Gorące, letnie dni to czas, kiedy ciężko mi się odnaleźć w codziennym funkcjonowaniu, bywam ospała wobec tych wyczerpujących upałów, tam, gdzie jednak inni widzą problem, ja dostrzegam możliwości: na balkonie stworzyłam sobie małe roślinarium, mam cień, mam pod ręką zimną lemoniadę, mam w końcu kilka książek do przeczytania, a niniejsza recenzja dotyczy mojego najnowszego odkrycia w gatunku fantasy: Trylogia Czarnego Maga! Doskonałe opinie czytelników, równie pozytywne oceny recenzentów i krytyków literackich, w końcu wielki sukces sprzedażowy jaki kryje ta seria – wszystko to brzmiało zachęcająco, zwłaszcza w oczach kobiety zakochanej do tego pory w literaturze gatunku w jej najlepszym wydaniu: mam na myśli oczywiście J.R.R. Tolkiena, G. R.R. Martina czy Uszulę LeGuin. Jak na tle ulubionych klasyków fanów gatunku prezentuje się propozycja od Trudi Canavan?
Historia opowiada o losach dziewczyny o imieniu Sonea – jej pochodzenie jest początkowo ważnym aspektem samej książki, okazuje się bowiem, że jej rodowodu należy szukać w slumsach, a ona sama odkryła w sobie niezwykły talent do posługiwania się magią. Czy to wielki zwrot w samym gatunku, kreśląc taką postać i jej otoczenie? Niekoniecznie, podobnych postaci było więcej, rzecz w tym, że Trudi Canavan ukryła wiele ciekawych pomysłów miedzy słowami tej książki, które pozwalają wyjść jej postaciom poza dobrze znane schematy, najlepszym przykładem jest tutaj pewien jegomość ukryty w tytule tej serii, którego postać owiana tajemnica ciekawi i intryguje czytelnika aż do ostatniej, trzeciej części trylogii, gdzie wiele zostaje wyjaśnione, ale wiele tez autorka pozostawia do interpretacji czytelnika, pozwalając snuć mu własne wyobrażenia na temat epilogu ?
Skoro już poruszyłam temat samych postaci: autorka z powodzeniem kreśli przed nami różne typy osobowości, niektóre z nich łatwiej polubić, inne budzą w nas niechęć i mamy okazje zrewidować pogląd na nie na kartach kolejnych stron za sprawą rozwoju jakiemu zostają poddani w dynamicznym świecie Trylogii Czarnego Maga. Ciekawostką jest język tych postaci, zróżnicowany i uwzgledniający ich pochodzenie: wspomniana wyżej Sonea ma pewne naleciałości wynikające z jej pochodzenia ze slumsów, różni ją to od innych uczniów w Gildii Magów, co widać już w pierwszym tomie niniejszym recenzowanej serii: dla mnie to na plus, nie ma nic bardziej nudnego, niż czytanie dialogów prowadzonych przez kolejnych bohaterów, gdzie każdy prezentuje się czytelnikowi w ten sam sposób, w Trylogii Czarnego Maga tego nie uświadczymy! Jeśli zaś chodzi o konkretne typy postaci, to mamy w tej powiesci pewne znane archetypy postaci: stary, poczciwy mentor, który jest cierpliwy, wyrozumiały, oczywiście również obowiązkowo mądry. Obserwujemy również pewnego złośliwego łobuza, uprzykrzającego życie głównej bohaterki, kierowany zazdrością i uprzedzeniami, widoczny brak tolerancji u tej postaci z pewnością spodoba się wszystkim prześladowanym w szkole, finalnie bowiem do tego sprowadza się jego rola, a mając na uwadze, ze jest głównym antagonistom Sonei jego los nie rysuje się w kolorowych barwach ? Mamy w końcu możliwość śledzić losy głównej bohaterki – sama Sonea jest przedstawiona jako szalenie prawilna, a motywy jej wyborów często podyktowane są moralnością, i tu niespodzianka: nie są to wartości o jakie podejrzewalibyście dziewczynę ze slumsów ? Trudi Cavawan odważnie wskazuje, kto w tej opowieści jest dobry, a kto zły, odcieni szarości jest niewiele, a wybory przed którymi stają kolejni bohaterowie, niezbyt skomplikowane. Czy to dobrze, czy też źle? To zależy od tego, czego szukacie w tej książce - dla mnie to lektura z gatunku guilty pleasure, czyli każdy zasługuje na przyjemność czytania, nawet jeśli akurat nie poszukuje zbyt wymagających treści ?
