Dodana przez
Mateusz
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Słowa „Winter is caming” brzmią dziś bardziej złowieszczo aniżeli w letnie, ciepłe popołudnia, gdy czytałem poprzednią część. Za oknem pochmurne, deszczowe dni, czasami wiatr przyniesie również powiew zbliżającej się zimy. Podobnie rzecz wygląda w serii „Pieśni Lodu i Ognia”, gdzie coraz śmielej bohaterowie sobie poczynają w rywalizacji o Żelazny Tron. Kolejna część sagi George R.R. Martina przynosi nam nieco inny klimat, a sam tytuł sugeruje, że będziemy świadkami uczty dla wron. Czy to zaskoczenie? Nie, ciała wielu wojowników wciąż nie zdążyły zniknąć z krajobrazu Westeros, armie wszystkich Siedmiu Królestw się przegrupowują, powstają kolejne sojusz, a dawne obróciły się we wrogość i pałają żądzą zemsty. Kiedy sięgałem po książkę „Uczta dla wron. Sieć spisków, czułem wielką ekscytację — jestem aktualnie mniej więcej w połowie cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”, a przede mną jesienne miesiące, sprzyjające długim wieczorom nad książkami. Moim postanowieniem jest dokończyć całą serię do końca obecnego roku. Czas, kiedy zewsząd docierają do nas fatalne informacje związane z inflacją, kryzysem energetycznym oraz wojną na Ukrainie, powoduje niepewność, a nie chciałbym zniknąć z tego świata, nie poznając wcześniej losów moich ulubionych bohaterów. Dziś jestem o krok bliżej, a owocem tego niech będzie recenzja książki “Uczta dla wron. Sieć spisków”, która związana jest z opisem świata po stokroć ciekawszego, niż ten, w którym przyszło nam obecnie żyć. Z drugiej strony, to co było wcześniej niewinną rozgrywką w świecie Westeros, materializuje się na naszych oczach, wybuchają konflikty, a zwykli ludzie nie mają wpływu na los świata. Zamiast jednak podniecać się kolejnymi groźbami starego dziada urzędującego na Kremlu, lepiej zainteresować się intrygami w Królewskiej Przystani! Tam przynajmniej głowni bohaterowie nader często giną, a w prawdziwym świecie podobny los spotyka z reguły tych niewinnych ? </p><p>Wojenna pożoga nad wszystkimi Siedmioma Królestwami wydaje się powoli dobiegać końca. Cały kontynent został zdominowany przez wojska rodu Lannisterów, które brutalnie rozprawiają się z każdym przejawem buntu na ziemiach Westeros. Lasy na północy pełne są buntowników i bandytów, lordowie kierują przeciwko nim swoje oddziały, aby utrzymać, chociaż namiastkę starego porządku. Los zwykłych ludzi jednak mało kogo obchodzi. Władcy, którzy przetrwali poprzednie starcia, dostrzegają już mglisty zarys Żelaznego Tronu, a ich dalsze działania zmierzają do utrzymania i powiększenia zakresu sprawowanej władzy. Wydaje się, że kiedy kurz wojenny stopniowo opada, koniecznym będzie, sięgniecie po inne narzędzia, aniżeli wojska skąpane we krwi. Na pierwszy plan wysuwają się znów spiski oraz knowania na szczytach władzy, a relacje łączące poszczególne postacie przybierają formę sojuszy, albo przeciwnie – bohaterowie widzą w sobie śmiertelnych wrogów w coraz węższym gronie pretendentów do objęcia władzy nad ziemiami Siedmiu Królestw. </p><p>Na pierwszy ogień idzie Królowa -Regentka. Cersei utkała przemyślaną i błyskotliwą sieć spisków w Królewskiej Przystani, zmierzając konsekwentnie do odebrania