Szósta apokalipsa. Sigma Force. Tom 10

Podczas wycieczki z turystami, strażniczka parku Jenna Beck otrzymuje powiadomienie o nagłym sygnale z tajnej bazy badawczej, miejsca, gdzie przeprowadzane są testy biologiczne i inżynierii genetycznej. Zaraz po przybyciu na miejsce otrzymuje rozkaz natychmiastowego zawrócenia. Jest to spowodowane otrzymaniem raportu o naruszeniu bezpieczeństwa i wszczęciem procedury awaryjnej. Otrzymano wiadomość „Zabijcie nas wszystkich!” W pobliżu bazy wszystko zostało skażone i niszczy wszystko co żywe na swojej drodze. Do tego Jenna dostrzega odlatujący w pobliżu śmigłowiec. Ona również zostaje dostrzeżona i to będzie dla niej problemem. Jenna nie jest w stanie sama podołać temu zadaniu i tu natychmiast zostaje wezwany zespół Sigma Force. Czy uda im się powstrzymać to zniszczenie i jakim kosztem?

W „Szóstej apokalipsie” występuje naprawdę szeroki wachlarz ciekawych postaci. Z jednej strony zespół Sigma Force skupiony wokół Paintera Crowe'a, z drugiej cywile jak Jenna, a także sporo naukowców jak dr Kendall Hess. Nie mogę zdradzić wiele o wszelakich postaciach bez irytującego spoilerowania ?. Moim faworytem wśród postaci pozostaje jak zawsze Painter Crowe. Mimo, że historia nie kręci się oczywiście tylko wokół niego, to jego nazwisko przyciąga mnie do serii Sigma jak magnes. Podobnie jak Jenna, która odgrywa w tej książce ważną rolę. Jest ona strażniczką w Kalifornii, razem ze swoim psem Nikko. Wprowadzenie strażniczki i jej psa od razu daje do zrozumienia, że wszystko skończy się dobrze. Możemy może stracić strażnika.... ale wyeliminowanie psa byłoby u Rollinsa czystą herezją. Podkreśliłabym również, że wątki poszczególnych bohaterów są wystarczająco rozwinięte. Tekst daje nam dość duży wgląd w ich umysły i raczej wszystkie decyzje udawało mi się zrozumieć. Poza decyzjami tych złowrogich postaci ofc.

Książki Jamesa Rollinsa są składowiskiem nauki. Nie będę ukrywał, że mój stan wiedzy nie pozwala mi wszystkiego pojąć, ale nie umniejsza mi to przyjemności z czytania. Jeśli zagadnienia z chemii czy biologii nie są dla Ciebie straszne, to „Szósta apokalipsa”, jak i cała seria, spodoba Ci się jeszcze bardziej ? Może nie rozumiałem każdego słowa, ale pod koniec było dla mnie jasne, jakie jest biologiczne przesłanie ?.

„Szósta apokalipsa” wciąga od pierwszej strony i mimo, że nie zawsze wszystko rozumiałem, na przykład gdy odbywały się swego rodzaju dyskursy naukowe, to fabuła potrafiła mnie od razu porwać i naprawdę z przyjemnością czytałem dalej. Zakończenie sprostało moim nabudowanym przez powieść oczekiwania. Wszystko zostało ładnie domknięte i nie posiadałem otwartych pytań.

Posłowie autora: prawda czy fikcja? Bardzo przydatnym i wskazanym wydaje mi się posłowie autora dotyczące tego, co w książce jest/było prawdą, a co fikcją. Na pewno część rzeczy okazała się dla mnie bardzo zaskakującymi, a część zmusiła mnie do refleksji. Duży plus dla Rollinsa za takie rozwiązanie.

Historia w książce rozgrywa się w różnych czasach. Na początku mamy rok 1832, ale już w pierwszym rozdziale przenosi się do czasu teraźniejszego. W „Szóstej apokalipsie” narrację prowadzi dość dużo osób, a z tego wynika zróżnicowanie wzbudzające zainteresowanie. Niespodzianką nie będzie, gdy powiem, że akcja nie rozrywa się w jednym miejscu. Na przestrzeni książki Rollins opisuje Amerykę, Brazylię, a także Antarktydę. W rzeczywistości, części osadzone na Antarktydzie zafascynowały mnie i zainteresowały najbardziej. Książka jest podzielona na 4 części, a także zawiera raz po raz ilustracje, na przykład map, ale także rzeczy biologicznych, takich jak wirusy. Bardzo mi się to podobało, nawet jeśli do map najlepiej mieć przygotowaną lupę ? Ale dzięki temu książka nabrała innego, bardziej osobistego charakteru. Ponadto, jest ona podzielona nie tylko na rozdziały, ale także na okresy czasu, co zawsze uważam za bardzo interesujące. To w jakiś sposób sprawia, że czujesz się jeszcze bardziej zanurzony w historii.

