Dodana przez
Paweł
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Od dłuższego czasu zastanawiałem się, czy podjąć się wyzwania zrecenzowania tego arcydzieła. W końcu, po skończeniu czytania po raz kolejni, zdałem sobie sprawę, że powinienem przynajmniej wyrzucić z siebie moje przemyślenia na ten temat. Tytułem wstępu podkreślę, że jest to w moich oczach najbardziej imponująca książka, jaką kiedykolwiek napisano.</p><p>Zauważcie, jak nie powiedziałem "najlepsza". To było całkowicie zamierzone. Nie uważam, że jest to najlepsza książka, jaka kiedykolwiek została napisana, choć wiem, że inni tak uważają i rozumiem ich opinie. Znam również ludzi, którzy zrezygnowali z przeczytania tej książki, lub byli zdumieni myślą, jak mocno złożony i skomplikowany jest świat Śródziemia. I ich też rozumiem. To nie jest najbardziej ekscytująca książka fantasy, jaką znajdziecie. Ale ja stoję na stanowisku, że jest najbardziej imponująca! </p><p>Po wydaniu Hobbita i kolejno napisaniu i wydaniu jego sequela Władcy Pierścieni, Tolkien mógł wreszcie skupić się na tym, co faktycznie chciał robić: na ukończeniu swojego zbioru opowieści o mitologii i pochodzeniu Ardy, często nazywanej po prostu Śródziemiem. Rezultatem, choć opublikowanym już po śmierci samego wielkiego człowieka, był Silmarillion.</p><p>Na odwrocie mojego małego, niebieskiego, podniszczonego egzemplarza, który jest prawie dwa razy starszy ode mnie, przeczytałem następujący cytat :"Jak, biorąc pod uwagę niewiele ponad pół wieku pracy, jeden człowiek stał się twórczym odpowiednikiem całego narodu?".Pytanie to mniej więcej podsumowuje moje własne odczucia dotyczące tej książki i innych dzieł Tolkiena. Te trzysta stron dało życie najbardziej imponującemu osiągnięciu ludzkiej kreatywności w historii literatury. Żaden autor fantasy nigdy nie dokonał czegoś podobnego i w moim głębokim przekonaniu nikt nigdy tego nie dokona ponownie na taka skale, nawet rodzimy Sapkowski ze swoim Wiedzminem. Jedyną książką, do której można porównać The Silmarillion jest Biblia i (mam nadzieję, że nikogo nie urażę mówiąc to) choć nawet ona nie zbliża się do dzieła Tolkiena! </p><p>Stworzenie świata przez pieśni Ainurów... plany Morgotha Bauglira dotyczące panowania nad światem... tworzenie cudownych Silmarilów... hodowla wielkich smoków w paleniskach Angbandu... historia Berena i Lúthien... opowieści o wojnie i zdradzie, miłości i stracie, radości i smutku oraz wszystko, co można sobie wyobrazić w opowieści fantasy. Wszystko to można znaleźć na stronach tej małej książeczki.</p><p>Ta książka nie jest dla każdego. W zasadzie poleciłbym ją tylko tym, którzy przeczytali i pokochali zarówno Hobbita, jak i Władcę Pierścieni. Nie wahałbym się jednak nazwać jej największym arcydziełem w zakresie budowania świata od podstaw jaki gatunku fantasy miał do tej pory okazję przedstawić czytelnikom. </p><p>O czym jest jednak sama książka The Silmarillion? Kiedy Valarowie weszli do Eä, byli z początku zdumieni i zdezorientowani, ponieważ było tak, jakby nie było jeszcze nic, co widzieli w swoich wizjach, a wszystko to było na początku mocno pogrążone w chaosie i jeszcze nieukształtowane, było ciemno i nagle miała stać się jasność…. Znamy to, prawda? Wielka Muzyka była tylko wzrostem i rozkwitem myśli w Bezczasowych Halach, a Wizja tylko zapowiedzią; ale teraz weszli na początek Czasu, a Valarowie dostrzegli, że Świat był tylko zapowiedzią czegoś wiekszego, a oni sami muszą go odkryć bo nikt inny za nich tego nie zrobi! Tak więc rozpoczęły się ich wielkie prace na pustkowiach niezmierzonych i niezbadanych, w wiekach nieprzeliczonych i zapomnianych, aż w Głębinach Czasu i pośród ogromnych sal Eä nadeszła ta godzina i to miejsce, w którym zamieszkały Dzieci Ilúvatara! </p><p>Cień padł na Beleriand, jak to zostanie opisane poniżej, ale w Angband Morgoth wykuł sobie wielką koronę z żelaza i obwołał się Królem Świata. Na znak tego umieścił w swojej koronie Silmarile. Jego ręce stały się czarne od dotyku tych świętych klejnotów i pozostały czarne na zawsze; nigdy też nie był wolny od bólu spowodowanego spalaniem i gniewu spowodowanego tym bólem.