Dodana przez
Emilka
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Pierwszy raz pomyślałam, aby samodzielnie napisać książkę jeszcze w czasach licealnych. Było to bardziej marzenie aniżeli mój cel, totalnie nie widziałam, od czego zacząć i jak się zabrać za swoje pierwsze, autorskie dzieło. Czytałam takie klasyki jak „Władca Pierścieni” czy „Pieśń Lodu i Ognia”, a w ich trakcie wszystko, co pojawiało się na kartach tych znakomitych publikacji, wydawało mi się idealnie zaprezentowane przez autorów. Z czasem zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły, wątki poboczne czy postacie nawet nie drugoplanowe, ale pozostające gdzieś w cieniu głównych wydarzeń. Uznałam, że przy bliższym poznaniu największych dzieł w historii gatunku fantasy uda wyłapać mi się jakieś nieścisłości, a w przyszłości okaże się to cenną lekcją przy kreśleniu autorskich pomysłów. Jednocześnie wymyślałam własnych bohaterów, czasem spontanicznie i w przelocie nadając ludziom w poczekalni u fryzjera własne imiona czy opowiadając sobie w duchu ich historie życia. Kiedy jednak siadałam do klawiatury, czułam doskwierający brak kreatywnych rozwiązań w głowie. Nagle wstęp, który wydawał mi się za długi, zamykam się w zaledwie kilku zdaniach, a postawienie kropki oznaczało poddanie się w tym przypadku. Nie pomogła nawet zielona herbata. Gdzieś przeczytałam, że uspokaja, oczyszcza umysł, podnosi stopień koncentracji i wpływa na kreatywne myślenie. Nic podobnego. Alternatywą było wino, trzy butelki opróżniłam w trzy dni, potem usiadłam sprawdzić rezultaty i wynik okazał się ponownie mało imponujący. Poza wielkim kacem i kilkoma stronami urwanych myśli nie sposób było mi dowieść, że naprawdę mam coś do powiedzenia między słowami. A przecież czułam w sobie potrzebę szalonej ekspresji, która bynajmniej nie była chwilowym zrywem, ale uczuciem permanentnie mi towarzyszącym od dłuższego czasu. Zdecydowałam, że pomocą w zakresie pierwszych kroków na drodze do pierwszej napisanej książki będą cenne rady uznanych i cenionych pisarzy. Poszukałam i znalazłam kilka książek ze złotymi radami w stylu „jak pisać?” i okazało się, że nawet wielcy twórcy pozwolili sobie na zmonetyzowanie swoich cennych wskazówek. Na pierwszy ogień poszła książka „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” Stephena Kinga. Dalej była publikacja „O pisaniu. Na chłodno” Remigiusza Mroza i w końcu książka „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” od Katarzyny Bondy Każda z tych książek przedstawia nieco inny punkt widzenia na kreatywną twórczość, każda jednak uczy, że najważniejszą jest perspektywa pisarza. Na innych. Na siebie. I w końcu na życie. <br><br>Stephena Kinga cenię i uwielbiam, jego książki niezmiennie od wielu lat znajdują miejsce na moich półkach. Takie publikacje jak „Lśnienie” czy „Zielona Mila” zrewolucjonizowały moje podejście do literatury. Mam na myśli ten błysk w głowie, kiedy zaczynasz rozumieć, że beletrystyka to coś więcej niż nudne opisy przyrody w książce „Nad Niemnem”, albo pełne przekłamań i uproszczeń historycznych książki Sienkiewicz, takie jak „Quo Vadis” czy „Ogniem i Mieczem”. Ciężko było mi się przekonać w przeszłości do lektur szkolnych, wolałam chadzać własnymi, literackimi szlakami. Twórczość wspomnianego wyżej Kinga i jego literackie wskazówki okazały się swojego czasu miłą odmianą od książek napisanych jeszcze w XIX wieku ku „pokrzepieniu serc”, jak lubił mawiać sam Sienkiewicz. Zastanawiałam się wielokrotnie, dlaczego kanon lektur nie zostanie uzupełniony o współczesne książki? Zabory trwały 123 lata, dalej PRL i konieczność życia pod butem Moskwy przez kolejne pół wieku. Razem blisko 200 lat – tyle trwało niszczenie rodzimej tożsamości na rzecz obcych wpływów, co nie pozostało bez znaczenia dla polskiej literaty pięknej. Kogo dziś jednak interesuje wstęp do Inwokacji, gdzie Adam Mickiewicz zachwyca się nad Litwą? Albo monolog Kordiana w spowiedź Konrada w trzeciej części dziadów? Mamy