resztek władzy rodowi Tyrellów. Kobieta jednak traci czujność, już w poprzedniej części sagi „Pieśni Lodu i Ognia” pod tytułem „Uczta dla wron. Cienie śmierci”, George R.R. Martin sugerował między słowami, że Cersei ma coraz częściej problem z oceną, kto jest jej przyjacielem, a kto śmiertelnym wrogiem. Nie zmieniła tego nawet śmierć jej pierworodnego syna. Joffrey nie był ani dobrym królem, ani tym bardziej dobrym synem, wydaje się jednak, że Cersei była z nim mocno związana i śmierć chłopaka w czasie Purpurowego Wesela wpłynęła na jej kondycję psychiczną. Zwłaszcza że jej brat i kochanek w jednej osobie, Jaimie, mocno się zmienił. O nim jednak trochę później — jaką rolę do odegrania ma tym razem w melodiach „Pieśni Ognia i Lodu” Królowa — Regentka? Cersei w towarzystwie swojej przyjaciółki o imieniu Teana Merrywather, udaje się w podróż do Septu Baleora. Długa droga do celu sprzyja rozmowie, a obie kobiety poruszają szereg ważnych tematów dla wydarzeń opisanych w książce „Uczta dla wron. Sieć spisków”. Pojawia się między innymi temat Margaery oraz jej całego dworu. Jednak na sugestie Cersei, aby Teana wysłała zaproszenie dla swojego syna na dwór Królewskiej Przystani, rozmówczyni udziela wymijających odpowiedzi. Tymczasem relacje, jakie łączą dwór królewski oraz Wiarę, coraz bardziej zdają się eskalować! Długi, jakie w przeszłości zaciągnął Robert Baratheon na rzecz kościoła Siedmiu, kładą się cieniem na pobłogosławieniu przez Wielkiego Septona, Tommena. Wspominam o tym dlatego, że temat ten związany jest z nowymi rozkazami Cersei. Królowa — regentka marzy o zbudowaniu potężnej floty, mniej zaś na relacjach z kościołem. Ma to swoje implikacje dla życia w Westeros, ponieważ na ulicach Królewskiej Przystani coraz częściej pojawiają się Wróble, nisko sytuowani bracia, którzy żyją jedynie ze skromnych datków, jakie zbierają wśród tłumów ludzi zmęczonych wojenną pożogą. Wróble widywani są na placach i targach, a ciała zamordowanych braci składują w otoczeniu posągu Baleora. Cerse wykorzystuje ten fakt, kieruje wobec ludzi dalekiej Północy, cień podejrzeń pada również na Stanissa Baratheona i jego kapłankę w Czerwonej Szacie. Cerse publicznie deklaruje, że winni zbrodni zostaną ukarani i spotka ich sroga kara. Duchowni nie poddają się jednak presji Królowe — Regentki, królewscy gwardziści otrzymują zakaz wstępu do świątyni, o ile posiadają przy sobie broń. Ma to związek z przekonaniem, że prawa boskie stoją ponad prawami ludzi, na co Cersei oczywiście zgodzić się nie może jako symbol władzy sprawowanej na Żelaznym Tronie. Kobieta obmyśla plan, jednak początkowo znosi upokorzenie cierpliwie, podąża samotnie do świątyni. Cersei dostrzega tam wiele zmian, nowe porządki wdrażane przez zwierzchnika duchownym zakładają, że wszelkie przedmioty zbytku zostały usunięte, nie ma już ślady, po złotych pucharach, a kolejni mnisi modlą się w ciszy, spędzając całe dnie na kolanach i sprzątając budynek po odwiedzinach mieszkańców Królewskiej Przystani. To jednak nie wszystko – Wielki Sapton niedawno sprzedał cenne klejnoty, a uzyskane w ten sposób datki przeznaczył na strawę dla ubogich mieszkańców stolicy Westeros. Cersei próbuje swoim urokiem osobistym przekonać Septona do swoich podejrzeń