Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Martwy w rodzinie. Sookie Stackhouse. Tom 10
DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Sookie Stackhouse doznała w Wojnie z Wróżkami obrażeń zarówno na ciele, jak i na duszy. Odczuwa też straszny gniew, chociaż w powrocie do zdrowia pomaga jej nie tylko fizykoterapeuta JB, lecz także krew Erica i jego miłość.
Niestety, to nie koniec kłopotów zakochanych, Ericowi bowiem zagraża wysłannik nowego króla, a w Bon Temps pojawia się jego stwórca. W dodatku, sytuacja polityczna po Wielkim Objawieniu wilkołaków i zmiennokształtnych nie jest stabilna - Kongres rozważa projekt ustawy, która każe się zmiennokształtnym rejestrować niczym emigrantom lub... wampirom.
Sookie jest przyjaciółką shreveporckiego stada, zgadza się więc udostępnić swój las na comiesięczne polowanie podczas pełni. Po tej wizycie w jej lesie pojawia się grób, a w nim czyjeś zwłoki. Wokół domu Sookie krążą też wróżki, prawdopodobnie niezbyt przyjaźnie do niej nastawione...
Fragment książki
Marzec, pierwszy tydzień
– Mam wyrzuty sumienia, że zostawiam cię w ten sposób – jęknęła Amelia.
Powieki miała podpuchnięte, oczy zaczerwienione. Tak wyglądała niemal bez przerwy od dnia pogrzebu Traya Dawsona.
– Musisz zrobić to, co... musisz – odparłam, posyłając jej bardzo pogodny uśmiech. Wyczuwałam u niej mieszaninę potężnych emocji, na którą składały się poczucie winy, wstyd i ogromny żal. – Czuję się o wiele lepiej – uspokoiłam ją. Paplałam radośnie i chyba nie byłam w stanie przestać. – Chodzę już całkiem dobrze, a wszystkie rany w moim ciele całkiem się zasklepiły... Widzisz? Znacznie lepiej to wygląda.
Opuściłam pasek dżinsów i pokazałam jej ugryzione miejsce. Ślady po zębach prawie nie były już widoczne, chociaż skóra jeszcze niezupełnie się wygładziła i była wyraźnie bledsza niż reszta brzucha. Gdybym nie przyjęła olbrzymiej dawki wampirzej krwi, blizna zapewne kojarzyłaby się oglądającym osobom z ugryzieniem rekina.
Amelia zaledwie zerknęła w dół, a potem szybko odwróciła wzrok, jakby nie mogła znieść tego jawnego dowodu napaści na mnie.
– Chodzi tylko o to, że Octavia wciąż przysyła mi mejle, w których pisze, że muszę pojechać do domu i poddać się wyrokowi rady, czy też raczej tych czarownic, które z naszej rady pozostały – ciągnęła pośpiesznie. – I muszę dopilnować remontu oraz napraw wykonywanych w moim domu. A ponieważ do miasta znowu zjechało trochę turystów, mieszkańcy wracają i trwa odbudowa, tamta dawna przyjaciółka ponownie otworzyła sklepik ezoteryczny. Mogłabym w nim pracować na część etatu. Poza tym, chociaż bardzo lubiłam tu mieszkać z tobą, to odkąd Tray umarł...
– Wierz mi, rozumiem – ucięłam.
Przerabiałyśmy ten temat wiele razy.
– Nie obwiniam cię o nic – dodała, usiłując spojrzeć mi w oczy.
Naprawdę mnie nie winiła. Wiedziałam, że mówi prawdę, ponieważ potrafiłam wyczytać to z jej myśli.
Zresztą, nawet ja sama siebie nie winiłam, co trochę mnie zaskakiwało.
Z drugiej strony... Prawda, że wilkołak Tray Dawson, kochanek Amelii, zginął, pełniąc funkcję mojego ochroniarza. Prawda, że poprosiłam o przysłanie obrońcy najbliższe mi stado wilkołacze – groziło mi niebezpieczeństwo, a oni byli mi dłużni przysługę. Tyle że Tray Dawson zginął na moich oczach od miecza, z ręki pewnego wróża; byłam przy tym, więc wiem, kto odpowiada za jego śmierć.
Dlatego nie czuję się winna. A jednak, na myśl o odejściu Traya ogarniała mnie chandra, szczególnie że ta tragedia stanowiła ledwie dodatek do wszystkich innych ostatnich okropności. Moja kuzynka Claudine, pełnokrwista wróżka, także umarła w trakcie Wojny z Wróżkami, a jako że była moją prawdziwą dobrą wróżką, strasznie za nią tęskniłam. Poza tym, była w ciąży.
Odczuwałam więc ból i żal, cierpiało nie tylko moje ciało, ale również dusza.