aktualnie takich cenionych autorów na świecie jak Olga Tokarczuk czy Katarzyna Bonda, obie autorki przedstawiają opis rzeczywistości, z jaką mierzymy się każdego dnia, a warsztat wspomnianych pisarek uchodzi za najdoskonalszy w naszym pięknym kraju nad Wisłą. Zarówno Tokarczuk, jak i Bonda tworzą swoje powieści w zupełnie innej przestrzeni. Powodem do napisania tej recenzji były moje spotkania z książkami drugiej z autorek w ciągu ostatnich miesięcy. Miałam okazje przeczytać wszystkie książki związane z perypetiami najsłynniejszych profilerów w Polsce: Huberta Meyera oraz Saszy Załuskiej. Wczoraj z kolei skończyłam czytać książkę „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” autorstwa polskiej królowej kryminałów i spodziewałam się w niej znaleźć cenne wskazówki w przedmiocie pisania znakomitych powieści kryminalnych. Sporo obiecywałam sobie po tej książce, znając styl, jakim Katarzyna Bonda posługuje się na łamach swoich książek. Polska autorka porusza się niezmiennie od lat w gatunku kryminału, jednocześnie odważnie eksperymentuje z literaturą obyczaju czy nawet romansu. Interdyscyplinarna literatura wymaga większego kunsztu od pisarza. Łączenie gatunków i wątków z różnych dziedzin życia człowieka to wyższa szkoła jazdy. Jeśli jednak uczyć się to od najlepszych, a Katarzyna Bonda już w 2019 roku udowodniła, że zasługuje na tytuł najpoczytniejszej polskiej pisarki. Co ciekawe, książka „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” została wydana w 2015 roku, a więc mniej więcej w połowie drogi Katarzyny Bondy do wielkiej kariery pisarskiej. Nieco inną ścieżką poszedł Remigiusz Mróz, który wydał książkę „O pisaniu. Na chłodno” blisko 4 lata później, niejako podsumowując swoją twórczość. Miałam przyjemność czytać obie publikacje i zdecydowanie mocniej do mnie przemawia poradnik Katarzyny Bondy, mocniej nawet już wspomniana wyżej książka Stephana Kinga pod tytułem „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika”. <br> <br>Okładka książki „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” wygląda nieco prowokująco w moich oczach. Zwykle w tego typu poradnikach, a miałam okazje przeczytać ich kilkanaście, okładkę zdobi wizerunek starej maszyny do pisania, ewentualnie enigmatyczne zdjęcie wiecznego pióra z kilkoma kleksami atramentu na pustej kartce. Literatura lubi tajemnice, a proces jej tworzenia to jedna z największych tajemnic na świecie. Tymczasem na okładce książki „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” widać uśmiechniętą Katarzynę Bondę, która niczym poduszkę pod pachą trzyma ciężką, starą maszynę do pisania. Patrząc na zdjęcie na okładce, można odnieść wrażenie, że pisanie to wielka frajda, w pierwszej kolejności przyjemność, w drugiej zaś dopiero zawód i ewentualnie wymagająca praca. Nic bardziej mylnego! Katarzyna Bonda już we wstępie do swojego poradnika udziela ważnych rad w kierunku czytelników zainteresowanych procesem tworzenia powieści. Zwykle w tego typu poradnikach spotykamy podobne uwagi: autorzy wskazują, że proces pisania książki jest czasochłonny, wymagający, obliczony na obserwację świata zewnętrznego i syntezowanie ważnych przemian społecznych. Mam wrażenie, że podobne wskazówki mogliby napisać wspomnieni już Sienkiewicz czy Orzeszkowa, rzecz w tym, że każdy z pisarzy miał swój własny pomysł na napisanie książki, a czasem pomysły te mocno ewoluowały. Gabriel Garcia Marquez, kolumbijski magik pióra, jeden z moich ulubionych pisarzy wspominał, że powieść „Sto lat samotności” tworzył przez trzy lata. Książka bez wątpienia należy do klasyki literatury latynoamerykańskiej, a w mojej ocenie stanowi również największe dokonanie w twórczości Marqueza. Trzy lata! Remigiusz Mróz i Katarzyna Bonda wydaja nawet po dwie, trzy książki rocznie. Skąd ten dysonans? <br><br>Książka „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” raczej nie zmieni waszego życia, jeśli spodziewacie się w niej znaleźć skrypt do pisania książek. Jak