w zakresie odpowiedzialności za zbrodnie w mieście, które kieruje wobec wysłanników rodu Starków oraz samego Stannisa. Duchowny przyjmuje te tłumaczenia w ciszy, wydaje się je kontemplować, w rzeczywistości jest jednak przekonany, że Cersei się myli. Winnych widzi bowiem w drużynie Sandora Clageane’a, który w przeszłości złożył przysięgę na wierność Lannisterom. Co więcej, Cersei oficjalnie występuje z prośbą, o udzielenie błogosławieństwa dla króla Tommena, spotyka się jednak z odmową. Duchowny wskazuje, że takie błogosławieństwo zostanie udzielone dopiero w momencie, gdy Królewska Przystań cieszyć się będzie trwałym pokojem, a jej lud, zazna w końcu spokoju po latach wyniszczających wojen pomiędzy wszystkimi królami Westeros. Królowa — Regentka była jednak przygotowana na taki scenariusz i wcześniej obmyśliła chytry plan, związany z interesami zakonu. W ocenie kobiety, Wróble odpowiedzialne są za zapewnienie sobie nawzajem bezpieczeństwa, tym samym godzi się, aby ograniczenia związane z dekretem, wprowadzonym przed trzystu laty, zostały zniesione. Dawne zakony Miecza i Gwiazd mają zostać przywrócone, co w dłuższej perspektywie ma zapewnić siłę i moc oddziaływania na wiernych za sprawą Wiary Wojującej. Ceną, za takie decyzje Królewskiej Przystani jest zniesienie długu, który ciążył na koronie wobec Wiary. Duchowny po krótkich negocjacjach zgodził się również ma udzielenie błogosławieństwa Tommenowi. Cersei fantastycznie odgrywa swoją rolę, była przygotowana do rozmowy z Duchownym i wydaje się, że wzięła pod uwagę wszystkie okoliczności. Motywy jej działań nie mają jednak nic wspólnego z pragnieniem zapewnienia spokoju w Królewskiej Przystani. Przeciwnie – Cersei uważa, że powrót do łask Gwiazdy i Mieczy odbije się na wojskach gromadzonych przez Stannisa, aktualnie największego wroga w rywalizacji o Żelazny Tron. Jak widać, w powieści „Uczta dla wron. Sieć spisków”, George R.R. Martin ponownie zaprasza czytelników do Królewskiej Przystani, to właśnie w stolicy Westeros ma miejsce główna rozgrywka między pretendentami do władzy. Autor wykorzystuje ten fakt, aby znów przedstawić narrację z perspektywy Cersei. To właśnie wokół jej osoby mają miejsce najważniejsze wydarzenia, a jej decyzję, wpływają nie tylko na najbliższe otoczenie, ale również na dalekie krainy ogarnięte wciąż działaniami wojennymi, z którymi sama Cersei niewiele ma wspólnego. Jako że jest to podstać niezbyt lubiana w całym uniwersum „Pieśni Lodu i Ognia”, jest to zagranie odważne ze strony George R.R. Martina, brytyjski pisarz ma w tym jednak swój ważny cel. Rozdziały przedstawiona oczami Cersei czyta się znakomicie – spora część fabuły dzieje się bowiem w głowie samej Cersei, jej knowania oraz intrygi z każdą kolejną strona przypominają efekt kuli śnieżnej, a czytając „Uczta dla wron. Sieć spisków”, nie sposób było mi odgadnąć, czy Królowa — Regentka osiągnie swoje cele, czy też spisek obróci się przeciwko niej samej i dotknie najbliższe otoczenie Królewskiej Przystani. Mniej więcej w 2/3 książki zorientowałem się, jak autor będzie chciał dalej rozwiązać te wątki, niemniej po poprzednich trzech tomach brakowało takiego oddechu, jaki serwuje nam George R.R. Martin w książce „Uczta dla wron. Sieć