Dodana przez
Grazyna
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Kilka dni temu rozpoczął się grudzień, to niezwykły czas w roku. Czas podsumowań, refleksji i szczególnej potrzeby zadbania o sobie, skoro za oknem pogoda typowa dla tej pory roku. Nic już nie zostało po polskiej, złotej jesieni, jaka w tym roku trwała od połowy września, czas zmierzyć się ze śniegiem, mrozem i porannym wstawaniem, gdy jeszcze ciemno na świecie! Jak tu nie oszaleć w tych okolicznościach? Zwłaszcza że miałam okazje obejrzeć w niedzielę mecz Polski z Francją na Mistrzostwach Świata w Katarze. Normalnie bym o tym nie wspominała, mecz jak mecz, a nasze chłopaki nie dały znów rady, ale kiedy usłyszałam, że w Katarze teraz jest teraz zima i mają tam 20 stopni wieczorem, to szybko sobie uświadomiłam, że nie ma sprawiedliwości dziejowej na tym świecie. Moja natura jest mocno śródziemnomorska, a zimą wegetuje niczym niedźwiedzie, zapadające na zimowy sen. Podchwytne pytanko: czy wszystkie niedźwiadki idą spać i nudzą się dopiero wiosną? Nie jestem specjalistką w zakresie flory i fauny, ale znak jednego niedźwiedzia, który spać nie lubi, bo zamiast pięknych snów, woli piękne wspomnienia! Tytułowy bohater książek Michaela Bonda to prawdziwy wulkan energii, a wspomnienia o pluszowym niedźwiadku w charakterystycznym, czerwonym meloniku wróciły do mnie po weekendzie. Kierowana jakaś tajemniczą siłą szukała filmów na Netflixie, raz po raz odrzucając kolejne propozycje, aż w końcu trafiłam na film animowany o Paddingtonie. Kiedy byłam w szkole podstawowej, na mojej półce w domu widniało kilka książek z pociesznym niedźwiadkiem w roli głównej. Uwielbiałam tę postać do tego stopnia, że nawet poszłam na bal przebierańców ubrana w strój niedźwiedzia. Do dziś nie mam pojęcia, skąd moja mama go wytrzasnęła. Wiem jednak, że zrobiła to, aby sprawić mi radość, czego symbolem są moje kompromitujące fotki z tamtego dnia ? <br><br>Opowiem wam dziś o jednej z najpiękniejszych dziecięcych historii znanych ludzkości. Elon Musk ciągle mówi, że chce polecieć na Marsa. Nie znamy się prywatnie, ale gdyby mnie zapytał o zdanie, powinien zabrać ze sobą jedną książkę: misia Paddingtona. Książek łącznie jest aż czternaście, nie wiem, czy tyle miejsca będzie na pokładzie rakiety Space X, niemniej panie Musk, warto! Szczególnie polecam opowiadania zawarte w tomie „Paddington przy pracy”. Pan ostatnio w jednym z wywiadów stwierdził, że u pana w firmie ludzie mają pracować i spać. Książka jak mniemam, trafi w pana wyszukane gusta nie tylko przez wzgląd na sugestywny tytuł. Swoją drogą, ilustracje pani Peggy Fortnum, przedstawiające czarno - białe Paddingtony, niebezpiecznie zbliżają się podobieństwem do pucołowatej twarzy pana Elona Muska. Jak myliście? <br><br>Nie mam żadnej romantycznej historii związek z Misiem Paddgintonem. Nie byłam dziewczynką z zapałkami, której ktoś ofiarował misia w zimną, sylwestrową noc do ogrzania. Miałam różne maskotki, część z nich pruła się z czasem niemożliwie. Miałam fazę, w tamtym czasie bycie panią doktor w przyszłości i prowadziłam chirurgiczne operacje na moich miskach. Książkę z Paddingtonem przyniosła moja koleżanka w szkole podstawowej, a jej okładka przedstawiająca smutnego misia na czerwonym tle jakoś mnie wewnętrznie ujęła. Podobne emocje towarzyszyły mi wtedy na widok smutnych piesków na osiedlu, które jesienią obserwowałam z mojego okna w domu. Zygmunt Freud zapewne doszukałby się w tym jakieś niebezpiecznej paraleli, ale fakty były takie, że widziałam podświadomie w Paddingtonie potrzebującego szczeniaka. Szczeniaka, którego nigdy nie mogłam mieć, bo moja starsza siostra miała uczulenie na sierść. Wybaczyłam