Dodana przez
Daria Ł.
w dniu 27.08.2024
Opinia użytkownika sklepu
Prawo do istnienia jest przyrodzone, niezbywalne, niepodważalne. Ale czy aby na pewno? Oto świat w którym lekarze niemalże całkowicie przestali leczyć, gdyż prawo dopuszcza możliwość wykorzystania zasobów ciała żyjącego dawcy w 99,44 %. Dobrowolne oświadczenie woli odeszło w niepamięć, a ktoś bezdusznie rości sobie pretensje do wartościowania cudzej egzystencji.<br>
<br>
„Jeśli wszystkie twoje tkanki są żywe, ale znajdują się w innych osobach... to czy żyjesz, czy umarłeś?”.<br>
<br>
Bliżej nieokreślone czasy. Stany Zjednoczone Ameryki po zmianach jakie zaszły po zakończeniu krwawej wojny domowej, która wybuchła na tle różnic obyczajowych pomiędzy dwoma skrajnymi obozami. Wypracowana jako kompromis „Ustawa o życiu” ma w założeniu chronić ludzką egzystencję od momentu poczęcia do ukończenia przez dziecko trzynastego roku życia. Później w ciągu pięciu lat można zadecydować o tzw. rozszczepieniu czyli wtórnej aborcji. Osobniki problematyczne w mniemaniu ich rodziców oraz te niechciane przez państwo mają być poddane podzieleniu na narządy, które następnie posłużą do przeszczepów by utrzymać w stanie równowagi zdrowie społeczeństwa. Swoista eliminacja niepożądanych kłopotów, gdyż formalnie nie jest to śmierć, ni okrutne zabójstwo. Przyświecająca temu procederowi idea zakłada, że rozczepiona osoba wciąż żyje w innych i w taki pokrętny sposób w dalszym ciągu może realizować swój… potencjał. Kolejnym odłamem jest inicjatywa bociana, dająca złudną nadzieję na kolejne alternatywne rozwiązanie, która jasno wskazuje na jakich zasadach można podrzucić obcym ludziom niekochane dziecko. Jeśli nikt nie przyłapie cię w chwili podrzucania, obdarowana w ten sposób rodzina ma obowiązek zająć się maluchem, czy tego chce, czy nie – desperackie cedowanie odpowiedzialności, które wcale nie musi gwarantować lepszej przyszłości.<br>
<br>
„Widzisz, konflikt zawsze zaczyna się od jakiejś kwestii spornej – różnicy zdań, kłótni. Jednak zanim przerodzi się w wojnę, kwestia, której dotyczył spór nie jest już istotna, ponieważ rozchodzi się już tylko i wyłącznie o jedną rzecz: jak bardzo każda ze stron nienawidzi się wzajemnie”<br>
<br>
Connor, najstarszy syn, swoim buntowniczym temperamentem ściągał na siebie niepotrzebne zainteresowanie, doprowadzając niekiedy do bójek. To wystarczyło by jego rodzice podpisali na niego nieodwracalny wyrok. Risa Ward, podopieczna StaSu czyli stanowego domu dziecka jakich wiele. Utalentowana dziewczyna podczas konkursu talentów popełniła kilka drobnych, praktycznie niezauważalnych błędów, jednak to wystarczyło by następnego dnia w gabinecie dyrektora placówki czekał na nią trybunał. Jednomyślnie uznano, że piętnastolatka osiągnęła maksymalny poziom życiowego potencjału, nic z niej więcej nie będzie, toteż z racji cięć budżetowych zostanie bez mrugnięcia okiem przeznaczona do transplantacji. Z kolei trzynastoletni Levi wywodzący się z religijnej i dobrze sytuowanej rodziny jest dziesiątym dzieckiem. Wśród jego rodzeństwa znajduje się pozostała piątka biologicznych dzieci, reszta została adoptowana lub podrzucona w ramach „bociana”. Biedak w zasadzie od dnia narodzin był przeznaczony na ofiarę jako liturgiczna dziesięcina. Co więcej, dorastał w przekonaniu o swojej wyjątkowości, która miała usprawiedliwić to, że jego życie jako jego samego wkrótce dobiegnie końca. Doprawdy cóż za zaszczyt! Losy tej trójki nastolatków splotą się wskutek chaotycznych okoliczności, odtąd będą musieli zawalczyć o przetrwanie w rzeczywistości, w której przestali się dla innych liczyć. Są gorsi. Wyklęci. Bezwartościowi jako autonomiczne jednostki. Zwą ich z nieskrywaną pogardą „rozszczepieńcami”.<br>
<br>
„ - Jak można ustanowić prawo dotyczące czegoś, czego nikt nie wie ze stuprocentową pewnością?<br>
- Cały czas się tak dzieje - wspomniał Hayden. - Takie właśnie jest prawo: to wypracowane domysły na temat dobra i zła”.<br>