Amelia zniosła naręcze ubrań na parter, a ja tymczasem stałam w jej sypialni i zbierałam siły. W końcu pochyliłam się i podniosłam pudło z drobiazgami kosmetycznymi. Zeszłam ostrożnie po schodach i powoli ruszyłam do samochodu przyjaciółki. Słysząc moje kroki, odwróciła się od kartonów z ubraniami, które wcześniej umieściła w bagażniku.
– Nie powinnaś tego robić! – zauważyła bardzo zaniepokojona i zatroskana. – Jeszcze nie wyzdrowiałaś.
– Nic mi nie jest.
– Nie powiedziałabym. Ilekroć ktoś wejdzie niespodziewanie do pokoju, zawsze podskakujesz nerwowo pod sufit, widzę też często, że bolą cię nadgarstki – wytknęła mi. Zabrała przyniesione przeze mnie pudło i wsunęła je na tylne siedzenie. – Ciągle wolisz obciążać lewą nogę zamiast prawej, a kiedy pada deszcz, znosisz prawdziwe męki. I wszystko to mimo całej tej wampirzej krwi.
– Już coraz mniej się denerwuję. W miarę upływu czasu nerwowość całkowicie ustąpi... gdy tylko wspomnienia nie będą już tak świeże i przestaną mnie nawiedzać – odparłam. (Jeśli telepatia czegoś mnie nauczyła, to faktu, że jeśli dać człowiekowi odpowiednio dużo czasu i zajęć, potrafi wyprzeć z pamięci najboleśniejsze i najbardziej przykre zdarzenia). – Krew nie pochodzi przecież od byle jakiego wampira. To krew Erica. Jest stara i działa potężnie. A co do nadgarstków, są w znacznie lepszym stanie.
Nie wspomniałam, że nerwy przegubów dłoni często mi drgają bez powodu i palą mnie niczym gorące węże; działo się to nawet w tym momencie. Jest tak, ponieważ nadgarstki miałam związane bardzo ciasno i przez wiele godzin. Doktor Ludwig, lekarka istot nadnaturalnych, zapewniła mnie jednak, że stan nerwów – i samych przegubów – w końcu wróci do normy.
– Tak, mówiąc o krwi... – Amelia głęboko zaczerpnęła tchu i przygotowała się na powiedzenie czegoś, o czym wiedziała, że mi się nie spodoba. Ponieważ usłyszałam jej sugestię, zanim rzeczywiście ją wypowiedziała, nie dałam się zaskoczyć. – Myślałaś o... Sookie, nie spytałaś mnie nigdy o opinię, ale uważam, że nie powinnaś przyjmować od Erica więcej krwi. Chcę powiedzieć... Wiem, że to twój facet, ale musisz myśleć o konsekwencjach. Czasami ludzie z takiego powodu dostają szału, to taki skutek uboczny. Przyjmowanie wampirzej krwi bywa groźne.
Chociaż doceniałam jej troskę o mnie, nie zamierza-łam rozwijać tej kwestii. Amelia poruszyła temat zbyt osobisty.
– Nie wymieniamy się krwią – ucięłam, po czym dodałam: – Eric najwyżej zliże kroplę z mojej ranki, wiesz, w chwilach rozkoszy.
Obecnie Eric miewał, niestety, więcej „chwil rozkoszy”, niż ja. Wciąż jednak żywiłam nadzieję, że niedługo znów będę odczuwała przyjemność z seksu. I wierzyłam, że jeśli jakiś mężczyzna potrafi uleczyć moje łóżkowe traumy, tym mężczyzną bez wątpienia jest Northman.
Amelia uśmiechnęła się, tak jak na to liczyłam.
– Przynajmniej... – Odwróciła się, nie dokończywszy zdania, wiedziałam jednak, że pomyślała: „Przynajmniej masz ochotę na seks”.
Wcale nie miałam szczególnej ochoty uprawiać seksu, sądziłam po prostu, że ciągle powinnam próbować odkryć na nowo rozkosz. Ale na pewno nie zamierzałam o tym rozmawiać! Umiejętność pozbycia się kontroli, która jest kluczem do dobrego seksu, po prostu podczas tortur jakoś mnie opuściła. Czułam się wówczas kompletnie bezsilna. Teraz mogłam jedynie mieć nadzieję, że również w tej sferze mój organizm się zregeneruje. Wiedziałam, że Eric potrafi wyczuć brak orgazmu. Wcześniej pytał mnie wiele razy, czy na pewno chcę się z nim kochać. Prawie za każdym razem odpowiadałam twierdząco, starając się przezwyciężyć traumę. To tak jak z rowerem. Tak, spadasz z roweru. Ale, tak, chcesz znów na nim jeździć.
