Dodana przez
Patryk
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Będę tutaj recenzował każdą książkę Tolkiena jaka przeczytam! Przy okazji umieszczania recenzji Władcy Pierścieni i Hobbita odkryłem ile daje mi to frajdy i radości! Dziś jednak sytuacja nieco inna, bo na tapet wziąłem Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa, zbiór opowiadań, stąd przejdę od razu do ich przedstawienia! </p><p>Łazikanty był pierwszą opowieścią, którą Tolkien opowiedział swoim dzieciom. Podobnie jak losy innych opowiadań ze zbioru Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa, także i to powstało zupełnie przypadkiem, jak możemy się dowiedzieć z biografii Tolkiena,., autor był nad morzem lata 1925 roku i w tym czasie najstarszy John miał prawie 8 lat, średni syn Michael prawie 5, z kolei najmłodszy Christopher miał niespełna rok. Michael miał psa-zabawkę, z którym nigdy się nie rozstawał, nawet podczas kąpieli. Pewnego dnia poszli na spacer wzdłuż brzegu, a Michael upuścił swoją zabawkę wzdłuż skarpy i szybko przepadła ona w morzu Tej nocy miała miejsce straszna burza morska i rodzina Tolkienów nie mogła spać, czuwała przez całą noc. Podczas tej burzliwej nocy ojciec Tolkien rozpoczął opowieść o zaginionym psie Roverze, aby pocieszyć Michaela, ten bowiem był wyraźnie przestraszony i wiązał utratę swojej zabawki z burzą jaka miała miejsce w ich okolicy. W ten sposób młody Tolkien chłonął świat, tam gdzie inni opowiadali bajki dla pociechy, on uruchamiał wyobraźnię, a efekty tego geniuszu możemy śledzić do dziś na kartach jego książek, Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa są tego kolejnym dowodem! Wracając jednak do treści książki: Opowieść miała być wydana wkrótce po "Hobbicie", wraz z " Gospodarz Giles z Ham", jednak wydawnictwo Unwin nie chciało nowych opowieści Tolkiena, licząc na nowy sequel "Hobbita" i spodziewane zyski. W ten sposób "Łazikanty" czekał na publikację 58 lat. A opowieść jest całkiem niezłą tolkienistyczną, ukrytą perełką: oprócz Rovera jest tu nawet dwóch czarodziejów - prekursorów Gandalfa (Psamatos i Artaxerxes), Człowiek na Księżycu (znany z Przygód Toma Bombadila i innych wersów ze zbioru Czerwona Księga), pies na Księżycu, biały smok, wieloryb Uin (znany z Księgi Zaginionych Opowieści, część 1), merfolk i wiele, wiele innych ciekawych i tajemniczych postaci. Historia ta niesie ze sobą moralną lekcję dla dzieci, aby były grzeczne wobec starszych osób i nauczyły się mówić "dziękuję" i "proszę", aby uniknąć losu Rovera, który został zamieniony w psa-zabawkę, z powodu jego wyraźnego braku taktu i dobrych manier wobec czarodzieja Aetaxerxesa, który ukarał go w ten sposób, a aby przywrócić jego prawdziwą formę, Rover musiał nauczyć się być grzeczny! </p><p>Gospodarz Giles z Ham</p><p>Geneza tej satyrycznej opowieści była dość przypadkowa. Moje poszukiwania w tym zakresie pozwoliły mi trafić na informacje, że według najstarszego syna Tolkiena, Johna, historia powstała podczas rodzinnego pikniku, który został przerwany przez nagłą ulewę, kiedy to cała rodzina została zmuszona, aby znaleźć schronienie pod dachem! Podczas gdy deszcz lał z nieba wielkimi kroplami, ojciec Tolkien rozpoczął opowieść o farmerze Gilu i skupił na sobie uwagę wszystkich trzech synów. Opowieść ta początkowo była napisana w formie dialogu ojca z synem, a Tolkien zamierzał ją wydać po "Hobbicie", jednak czekała ona jeszcze kolejne 12 lat aby znaleźć się w oknach księgarni. Sama opowieść jest, śmiem twierdzić, jest