kompanią braci” i wielu bohaterów przewija się na łamach jednej i drugiej: zwróciło moją uwagę, że Winters w swojej publikacji potwierdził scenę widoczną w drugim odcinku, gdy atakujących osłaniali ogniem z ukrycia sierżant Carwood Lipton i szeregowy Mike Ranney. W pewnym momencie, Lipton wdrapuje się na drzewo i choć ma doskonały widok na Niemców, sam rowniez jest widoczny - wydawało mi się to nieco bajkowym obrazem wojny, a jednak Winters potwierdza, ze tak właśnie było - Lipton znany był z wielkiej odwagi, często ocierającej się o brawurę! Winters i jego żołnierze atakowali od czoła, skupiając na sobie uwagę Niemców, a w tym samym czasie grupa Comptona zupełnie niezauważona podczołgała się do znajdującej się na lewej flance najbliższej haubicy. Po chwili Campton… po prostu wskoczył do nieprzyjacielskiego okopu, czym totalnie wprawił w osłupienie wrogich żołnierzy! Wziął ich na celownik swojego Thompsona i.... pistolet się zaciął! Prawda, ze brzmi to jak dobry film akcji? A mowa przecież o wydarzeniach opartych na faktach, “Poza kompanią braci” to książka wiernie oddająca zapis tamtych wydarzeń, relacjonowana przez Wintersa, postać w równym stopniu zasłużoną, co cenioną za prawdomówność i wierność żołnierskim zasadom. Epilog tej historii jest iście hollywoodzki – Niemcy zaczęli uciekać, a straty oddziału Wintersa to... jeden żołnierz, ranny w pośladek, czyli z perspektywami na szybki powrót na pole bitwy po kilku dniach spędzonych w szpitalu. Kolejne haubice również zostały zdobyte, straty były relatywnie niewielkie, a opisana akcja do dziś uchodzi za wzorowy przykład zdobycia pozycji wroga okopanego i będącego w przewadze liczebnej -w ciągu zaledwie trzech godzin 12 spadochroniarzy kompanii „E” wykonało rozkaz, do którego w innych warunkach potrzeba byłoby całego plutonu. Nie sposób precyzyjnie wskazać, ilu żołnierzy ocalało w wyniku zneutralizowania niemieckich baterii haubic, ale wiele na ten temat mówi list, przywołany w książce “Poza kompanią Braci” przez Wintersa, napisane przez wnuka jednego z amerykańskich żołnierzy, który wówczas znajdował się pod ostrzałem haubic:
“Mój dziadek znajdował się na plaży i dostawał po tyłku. Pańscy ludzie byli przy działach, dając wrogom w kość i ratując tyłek jemu, a także setkom innych ludzi. Gdyby się Panu nie udało, być może nie byłoby mnie dzisiaj na świecie i nie mógłbym Panu przekazać, jak bardzo jestem wdzięczny, że kompania E wykonała zadanie i uratowała tego dnia życie wielu żołnierzy.”
Proste słowa, a jednak działają na wyobraźnię i podkreślają doniosłość działania porucznika Wintersa i jego Kompanii. Odważni spadochroniarze „Easy Company” nie tylko zapobiegli kolejnym krwawym atakom Niemców na plażach “Utach” i “Omaha”, ale co równie ważne, zdobyli cenne dokumenty. Łączny bilans pokonanych wrogów to piętnastu Niemców, nieznaną ich liczbę ranili, a 12 wzięli do niewoli. Sami stracili czterech towarzyszy. Dwóch innych odniosło rany, bilans zatem fantastyczny i spora w tym zasługa porucznika Wintersa, bohatera narodowego i jednocześnie autora książki “Poza kompanią braci”, która przedstawia najważniejsze wydarzenia II Wojny Światowej jego oczami – relacje tą warto polecić nie tylko osób zainteresowanym historią, ale również tym czytelnikom, którzy są ciekawi przemian jakie dokonują się w ludzkiej psychice, gdy ta wystawiona jest na ekstremalne wyzwania – sam Dick Winters przyznał na łamach książki “
poza kompania braci”, że był czas, kiedy przestał wierzyć, że walczy w imię większych wartości, a w trudnych momentach silę znajdował wokół siebie, widząc w żołnierzach z którymi służył braci i najbliższą rodzinę.