[darmowy fragment książki "Martwy w rodzinie", strony 6-8]
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Sookie Stackhouse doznała w Wojnie z Wróżkami obrażeń zarówno na ciele, jak i na duszy. Odczuwa też straszny gniew, chociaż w powrocie do zdrowia pomaga jej nie tylko fizykoterapeuta JB, lecz także krew Erica i jego miłość.
Niestety, to nie koniec kłopotów zakochanych, Ericowi bowiem zagraża wysłannik nowego króla, a w Bon Temps pojawia się jego stwórca. W dodatku, sytuacja polityczna po Wielkim Objawieniu wilkołaków i zmiennokształtnych nie jest stabilna - Kongres rozważa projekt ustawy, która każe się zmiennokształtnym rejestrować niczym emigrantom lub... wampirom.
Sookie jest przyjaciółką shreveporckiego stada, zgadza się więc udostępnić swój las na comiesięczne polowanie podczas pełni. Po tej wizycie w jej lesie pojawia się grób, a w nim czyjeś zwłoki. Wokół domu Sookie krążą też wróżki, prawdopodobnie niezbyt przyjaźnie do niej nastawione...
Fragment książki
Marzec, pierwszy tydzień
– Mam wyrzuty sumienia, że zostawiam cię w ten sposób – jęknęła Amelia.
Powieki miała podpuchnięte, oczy zaczerwienione. Tak wyglądała niemal bez przerwy od dnia pogrzebu Traya Dawsona.
– Musisz zrobić to, co... musisz – odparłam, posyłając jej bardzo pogodny uśmiech. Wyczuwałam u niej mieszaninę potężnych emocji, na którą składały się poczucie winy, wstyd i ogromny żal. – Czuję się o wiele lepiej – uspokoiłam ją. Paplałam radośnie i chyba nie byłam w stanie przestać. – Chodzę już całkiem dobrze, a wszystkie rany w moim ciele całkiem się zasklepiły... Widzisz? Znacznie lepiej to wygląda.
Opuściłam pasek dżinsów i pokazałam jej ugryzione miejsce. Ślady po zębach prawie nie były już widoczne, chociaż skóra jeszcze niezupełnie się wygładziła i była wyraźnie bledsza niż reszta brzucha. Gdybym nie przyjęła olbrzymiej dawki wampirzej krwi, blizna zapewne kojarzyłaby się oglądającym osobom z ugryzieniem rekina.
Amelia zaledwie zerknęła w dół, a potem szybko odwróciła wzrok, jakby nie mogła znieść tego jawnego dowodu napaści na mnie.
– Chodzi tylko o to, że Octavia wciąż przysyła mi mejle, w których pisze, że muszę pojechać do domu i poddać się wyrokowi rady, czy też raczej tych czarownic, które z naszej rady pozostały – ciągnęła pośpiesznie. – I muszę dopilnować remontu oraz napraw wykonywanych w moim domu. A ponieważ do miasta znowu zjechało trochę turystów, mieszkańcy wracają i trwa odbudowa, tamta dawna przyjaciółka ponownie otworzyła sklepik ezoteryczny. Mogłabym w nim pracować na część etatu. Poza tym, chociaż bardzo lubiłam tu mieszkać z tobą, to odkąd Tray umarł...
– Wierz mi, rozumiem – ucięłam.
Przerabiałyśmy ten temat wiele razy.
– Nie obwiniam cię o nic – dodała, usiłując spojrzeć mi w oczy.
Naprawdę mnie nie winiła. Wiedziałam, że mówi prawdę, ponieważ potrafiłam wyczytać to z jej myśli.
Zresztą, nawet ja sama siebie nie winiłam, co trochę mnie zaskakiwało.
Z drugiej strony... Prawda, że wilkołak Tray Dawson, kochanek Amelii, zginął, pełniąc funkcję mojego ochroniarza. Prawda, że poprosiłam o przysłanie obrońcy najbliższe mi stado wilkołacze – groziło mi niebezpieczeństwo, a oni byli mi dłużni przysługę. Tyle że Tray Dawson zginął na moich oczach od miecza, z ręki pewnego wróża; byłam przy tym, więc wiem, kto odpowiada za jego śmierć.
Dlatego nie czuję się winna. A jednak, na myśl o odejściu Traya ogarniała mnie chandra, szczególnie że ta tragedia stanowiła ledwie dodatek do wszystkich innych ostatnich okropności. Moja kuzynka Claudine, pełnokrwista wróżka, także umarła w trakcie Wojny z Wróżkami, a jako że była moją prawdziwą dobrą wróżką, strasznie za nią tęskniłam. Poza tym, była w ciąży.
Odczuwałam więc ból i żal, cierpiało nie tylko moje ciało, ale również dusza.