</p><p>„Jeden miał liście ciemnozielone, które pod spodem lśniły jak srebro, a z każdego z jego niezliczonych kwiatów spadała zawsze rosa srebrnego światła, a ziemia pod nim była pokryta cieniami jego trzepoczących liści. Druga miała liście młodej zieleni, jak nowo otwarty buk; ich brzegi były błyszczące złotem. Na jej gałęziach wiły się kwiaty w gronach żółtego płomienia, a każdy z nich uformowany był w świecący róg, który rozlewał na ziemię złoty deszcz; a z kwiatów tego drzewa wypływało ciepło i wielkie światło.”</p><p>I tak oto w miejscu, które nazywano Losgar, u wylotu Firth of Drengist, stanęły w ogniu najwspanialsze okręty, jakie kiedykolwiek pływały po morzu, a był to naprawdę wielki płomień, jasny i straszny, widoczny z daleka. Fingolfin i jego ludzie ujrzeli światło w oddali, czerwone pod chmurami; i wiedzieli, że zostali zdradzeni.</p><p>Na czele tego ognia stanął Glaurung złoty, ojciec smoków, w całej swej potędze; a w jego orszaku były Balrogi, a za nimi czarne armie orków w liczbie, jakiej Noldorowie nigdy nie widzieli ani nie wyobrażali sobie.</p><p>„Przeszedł przez Dor-nu-Fauglith jak wiatr wśród pyłu, a wszyscy, którzy widzieli jego start, uciekali w popłochu, myśląc, że nadszedł sam Orome. Ogarnęło go bowiem wielkie szaleństwo, tak że jego oczy błyszczały jak oczy Valarów. Przyszedł więc sam do bram Angbandu, zadął w swój róg, uderzył raz jeszcze w bezwstydne drzwi i wezwał Morgotha do pojedynczej walki. I Morgoth przybył.”</p><p>„Szaty jej były błękitne jak niebo bez chmur, lecz oczy szare jak wieczór gwiaździsty; płaszcz jej był wyszywany złotymi kwiatami, lecz włosy jej były ciemne jak cienie zmierzchu. Jak światło na liściach drzew, jak głos czystych wód, jak gwiazdy nad mgłami świata, taka była jej chwała i jej piękno, a w jej twarzy było błyszczące światło.”</p><p>„Zanim wzeszło słońce, Earendil zabił Ancalagona Czarnego, najpotężniejszego ze smoczych zastępów, i strącił go z nieba, a on sam spadł na wieże Thangorodrimu, które legły w gruzach.”</p><p>I tak oto Silmarile znalazły swoje długie domy: jeden w niebiańskich przestworzach, drugi w ogniu serca świata, a trzeci na głębokich wodach. Z biegiem lat malały, aż ich chwała przeminęła, pozostawiając jedynie zielone kopce w trawie. W końcu nie pozostało po nich nic innego, jak tylko dziwny lud błąkający się po kryjomu w dziczy, a inni ludzie nie znali ich domów ani celu ich podróży, i poza Imladris, w domu Elronda, ich rodowód został zapomniany.</p><p>Potem zmieniono nazwę lasu i nazwano go Mirkwood, bo nocny cień leżał tam głęboko i niewielu odważyło się przez niego przejść, poza północą, gdzie ludzie Thranduila wciąż trzymali zło na wodzy.</p><p>„W zmierzchu jesieni wypłynął z Mithlond, aż morza zagiętego świata opadły pod nim, a wiatry z okrągłego nieba nie niepokoiły go już więcej, i niesiony przez wysokie powietrze ponad mgłami świata, przeszedł na Starożytny Zachód, i nadszedł koniec dla Eldarów z opowieści i pieśni.”