Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
To nie kraj, to ludzie
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Na początku marca, w pierwszym tygodniu wojny, zmierzch przynosi niepokój. Serwisy informacyjne przyciągają moją uwagę, nie mogę się od nich oderwać. Nie mam już łez na widok małego chłopca w pociągu. Powtarza z dumą: „Mój tata to bohater, pomaga żołnierzom w Kijowie walczyć z wrogami, a ja z mamą wyjeżdżamy.” Te słowa łamią mi serce.
Dzwoni telefon. Dzwoni Joasia Ziędalska-Komosińska, bliska przyjaciółka, niezwykła kobieta. Mówi: „Joasiu, potrzeba kogoś, kto pojedzie na granicę. Może znasz dziennikarza, który mógłby zobaczyć, co się dzieje, i przekazać to światu? Ilona prosi o pomoc, mówi, że to armagedon.” Ilona Puszek, pedagożka i wolontariuszka z Hrubieszowa, moi rodzinni stron. Myśli szybko ścigają się w mojej głowie: Igor, praca, dom, pies. Asia mówi dalej, ale jej głos brzmi jak zza szkła. Po chwili odpowiadam bez namysłu: „Ja pojadę, jestem stamtąd. Moje miejsce jest przy granicy.” Rozmowa z Iloną mimo, że jeszcze jej nie znam, przypomina dialog starych przyjaciółek.
Pytam, czego potrzeba. „Wszystkiego – odpowiada – przyjedź, zobacz. Tu są tłumy ludzi, małe dzieci. Potrzebne są pieluchy, jedzenie, leki, środki czystości. I przydałby się psycholog. Nie radzimy sobie. Państwo nas opuściło, jesteśmy sami. Opadamy z sił, Joasiu. Pomóż.”
Znam tych ludzi z pogranicza. Są jak niezłomna armia ochotników, gotowi do działania w każdej chwili. Ale nawet dla nich wojna to ogromne wyzwanie. Ogłaszam zbiórkę na grupie „Kobiety mocy”, publikuję apele na Instagramie, Facebooku, informuję znajomych. Wkrótce w recepcji mojego bloku piętrzą się dary. Potrzebuję większego samochodu, znajomy oferuje dużego SUV-a. Ładuję go do pełna, zawieszenie ulega przeciążeniu, ale to nasza misja. Razem to przetrwamy, bo jesteśmy stamtąd.
Joanna Racewicz
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Na początku marca, w pierwszym tygodniu wojny, zmierzch przynosi niepokój. Serwisy informacyjne przyciągają moją uwagę, nie mogę się od nich oderwać. Nie mam już łez na widok małego chłopca w pociągu. Powtarza z dumą: „Mój tata to bohater, pomaga żołnierzom w Kijowie walczyć z wrogami, a ja z mamą wyjeżdżamy.” Te słowa łamią mi serce.
Dzwoni telefon. Dzwoni Joasia Ziędalska-Komosińska, bliska przyjaciółka, niezwykła kobieta. Mówi: „Joasiu, potrzeba kogoś, kto pojedzie na granicę. Może znasz dziennikarza, który mógłby zobaczyć, co się dzieje, i przekazać to światu? Ilona prosi o pomoc, mówi, że to armagedon.” Ilona Puszek, pedagożka i wolontariuszka z Hrubieszowa, moi rodzinni stron. Myśli szybko ścigają się w mojej głowie: Igor, praca, dom, pies. Asia mówi dalej, ale jej głos brzmi jak zza szkła. Po chwili odpowiadam bez namysłu: „Ja pojadę, jestem stamtąd. Moje miejsce jest przy granicy.” Rozmowa z Iloną mimo, że jeszcze jej nie znam, przypomina dialog starych przyjaciółek.
Pytam, czego potrzeba. „Wszystkiego – odpowiada – przyjedź, zobacz. Tu są tłumy ludzi, małe dzieci. Potrzebne są pieluchy, jedzenie, leki, środki czystości. I przydałby się psycholog. Nie radzimy sobie. Państwo nas opuściło, jesteśmy sami. Opadamy z sił, Joasiu. Pomóż.”
Znam tych ludzi z pogranicza. Są jak niezłomna armia ochotników, gotowi do działania w każdej chwili. Ale nawet dla nich wojna to ogromne wyzwanie. Ogłaszam zbiórkę na grupie „Kobiety mocy”, publikuję apele na Instagramie, Facebooku, informuję znajomych. Wkrótce w recepcji mojego bloku piętrzą się dary. Potrzebuję większego samochodu, znajomy oferuje dużego SUV-a. Ładuję go do pełna, zawieszenie ulega przeciążeniu, ale to nasza misja. Razem to przetrwamy, bo jesteśmy stamtąd.
Joanna Racewicz