spisków”. Jeśli kręciło się wam w głowach od wojen i zamordowanych bohaterów, to niniejszym recenzowana część „Pieśni Lodu i Ognia” przynosi w tym zakresie wiele zmian i w pewnym sensie wraca do korzeni, czyli pierwszej części „Gry o Tron”. Znowu czujemy klimat średniowiecznego zamku, gdzie każda komnata ma uszy, a wino pite z kielicha nie zmienia swojej barwy po dodaniu trucizny! </p><p>Powieść „Uczta dla wron. Sieć spisków” przynosi nam wgląd nie tylko w kolejne namiętne romanse, skuteczne zemsty i przemyślane intrygi, ale również w niezwykle bogaty, fascynujący świat Westeros. Autor, jak to miał w zwyczaju w poprzednich częściach, nie wyznacza konkretnej linii pomiędzy dobrem i złem, opisanego przez niego postacie rzadko charakteryzują się jedynie szlachetnymi cnotami, lub też dla odmiany są jednoznacznie godni potępienia. Stanowi to zresztą jedną z moich ulubionych cech prozy brytyjskiego pisarza. W przeszłości czytałem https://******.**. „Władcę Pierścieni” J.R.R. Tolkiena, gdzie świat fantasy był w gruncie rzeczy zupełnie inaczej przedstawiony. Mały Hobbit, powołany do tego, aby stawić czoło uosobieniu zła wszelakiego, Sauronowi, w zasadzie nie nosił w sobie żadnej skazy. Pamiętam fragment z pierwszej części „Władca Pierścieni. Drużyna Pierścienia”, gdzie Frodo wraz ze swoją ekipą niziołków, oczekują w karczmie „Pod Rozbrykanym Kucykiem”, Aragorna. Strażnik, a w oczach innych niebezpieczny włóczęga, obserwuje spokojnie w kącie, jak ekipa Froda konsumuje piwo, choć sam Frodo nie wypił nawet jednej pinty. Motyw ten wracał w mojej głowie co jakiś czas, kiedy czytałem, jak Tyrion po całej nocy biesiady nam winem, miał jeszcze siły, aby zapraszać do swoich komnat co bardziej urodziwe niewiasty. Mowa o jednym z najbardziej lubianych bohaterów całej serii, który za sprawą swojego poczucia humoru, uroku osobistego oraz dość frywolnego podejścia do życia, zyskał sympatię milionów czytelników na całym świecie. Czy porównanie Tyriona i Froda ma sens? Jeśli tak, to jedynie umiarkowany, role obu postaci w swoich uniwersach były bowiem zgoła różne, jednak dla niezorientowanych czytelników fantasy (są tu tacy?), stanowi to subtelną komparatystykę w zakresie „Władcy Pierścieni” oraz „Pieśni Lodu i Ognia”. Osobiście, bardziej przemawia do mnie proza George R.R. Martina, wydaje się ona bowiem zdecydowanie bardziej wiarygodna, bliższa współczesnemu czytelnikowi. Żyjemy aktualnie w czasach, gdy stare pomniki są coraz chętniej burzone przez nowe pokolenia, a patriarchat konsekwentnie odchodzi w nie pamięć. W książkach J.R.R. Tolkiena rola kobiet była w zasadzie marginalna. Nawet jeśli wziąć pod uwagę postać Garadieli, potężnej czarodziejki, ginęła ona gdzieś w cieniu Gandalfa Szarego. Tymczasem George R.R. Martin przynosi nam w tym zakresie niemałą rewolucję, stawiając kobiece postacie na piedestale rywalizacji o Żelazny Tron. Wspomniana wyżej Cersei, której autor lekką ręką oddaj znakomitą część narracji w książce „Uczta dla wron. Sieć spisków” jest tego najlepszym przykładem. </p><p>Chciałbym jednak podkreślić, że powieść „Uczta dla wron. Sieć spisków”, mocno różni się od poprzednich książek, jest to zresztą kierunek widoczny już od części „Pieśni Lodu i Ognia” pod tytułem „Uczta