Fascynacja służą wojskową obecna jest u mnie od dawna – z powodów zdrowotnych nie dane mi było wstąpić w szeregi Wojska Polskiego, jednak zainteresowanie tematem pozostaje aktualne - moja dziewczyna przymyka oko kiedy moja pora na wybieranie filmu wieczorem i to całkiem dosłownie, widząc ze po raz kolejny mamy oglądać film wojenny lubi sobie w trakcie zasnąć ? Na tym tle był jeden wyjątek, mam na myśli serial “Kompania Braci”, zrealizowany przez HBO na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Stephena E. Ambrose’a. Obejrzeliśmy wszystkie dziesięć odcinków, z pewnością wpływ na to miał fakt, ze książka mocno oparta jest na faktach, a przy realizacji serialu udział mieli sami zainteresowani, czyli żołnierze Kompanii E. Moją ulubiona postacią stał się Dick Winters – początkowo zastępca dowódcy Kompanii E, dalej jej dowódca, wkrótce awansowany na dowódcę batalionu i dalej pułku. Sporo czytałem na jego temat, a książka “Poza kompanią braci” której de facto jest autorem, znakomicie uzupełnia powieść Stephena E. Ambrose’a. O zupełnie unikatowe spojrzenie jakie prezentuje Dick Winters na kolejne bitwy w których udział brała jego jednostka.
Nie sposób nie traktować zarówno “Kompanii Braci” jak i książki “Poza kompanią braci” jako większej całości, bez wątpienia sukces tej pierwszej zaskoczył nawet jej bohaterów, stąd “poza kompania braci” wydana została 26 lat później, poniekąd na kanwie sukcesu pierwowzoru oraz zrealizowanego przez HBO serialu na przełomie XX i XXI wieku. Ciekawostką jest fakt, ze blisko dwóch miesiącach od daty rozpoczęcia kręcenia zdjęć, żyjący jeszcze weterani kompanii E udali się w podroż samolotem, sponsorowana przez HBO do Wielkiej Brytanii, gdzie mieli sposobność zobaczyć na własne oczy kręcenie kolejnych odcinków, produkcja liczyła również na ich uwagi i komentarze, podnoszono bowiem argument wiarygodności i realizmu ważny dla serialu “Kompania Braci”. Sam Dick Winters podkreślał, ze był to moment dla niego szalenie wzruszający, gdy śledził odtwarzane sceny, a przede wszystkim miał okazje spojrzeć w oczy aktorom, którzy odgrywali postacie jego przyjaciół z kompanii E, często już nie żyjących. Jak sam Winters wspomina w jednym z wywiadów “Pierwszy raz przeżywałem tak silne emocje . Nie umiałem sobie z tym poradzić. Dawniej zawsze radziłem sobie z uczuciami. Teraz zjadały mnie nerwy.” Znamienne, ze facet, który na łamach książki “Poza kompania braci” opisuje najcięższe bitwy w jakich brał udział, m.in. D-Day, Market Garden czy też kontrofensywa Niemiecka w Ardenach, nie mógł się pozbierać na widok aktorów, wcielających się w roli jego kolegów, których tak cenił i szanował. Sam pobyt na planie Winters wspomina ze wzruszeniem ale również... opowiadał, ze do końca nie wiedział co tam robił: “Nie do końca wiedziałem, po co tam jestem - wspominał. - Ale gdy analizuję to teraz, dochodzę do wniosku, że po to, żeby oni mogli mnie obserwować. Przyglądali się mojemu sposobowi poruszania się, mówienia, słuchali tembru mojego głosu. Uważnie obserwowali nas wszystkich. Efekty zobaczyliśmy, kiedy zrobili ten film.” Ciekawostką dla fanów może być fakt, ze Dick Winteres był blond włosy, krępym Amerykaninem, tymczasem w “Kompanii Braci” jego role odgrywał.... Damian Lewis, rudowłosy Anglik! Może to nieco dziwić, mając na uwadze realizm przedstawionych wydarzeń, swojego zdziwienie nie krył również sam Winters, jednak jak sam zauważył to “dobry chłopak”, a przecież osobowość głównego bohatera, jego dbałość o swoich żołnierzy, przywiązywał uwagi do szczegółów i trzeźwa ocena sytuacji nawet pod największym ostrzałem to były atuty Wintersa – Damian Lewis ma w sobie jakiś rodzaj mądrości i spokoju widoczny w “Kompanii Braci”. Zaskoczyło mnie, ze według relacji Dicka Wintersa, w drugim odcinku zatytułowanym “Najdłuższy dzień” i opisującym kolejne godziny z 5 na 6 czerwca 1944 toku – lądowanie aliantów w Normandii – aktor odgrywający jego role miał na chwile usiąść aby odpocząć, tymczasem prawdziwy Dick Winters nie omieszkał poinformować zarówno aktorów jak i produkcję, że niemożliwym było usiąść choćby na chwile w tamtym dniu, a on sam i żołnierze z którymi wówczas był w Normandii ani na chwile w czasie desantu nie odpoczywali – produkcja wzięła sobie do serca jego słowami i scenę z “kompanii Braci” wycięto! Wkrótce Winters wrócił do USA, obecność na planie była dla mnie bowiem zbyt wyczerpująca - przez następne miesiące Tom Hansk współodpowiedzialny za produkcję, przesyłał autorowi książki “Poza kompania braci” kolejne ukończone części serialu do jego oceny – Winters zapisywał swojego uwagi i komentarze, a później.... taśmy lądowały w skrytce banku, aby nikt nie mógł obejrzeć serialu zanim ten nie został wyemitowany. Można uznać, ze Dick Winters był zadowolony ze sposoby w jaki “kompania Braci” została nakręcona, w książce “Poza kompania braci” wspomina, ze szczególnie zrobiły na nim wrażenie sceny zimowe, kręcone na przełomie roku 1944 i 1945, gdy nastąpiła kontrofensywa Niemców i Kompania E musiała bronić Bastogne – francuskiego miasta będącego skrzyżowaniem dla największych miasta Francji, Luksemburga, Belgii i Holandii, kluczowego dla odparcia nacierających Niemców. Jeśli chodzi o wspominane wyżej komentarze i uwagi do “Kompanii Braci” to było ich kilka - Winters kwestionował m.in umocnienie stanowiska dowodzenia czymś, co z wyglądu przypominało worki z piaskiem. Jak sam zauważył na łamach książki “Poza Kompania braci” - “Nigdy nie mieliśmy worków z piaskiem. Skąd, do cholery, byśmy je wzięli?”. Z kolei w odcinku piątym nie podobało się Wintersowi, że w jego podroż do Paryża przed wysłaniem do Bastogne wmontowano retrospekcję. Kiedy jedzie metrem przez miasto, przypomina mu się Niemiec, którego zastrzelił podczas walki na skrzyżowaniu. Jak sam napisał, taka sytuacja nie miała miejsca, wspomnienia owszem, wracały, ale w tamtym momencie wolał o niczym nie myśleć. Dobrze pamietam ten moment z serialu, ma on w sobie coś z patosu, młody chłopak siedzący w metrze naprzeciw Wintersa przypomina mu niemieckiego żołnierza zabitego podczas pierwszego dnia inwazji, tymczasem na łamach książki “Poza kompania braci” można odnieść wrażenie, ze Winters nie był szczególnie sentymentalny, przeciwnie - chłodna kalkulacja i analiza sytuacja pozwoliła mu przeżyć kolejne kampanie w Zachodniej Europie, gdyby rozpamiętywał każda śmierć wroga, pewnie nie miałby tyle szczęścia.