Najnowsza wiedza technologiczna i rzetelne fakty naukowe, genialnie połączone z wątkami historycznymi i mitologicznymi - to wszystko sprawia, że thrillery Jamesa Rollinsa są wyjątkowym doświadczeniem czytelniczym. Nawet przy takiej ilości stron „Szósta apokalipsa” mogła być jedną z najszybciej pochłanianych przeze mnie powieści. Naprawdę szczerze ją polecam. Szczególnie tym, którzy lubią dużo akcji i fabuły. Książka posiada w sobie trochę romansu, który rozwija się stopniowo, z nieco bardziej erudycyjnym językiem i naciskiem na troskę, jaką powinniśmy mieć dla natury, co prowadzi do tego, że w głębi serca życzymy sobie, aby „Szósta apokalipsa” nigdy nie nam nie zagroziła. ???

W „Szóstej apokalipsie” James Rollins zabiera czytelników w podróż po rozwoju DNA. Co jeśli teoria Darwina skrywała w sobie znacznie więcej, niż dzisiaj wiemy? Seria Sigma Force nigdy nie zawodzi, a w tej odsłonie dowiadujemy się o postępie technologii w medycynie i wpływie na zmianę istoty ludzkiej mentalności. Czy to dlatego zwierzęta i inne gatunki wyginęły lata temu?

Ze starej bazy wojskowej w Sierra Nevada nadchodzi dramatyczna prośba o pomoc, a najstraszniejsze w tym jest końcowy rozkaz, aby ktoś „zabił nas wszystkich!”. Jenna Beck, strażniczka parku i jej wierny pies, Niko, idą w górę, aby  sprawę i szybko stają się częścią czegoś znacznie większego. Wydaje się, że wszystko w pobliżu miejsca jest martwe - i wtedy komandosi w czerni w helikopterze przylatują, aby dokończyć robotę. Budynek wysadzają i uwalniają tym samym stworzony przez człowieka śmiercionośny patogen. Oddział Sigma zostaje wezwany do akcji. Muszą poznać prawdę o patogenie, gdzie został zabrany odpowiedzialny za niego naukowiec, kto atakuje ich i naukowców oraz gdzie można znaleźć początek tego wszystkiego. Ich zespoły muszą podróżować od Kalifornii przez Brazylię po Antarktydę w wyścigu, aby odkryć odpowiedzi i powstrzymać szaleństwo, zanim spowoduje ono wyginięcie rasy ludzkiej.

„Szósta apokalipsa” to oryginalna opowieść, która jawi się jako specyficzne fantasy, jednakże ponad wszelką wątpliwość posiada w sobie więcej prawdy niż początkowo sądziłem. Ekstra było to, że z tyłu książki James Rollins, autor książki, objaśnia, co należy rozumieć jako prawdę, a co jako fikcję użytą na potrzeby fabuły. To miły akcent, który pozwala wycisnąć z czytania więcej. James Rollins nie tylko dostarcza nam doskonały, elektryzujący thriller pełen akcji i przygód, ale także traktuje swoich czytelników z szacunkiem i ukłonem w stronę ich inteligencji. Na początku samej historii jest się raczej przytłoczonym ilością bohaterów, ale później podział na grupy znacznie ułatwia sprawę. Dla mojego umysłu książka jest napisana bardzo plastycznie, więc można niemalże dotknąć, powąchać czy poczuć krajobrazy i ludzi. Zawsze zadziwia mnie, jak Rollins potrafi połączyć historię, naukę i fantastycznych bohaterów w powieść, która ma tak szybkie tempo i jest super przyjemna. Ta książka nie jest wyjątkiem. Korzystając z mroźnego świata Antarktydy, wraz z załogą Sigmy podróżujemy w nieznane rejony, gdzie różne gatunki grasują i przerażają, a rośliny są hodowane tak, aby były zabójcami. To, co czyni „Szóstą apokalipsę” i resztę części Sigmy bardzo frasującymi, to możliwość, że niektóre z przedstawionych kataklizmów mogą się spełnić. 

Poleciłbym tę książkę każdemu, kto lubi akcję, przygodę i naukę wplątaną w historię.