czystym odbiciem przywiązania Tolkiena do literatury średniowiecznej, a jej forma przypomina wiele z Opowieści kanterberyjskich Chaucera, jednak oczywiście Tolkien odcisnął w niej swoje własne piętno, używając zarówno łaciny, jak i greki do nadawania imion swoim bohaterom. Nie może to dziwić, skoro sam przedstawiał siebie jako zapalonego lingwistę, niektórzy nawet uważają, że miał obsesję na punkcie pogańskich języków. I tak imię Farmera powstało od archaicznego łacińskiego określenia farmera - aegidius, co w potocznym jeżyku było określeniem farmera dość pejoratywnym. Opowieść pełna jest pięknych średniowiecznych określeń dobrze wkomponowanych w narrację i nadaje się zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych – pobudza wyobraźnię, a język Tolkiena brzmi jak pieśń naszych przodków wpleciona w nasz język współczesny. Podzielacie moją opinię? </p><p>3. Przygody Toma Bombadila</p><p>Za namową ciotki Tolkien wydał " Przygody Toma Bombadila " w tej formie w 1962 roku - prawie trzy dekady po napisaniu pierwszego wiersza z tego zbioru. Postać Toma jest jednym z tych fragmentów całej Sagi o Śródziemiu, które zostały stworzone, by zachować niezależność w stosunku do reszty legendarium, jednak po pewnym czasie Tolkien zmienił zdanie, bolejąc nad pominięciem postaci tak autentycznej, dość indywidualnej i niezależnej od zdarzeń opisanych w Hobbicie czy Władcy Pierścieni. W ten sposób wkomponował Toma w rękopis TLOTR. Jak powszechnie wiadomo miłośnikom Tolkiena, w kilku swoich listach dotyczących Toma Bombadila, autor oświadczył m,.in, że Tom miał być w założeniu…. najbardziej ludzki ze wszystkich bohaterów. Dla osób nieznających świata Śródziemia może to brzmieć zagadkowo, chidzilo przede wszystkim o uzyskanie czegoś w rodzaju efektu widza. Tom miał patrzeć jak wielka wojna ogarnia Śródziemie oczami niewzruszonymi, obojętnymi, może Tolkien widział w nich siebie gdy wracał do czasów wspomnień z frontu I Wojny Światowej?</p><p>Kowal z Podlesia Większego</p><p>Kowal z Podlesia Większeg to ostatnie dzieło literackie Tolkiena, opublikowane za jego życia (1967). Pojawiła się ona zupełnie przypadkowo, gdy poproszono go o napisanie przedmowy do reedycji "The Golden Key" George'a MacDonalda. Pracując nad tym zadaniem, autor uświadomił sobie, że na jego oczach dzieje się zupełnie nowa, niezwykła historia i ponowił ją opisać. Jej powstanie trwało dwa lata i było pisane na maszynie do pisania, co było dość osobliwe dla Tolkiena, gdyż rzadko rozstawał się z piórem, deklarując, że bez pióra przypomina kurę bez dzioba, co pamiętam doskonale jako anegdotę opowiedzianą mi przez wujka na Świętach Wielkanocnych! takim właśnie jest pisarzem Tolkien – łączy pokolenia! Wracając jednak do samego Kowala z Podlesia Większego - rękopis został później oczywiście poprawiony ręcznie i połączony z całą genealogią i historią wioski. Jednak w końcu porzucił to wszystko i ukształtował historię, jaką znamy dzisiaj: opowieść ta potwierdza fakty, które zawarł w eseju "O baśniach", zdecydowanie opowiadając się za krainą baśni (czy też w języku tolkienowskim Faëry) i dowodząc, że Faëry nie jest tylko wadowicką kremówka wśród miast, ale królestwem bardzo niebezpiecznym. Termin "niebezpieczny" celowo autor użył w eseju kilka razy. Oprócz deklaracji, że opowieść jest alegorią, możemy uznać wręczenie przez kowala klucza do baśni na końcu opowieści za symbol pożegnania Tolkiena z pracą literacką, był on bowiem już w podeszłym wieku, a jego dolegliwości