InPost Paczkomaty 24/7
13.99 zł
Darmowa dostawa od 190 zł
Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Doświadczenia mniejszości białorusko-prawosławnej rzadko mieszczą się w oficjalnej historii Polski. Panowała niepisana zasada, by nie rozmawiać o doznawanych krzywdach, bieżeństwie, przesiedleniach, powojennych mordach.
Aneta Prymaka-Oniszk przełamuje to milczenie. Jeździ po wsiach, rozmawia z mieszkańcami i historykami, czyta dokumenty archiwalne i zdobytą wiedzę konfrontuje z mitami o stosunkach polsko-białoruskich. Pokazuje, co uformowało prawosławną mniejszość w okolicach Białegostoku, Bielska Podlaskiego, Hajnówki, Siemiatycz, Sokółki. Robi to, by zrozumieć historię swojego dziadka i to kim byli, kim są - i kim mogą być - mieszkańcy Polski, którzy aby dostąpić awansu społecznego, wszystko, co białoruskie, musieli wyprzeć.
O tym, że mój dziadek został zastrzelony w maju 1945 roku w swoim domu pod Kuźnicą, wiedziałam od zawsze. Przez "bandę", dodawano ściszonym głosem. Nie kazano o tym milczeć, ale rozumiałam, że tak trzeba.
Kiedy po latach postanowiłam poznać lepiej tę historię, długo kluczyłam obok. "Nie rozdrapuj starych ran", słyszałam. Jednocześnie obserwowałam, że przeszłość coraz częściej służy do rozgrywania teraźniejszości, że rozdaje się na jej podstawie etykietki "bohaterów" i "zdrajców", a za "dowód winy" wystarcza nieraz fakt, że ktoś został zabity. Zaczęłam wsłuchiwać się uważniej w rodzinną opowieść, zaglądałam do archiwów, wertowałam książki, przyglądałam się okolicznym pomnikom. Poszłam też do sąsiadów z "drugiej strony" pogranicznych podziałów, tą reporterską zasadą łamiąc tutejszy zwyczaj przemilczania trudnej przeszłości.
Powstała historia o pogranicznym sąsiedztwie i o wspólnym życiu. O tym, że jedni występują czasem przeciwko drugim, a potem wciąż żyją obok, w pozornej niepamięci. Dzieci siedzą razem w szkolnych ławkach i dzielą się na przerwach kanapką. Tylko ciocia Luda drży ze strachu, by nikt nie odkrył, że wśród nocnych napastników rozpoznała brata koleżanki.
Nie chodziło mi o rzucanie oskarżeń. Raczej o zrozumienie, co stało się osiemdziesiąt lat temu oraz jakie znaczenie nadaje się tamtym wydarzeniom dziś. "Myślisz, że ta opowieść coś zmieni?" - słyszałam często. Nie wiem. Trudno jest zmienić świat. Ale by proces mógł ruszyć, warto usłyszeć innych, a może przede wszystkim siebie i własną historię?
Autorka
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Doświadczenia mniejszości białorusko-prawosławnej rzadko mieszczą się w oficjalnej historii Polski. Panowała niepisana zasada, by nie rozmawiać o doznawanych krzywdach, bieżeństwie, przesiedleniach, powojennych mordach.
Aneta Prymaka-Oniszk przełamuje to milczenie. Jeździ po wsiach, rozmawia z mieszkańcami i historykami, czyta dokumenty archiwalne i zdobytą wiedzę konfrontuje z mitami o stosunkach polsko-białoruskich. Pokazuje, co uformowało prawosławną mniejszość w okolicach Białegostoku, Bielska Podlaskiego, Hajnówki, Siemiatycz, Sokółki. Robi to, by zrozumieć historię swojego dziadka i to kim byli, kim są - i kim mogą być - mieszkańcy Polski, którzy aby dostąpić awansu społecznego, wszystko, co białoruskie, musieli wyprzeć.
O tym, że mój dziadek został zastrzelony w maju 1945 roku w swoim domu pod Kuźnicą, wiedziałam od zawsze. Przez "bandę", dodawano ściszonym głosem. Nie kazano o tym milczeć, ale rozumiałam, że tak trzeba.
Kiedy po latach postanowiłam poznać lepiej tę historię, długo kluczyłam obok. "Nie rozdrapuj starych ran", słyszałam. Jednocześnie obserwowałam, że przeszłość coraz częściej służy do rozgrywania teraźniejszości, że rozdaje się na jej podstawie etykietki "bohaterów" i "zdrajców", a za "dowód winy" wystarcza nieraz fakt, że ktoś został zabity. Zaczęłam wsłuchiwać się uważniej w rodzinną opowieść, zaglądałam do archiwów, wertowałam książki, przyglądałam się okolicznym pomnikom. Poszłam też do sąsiadów z "drugiej strony" pogranicznych podziałów, tą reporterską zasadą łamiąc tutejszy zwyczaj przemilczania trudnej przeszłości.
Powstała historia o pogranicznym sąsiedztwie i o wspólnym życiu. O tym, że jedni występują czasem przeciwko drugim, a potem wciąż żyją obok, w pozornej niepamięci. Dzieci siedzą razem w szkolnych ławkach i dzielą się na przerwach kanapką. Tylko ciocia Luda drży ze strachu, by nikt nie odkrył, że wśród nocnych napastników rozpoznała brata koleżanki.
Nie chodziło mi o rzucanie oskarżeń. Raczej o zrozumienie, co stało się osiemdziesiąt lat temu oraz jakie znaczenie nadaje się tamtym wydarzeniom dziś. "Myślisz, że ta opowieść coś zmieni?" - słyszałam często. Nie wiem. Trudno jest zmienić świat. Ale by proces mógł ruszyć, warto usłyszeć innych, a może przede wszystkim siebie i własną historię?
Autorka