Tiny pretty things

„Tiny Pretty Things” to książka ukazująca życie dziewcząt uczących się w ekskluzywnej szkole baletowej w Nowym Jorku. Możemy przyjrzeć się z bliska co tak naprawdę kryje się w głowach tych idealnych, nieskazitelnych baletnic.

Książka nie jest łatwa. Porusza temat problemów, których często nie zauważa się na pierwszy rzut oka lub też po prostu się je ignoruje. Niezdrowa rywalizacja, anoreksja oraz przemoc fizyczna i psychiczna to zaledwie wierzchołek góry lodowej nastoletnich doświadczeń ukazanych w powieści. Uczniowie dążą do doskonałości i osiągnięcia sukcesu, nie zważając na to, co muszą poświęcić. Wiele z nich kieruje się frazą „po trupach do celu”. Nikomu nie można zaufać, a nastolatkowie są przepełnieni fałszem, zazdrością i bezwzględnością. Dziwiłam się, że można być aż tak zepsutym i nie czułam, aby bohaterowie mieli jakikolwiek zamiar się zmienić. W wielu przypadkach był to wynik ich wygórowanych ambicji oraz presji narzucanej na nich przez społeczeństwo, szczególnie przez rodziców. Jedynie Gigi jest dziewczyną pochodzącą z kochającej rodziny – dobra, przyjazna, nierobiąca nikomu na przekór. Niestety ciężko jej będzie funkcjonować w tak niemoralnym towarzystwie i wyjść z tego bez szwanku.

Ciężko mi było uwierzyć, że takie historie mogą dziać się naprawdę w dzisiejszym świecie. Myślę, że może było to trochę wyolbrzymione, ale na pewno za zamkniętymi drzwiami elitarnych szkół dzieje się wiele złych rzeczy, także tych przedstawionych w powieści. Dużym minusem jest dla mnie niestety to, że książka zakończyła się w samym środku akcji i dużo wątków nie zostało rozwiązanych. Podobno jest drugi tom, ale nie widziałam, aby był dostępny w języku polskim. Czuję przez to duży niedosyt i mam nadzieję, że kiedyś jednak doczekam się dalszej części. Momentami też książka mi się dłużyła. Dopiero pod koniec fabuła zaczęła się ciekawiej rozwijać, ale tak jak już wspomniałam, wtedy powieść się po prostu skończyła.