Dodana przez
Ula
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p> Tegoroczne wakacje przyniosły mi wiele ciekawych doświadczeń literackich, nowy trend jakiemu oddałam się w moim życiu polega na pytaniu interesujących ludzi o książki, które zmieniły ich spojrzenie na świat. Spotykałam się jakiś czas z chłopakiem, który spędził rok w interesach w Chinach i jego opowieści o tym fascynującym kraju dalece różniły się od narracji obecnej w mediach głównego nurtu - według jego relacji, Chińczycy to kraj w w równym stopniu zamknięty co.... otwarty, a gesty i zwyczaje znane nam z kultury zachodniej bywają tam odbierane jako przejaw buty i arogancji, jednocześnie mieszkańcy Państwa Środka są ciekawi Europejczyków, chętnie podejmują z nimi rozmowy o ile tylko wiemy.... jakich tematów unikać ? Pamiętam jego przestrogę, aby nigdy, przenigdy nie chełpić się uwielbieniem dla Amerykanów, a co jeszcze gorsze – nie mówić ciepło o Japończykach, którzy w Chinach bywają określani jako... małe demony ? Słuchając tych opowieści myślałam w duchu, ze ludzkość marzy o podróżach na Marsa w poszukiwaniu obcych cywilizacji, tymczasem często nie mamy świadomości kim są ludzie po drugiej stronie globu! Z polecenia znajomego sięgnęłam wiec po książkę autorstwa Marcina Jacoby’ego, pod tytułem “Chiny bez makijażu”, niżej opisuje moje wrażenia w formie recenzji, krotko nie będzie bo jest to lektura wymieniła i pełna fascynujących faktów i ciekawostek! </p><p>W książce znajdziemy przekonujące wyjaśnienie, na czym de facto polega bycie krajem zarządzanym przez komunistów, choć jak sam wskazuje, poza sloganami w przedmiocie egalitaryzmu i opieki socjalnej, komunizmu jako takiego, znanego z lat 70’ czy 80’ ubiegłego wieku w Polsce sam nie doświadczył. Zwraca również uwagę, na politykę prorodzinną Chin – zasada “jednego dziecka” obecna w Chinach od 1978 roku aż do 2015 obróciła się przeciwko samym Chińczykom, dziś bowiem Państwo Środka zmaga się z pokoleniem tzn. “małych cesarzy”, dzieci wychowanych na jedynaków, którzy czerpali pełnymi garściami z rozwoju gospodarczego budowanego rękoma swoich rodziców, co wywołało w nich fale egoizmu, braku empatii i zainteresowania innymi. Jest to o tyle ważne, ze konstrukt społeczny Chin zdecydowanie rożni się od tego znanego w Europie – w Chinach bowiem jak wskazuje Marcin Jacoby, nie ma znaczenia, kto jest Twoim krajanem, państwo bowiem bardziej przypomina kontynent aniżeli kraj w rozumieniu Europejczyków, oznacza to ni mniej nic więcej, ze współcześni Chińczycy nie dbają o swoje poczucie narodowości, wychowani są w kulturze “małej ojczyzny”, której granice sięgają często do granic wioski i małych miasteczek, gdzie mieszkali ich bliscy i krewni. Ci sami ludzie po osiągnięciu wieku dojrzałości kierują się do ogromnych aglomeracji takich jak Szanghaj, Pekin czy tez Wuhan, a tam czuja się wyobcowani, wyalienowani, nie potrafią nawiązywać relacji międzyludzkich. Na tym tle, jak wskazuje na autor na lamach książki “Chiny bez makijażu” Hongkong spacyfikowany niedawno przez władze w Pekinie wyróżniał się przez wiele dekad - łączył bowiem chińska tradycje, z wartościami zachodnimi, czyli społeczne przywiązanie z prawem i szacunkiem do jego przestrzegania. To również dobre miejsce, aby wspomnieć o perypetiach Marcina Jacoby’ego, który wskazuje, że Chiny są państwem pełnym absurdów - dość powiedzieć, ze w miejsce Heihe znajdującym się na pograniczy Chin oraz Federacji Rosyjskiej, znajduje się Muzeum... Nierównoprawnych Traktatów! Co kryje w sobie ta enigmatyczna nazwa? Otóż jest do muzeum symbolizujące jeszcze wiek XIX, gdzie Chiny znajdowały się w trakcie rozkładu za sprawą zachodniej dominacji, co wykorzystała carska Rosja - zaanektowała szereg terenów Mandżurii, a jak wskazuje Marcin Jacoby, Chiny są jak kobieta – nie wybaczają, ani tym bardziej nie zapominają. Strategia Chin jak wskazuje autor w książce “Chiny bez makijażu” polega na cierpliwym oczekiwaniu na szanse, a wspomniane wyżej muzeum charakteryzuje się... brakiem wstąpi dla Rosjan. Oznacza to, ze przed wejściem należy okazać paszport, jeśli widnieje w nim rosyjska pieczątka, obywatel taki nie wejdzie do obiektu. Szalenie interesująca jest również perspektywa autora na Japonię - kraj przed wieki uważany przez Chińczyków za strefę ich wpływów - zmieniło się to w czasie drugiej wojny światowej, która skądinąd i tu spora ciekawostka, wybuchła w oczach mieszkańców Państwa Środka nie w 1939 roku, ale dwa lata wcześniej w wyniku agresji Japońskich Sił Zbrojnych na wschodnie wybrzeża Chin. Symbolem tego jest https://******.