dla wron. Cienie śmierci”. O ile bowiem w „Starciu Królów” widzieliśmy zamysł autora, aby stopniowo napięcie w książce rosło, gdzie początek stanowił jedynie ogólny zarys fabuły, a dalej zaczynała się jazda bez trzymanki, o tyle ostatnie dwie pozycje przynoszą w tym zakresie zupełnie inną koncepcję realizowaną przez brytyjskiego pisarza. Tym samym część „Uczta dla wron. Sieć spisków” przyniosła mi powiew świeżości w mojej ulubionej sadze fantasy. Nieco senne tempo, przeplatane zwrotami akcji i zaskakującym rozwiązaniem niektórych wątków, trudno porównywać z ogólną opinią o książkach George R.R. Martina, gdzie krew leje się strumieniem, a kolejne postacie gina jedna po drugiej w wyniku spisków i pojedynków, a niekiedy po prostu fatalnych wyborów. „Uczta dla wron. Sieć spisków” nie przyniosła mi emocji związanych z opisem potyczek balistycznych, burzeniem murów Królewskiej Przystani, czy odpieraniem ataków Innych w rejonach Winterfell. Zamiast tego, autor kieruje uwagę czytelnika w tytułową sieć intryg politycznych, toczonych nie na miecze, ale na słowa, co wymaga cierpliwości, ponieważ takie rozwiązania przynoszą efekty z czasem, nierzadko obracając się przeciwko konkretnym bohaterom (pozdrawiam Cersei!). Czy spowolnienie akcji wyszło całej serii na dobre? Zdania są podzielone. Część znajomych, kiedy czytała po książkę „Uczta dla wron. Sieć spisków”, szybko zatęskniła za brawurowymi pojedynkami wojowników i niebezpiecznymi starciami wielkich armii, jednak w mojej ocenie, autor wiedział doskonale, co robił. George R.R. Martin słynie z uśmiercania lekką ręką najważniejszych postaci, a minione tomy przyniosły w tym zakresie imponujące, krwawe żniwo. Świat Westeros nie znosi jednak próżni, brytyjski pisarz miał zatem w mojej opinii prosty wybór: skończyć serię jednym lub dwoma tomami, albo wprowadzić nowych bohaterów, niektórych zaś odrestaurować, nadać im nową rolę i znaczenia dla rozgrywki o Żelazny Tron. Aby jednak nowi bohaterowie byli w naszych oczach wiarygodni, potrzebują czasu, a powieść „Uczta dla wron. Sieć spisków”, ten czas oferuje: zarówno samemu autorowi, jak i czytelnikom! Jako że „Uczta dla wron. Sieć spisków” to kontynuacja książki „Uczta dla wron. Cienie śmierci, pojawia się również kilka wątków zarysowanych w poprzedniej część cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. Podobało mi się, że autor w tym zakresie nie wprowadził chaosu, lecz oddaje głos narracji tym samym postacią co poprzednio. Cała książka tworzy jedną, spójną opowieść, choć poszczególne rozdziały charakteryzują się sporymi różnicami w przedmiocie ich długości. Dostajemy więc rozdziały szalenie opasłe, ciągnące się przez kilkadziesiąt stron, inne z kolei zamykają się na kilku stronach. Ciekawostką może być fakt, że wbrew moim osobistym oczekiwaniom, George R.R. Martin nie zamknął ani jednego wątku w książce „Uczta dla wron. Sieć spisków”, większość ma otwarte zakończenie i pojawiają się w kolejnej części „Pieśni Lodu i Ognia”, czyli „Tańcu ze smokami”. Swoją drogą, brytyjski pisarz cudownie określił tytuły swoich książek. Mieliśmy już w Polsce „Taniec z gwiazdami”, teraz alternatywą jest „Taniec ze smokami” od brytyjskiego pisarza. Widać jaki kraj, taki taniec! </p><p>Wróćmy