Dodana przez Rita w dniu 02-06-2022
Przyszła jesień, a wraz z nią pora na wciągające historie z obowiązkowym elementem zaskoczenia w tle i bohaterami, których da się lubić! To nie jest moje pierwsze spotkanie z Remigiuszem Mrozem, wśród znajomych mam opinię zakochanej w jego twórczości. A jednak całą serię z Chyłką w roli głównej odkładałem "na lepsze czasy" i to był błąd: lepszych czasów dla tej historii niż nadchodzący wieczór nie znajdziecie - od pierwszych jej stron będziecie zaczytani bez pamięci :-)
Uwielbiam momenty, w których autor kończy dane rozdziały i nagle przenosi mnie gdzie indziej, a ja przewracam zachłannie kartki, aby powrócić do poprzedniego poruszanego wątku. Uwielbiam wykreowany w głowie świat, gdzie adwokaci, prokuratorzy i oskarżeni mają swoje jasne i ciemne strony, nic nie jest oczywiste. Bohaterowie tej opowieści bywają irytujący, nierozważni w swoich decyzjach, niekiedy ich wyboru budzą zdziwienie u czytelnika. Chwilami nie rozumiałem relacji jaka między nimi istnieje i mam wrażenie, że oni sami jej nie rozumieją. Poza tym autor w trakcie czytania pierwszych kilkuset stron dostarcza mi emocji godnych całkiem dobrego kryminału, a potem kończy nagle wszystko w sposób, który mi nie odpowiada, bo zakończenie toczy się na zaledwie kilku stronach. To z kolei budzi we mnie głęboki niedosyt, ale może właśnie taką intencję miał Mróz konstruując pełen sprzeczności świat akcji osadzony w prawniczej nomenklaturze?
Wracając do samego "Zaginięcia" to odniosłam wrażenie, że jest ono o niebo lepsze niż "Kasacja". Zarówno styl pisania, struktura osobowości jej bohaterów autora, jak i pozostałe kwestie były na wyższym poziomie. Tytułowe zaginięcie małej dziewczynki, zrobiło w tym przypadku swoje. Domyśliłam się, kto zrobił to co zrobił, ale nie miałam zielonego pojęcia jak to powiązać z innymi wydarzeniami. Intrygująca sprawa i rozwój akcji, brak jakichkolwiek dowodów i konkretnych poszlak, podjęty wątek Białorusina, przemytu, a także niewielkiej społeczności, gdzie wszyscy, wszystko o wszystkich wiedzą. Pozornie. Brzmi znajomo?
Co do głównej bohaterki - nadal nie jest ona moją ulubienicą, co też nikogo nie powinno dziwić: Joanna Chyłka to postać wybitna i tragiczna jednocześnie, budzi skrajne emocje. Przyznam jednak otwarcie, że czułam głęboki smutek śledząc jej losy na kartach "Zaginięcia", głownie dlatego, że Remigiusz Mróz nie jest dla niej łagodny w drugiej części swojej sagi, wręcz przeciwnie: stawia ją w końcu przed ważnymi pytaniami, przed którymi ona sama zdaje się od dawna uciekać. Wspiera ją Zordon, który w odróżnieniu od pierwszej części cyklu tutaj wyraźnie się rozkręca, i wyobrażam sobie, że skradnie serce nie jednej kobiety.
Daję 4,5 gwiazdki - "Kasacji" dałam 4 i czuję się w obowiązku ocenić tę pozycję lepiej, wyżej.
P.S. Na kartach "Zaginięcia" pojawiła się Olga Szrebska, znana i uwielbiana z innych powieści Mroza, kto czytał ten wie, a kto nie czytał.... ma co robić. Lovki foreverki dla niej!
Dodana przez Kamila w dniu 02-06-2022
Haaaaaaallooooooo, ziemia jest tam ktoś? Pisze do was dziewczyna, której mózg eksplodował po przeczytaniu drugiej części losów dzielnej i bezwzględnej mecenas Joannie Chyłce, i jej chwilami nieporadnemu, ale szybko się uczącemu Kordianowi Oryńskiemu. Oto moje refleksje!
" - Odpoczynek ci chodził po głowie? - zadrwiła - A co ty jesteś, Dalajlama, żeby medytować? Prawnik jest od działania, a imitacja prawnika od pomagania mu w tym. Więc wstawaj i pomagaj.
Oryński niechętnie podniósł się z miejsca.
- Myślałem, że zażyjemy trochę snu - odburknął. - Prowadziłem pół nocy.
- Sen? Co to takiego?
- Chyłka...
- Masz na myśli ten moment kiedy mrugam?"
Lubię ten cytat, jak w soczewce skupia cechy obojga bohaterów: z jednej strony cyniczna, oportunistyczna (do czasu....) i chłodna w swoim sposobie bycia Joanna Chyłka, z drugiej zaś on: Kordian Oryński, nieco naiwny aplikant adwokacki, żyjący w świecie gdzieś pomiędzy normalnością, a tłumem bezwzględnych prawników, gdzie racja to prostytutka, a jej alfonsem jest ten, kto wie jak poruszać się w rzeczywistości skomplikowanej procedurze karnej.
W "Zaginięciu" Chyłka i Zordon znowu razem rzucają wyzwanie zabetonowanej palestrze! Jest noc, a Chyłka widzi na ekranie swojego telefonu znajomy numer: okazuje się, że jej koleżanka potrzebuje pomocy. Ci, którzy mieli przyjemność obcować z panią mecenas przy okazji pierwszego tomu wiedzą, że nie jest ona skora bo pomocy innym, chyba że ma w tym swój interes albo..... widzi wyzwanie. Niniejsza sprawa takowym jest od początku gdy okazuje się, że chodzi o dziecko Angeliki i Awita Szlezyngierów, które zniknęło bez śladu. Oczywiście rodzice stają się głównymi podejrzanymi w ocenie lokalnej policji. Joanna Chyłka do spółki z Zordonem udają się w podróż na północ kraju by wyjaśnić sprawę i uratować znajomą przed wymiarem sprawiedliwości, który - jak się wydaje - zdążył na nią wydać wyrok i to pomimo zasady niewinności wpisanej w kodeks postepowania karnego. Sprawa jest bardziej zawiła niż na pierwszy rzut oka wygląda. Jest sporo niedomówień, niejasnych poszlak i kompletny brak dowodów na niewinność jej koleżanki Angeliki i jej partnera, Awita.
Jak z tej trudnej sytuacji wybrnie Chyłka? Komu może zaufać, a kto będzie ją zbijał z tropu, czy Zordon wyjdzie z roli ucznia i będzie miał swój wkład w rozwiązanie sprawy? Dla wszystkich jego fanów/fanek: w drugiej części nasz aplikant adwokacki rozwija skrzydła:-)
Po przeczytaniu "Zaginięcia" mam w głowie dwie myśli: sięgnąć po kolejną cześć, czyli "Rewizje" oraz..... pójść na spotkanie autorskie z Remigiuszem Mrozem i zadać mu kilka pytań, choćby o to skąd czerpie inspirację dla tak burzliwego romansu z czytelnikiem, gdzie tempo akcji narzucone przez autora zasysa fanów jego książek bez pamięci i sprawia, że w głowie jedno tylko mam: więcej, więcej, więcej jego powieści.