żołądkowo-jelitowe stawały się częste, toteż więcej czasu spędzał w gdzieś w okolicach Bournemouth (to taki polski Sosnowiec) niż w domu. Opowiadanie jest hołdem dla wszystkiego, co lubił i co głosił w swojej twórczości, a co było mocno osadzone w mitologii celtyckiej – dlatego właśnie kraina baśni w opowiadaniu, czyli „Otherworld”, nie jest odcięta od Naszego Świata, ale przeciwnie: włączona w niego i łatwo można było do niej dotrzeć przez las na zachód od wioski. Podróżnik (Kowal), zaopatrzony w specjalny paszport (gwiazdę, którą pochłonął kawałkiem ciasta podczas Święta Dobrych Dzieci - zimowego festiwalu wioski) może łatwo dotrzeć do Faëry i przebywać tam tyle, ile chce, ale nie może się tam zadomowić, ponieważ nie jest to bezpieczne miejsce dla nie-wróżkowych ludzi (co zostanie pokazane Kowalowi, gdy bezmyślnie wejdzie do jeziora z ognistymi stworzeniami, powodując wielką burzę jako upomnienie!). Jako drobny zastaw za jego dobre maniery, wróżka-królowa obdarzyła go wiecznym kwiatem, jako pamiątką dla dalszych pokoleń jego rodzinny, który skądinąd nasz bohater przechowywał w szkatułce. Samo zakończenie jest dość lapidarne i, jak już wspomniałem, odzwierciedla pożegnanie Tolkiena z pracą twórczą, uznając jednocześnie tę historię za nieplanowaną, mającą bowiem miejsce u szczytu jego kariery pisarskiej….. Choć nie pozostaje w związku ze światem Śródziemia, wiele aspektów z tego legendarium można w niej z łatwością rozpoznać (na przykład scenę z wróżkami-wojowniczkami, które napotkały Kowala, a które są symbolicznym wizerunkiem Noldorów z Pierwszej Ery), jest to wiec najlepsza rekomendacją dla wszystkich, którzy oddają się pięknym archetypowym powieściom fantasy i lubią sięgac do jej korzeni. </p><p>5. Liść, dzieło Niggle’a”</p><p>Wśród całej twórczości literackiej Tolkiena nie sposób natknąć się na opowiadanie błahe czy słabo napisane. Podobnie jest z Liść, dzieło Niggle’a” - przy każdym kolejnym czytaniu, a także poprzez sięganie po różne książki biograficzne dotyczące autora, a w końcu zapoznawaniu się z jeszcze większą ilością szczegółów dotyczących życia prywatnego i zawodowego Tolkiena, nieustannie odkrywam nowe i zaskakujące elementy, które zostały pominięte podczas poprzednich lektur! Wiedzieliście na przykład, że brzydził się i mediami, i maszynami, które zastępowały ludzkie ręce? I samochodów też nie lubił! Samochód posiadał tylko raz (podobnie jak pan Bliss w opowiadaniu o tym samym tytule), a po odkryciu, że samochody i Tolkien nie pasują do siebie, zamienił motor na rower. Prawda że to w iście tolkienowskim stylu? " Liść, dzieło Niggle’a”” jest jedynym i niepowtarzalnym opowiadaniem, w którym Tolkien kiedykolwiek zastosował alegorię. W tej, poniekąd autobiograficznej opowieści, próbował w alegoryczny sposób spleść wszystkie kłopoty, które nękały go na długiej drodze tworzenia nigdy nieukończonego arcydzieła - Silmarillionu. Malarz Niggle jest obrazem i ucieleśnieniem samego Tolkiena w mojej skromnej, fanowskiej opinii. Nawet imię malarza - Onomasty - całkiem pasuje do autora, jak myślicie? Tak jak "The Silmarillion" męczył Tolkiena, tak pewien, dawno rozpoczęty projekt, męczył Niggle'a: "Zaczęło się od listka złapanego przez wiatr, a stał się drzewem; a dalej drzewo rosło, wysyłając niezliczone gałęzie i wyrzucając najfantastyczniejsze korzenie głęboko w ziemię! Dziwne ptaki przylatywały i osiadały na gałązkach i trzeba było się nimi zajmować co naszemu bohaterowi sprawiało dziką radość. Potem wokół Drzewa przez