jednak do fabuły powieści „Uczta dla wron. Sieć spisków” - co dzieje się z naszymi ulubionymi bohaterami? Wspomniałem już wyżej o Cersei i czuję się niezręcznie, że mój opis kolejnej części „Pieśni Lodu i Ognia” zamknął się jedynie wokół wątku Królowej — Regentki, która nie jest przecież nawet moją ulubioną postacią. Ba, mało kto ją lubi, a jednak wszyscy o niej mówimy, jeśli to nie jest przejaw geniuszu prozy George R.R. Martin, to co nim jest? ? Była mowa o Cersei, warto wspomnieć również o jej ukochanym bracie Jaimim. Kto myślał, że w poprzednim tomie postać Dowódcy Gwardii Królewskiej się uspokoi za sprawą utraty prawej ręki i coraz większej świadomości w zakresie tego, kim naprawdę jest Cersei, ten znów dał się nabrać autorowi! Jaimi opuszcza Królewską Przystań i kieruje się w stronę Riverrun, gdzie jak liczy, będzie miał swój udział w zdobyciu ostatniego bastionu wolnych ludzi na dalekiej północy. Ambicje Jaimiego się nie zmieniają, metamorfozie jednak ulega jego postawa w rywalizacji o Żelazny Tron. Jaimi dzieli się z nami wieloma refleksjami, jego postać została wyraźnie ożywiona, a on sam nie sprawia już wrażenie tak mocno jednowymiarowego. Czy to zmiana na plus? Zdecydowanie tak, zwłaszcza że wcześniej, kiedy o nim czytałem, nie mogłem się uwolnić od obrazu przed oczami... przedstawiającego „księcia z bajki” W Shreku. Zgaduje, że ma to związek z serialem HBO, gdzie postać grana przez Nikolaaj Coster-Waldau do złudzenia przypominała bajkową wersję największego pajaca w bajce o zielonym ogrze. „Uczta dla wron. Sieć spisków” przynosi jednak w tym zakresie spore zmiany, Jaimi w końcu orientuje się, że w przeszłości był jedynie użytecznym pionkiem w rozgrywce swojej siostry – kochanki, nie występuje jednak otwarcie przeciwko niej. Kto jednak wie, co przyniesie nam „Taniec ze smokami”? </p><p>Oszczędzę wam omawiania wszystkich bohaterów, gdybym chciał w ten sposób napisać moją recenzję, to najpewniej zajęłaby ona więcej miejsca niż cały tom „Uczta dla wron. Sieć spisków” ? Warto jednak odnieść się jeszcze do wątku Sansy i losu, jaki związała z nią Brienn. I tu czeka na was sporo niespodzianek! Rycersko usposobiona kobieta początkowo nie wydaje się ważnym graczem w toczącej się rozgrywce, jednak to się zmienia: wydarzenia wokół Brienn przybierają iście dramatyczny i prawdziwie zaskakujący charakter. Wspominałem wcześniej, że wątki prowadzone przez autorka w książce „Uczta dla wron. Sieć spisków” pozostają niedomknięte? Na tym tle najwięcej pytań i wątpliwości może budzić właśnie narracja związana z Brienn. Nie powiem nic więcej, bo będąc na waszym miejscu, nie chciałbym wiedzieć co się stanie z wojowniczo usposobioną kobietą ? Jednym negatywnym zaskoczeniem było dla mnie oddelegowanie w cienie Westeros postaci Sansy, aktualnie noszącej imię Alayne. Niewiele widzimy świata oczami Sansy tym razem, podobnie rzecz ma się w odniesieniu do Aryi, ale też Adrianne czy Victarion, któe pojawiają się dosłownie na kilka krótkich momentów, zwykle jednak udanie posuwają fabułę „Pieśni Lodu i Ognia” na przód, a niekiedy bywają również zaskakujące i wstrząsające. I to zaledwie na kilku stronach! Dla równowagi, George R.R. Martin sporo czasu poświęca opisom Westeros oczami