Amelia zniosła naręcze ubrań na parter, a ja tymczasem stałam w jej sypialni i zbierałam siły. W końcu pochyliłam się i podniosłam pudło z drobiazgami kosmetycznymi. Zeszłam ostrożnie po schodach i powoli ruszyłam do samochodu przyjaciółki. Słysząc moje kroki, odwróciła się od kartonów z ubraniami, które wcześniej umieściła w bagażniku.
– Nie powinnaś tego robić! – zauważyła bardzo zaniepokojona i zatroskana. – Jeszcze nie wyzdrowiałaś.
– Nic mi nie jest.
– Nie powiedziałabym. Ilekroć ktoś wejdzie niespodziewanie do pokoju, zawsze podskakujesz nerwowo pod sufit, widzę też często, że bolą cię nadgarstki – wytknęła mi. Zabrała przyniesione przeze mnie pudło i wsunęła je na tylne siedzenie. – Ciągle wolisz obciążać lewą nogę zamiast prawej, a kiedy pada deszcz, znosisz prawdziwe męki. I wszystko to mimo całej tej wampirzej krwi.
– Już coraz mniej się denerwuję. W miarę upływu czasu nerwowość całkowicie ustąpi... gdy tylko wspomnienia nie będą już tak świeże i przestaną mnie nawiedzać – odparłam. (Jeśli telepatia czegoś mnie nauczyła, to faktu, że jeśli dać człowiekowi odpowiednio dużo czasu i zajęć, potrafi wyprzeć z pamięci najboleśniejsze i najbardziej przykre zdarzenia). – Krew nie pochodzi przecież od byle jakiego wampira. To krew Erica. Jest stara i działa potężnie. A co do nadgarstków, są w znacznie lepszym stanie.
Nie wspomniałam, że nerwy przegubów dłoni często mi drgają bez powodu i palą mnie niczym gorące węże; działo się to nawet w tym momencie. Jest tak, ponieważ nadgarstki miałam związane bardzo ciasno i przez wiele godzin. Doktor Ludwig, lekarka istot nadnaturalnych, zapewniła mnie jednak, że stan nerwów – i samych przegubów – w końcu wróci do normy.
– Tak, mówiąc o krwi... – Amelia głęboko zaczerpnęła tchu i przygotowała się na powiedzenie czegoś, o czym wiedziała, że mi się nie spodoba. Ponieważ usłyszałam jej sugestię, zanim rzeczywiście ją wypowiedziała, nie dałam się zaskoczyć. – Myślałaś o... Sookie, nie spytałaś mnie nigdy o opinię, ale uważam, że nie powinnaś przyjmować od Erica więcej krwi. Chcę powiedzieć... Wiem, że to twój facet, ale musisz myśleć o konsekwencjach. Czasami ludzie z takiego powodu dostają szału, to taki skutek uboczny. Przyjmowanie wampirzej krwi bywa groźne.
Chociaż doceniałam jej troskę o mnie, nie zamierza-łam rozwijać tej kwestii. Amelia poruszyła temat zbyt osobisty.
– Nie wymieniamy się krwią – ucięłam, po czym dodałam: – Eric najwyżej zliże kroplę z mojej ranki, wiesz, w chwilach rozkoszy.
Obecnie Eric miewał, niestety, więcej „chwil rozkoszy”, niż ja. Wciąż jednak żywiłam nadzieję, że niedługo znów będę odczuwała przyjemność z seksu. I wierzyłam, że jeśli jakiś mężczyzna potrafi uleczyć moje łóżkowe traumy, tym mężczyzną bez wątpienia jest Northman.
Amelia uśmiechnęła się, tak jak na to liczyłam.
– Przynajmniej... – Odwróciła się, nie dokończywszy zdania, wiedziałam jednak, że pomyślała: „Przynajmniej masz ochotę na seks”.
Wcale nie miałam szczególnej ochoty uprawiać seksu, sądziłam po prostu, że ciągle powinnam próbować odkryć na nowo rozkosz. Ale na pewno nie zamierzałam o tym rozmawiać! Umiejętność pozbycia się kontroli, która jest kluczem do dobrego seksu, po prostu podczas tortur jakoś mnie opuściła. Czułam się wówczas kompletnie bezsilna. Teraz mogłam jedynie mieć nadzieję, że również w tej sferze mój organizm się zregeneruje. Wiedziałam, że Eric potrafi wyczuć brak orgazmu. Wcześniej pytał mnie wiele razy, czy na pewno chcę się z nim kochać. Prawie za każdym razem odpowiadałam twierdząco, starając się przezwyciężyć traumę. To tak jak z rowerem. Tak, spadasz z roweru. Ale, tak, chcesz znów na nim jeździć.
[darmowy fragment książki "Martwy w rodzinie", strony 6-8]