luki w liściach i konarach, zaczął się otwierać magiczny portal; pojawiały się widok lasu maszerującego przez ziemię, i gór pokrytych śniegiem." Wiemy, że "The Silmarillion" powstał wśród okopów wielkiej wojny. Z trzech początkowych opowieści, Tolkien był bowiem dość mocno związany z Niggle'em: "był typem malarza, który potrafi lepiej malować liście niż drzewa. Spędzał długi czas nad pojedynczym liściem, próbując uchwycić jego kształt, jego połysk, blask kropli rosy na jego brzegach. A jednak chciał namalować całe drzewo, ze wszystkimi jego liśćmi w tym samym stylu, a wszystkimi inaczej". A jednak, nie zważając na niezliczone szczegóły, które Tolkien nieustannie włączał do swoich opowieści, w końcu, w tak długim okresie czasu, zaczął porzucać swoje dzieło….. Albo zaczął pisać nowe historie od początku.</p><p>Już na początku opowieści Tolkien dajeż do zrozumienia, że malarz powinien odejść, ale nie jest do tego odejścia przygotowany, bo jego obraz jest niedokończony. Niggle jest dość osamotniony w swojej małej pracowni, podobnie jak Tolkien, pogrążony w swoich zawodowych zajęciach i obowiązkach. Jedynym sąsiadem Niggle'a jest pan Parish, który najwyraźniej jest alter ego malarza i reprezentuje równoległy, realny świat, którego sam malarz nie był świadomy w swoim dziele. Sam Tolkien nie przejmował się zbytnio "światem zewnętrznym", wolał jeździć na rowerze niż zajmować się dziećmi o czym wspominała jego zona. Praca Niggle'a została nagle przerwana, a on sam zabrany w nieznanym kierunku, podobnie jak Józef K. w Procesie Kafki. Tolkien musiał iść na wojnę. Niggle trafił do magazynu, gdzie musiał nauczyć się koncentracji i efektywności, prawda ze zadziwiająca korelacja? </p><p>Z tym samym problemem Tolkien zmierzył się po zakończeniu wojny: brakiem skupienia i czasu, będąc naciskanym przez wieczne zawodowe zobowiązania na które w tamtym czasie jak mi się zaje, nie był gotowy. W tym równoległym świecie, do którego trafił Niggle, miał zawiązane oczy i słyszał tylko zdanie dotyczące swojego przyszłego życia. Kiedy pozwolono mu wrócić do pracowni, okazało się, że jego domu już nie ma, a zamiast niego pojawił się krajobraz z jego obrazu. Ze wszystkimi szczegółami, które dodawał w miarę upływu czasu – w ten własnie sposób Tolkien zetknął się nagle z błyskawiczną popularnością jaka na niego spadła po wydaniu Hobbita, a potem Władcy Pierścieni. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, że czytelnicy szybko zakochają się jego tekstach, bo przecież opierał je na tradycyjnych, a nie nowoczesnych wartościach, co mogło być powodem ich odrzucenia zwłaszcza w dobie wielkich przemian jakie miały miejsce w połowie ubiegłego wieku w Europie i na świecie. Gdy Niggle udał się w daleką podróż, dwaj urzędnicy wydziedziczyli jego dom, a jeden z nich ocalił fragment płótna, na którym namalowany był pojedynczy liść, i przekazał go do miejscowego muzeum, które wkrótce zostało zniszczone przez pożar. Ten fragment jest jedynie odzwierciedleniem myśli Tolkiena, że jego dzieło nigdy nie zostanie zaakceptowane w środowisku czytelniczym, a jego nazwisko i wysiłek zostaną zapomniane po jego odejściu. Dacie wiarę? </p><p>Podsumowując, niezwykle interesujący zbiór opowiadań, czyni Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa pozycja obowiązkową dla fanów Tolkiena i fantasy, dla tych z was, którzy do tej pory nie interesowali się tym gatunkiem, Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa stanowią idealny wybór w tym kierunki!:-)</p>