już mówiłam, miałam okazje przeczytać kilkanaście książek w tym klimacie i żadna nie stanowiła gotowego przepisu na światowe bestsellery. Niemniej każdy z autorów dorzuca „coś” od siebie, a Katarzyna Bonda oferuje w tym zakresie moc ciekawych spostrzeżeń obserwacji w przedmiocie swojego własnego warsztatu. Autorka poczytnych kryminałów zauważa, że kluczowym aspektem pisania książki jest poszukiwanie pomysłu na bohaterów i samą fabułę. Proces ten odbywa się niejako dwutorowo. Z jednej strony obejmuje świat zewnętrzny, sztuką obserwacji i dostrzegania niuansów, które oddają ducha naszych czasów. Z drugiej strony, Bonda podkreśla, że równie istotne jest życie w harmonii z samym sobą. To właśnie osiągnięcie „wewnętrznej równowagi” miało dać Katarzynie Bondzie potężnego kopa do tworzenia w przyszłości znakomitych powieści. Pozornie brzmi jak truizm, jeśli jednak lepiej orientujecie się w życiorysie polskiej pisarki, zrozumiecie, co miała na myśli. W przeszłości polska pisarka wcale nie była skazana na sukces. Wychowywała samotnie córkę, dzieliła swój czas miedzy obowiązki macierzyńskie, studia oraz pracę. Zdarzało się, że brakowało jej pieniędzy. Prawdziwa tragedia miała miejsce kilka lat temu, kiedy autorce zmarli rodzice. Polska pisarka wspominała w swoich wywiadach, że pozostawała w bardzo bliskich relacjach ze swoimi bliskimi. Mimo że wielokrotnie słyszała od nich w przeszłości, że powinna wyjść za mąż, urodzić dzieci i być przede wszystkim posłuszną, spolegliwą kobietą. Katarzyna Bonda poszła zupełnie inna droga, jednak rodzice pozostawali dla niej wielkim autorytetem. Śmierć ojca była szokiem, polska pisarka kilka dni później prowadziła samochód i śmiertelnie potrąciła człowieka na pasach. Znajomość takich faktów z życia autorki zmienia radykalnie wydźwięk książki „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania”. Bonda w swoim poradniku nie odnosi się bezpośrednio do trudnych momentów w swoim życiu, wspomniana książka nie ma charakteru biografii, prezentuje zbiór porad i wskazówek jak tworzyć znakomite książki. Niemniej autorka publikacji „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” wskazuje między słowami, że twórczość wymaga „kontrolowanego chaosu”, a taki z kolei wymaga umiejętności spojrzenia na siebie samego z pewnym dystansem. Wspominał o tym również Remigiusz Mróz w książce „O pisaniu. Na chłodno”, gdzie zauważył, że warto mieć dystans do swojego dzieła. Słowa te rozwinął w jednym z wywiadów: „Najlepiej po ukończeniu dzieła od razu je znienawidzić. W ten sposób łatwiej przyjdzie nam nanosić poprawki, a potem łatwiej będzie znosić krytykę. Jej wystąpienie jest jeszcze pewniejsze niż uwag redakcyjnych, ale plus jest taki, że w większości przypadków będziemy mogli coś z niej wynieść”. Podobne słowa mogą zaskoczyć czytelników, którzy myśleli o autorskiej powieści, nigdy jednak nie wyszli poza sferę swoich marzeń. Zycie artysty to ciągła weryfikacja jego talentów przez zainteresowanych jego twórczością. W mojej opinii istnieje istotna różnica pomiędzy początkowymi książkami Katarzyny Bondy a tymi wydanymi w ostatnim czasie. Weźmy za przykład książki o Hubercie Meyerze. Pierwsza część pod tytułem „Sprawa Niny Frank”. Polska pisarka przeniosła od razu akcje do rodzinnej Hajnówki, co było rozwiązaniem o tyle niespotykanym w gatunku rodzimego kryminału, co jednocześnie... bezpiecznym dla samej autorki. Wcześniej byliśmy przyzwyczajeni, że akcje polskich kryminałów mają miejsce w Warszawie, jednym „prawdziwie europejskim” mieście na mapie Polski. Wijące się do nieba wieżowce, drogie samochody i mało transparentne powiązania na szczytach władzy i biznesu. To wszystko daje niezwykłą przestrzeń do tworzenia znakomitych intryg, o czym świadczy popularność „Chyłki” Remigiusza Mroza. Perypetie najbardziej znanej pary adwokatów warszawskiej palestry wciągnęły bez reszty miliony czytelników. Doczekaliśmy się w sumie 16 książek o Chyłce i Zordonie, a miejscami historia opisana