jej to dopiero w 16 urodziny, jak wzięła mnie na koncert Dody w Warszawie. Wracając jednak do Paddingtona to mieliśmy w szkole organizowany co roku „Dzień książki”, gdzie wszystkie dzieci przynosiły swoją ulubioną opowieść i czytały przed całą klasą. Trochę chory pomysł, przecież jedne dzieci miały większą śmiałość, inne z kolei taka akcja mocno stresowała, a panie nauczycielki miały czas, żeby jeść ciastka. Moja koleżanka należała do tych nieśmiałych dzieci. Zaczęła czytać tego Paddingtona, głos jej po chwili zamarł, pojawiły się jakieś śmiechy, noi przyszła katastrofa. Stałam obok niej, wzięłam tę książkę, i zaczęłam czytać dalszy fragment donośnym głosem. Nie każda historia zaczyna się od przedstawienia niedźwiadka w czerwonym meloniku na głowie, toteż wyśmiewanie ustąpiła ciekawości. Przeczytałam całe opowiadanie, które liczyło sobie 20 stron, a cala klasa mocno wciągnięta w historię, prosiła o więcej i już nikomu w głowie nie były podśmiechujki z mojej koleżanki. Za to dzieci chętnie pytały o tytuł książki i gdzie można ją dostać. Wiecie, to nie były czasy, że dziecko ma kartę bankomatową i sobie zamawia przez neta książkę, bo mu zostało z kieszonkowego. To były czasy, kiedy miałam sweter po mojej siostrze. To był drugi powód, dla którego pisałam w listach do świętego Mikołaja, że nic nie chce, byle moją siostrą ze sobą zabrał. <br><br>Przyznaję, wciągnęłam się w historię z Paddigtonem po tamtym słodko - gorzkim dniu. Koleżanka była uprzejma, pożyczyła mi książkę na weekend, a już w poniedziałek jej oddalam, bo mamie udało się ja kupić przez ciotkę w Kędzierzynie-Koźlu. Mieli tam kapitalną księgarnię, obecnie znajduje się tam kebab. Jeśli chodzi o głównego bohatera opowieści Michaela Bonda, to widziałam w nim początkowo pieska, którego nie miałam, a z czasem przyjaciela, którego chciałam mieć. Jeśli są na sali dzisiaj jakieś dinozaury, to pewnie już nie pamiętacie, ale 10-letnia dziewczynka tez ma swoje życiowe problemy. Fajnie wtedy z kimś pogadać, wygadać się, a na końcu pośmiać, żeby brzuch bolał. Ja niestety w tamtym czasie najwięcej siedziałam z taką Jolką, straszny wampir energetyczny jak o niej dziś pomyśle. Tzn. Nie widziałam jej od lat, Jolka jak to czytasz, możemy iść na kawę, ale wtedy byłam wykończona po godzinach spędzonych z Tobą w ławce. Wtedy właśnie zaczęłam przyjaźnić się z Paddingtonem. Zauważyłam, że w jego towarzystwie ciągle się uśmiecham. To taki pluszowy niedźwiadek, który ciągle popełnia jakieś gafy. Czy coś sobie z tego robi? Tylko kolejną kanapkę z marmoladą. Znany jest na świecie ze swojego umiłowania dla tego przysmaku, co zresztą widać po jego mocno puszystej aparycji. I na tym właśnie polega magia tej bajki moim zdaniem. Z uwagi na styl Michaela Bonda, Paddingtona można czytać dziecku w każdym wieku. Prawdziwą przygodę przeżyją jednak ci, którzy samodzielnie będą to robić. Miałam to szczęście, że jeszcze w szkole podstawowej trafiłam na Paddingtona. Nie miałam pojęcia, gdzie jest Londyn, jak to daleko stad, co to jest muzeum, albo galeria handlowa. Michael Bond wszystkie te miejsca starannie opisał, oddając unikalny charakter stolicy Wielkiej Brytanii. W oczach dziecka jawiło się to niczym postacie ze Star Trek. Inna rzeczywistość, inny poziom świadomości. Zwłaszcza jeśli spojrzeć za okno i zobaczyć biedne, smutne pieski, które szukały jedzenia w śmietniku u sąsiada. Tak więc Paddington stał mi się bliski i wkrótce przeczytałam wszystkie 14 książek Michaela Bonda. Miało to swoje dalsze konsekwencje. W moją pierwszą podróż zagraniczną poleciałam nielegalnie, wbrew woli mojej mamy, która sama w taką eskapadę nigdy się nie udała. Poleciałam z chłopakiem na weekend do