Samwella. Postać ta w mojej ocenie stanowi symbol książki „Uczta dla wron. Sieć spisków”, ponieważ wątki z nim związane nie są może kluczowymi dla całej serii, czyta się je jednak bardzo przyjemnie i stanowią najlepszą okazją, abyśmy wzięli głęboki oddech po poprzednich tomach i przygotowali się na sieczkę w „Tańcu ze smokami”. Nie wiem, jeszcze nie czytałem, ale słyszałem, że brytyjski pisarz znowu wróci do formy w zarzynaniu pierwszoplanowych bohaterów ? </p><p>I jeszcze słow kilka na temat wydania książki „Uczta dla wron. Sieć spisków”. W tym zakresie estetyka jest utrzymana z poprzedniej części, a na okładce widać postać kojarzoną z wojownikami Żelaznych Ludzi. Próbowałem dociekać podczas lektury książki, jaki związek ma ów postać z tytułem, czy szerzej akcją opisaną przez George R.R. Martina, jednak nie wpadłem na żadne satysfakcjonujące tropy. Jak macie pomysły dajcie znać w recenzjach! Warto również wskazać dla mniej zorientowanych fanów „Pieśni Lodu i Ognia”, że podobnie jak miało to miejsce w powieści „Uczta dla wron. Cienie śmierci”, tak samo w książce „Uczta dla wron. Sieć spisków”, na końcu znajduje się spis wszystkich rodów oraz postaci kluczowych dla „Pieśni Lodu i Ognia”. Co ciekawe, wykaz te zajmuje kilkadziesiąt stron! Ponadto widoczne są również trzy mapy, które ułatwiają poruszanie się po świecie Westeros nawet oddanym wielbicielom prozy brytyjskiego pisarza.</p><p>Po przeczytaniu książki „Uczta dla wron. Sieć spisków”, wszyscy jesteśmy amatorami – ornitologami. Wrony stały się symbolem Westeros, a mury Królewskiej Przystani są ich pełne, ptaki czeka uczta większa, aniżeli ta, opisana przez j.R.R. Tolkiena w „Hobbicie”, gdzie jak pamiętamy, krasnoludy zjadły całe zapasy na zimę Bilbao. Czy kolejny tom „Pieśni Lodu i Ognia” okazał się rewolucyjny? Nie, ponieważ nie było takiej potrzeby. George R.R. Martin sięga po sprawdzone sposoby, zwalnia i na zmianę przyspiesza tempo, ciekawie prowadząc również wątki nieznanych wcześniej czytelnikom postaci. Wielokrotnie przerzucając kolejne strony książki, zastanawiałem się, co autor miał w głowie, pisząc „Pieśń Lodu i Ognia”. Nie znam bowiem w historii literatury innej powieści, która z takim powodzeniem zawładnęłaby zbiorową świadomością czytelników. Część „Uczta dla wron. Sieć spisków” przynosi nam delikatne spowolnienie akcji, wynikające z minionych wydarzeń, będących ponadto zapowiedzią kolejnej burzy w „Tańcu ze Smokami”. Tym razem dostajemy książkę nieco cieńszą niż poprzednie, jednak kryjącą w sobie wiele istotnych dla całej fabuły niuansów, których wyłapywanie stanowiło dla mnie osobiście wielką frajdę. Brytyjski autor znany jest z tego, że pozornie nieistotne informacje, urastają do rangi kluczowych dla kolejnych tomów. I pomimo faktu, że dźwięk oręża tym razem słyszany był ciszej, nie sposób przejść obojętnie obok głośnego szeptu Cersei. Królowa — regentka znowu knuje i spiskuje, a kto jest ciekaw jej planów dotyczących Żelaznego Tronu, niechaj sięgnie po „Uczta dla wron. Sieć spisków” i przekona się, do czego jest zdolna kobieta, która nie ma nic do stracenia. Szczególnie polecam lekturę panom, może w przyszłości uratuje to wam życie, gdy traficie na kobietę równie zdeterminowaną, jak matka Joffreya ? </p>