Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
88 lat
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Warszawa jawiła mi się jako miejsce pełne brudu, nieustannie tętniące życiem, a do tego niezwykle hałaśliwe. Dziś opisałbym ją jako miasto z wyraźnym wschodnim charakterem. Nasze pierwsze lata w stolicy, aż do wybuchu wojny, były okresem prawdziwego ubóstwa, poczucia upokorzenia i niesprawiedliwości, otoczonym wszechobecną brutalnością. W mojej pamięci wyrył się szczególnie pewien wieczór: pod dom przyjechał dorożką wuj Działkowski, właściciel małego sklepu spożywczego, by zabrać ze sobą mojego ojca, który wtedy był bezrobotny i nie mógł zapewnić rodzinie podstawowego utrzymania, na jakąś nocną eskapadę. Desperacja matki sprawiła, że wciągnęła nas, dzieci, w próbę udaremnienia wyjazdu, wyprowadzając nas na ulicę, by głośno protestować przeciwko ojcu i czekającemu w dorożce nieprzyjaznemu sklepikarzowi. Tuż obok, w rynsztoku, leżał człowiek, którego łysą głowę inny mężczyzna, przypominający typ spod ciemnej gwiazdy, regularnie uderzał obcasem. Mój ojciec wsiadł do dorożki i odjechał w górę Tamki.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Warszawa jawiła mi się jako miejsce pełne brudu, nieustannie tętniące życiem, a do tego niezwykle hałaśliwe. Dziś opisałbym ją jako miasto z wyraźnym wschodnim charakterem. Nasze pierwsze lata w stolicy, aż do wybuchu wojny, były okresem prawdziwego ubóstwa, poczucia upokorzenia i niesprawiedliwości, otoczonym wszechobecną brutalnością. W mojej pamięci wyrył się szczególnie pewien wieczór: pod dom przyjechał dorożką wuj Działkowski, właściciel małego sklepu spożywczego, by zabrać ze sobą mojego ojca, który wtedy był bezrobotny i nie mógł zapewnić rodzinie podstawowego utrzymania, na jakąś nocną eskapadę. Desperacja matki sprawiła, że wciągnęła nas, dzieci, w próbę udaremnienia wyjazdu, wyprowadzając nas na ulicę, by głośno protestować przeciwko ojcu i czekającemu w dorożce nieprzyjaznemu sklepikarzowi. Tuż obok, w rynsztoku, leżał człowiek, którego łysą głowę inny mężczyzna, przypominający typ spod ciemnej gwiazdy, regularnie uderzał obcasem. Mój ojciec wsiadł do dorożki i odjechał w górę Tamki.