Jak wspomina Dick Winters na łamach książki “Poza kompania braci”, 101 Dywizja Powietrznodesantowa do której należał brała udział w najważniejszych amerykańskich operacjach desantowych w całej zachodniej Europie, a w czasie niemieckiej kontrofensywy o której mowa wyżej na przełomie 1944 i 1945 roku, która w ocenie historyków miała szanse się powieść i odwrócić losy II Wojny Światowej, to właśnie wspominana wcześniej 101 Dywizja Powietrznodesantowa odegrała kluczowa rolę w powstrzymaniu nacierającego wroga.
Mocnym punktem recenzowanej książki jest nie tylko przedstawienie faktów i wydarzeń historycznych, ale przede wszystkim opisanie osobistych doświadczeń autora książki w zakresie dowodzenia Kompanią E. Książka “Poza kompania braci” to cenne świadectwo determinacji i niezwykłego hartu ducha człowieka, który... wcale nie planował udać się na front i walczyć – jak wspomina w książce, zgłosił się w ramach poboru, aby odbyć swoja turę szkolenia, w międzyczasie jednak Japonia wypowiedziała wojnę Stanom Zjednoczonym atakując Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku, sam Winters nie miał wtedy wątpliwości, ze zmieni to również jego sytuacja, kiedy dowiedział się o formowaniu nowych jednostek powietrznodesantowych miał świadomość, ze będą one kierowane do najcięższych zadań, a ich żołnierze będą walczyć w okrążeniu. Jego wybór podyktowany był chęcią przetrwania - uważał bowiem, ze tylko walcząc wśród najlepszych ludzi, którzy przeszli najtrudniejsze szkolenie w armii USA będzie miał możliwość przetrwać wojnę i wrócić do domu. Jak relacjonuje na łamach swojej książki, zostając dowódcą, Dick Winters starał się jak najlepiej wywiązywać z powierzonych mu obowiązków, mając z jednej strony na uwadze konieczność realizacji postawionych przez nim zadań, z drugiej jednak dbał o swoich żołnierzy i każdemu z nich poświęcał uwagę, czym zaskarbił sobie ich szacunek i wdzięczność, członkowie kompani E szli za nim w ogień o czym z kolei pisał Stephena E. Ambrose’a na kartach “Kompanii Braci”, zbierając relacje i wspomnienia żołnierzy znajdujących się pod rozkazami Wintersa. Według ich świadectwa, dowódcza unikał egzekwowania dyscypliny w oparciu o regulamin armii, czym różnił się od kpt. Herbeta Sobla, swojego poprzednika. Ciekawym aspektem publikacji “Poza kompania braci” są słowa Wintersa, gdzie ten wskazuje, ze to właśnie nienawiść do kpt Sobla zcementowała członków Kompanii E, wszyscy bowiem jak jeden mąż widzieli w nim bardziej karierowicza o narcystycznym usposobieniu, aniżeli dowódcę, który może ich poprowadzić w bój i zwycięsko wyjść z kolejnych batalii. Jeszcze w czasie walk w Normandii, Winters przeprowadził kilka udanych akcji przeciwko wojskom niemieckim i zawsze stał na czele oddziału, idąc w pierwszej linii, co nie było regułą w przypadku innych Kompanii, gdzie oficerowie często pozostali w tyłach na bezpiecznych pozycjach. Postępował niekiedy wbrew regułom, a jego niekonwencjonalnie wybory charakteryzowały się wielką intuicja na polu walki, wymagało to jednak od jego żołnierzy bezwarunkowego zaufania, Ci jednak nie mieli w tym zakresie żadnych obiekcji, widząc w Wintersie człowieka, który doskonale wie co robi nawet jeśli improwizował jak podczas zdobywania francuskiego miasteczka Brécourt Manor, gdzie Winters i jego oddział otrzymali wydawałoby się, skazany na niepowodzenie rozkaz zdobycia baterii niemieckich haubic w obliczu przeważającej parokrotnie liczy wrogich zolnierzy. Jak pisze Winters w książce “Poza Kompania braci”. Szalenie ważnym elementem dowodzenia było dbanie o dobre morale członków Kompanii E. Genezy ów braterskiej więzi opisanej skądinąd już w “Kompanii Braci” przez Stephena E. Ambrose’a był pobyć w Camp Tocoa, gdzie zupełnie przypadkowa grupa żołnierzy stała się sobie bliska za sprawa wrogości jaką budził w nich kpt Sobel, ale również za sprawą dobrej atmosfery i przeświadczenia, ze nalezą do elitarnej jednostki – dość powiedzieć, ze wojska amerykańskie nigdy wcześniej nie formowane były w ramach dywizji powietrznodesantowej, kompania E i pozostałe wchodzące w skład 101 dywizji były zatem pierwszymi w ten sposób szkolonymi, tym samym przecierali szlaki i w oczach jej członków nie mogli zawieść. Co ciekawe, już podczas walk w Normandii, Holandii czy w Ardenach, kompania E jak wspomina Winters odnosiła spore straty, niekiedy sięgające nawet 50% stanu wyjściowego i rolą samego autora książki “Poza kompania braci” jak również podoficerów było zgrać ich z weteranami walk, którzy często służyli pomocą i wskazówkami, co w ocenie samego Winersa uratowało wielu z nich przed śmiercią - nie byłoby to możliwe, gdyby nad dowodzona przez niego jednostka nie unosił się duch braterstwa,lezący u podstaw dowodzenia Kompanią E.