**. masakra Niankijska - z ludności liczącej ponad 300 tysięcy osób zostało niewiele około kilka tysięcy – reszta uciekła lub została brutalnie wymordowana. Najeźdźcy dokonali masakry także w dawnej stolicy dynastii Sung, w pięknym Hangczou, jak również w innych miastach rejonu dolnego biegu Jangcy, jednego z najbardziej zaludnionych w Chinach. Szokujące są liczby – szacuje się, że Chińczyków zamordowanych w ciągu kilkunastu tygodni podczas marszu z Szanghaju do wrót Nankinu ocenia się na pół miliona ludzi. Nie może zatem dziwić wrogi stosunek Chińczyków do Japonii opisywany w książce “Chiny bez makijażu” głownie za sprawą bezpośrednich rozmów w jakie Marcin Jacoby wchodził podczas swojej podroży po Chinach, choć jak sam wskazuje, nie było wcale lato namówić jego obywateli do zwierzeń w tym zakresie, są oni często niezwykle mili, uprzejmi, nieskorzy do wybuchów gniewu i dawania wyrazu swojej nienawisci. Autor ciekawie również wyjaśnia, dlaczego właściwie Chińczycy uwielbiają i czczą Mao Zedonga, pomimo świadomości, ile grzechów i błędów ma on na sumieniu. To jeden z najciekawszych fragmentów książki “Chiny bez makijażu” w mojej opinii! Na zachodzie promuje się narracje, że Mao Zedong był człowiekiem skrajnie złym, stawianym na jednej szali z Ernesto Che Guevara, tez z reszta komunistą tylko rządzącym po drugiej stronie planety, urodzonym w Argentynie. Jak zatem Marcin Jacoby tłumaczy niezwykły kult Mao Zedonga w Chinach? W ocenie autora książki “Chiny bez makijażu”, obywatele Państwa Środka to naród do granic pragmatyczny, kultywujący swoją kulturę i świadom faktu, ze w przeszłości Chiny oraz ich tradycja konfucjańska pozwalały wierzyć kolejnym pokoleniom, ze kraj ten jest wyjątkowy na tle reszty świata, która skądinąd sami Chińczycy określali mianem “barbarzyńców”. Takie podejście zdecydowanie wynosiło Państwo Środka ponad inne cywilizacje, w tym również Indyjska, i dopiero połowa XIX wieku przyniosła daleko idące zmiany w omawianym podejściu na skutek przegranych wojen opiumowych z Wielka Brytania. Szok jaki wywołała ekspansja Brytyjczyków okazał się wiekiem uciśnienia i wielkiego wstydu dla mieszkańców Chin, również dlatego, ze wcześniej wierzono, iz Cesarz jest przedłożeniem władzy Boga. Tymczasem Wielka Brytania nie tylko za nic miała tradycje Chin, ale również nią gardziła, co później praktykowała również wspomniana wyżej Japonia czy też carska Rosja. Jak wskazuje trafnie Marcin Jacoby, Mao Zedong odwrócił ten niekorzystny trend, wprowadzone przez niego reformy w 1978 roku stanowiły impuls do przywrócenia Chin na należne im miejsce - rozpoczęły się cztery dekady dynamicznego wzrostu, których zwieńczenie obserwujemy dzisiaj, kiedy Chiny są mocarstwem stawianym na równi ze Stanami Zjednoczonymi, tymczasem kiedy Mao Zedong obejmował władze, Państwo Środka plasowało się.... w ogonie dobrobytu na świecie, będąc w tej samej lidze co kraje afrykańskie! Trudno zatem dziwić się, ze człowiek, który ma krew milionów ludzi na rekach, jest przez kolejne setki milionów uwielbiany, to właśnie Mao Zedong nazywany jest ojcem chińskiego dobrobytu, a najlepiej o tym fakcie świadczy to, iż obecny rządzący, XI Jinping często nawiązuje do spuścizny swojego poprzednika i otwarcie się na nim wzoruje. Przynajmniej jeśli chodzi o kwestie gospodarcze i związane z nimi reformy, wydaje się bowiem ze w sprawach natury militarnej oraz społecznej Chiny dziś są już innym państwem – niedawno oglądałam ciekawy podcast o Chinach, gdzie profesor Michał Lubina wskazywał, ze obecne władze Chin lamią strategie wyznaczona przez swojego wielkiego poprzednika miedzy innymi w zakresie podejścia do Hongkongu czy tez otwarcie prowokując Stany Zjednoczone, kiedy kwestia aneksji Tajwanu została określona do 2049 roku, co zatem stało się z cierpliwością Chińczyków, z której słynęli na przestrzeni wieków? na to