przez Remigiusza Mroza zahaczała o znany w naszym kraju serial tasiemcowy „Moda na sukces”. Bonda poszła w innym kierunku, postawiła na okolice dobrze sobie znaną, a jednak kryjącą mroczne historie z minionych dekad. Całość uzupełniała postać tajemniczego i enigmatycznego w swoim sposobie bycia policyjnego profilera. Urodziłam się w okolicach Gór Sowich, u zbiegu granic polskiej i czeskiej, a region ten od czasów II Wojny Światowej również spowity pozostawał mgłą tajemnicy, przerywanej co jakiś czas doniesieniami o „Złotym Pociągu”, który Niemcy mieli ukryć w sztolniach Gór Sowich. Ciekawostką może być fakt, że Katarzyna Bonda zabrała swoich czytelników w przeróżne zakątki naszego kraju, od wspomnianej Hajnówki na Podlasiu, przez Gdańsk, Łódź, Poznań i Katowice. Pojawiły się nawet Góry Sowie! W powieści„Miłość leczy rany” Igor spotyka Tośkę na dyskotece w Srebrnej Górze. Wspominam o tym, ponieważ Katarzyna Bonda w książce „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” dużą uwagę przywiązuje do researchu. Autorka podkreśla, że czas zbierania informacji o miejscu akcji, jej bohaterach oraz szczegółach takiej historii zajmuje lwią część pracy nad nową powieścią. Jest to proces niezwykle czasochłonny, wymagający cierpliwości i pomysłów. Część z nich materializuje się na kartach książki, inne z kolei odrzucane są przez samą autorkę albo jej bliskich już na etapie szukania rozwiązań dla swoich bohaterów. W ocenie Katarzyny Bondy jest to trudny etap pisania, zakłada bowiem krytykę wymierzoną we własne, nawet najlepsze pomysły. Czasem jeden szczegół wywraca całą historię do góry nogami i wymaga świeżego spojrzenia na swoich bohaterów. Katarzyna Bonda w jednym z wywiadów wyznała, że czasami zdarzają jej się „blackouty”, czyli momenty, kiedy czuje, że dochodzi do ściany i potrzebuje dystansu do swoich pomysłów. Poleca wtedy udać się na spacer, najlepiej do lasu, albo wyjechać na parę dni i nabrać dystansu do opisywanej historii. Niby znowu nic odkrywczego, a jednak podobne uwagi odsłaniają warsztat polskiej autorki i wpisują się w szerszy trend pracy najlepszych pisarzy na świecie. Stephen King wyznał w książce „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika”, że uzależnienie od używek, głównie alkoholu i narkotyków przyniosło mu kilka znakomitych pomysłów na powieści w latach 80’ ubiegłego wieku, jednak osobliwy sposób pracy, obliczony na całkowite zaangażowanie w proces twórczości omal nie zakończył się dla niego tragicznie. Aktualnie Stephen King również pozostaje przy zdaniu, że pisanie powieści wymaga od czasu do czasu przerwania całego procesu i powrotu do normalności. Inaczej człowiek może zagubić się w otchłani własnych pomysłów i zwariować. Wydaje się, że podobne przesłanie kieruje do swoich czytelników Katarzyna Bonda w książce „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania”. </p><p>Jeśli podobnie jak ja marzycie o napisaniu swojej pierwszej książki, poradniki Katarzyny Bondy, Remigiusza Mroza czy Stephana Kinga to cenny zbiór praktycznych informacji dotyczących tego, „jak zacząć”. Nie matu jednak gotowego przepisu na światowe bestsellery, zamiast tego każdy ze wspomnianych autorów opisuje swoją własną ścieżkę w procesie tworzenia beletrystyki. Kiedy wczytuje się w książki takie jak „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” można odnieść wrażenie, że to pisarstwo, a nie film jak uważał towarzysz Lenin, jest królową prawdziwej sztuki. Jak mawiał Albert Einstein: “(...) Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko?”. Łapcie za kubek z kawą, zamknijcie oczy i spróbujcie napisać kilka słow. Potem kilka zdań. Nie trzymajcie się kurczowo swoich pierwszych pomysłów, ale prezentujcie otwarty umysł wobec własnej twórczości. Z czasem okaże się, że to wcale nie taka łatwa sztuka i nawet jeśli nie wydacie światowego bestselleru, sam proces pisania własnej książki otworzy oczy na wyzwania, z jakimi mierzą się autorzy przez nas znani i cenieni. </p>