Czy Dick Winters jest jednym z największych bohaterów II Wojny Światowej? Przyznaje, ze śledzenie tematykę historyczną i trudno wskazać większych herosów - zwłaszcza, ze... laurka jaką stanowi de facto niniejsza recenzja uwzględnia również ciemne strony tego wielkiego dowódczy. Raz bowiem zdarzyło się, ze nie wypełnił on rozkazu - dostał polecenie ze sztabu, aby wysłać ludzi z kompanii E na nocny patrol celem pojmania wrogich jeńców, aby Ci zdradzili swoje pozycje, co miało umożliwić ostrzał artylerii i oszczędzenie wielu pozostałych jednostek amerykańskich. Poprzedni patrol poniósł spore straty, a jako ze wojna zbliżała się już do końca, Wintes postanowił złamać rozkazy – swoim ludziom nakazał, aby pozostali w nocy na swoich pozycjach, sporządził fajkowy raport, nikt nie zadawał pytań, nie było też żadnych negatywnych konsekwencji dla autora publikacji “Poza kompania braci”, zaś to co najważniejsze – bilans jednostki - zgadzał się i nikt tamtej nocy nie stracił życia. Pamiętam dobrze ten odcinek w serialu HBO”Kompania braci”, było to doprawdy wzruszające, gdy człowiek, który mógł znowu zyskać uznanie swoich zwierzchników, wolał się im narazić, byle tylko uratować swoich podkomendnych, ryzykując nawet pójście pod sąd wojenny. Kiedy III Rzesza się poddali, Winters zmuszony był zająć się zupełnie zwyczajnym w tych okolicznościach administrowaniem zajętymi terenami i dbać o tak prozaiczne spawy jak na przykład zaopatrzenie czy też opieka medyczna. Nie należało to oczywiście do jego ulubionych zajęć, toteż kiedy dostał ku temu szanse, natychmiast przyjął możliwość powrotu do USA i rychlej demobilizacji. Facet, który brał udział w najcięższych walkach na froncie zachodnim, piął się w hierarchii dowódczej i zyskał uznanie zarówno przełożonych jak i podwładnych, po prostu odszedł do cywila, dokładnie tak, jak sobie to zaplanował od samego początku, gdy poszedł do wojska celem odbycia swojej tury – niezwykły pokaz konsekwencji i samoświadomości jak byśmy dzisiaj powiedzieli, w przypadku Dicka Wintersa, to on kształtował swoje życie, a nie poddawał się jego biegowi co w oczach kolejnych pokoleń winno być inspirujące bardziej aniżeli przemowy coachingowe odtwarzane na yuotubie.