pytanie warto poszukać odpowiedzi w książce “Chiny bez makijażu", książka przedstawia również szalenie ciekawy jest ustęp o chińskich pojęciach i logice, w którym dowiadujemy się, w jak odmienny sposób Chińczycy, np. definiują hasła w słownikach, traktują przepisy prawne, a także dlaczego w sklepach z „Artykułami zdrowotnymi dla dorosłych” kupimy wibrator, ale gazetki porno już nie dostaniemy – kolejny dowód na to, ze Chiny są krajem sprzeczności i Marcin Jacoby doskonale je obrazuje, często z perspektywy ulicy i rozmów z napotkanymi, lokalnymi mieszkańcami mniejszych miasteczek i potężnych aglomeracji! </p><p>Marcin Jacoby nie ucieka również od tematów trudnych i kontrowersyjnych związanych np. z cenzurą i propagandą. Jak pisze„Przeciętny Chińczyk żyje w informacyjnym akwarium, dość obszernym i ładnie urządzonym, i jeśli tylko nie rozpędzi się za bardzo i nie uderzy w którąś z jego szklanych ścian, może nigdy nie odczuć, że to życie w zamknięciu” - cytat warty przytoczenia dla zobrazowania również języka jakim posługuje się autor, pisanie o sprawach trudnych w tak lekki i przyjemny dla oka sposób to mocny punkt recenzowanej pozycji. </p><p>Sprawy ważne i doniosłe przeplatają się z tymi codziennymi, warto w tym miejscu przytoczyć anegdotę związaną ze znajomym Marcina Jacoby’ego, który pracował w instytucji państwowej bezpośrednio związanej z szerzeniem propagandy i stosowanej cenzory. Wspomniany znajomy, doskonale zdający sobie sprawę z roli jaka odgrywa w codziennym okłamywaniu społeczeństwa, manipulowaniu faktami i zatajaniu niewygodnych informacji, za dnia pilnie wykonuje dyrektywy określone z góry, wieczorami zaś przy piwie użala się nad sobą i narzeka, jak bardzo nienawidzi swojej pracy – „Zbuntowany w środku, zachowawczy i rozważny na zewnątrz. Nienawidzi systemu, ale w pracy głośno go wychwala”. Jaka wnioski miałam po przeczytaniu ów historii? Znajomy nie zmienia charakteru swojej pracy, pensja jest dobra, praca stabilna, a życie w Chinach do tanich nie należy, to nie Tajlandia czy Wietnam, jak sam tłumaczył. Okazał się zatem zwykłym konformistą jakim bywa każdy z nas, dziwi mnie jednak nieco postawa Marcina Jacoby’ego, który wykazał się pełnym zrozumieniem dla słów swojego znajomego, wszak jednak istnieje różnica miedzy zachodnimi wzorcami, a chińskim aparatem propagandy i cenzury, czyli de facto okłamywania samego siebie skoro tam pracuje. Z drugiej jednak strony, oceniam sytuacje z punktu widzenia wolnej kobiety, której gdy tylko mu się zachce, może zmienić stację, kanał, czasopismo, czytać poważną publicystykę i porównywać opinie z wielu stron politycznego sporu, choć z tym pluralizmem u nas tez ostatnio rzadko bywa i co raz częściej można spotkać analogie pomiędzy TVP i chińską propagandą obliczoną na pranie mózgu swoim obywatelom. Będę jednak uczciwa, Chińczyk wyboru nie ma, obgada państwową telewizję i nie ma możliwości zweryfikować podawanych w niej informacji choćby za sprawa Twittera czy Facebooka, ponieważ.... obie te platformy w Chinach nie funkcjonują, a za nielegalne korzystanie z nich grożą surowe kary wiezienia .“Chiny bez makijażu” obrazują zatem kraj z jednej strony niezwykły i tajemniczy, z drugiej zaś przerażający i odległy nam kulturowo, a wszystko to podane przez autora, który swoje opinie często opiera na bezpośrednich rozmowach z jego mieszkańcami co w mojej ocenie jest kluczowe w pozytywnym ocenie książki związanej z Państwem Środka. </p><p> Nie ze wszystkim zgadzam się z Marcinem Jacoby'm, trzeba jednak autorowi oddać, ze stworzył dzieło atrakcyjne, łączące historię i politykę Chin w umiarkowanym zakresie, z tradycją, obyczajami i życiem codziennym Chinczykow, zdecydowanie szerzej opisanym okraszonym anegdotami i historiami “ulicy”, czyli zwykłych ludzi z którymi miał okazje pic piwo czy zjeść obiad. Jeśli do tej pory myślałeś drogi czytelniku, ze Chińczycy jedzą tylko ryz, jeżdżą na rowerach w słomianych kapeluszach i nie wiadomo jakim cudem produkują wszystko na świecie, to “Chiny bez makijażu” otworzą Twoje oczy na kraj ukryty za Wielkim Murem i jedna z najstarszych cywilizacji w historii świata. </p><p> Polecam książkę “Chiny bez makijażu” wszystkim ciekawym świata! </p><p> </p><p> </p>