</p><p>Czas jeszcze wspomnieć o naszym ulubionym władcy mroku i ciemności: Sauron stał się obecnie czarnoksiężnikiem o straszliwej mocy, panem cieni i upiorów, nikczemnym w mądrości, okrutnym w sile, zniekształcającym to, czego się dotknął, wykrzywiającym to, czym rządził, panem wilkołaków; jego panowanie było męką dla całego Śródziemia! </p><p>Sauron, Maia z Aulii - bez wątpienia najbardziej fascynujący antagonista, z którym zetknąłem się jako młody czytelnik, posiadający całą złośliwość, mroczną charyzmę i nagą moc Szatana, ale nieobjęty wieloaspektową morfologią chrześcijańskiej teologii i kultury popularnej, która zbyt często czyniła z Diabła postać śmieszną: dziką i bestialską mistrzynię cudzołóstwa, dzierżącą widły modelkę z rozwidlonymi ogonami i rogami na czole; lub przebiegle uśmiechniętego wędrownego handlarza, sprzedającego swoje podejrzane towary w oparciu o luźno egzekwowane umowy, roszczące sobie prawo do zastawu na jakiejś pijanej duszy marnotrawcy o wątpliwej wartości. Ale Sauron upadał, knuł, był jednocześnie przerażający, niezależnie od tego, czy przywdziewał szaty pięknego, mędrca pragnącego pierścienia, czy też nieznośnie, porażająco odrażającego humanoidalnego stwora!</p><p>Nie istnieje żadna inna książka, którą przeczytałem tyle razy, co Silmarillion. O wiele bardziej niż heroiczna fabuła Władcy Pierścieni przyciągnęło mnie tło tych wszystkich burzliwych wydarzeń, wielkie osobistości i królewskie rody, które sięgają mgły pierwotnego czasu I ery Śródziemia. Skąd wziął się Sauron? Z jakiego odmętu szaleństwa pierwotnie powstał Balrog? Do jakiego zakonu należał Gandalf? Kim byli Beren i Luthien i jakie znaczenie miała ich historia dla tego ostatecznego rozdziału Wojny o Pierścienie rozgrywającej się na stronach kolejnych książek Tolkiena? Natychmiast po zakończeniu trylogii rzuciłem się na Silmarillion; i choć wtedy byłem jeszcze zbyt młody, by docenić aluzje do innych wielkich mitologii, do wspaniałych zawiłości języków, które Tolkien stworzył dla swoich ras w Śródziemiu, potężny wątek tragedii - zawsze połączony z pychą dążącego do celu -został przyłączony do buntu Noldorów przeciwko Valarom i ich heroicznej, lecz skazanej na niepowodzenie walki z Melkorem, Tym, Który Powstaje w Potędze, Czarnym Wrogiem Morgotha Bauglirem - radykalnym renegatem Valarów, pogromcą Orków, Mrocznym Władcą Balrogów, opiekunem Saurona; - mimo to zostałem pod wielkim wrażeniem-- spojrzenia autora na Wielkie Stworzenie, Świt Elfów i Ludzi, Wygnanie Noldorów i losy Silmarilów, które okraszone były absolutnie doskonałą równowagą miedzy sobą , bezcennymi klejnotami spoczywającymi na dnie morza, w najgłębszych ziemskich głębinach a także na najwyższych wysokościach niebios gdzieś wśród Gór Skalistych! Co więcej, po rozbiciu Beleriandu czytelnik otrzymuje niesamowity zwrot akcji w zakresie zguby Númenoru, w którym Sauron ponuro śmiał się na szczycie górskiej świątyni swojej Wyspy i zdecydowanie przeciwstawiał się rodzącym się, kolejnym uderzeniom światła, które ledwo przenikały mrok w gęstym powietrzu. </p><p>Kończąc już moją długą, pełną podsumowań recenzje, pragnę zadeklarować, że nie obchodzi mnie, że ów książka została zredagowana przez Christophera Tolkiena i Guya Gavriela Kaya , a stad w ocenie niektórych nie może być uznana za kanoniczną. Kogo to obchodzi? Niektórzy narzekają, że czyta się ją jak biblię Śródziemia, że jej archaiczny styl i patetyczna proza są męczarnią dla oczu i nie dają tak satysfakcjonującego uczucia niesamowitości jak wielka trylogia, którą sam Tolkien stworzył…. Jako dodatek! Co za ironia losu, prawda? Obecne w Silmarillion opowiadania, czyta się je jak kroniki skomponowane z mitologicznych wierzeń dawnych ludów przekazywanych z pokolenia na pokolenie. </p><p>Czego więcej mógłby chcieć czytelnik? Jeśli dzieło miłości Tolkiena, udanie skądinąd zredagowane, przerobione i napisane na nowo, miało tak zdumiewającą ekspresję, piękno i moc, że zarówno nawiązywało do Trylogii Pierścienia, jak i rozpalało jej mitologiczne, ukryte znaczenia i pełnym blaskiem, to dlaczego nie udostępnić go tym rzeszom fanów? Dostrzegam geniusz Tolkiena widoczny w The Silmarillion a wy? </p>