Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Nudis Verbis z suplementem
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Nie zawsze padały pochwały za te artykuły. Wielokrotnie spotykałem się z niemiłymi komentarzami, a krytyka krążyła przy filiżance kawy od jednego kawiarnianego stolik do drugiego. Głosy zarzucały zbyt defetystyczne nastawienie, czarno-białe podejście i przesadną złośliwość. Osobiście nie dążę do jednostronności ani wyolbrzymiania. Pragnę jedynie wiernie przedstawiać rzeczywistość, prawdę, fakty, ludzi, daty oraz ziemię zamarzniętą w bryły, skromne opady śniegu i szare niebo, właśnie takie, jak zimowe niebo nad krajem.
W rozgrzanym wagonie przyglądamy się zaparowanym oknom, przez które trudno zobaczyć, jak para łączy się ze śniegiem, a krajobraz znika w oddali. Gdy wysiadam, zimny wiatr chwyta mnie za skraje płaszcza na peronie. Koń, w otoczce tęczy, ociera się pyskiem o barierki kolei, a dzwonek przy jego szyi delikatnie dzwoni. Wiatr stroszy jego sierść, ogon jest zawiązany, uszy przyciśnięte – czeka go długa droga.
W takiej podróży smutek i jazda na saniach zdają się być nierozłącznymi towarzyszami. Chłop rozwala się na sianie, zakrywa przed wiatrem kołnierzem, jego sanie rozbijając się o przydrożne drzewa, te pieczołowicie sadzone przez rząd. Płozy zataczają się, szorują po grudach, w zaspach się zakopują, potem przeskakują przez wyboje, a dzwonek dzwoni nieustannie. Dzyń, dzyń, dzyń.
Wydaje się czasami, że to dzwonek prowadzi w drogę i z powrotem przyprowadza. Dopiero przed domem, gdy koń się zmęczy i głowę opuści, dzwonek milknie, a dźwięk ten staje się bez znaczenia. Jednak ta melodia, nieprzerwanie cicha i melancholijna, czasem ze wzgórza ukazuje rozległy widnokrąg tylko po to, by zniknąć za wątłymi sosnami. Niebo pozostaje ponure.
Sanie ślizgają się po deskach i zmarzniętym na kamień oborniku, a koń, uderzony batem, napina się i prędzej wspina się pod górę, podczas gdy dzwonek staje się żałobny. Otulając się ciepłym kożuchem o aromacie wełny, można dać się ponieść wyobraźni. Dlaczego na siedzeniu obok, pokrytym zniszczoną już derką, nie siedzi Pan Premier? Może wtedy mógłby osobiście pojąć prawdę, sprawdzić ją namacalnie, aby dostrzec rzeczywistość wsi: Rasło, Kozinięta, Dubatówka, Żodziszki, Martyszki.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Nie zawsze padały pochwały za te artykuły. Wielokrotnie spotykałem się z niemiłymi komentarzami, a krytyka krążyła przy filiżance kawy od jednego kawiarnianego stolik do drugiego. Głosy zarzucały zbyt defetystyczne nastawienie, czarno-białe podejście i przesadną złośliwość. Osobiście nie dążę do jednostronności ani wyolbrzymiania. Pragnę jedynie wiernie przedstawiać rzeczywistość, prawdę, fakty, ludzi, daty oraz ziemię zamarzniętą w bryły, skromne opady śniegu i szare niebo, właśnie takie, jak zimowe niebo nad krajem.
W rozgrzanym wagonie przyglądamy się zaparowanym oknom, przez które trudno zobaczyć, jak para łączy się ze śniegiem, a krajobraz znika w oddali. Gdy wysiadam, zimny wiatr chwyta mnie za skraje płaszcza na peronie. Koń, w otoczce tęczy, ociera się pyskiem o barierki kolei, a dzwonek przy jego szyi delikatnie dzwoni. Wiatr stroszy jego sierść, ogon jest zawiązany, uszy przyciśnięte – czeka go długa droga.
W takiej podróży smutek i jazda na saniach zdają się być nierozłącznymi towarzyszami. Chłop rozwala się na sianie, zakrywa przed wiatrem kołnierzem, jego sanie rozbijając się o przydrożne drzewa, te pieczołowicie sadzone przez rząd. Płozy zataczają się, szorują po grudach, w zaspach się zakopują, potem przeskakują przez wyboje, a dzwonek dzwoni nieustannie. Dzyń, dzyń, dzyń.
Wydaje się czasami, że to dzwonek prowadzi w drogę i z powrotem przyprowadza. Dopiero przed domem, gdy koń się zmęczy i głowę opuści, dzwonek milknie, a dźwięk ten staje się bez znaczenia. Jednak ta melodia, nieprzerwanie cicha i melancholijna, czasem ze wzgórza ukazuje rozległy widnokrąg tylko po to, by zniknąć za wątłymi sosnami. Niebo pozostaje ponure.
Sanie ślizgają się po deskach i zmarzniętym na kamień oborniku, a koń, uderzony batem, napina się i prędzej wspina się pod górę, podczas gdy dzwonek staje się żałobny. Otulając się ciepłym kożuchem o aromacie wełny, można dać się ponieść wyobraźni. Dlaczego na siedzeniu obok, pokrytym zniszczoną już derką, nie siedzi Pan Premier? Może wtedy mógłby osobiście pojąć prawdę, sprawdzić ją namacalnie, aby dostrzec rzeczywistość wsi: Rasło, Kozinięta, Dubatówka, Żodziszki, Martyszki.