<br>
Jakaś część mnie lubi sięgać po dystopijne powieści niezależnie od tego czy będzie to klasyk spod pióra Huxleya, mrożąca krew w żyłach piekielna przepowiednia o losie kobiet Atwood czy uznawane za literaturę młodzieżową Igrzyska Śmierci. Dlatego gdy tylko usłyszałam o koncepcie przyświecającym fabule „Podzieleni. Unwind” poczułam się na równi zaciekawiona, co podekscytowana, tym bardziej że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Neala Shustermana. Czy dystopia w takim wydaniu zdołała mnie do siebie przekonać? Zobaczmy. Styl pisania jakim posługuje się autor jest banalnie prosty, choć gdzieniegdzie Neal dość nieporadnie próbował uderzać skądinąd w sentencjonalne tony. Rozdziały układające się w VII zatytułowanych części są krótkie, rozmiar fontu spory, a więc w żaden sposób nie przytłaczają nadmiarem akcji. Powiedziałabym że wręcz przeciwnie. Mniej więcej od połowy książki zaczyna się robić nudnawo, by nie użyć określenia nużąco. Równocześnie człowiek zaczyna się wtedy łapać na tym, że los głównych bohaterów jest mu w zasadzie… obojętny, choć przecież decyzja o ich przeznaczeniu początkowo wywołała falę sprzeciwu oraz gniewu przeciwko wypaczonej ideologii. Skoro nienarodzeni mają dusze, co z tymi, którzy świadomie przeżyli kilkanaście lat na tym padole? Wyparowały? Wszak duszy jeszcze nikt nie potrafi zlokalizować, a tym bardziej przeszczepić zdegenerowanym ludziom w ramach pokrętnie pojętej resocjalizacji. Porzućmy jednak retoryczne rozważania i skupmy się ponownie nad bardziej technicznymi zagadnieniami powieści. Narracja została podzielona na trzy perspektywy napisane w trzeciej osobie, więc tym samym oszczędzono nam powtarzalnego strumienia świadomości czy też wiwisekcji młodocianych odczuć. Z jednej strony to atut, z drugiej polaryzująca tematyka o wadze światopoglądowej wypada tutaj infantylnie i zgoła naiwnie. Pióro Shustermana zwyczajnie nie udźwignęło kalibru wymyślonej przez niego treści, co stanowi niezbyt przyjemny dysonans poznawczy podszyty moim osobistym rozczarowaniem. A ten jest potęgowany przez słabo rozwiniętą ekspozycję świata przedstawionego. Brakuje tutaj solidnego wstępu o tym, jak wygląda codzienność przeciętnych obywateli po zakończeniu wewnętrznego konfliktu zbrojnego, a także wzmianki o tym, kto utrzymuje się u władzy przy założeniu, że prawo federalne poszczególnych stanów wciąż jeszcze ma znaczenie, a z Białego Domu spogląda lider państwa. Tego nie wiemy. Komicznie wypada z kolei czynność klaskania w miejscu publicznym pozostawiona przez większość powieści w zasadzie sama sobie. Aż do ostatniej części w zasadzie nie wiemy, czemu wzbudza wśród tłumu taką panikę. Nie ma też we mnie zgody na sprowadzenie historii Wojny Moralnej do dwóch akapitów, które obejmują wyjaśnienia Admirała. Po prostu nie ma. Budzi to mój protest, gdyż jest to najbardziej istotny aspekt tej fabuły! A przynajmniej jego fundamenty. Punkt wyjścia do całego łańcucha przyczynowo-skutkowego.<br>
<br>
„Nie można zmienić prawa, nie zmieniwszy ludzkiej natury”.<br>
<br>
Neal w swojej powieści porusza kontrowersyjne zagadnienia natury etycznej, próbując ukazać czym jest mniejsze zło, choć od wieków jednostka niewiele znaczy w obliczu tych, którzy pełnią funkcje decydentów. Obywatele są pyłem jeno. Pionkami w cudzych rękach. Koniecznym poświęceniem na drodze do upajającej władzy. Przy czym nie chodzi jedynie o zawłaszczenie życia i ciała, lecz również o fanatyzm religijny i jego odłamy, a także dyktatorskie zapędy. Pada tutaj pytanie o to, co jest większym okrucieństwem: aborcja dokonana na zlepku komórek czy rozszczepienie? Bezsprzecznie to ta druga opcja jest równoznaczna z wyrachowanym barbarzyństwem. Nie mam wątpliwości, że w tym sporze zawsze opowiem się za wyborem oraz wolnością kobiet. Państwa wszak nie dbają o tych, którzy przyszli na ten świat, co pokazuje nie tylko Shusterman. Absurd goni absurd. Nie będę kontynuować czytania cyklu. Zawiodłam się.