W książce “Poza kompania braci” autor wspomina swoje życie po służbie wojskowej - w cywilu zajmował kierownicze stanowiska w firmach w często zupełnie różnych branżach, zajmował się min. chemikaliami czy też produkcja żywności. Dla mnie zupelnie nową informacją, nieznana do tej pory, była wzmianka na łamach książki Wintersa, gdzie ten wspomina, ze podczas wojny na półwyspie korenanskim znów dostał powołanie do wojska, jednak nie miał już w sobie tej motywacji i chęci do walki jak wcześniej, zrezygnował wiec kiedy tylko pojawiła się taka możliwego, natomiast przechodząc na emeryturę szeroko działali w ramach organizacji kombatanckich i wspierał weteranów oraz pomagał historykom w spisywaniu historii działań w okresie II wojny światowej, współprace z nim bardzo cenił sobie choćby wielokrotnie wspominany na łamach niniejszej recenzji, uznany i ceniony historyk Stephen E. Ambrose. Richard Winters zmarł w 2011 roku i został zapamiętany jako jeden z najdzielniejszych i najbardziej skutecznych spadochroniarzy ze 101 Dywizji Powietrznodesantowej.
Książka “Poza kompanią braci. Wspomnienia wojenne majora Dicka Wintersa” charakteryzuje się wspaniała narracja, która łączy faktologie historyczna z osobistym, bardzo subiektywnym spojrzeniem na wojnę autora. Zycie Wintersa to w mojej ocenie drogowskaz dla każdego czytelnika, nie tylko fana literatury wojennej – tylko wybitne jednostki potrafią się odnaleźć w każdych okolicznościach, a jak wskazuje życiorys autora recenzowanej książki, równie dobrze radził sobie on na polu bitwy co w cywilu, czego nie można powiedzieć o wszystkich członkach Kompanii E czy szerszej wojska – tuz po II wojnie Światowej szeroko pisało się w USA o kryzysie męskości, wielu mężczyzn miało Zespól Stresu Pourazowego, i daleki jestem od ich krytykowania, niemniej fakt, ze Winters poradził sobie ze wspomnieniami i potrafił ruszyć dalej w życiu jest w mojej ocenie świadectwem jego siły charakteru. Nie mam napastliwości, ze czytelnicy zainteresowań tematem II Wojny Światowej i tak sięgną po recenzowaną książkę “Poza kompania Braci”, jeśli jednak historia nieszczególnie Cie interesuje, ale lubisz przeczytać o jednostkach wybitnych wartych naśladowania, wspomniana wyżej książka z pewnością zachęci Cie do głębokich refleksji i pozwoli dostrzec wielkiego człowieka jakim porucznik Dick Winters niewątpliwie był. Pokój jego duszy.
Dodaj swoją opinię
Zaloguj się na swoje konto, aby mieć możliwość dodawania opinii.
Czy chcesz zostawić tylko ocenę?
Dodanie samej oceny o książce nie jest brane pod uwagę podczas losowania nagród. By mieć szansę na otrzymanie nagrody musisz napisać opinię o książce.
Już oceniłeś/zrecenzowałeś te książkę w przeszłości.
Możliwe jest dodanie tylko jednej recenzji do każdej z książek.
Sposoby dostawy
Płatne z góry
InPost Paczkomaty 24/7
13.99 zł
Darmowa od 190 zł
ORLEN Paczka
12.99 zł
Darmowa od 190 zł
Automaty DHL BOX 24/7 i punkty POP
12.99 zł
Darmowa od 190 zł
DPD Pickup Automaty i Punkty Odbioru
9.99 zł
Darmowa od 190 zł
Automaty Orlen Paczka, sklepy Żabka i inne
12.99 zł
Darmowa od 190 zł
GLS U Ciebie - Kurier
14.99 zł
Darmowa od 190 zł
Kurier DPD
14.99 zł
Darmowa od 190 zł
Kurier InPost
14.99 zł
Darmowa od 190 zł
Pocztex Kurier
13.99 zł
Darmowa od 190 zł
Kurier DHL
14.99 zł
Darmowa od 190 zł
Kurier GLS - kraje UE
69.00 zł
Punkt odbioru (Dębica)
2.99 zł
Darmowa od 190 zł
Płatne przy odbiorze
Kurier GLS pobranie
23.99 zł
Sposoby płatności
Płatność z góry
Przedpłata

Zwykły przelew