Londynu i wspominał ten czas jako pełen doświadczeń. Byłam oczywiście na stacji Paddington, gdzie miałam okazje ujrzeć pomnik Paddingtona. Fajny, taki puchaty, choć zdecydowanie mniej ciepły niż to sobie wyobrażałam. To był chyba koniec listopada, a ja nie byłam już dzieckiem. Potrzebowałam jednak takiego zderzenia z rzeczywistością, że miś Paddington tak naprawdę nie istnieje. </p><p>Chciałbym powiedzieć słow kilka w związku z postaciami drugoplanowymi w bajkach Michaela Bonda. Uznajmy, że król jest jeden i nazywa się miś Paddington. Tłem dla jego przygód są różne miasta, głównie Londyn, ale również Paryż czy pomniejsze miejscowości. Ten świat żyje. Ten świat wciąga. Ten świat sprawia, że chcesz być jego częścią. W dużej mierze mój światopogląd na Brytyjczyków wynikał z postaci pana Curry'ego. Sąsiad państwa Brown to był niezły łobuz. Taki co tu tylko patry jak wykorzystać naiwność i dobre serce pluszowego niedźwiadka. Łatwo poznać takich ludzi. Czasem ich spotykamy i czujemy jakoś podświadomie, że pieniędzy byśmy im nie pożyczyli. Oto właśnie Pan Curry we własnej osobie. Wieczny malkontent, maruda i narzekacz. Wampir energetyczny, jak ta Jolka co wam wspominałam. Co ciekawe, misiowi Paddingtonowi zupełnie nie udziela się przykre usposobienie pana Carryego. Może dlatego, że mis Paddington ma swoje własne, cudowne usposobienie? Tryska entuzjazmem, zaraza uśmiechem, ciągle pakuje się w kłopoty, a na koniec zje słoik z marmoladą. No właśnie, marmolada. Słodki przetwór był jedyna jedyną poważną rysa na mojej przyjaźni z Paddingtonem. Jeszcze jak byłam dzieckiem, moja mama robiła dżemy i marmolady na potęgę. Pewnego razu będąc przy tym, ujrzałam, jak na wirującej masie marmolady siadła mucha. Nie zdążyłam jej przegonić, mucha została wciągnięta i uzupełniła swoim białkiem skład masy marmoladowej. Obrzydziło mnie to okrutnie, mimo że przez cale dzieciństwo doiłam kozy. Czyli nic nie było mi straszne. Oprócz tej muchy w marmoladzie. <br><br>Sentymentalnie się zrobić, bo i wspomnień z Paddingtonem mam wiele. Wychowałam się na prowincji, gdzie często przyjaciół nie było, a wtedy należało ich sobie wymyślić. Byłam w tym dobra, ale nie jakaś aspołeczna. Po prostu moja wyobraźnia urozmaicała świat, w którym żyłam, a Michael Bond i jego opowiadania mieli w tym swój wielki udział. Zastanawiam się, cy dzisiaj są na rynku podobne opowieści? Nigdy nie kupowałam bajek stricte dla dzieci, czasem literaturę młodzieżową, ale wydawała mi się tandetna. Ta jak krótkie bajki, liczące ledwie kilka stron. Widywałam takie w księgarniach. Może mowie tak dlatego, że sama odkrywałam bajki jako grube historie. Paddington liczy sobie grubo ponad setkę stron, ale jeśli podzielimy je przez 7 opowiadań, to wychodzi idealna lektura przed snem dla młodego czytelnika. Nie wiem, jakie teraz są trendy wśród rodziców, wydaje mi się jednak, że Paddington cieszy się niezmiennym zaufaniem ze strony zarówno dzieci, jak i dorosłych. Od siebie dodam jeszcze tylko, że książka z Paddingtonem może okazać się fantastycznym pomysłem na prezent, jeśli znacie jakieś dzieci, które potrzebują wymyślonych przyjaciół. Czasem tego nie widać, ale jeśli dziecko chętnie spędza czas tylko głupio, wpatrując się w ekran telewizora, to podsuniecie mu bajki z Paddingtonem może okazać się wyjątkowym prezentem z waszej strony. Tak wiem, już słyszę te marudzenia, że dzieciaki i tak wola grac na smartfonie, niż cokolwiek przeczytać. Zadajcie wtedy takiemu maluchowi pytanie, ile razy śmiał się nad telefonem w ciągu ostatniej godziny. A potem zrobicie eksperyment i niech przeczyta przez kolejną godzinę książkę z Paddingtonem. Różnica w poziomie endorfin będzie zauważalna! </p>