Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Prawie życiorys 1939-1956
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Pod koniec lipca 1944 roku nasza sytuacja była napięta. Mimo to, jako żołnierze, przestrzegaliśmy rozkazów i dyscypliny. Przypadkowe spotkanie odbyło się 25 lipca w cukierni na ulicy Solnej, gdzie byliśmy razem, "Naprawa", "Gil", "Clive", "Jur II", "Błękitny", "Rom" i prawdopodobnie jeszcze dwaj koledzy z naszego plutonu. W popołudniowym słońcu delektowaliśmy się ciastkami i rozmawialiśmy o bieżących wydarzeniach. W pewnym momencie "Naprawa" oświadczył: "Zabieramy się za szkopów". W okupowanej Polsce obowiązywał zakaz rozbrajania niemieckich żołnierzy, ponieważ często wiązało się to z koniecznością ich zastrzelenia, co prowadziło do represji z ich strony. Jednak zdobycie broni w ten sposób było wkalkulowane w koszty walki. Kiedy Tadeusz "Naprawa" zdecydował się na taki krok, oznaczało to, że rozkaz zabraniający rozbrajania został odwołany i niemieckie panowanie miało się ku końcowi. Tylko "Naprawa" i Rysiek "Gil" mieli przy sobie pistolety. Sporządziliśmy małe grupy — "Naprawa" i ja, Rysiek "Gil" z Zbyszkiem "Clive’em", a Jurek ("Jur II") z "Błękitnym". Niedaleko na Solnej spotkaliśmy dwóch podoficerów Wehrmachtu. "Naprawa" lekko ostrzegł: "Uwaga". Kiedy byli przed drugą parą, Tadeusz wyciągnął broń i krzyknął "Hände hoch!" w kierunku Niemców, podczas gdy "Gil" pokazał im swojego Visa. Odległość między nami a Niemcami nie przekraczała czterech metrów. Podoficerowie zaczęli niepewnie podnosić ręce. Podbiegłem do jednego z nich i powtórzyłem rozkazującym tonem "Hände hoch", co spowodowało, że podniósł ręce. Zbyszek sprytnie wyciągnął mu pistolet z kabury, a ja zabrałem zapasowy magazynek. Drugi Niemiec zaczął uciekać, ale Tadeusz, choć miał go na celowniku, nie zdecydował się strzelić.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Pod koniec lipca 1944 roku nasza sytuacja była napięta. Mimo to, jako żołnierze, przestrzegaliśmy rozkazów i dyscypliny. Przypadkowe spotkanie odbyło się 25 lipca w cukierni na ulicy Solnej, gdzie byliśmy razem, "Naprawa", "Gil", "Clive", "Jur II", "Błękitny", "Rom" i prawdopodobnie jeszcze dwaj koledzy z naszego plutonu. W popołudniowym słońcu delektowaliśmy się ciastkami i rozmawialiśmy o bieżących wydarzeniach. W pewnym momencie "Naprawa" oświadczył: "Zabieramy się za szkopów". W okupowanej Polsce obowiązywał zakaz rozbrajania niemieckich żołnierzy, ponieważ często wiązało się to z koniecznością ich zastrzelenia, co prowadziło do represji z ich strony. Jednak zdobycie broni w ten sposób było wkalkulowane w koszty walki. Kiedy Tadeusz "Naprawa" zdecydował się na taki krok, oznaczało to, że rozkaz zabraniający rozbrajania został odwołany i niemieckie panowanie miało się ku końcowi. Tylko "Naprawa" i Rysiek "Gil" mieli przy sobie pistolety. Sporządziliśmy małe grupy — "Naprawa" i ja, Rysiek "Gil" z Zbyszkiem "Clive’em", a Jurek ("Jur II") z "Błękitnym". Niedaleko na Solnej spotkaliśmy dwóch podoficerów Wehrmachtu. "Naprawa" lekko ostrzegł: "Uwaga". Kiedy byli przed drugą parą, Tadeusz wyciągnął broń i krzyknął "Hände hoch!" w kierunku Niemców, podczas gdy "Gil" pokazał im swojego Visa. Odległość między nami a Niemcami nie przekraczała czterech metrów. Podoficerowie zaczęli niepewnie podnosić ręce. Podbiegłem do jednego z nich i powtórzyłem rozkazującym tonem "Hände hoch", co spowodowało, że podniósł ręce. Zbyszek sprytnie wyciągnął mu pistolet z kabury, a ja zabrałem zapasowy magazynek. Drugi Niemiec zaczął uciekać, ale Tadeusz, choć miał go na celowniku, nie zdecydował się strzelić.