Równolegle do mnie, Trylogię Czarnego Maga czytała również moja przyjaciółka i zwróciła uwagę, jak niewiele wie po przeczytaniu tych trzech powieści o.... wyglądzie bohaterów. Nie jest to refleksja pozbawiona fundamentów - rzeczywiście, Trudi Canavan niewiele poświecą uwagi aparycji bohaterów, skupia się bardziej na samej akcji i wyborach, jakie Ci bohaterowie podejmują. Tym samym o Sonei wiemy tylko tyle, że jest niska i szczupła, Akkarin z kolei ma czarna włosy, blada jak mąka cerę i nosi czarne szaty. Rothen ma niebieskie oczy i.... w sumie nie pamiętam abym więcej o nim przeczytała w zakresie wyglądu. I znowu pojawia się pytanie, czy to dobrze czy źle? W mojej ocenie autorka nie kreśliła epopei na miarę Władcy Pierścieni czy gry o Tron, skupiła się raczej na lekkiej narracji przedstawiającej perypetie wymiennych wyżej bohaterów, odchodząc od skupiania się na ich prezencji, co każdy czytelnik z bogata wyobraźnia z pewnością doceni - każdy z bohaterów wygląda dla każdego z czytelników inaczej, trudno mi to uznać za grzech ze strony autorki, raczej celowy zabieg obliczony na wywołanie określonego efektu – ze mną się udało ?
Można zauważyć już podczas czytania niniejszej recenzji, że imiona bohaterów są unikatowe i niepodobną do innych, znanych z gatunku fantasy. Sonea brzmi, jak gdyby Canavan inspirowała się sonetami Kochanowskiego! Oczywiście to tylko moja interpretacja, niewytrzymujące jak mniemam konfrontacji z rzeczywistością, jednak podobne skojarzenia na przestrzeni całej książki sprawiają, że wydaje się ona bardziej... swojska? ? Akkarin kojarzył mi się z Diuną, Dennyl z przystojniakiem znanych z amerykańskich filmów.... i tak dalej! ? Często podczas czytania zupełnie nowych powieści osadzonych w nieznanym mi uniwersum szukam jakiś nawiązania do codzienności, a jeśli brak oczywistych wskazówek w tym zakresie, wymyślam własne ? Naturalnie nie sposób porównywać te imiona do światów nakreślonych przez Tolkiena czy Martina, gdzie imiona, nazwy miejscowości, często nawet oberży, w której można było pić piwo (karczma Pod Rozbrykanym Kucykiem w pierwszej części Władcy Pierścieni: Drużyna Pierścienia!), ale to jak sądzę, wynika też z podejścia autorów, kompletnie rożnego od tego, jakie prezentuje Canavan – autorka bowiem dedykuje swoje książki do nieco innego czytelnika, poszukującego rozrywki w świecie fantasy i doskonale realizuje się w tym pomyśle!
Czas na najlepsze: FABUŁA! Sam pomysł na napisanie powieści osadzonej w uniwersum zupełnie nowym i magicznym, poczytuje sobie na duży plus dla autorki, świat magii przez nią opisany jest spójny, wiarygodny, a czytelnik niemal płynie na kartach kolejnych książek z serii należącej do tej trylogii. Co ciekawe, nie jest to świat magii, gdzie czary i wielkie rzeczy dzieją się samoistnie, przeciwnie - świat ten ma swoje ograniczenia, zasady i reguły postępowania, które ciekawie ze sobą współgrają, trudno dostrzec w tym jakiś otwarty bak konsekwencji, co spodoba się szczególnie czytelnikom zaznajomionym ze światem fantasy, wyczulonych na wszelkie braki w logice samej fabuły.
Postać Akkarina ogniskuje uwagę czytelników (zwłaszcza czytelniczek!), jest to bowiem bohater powieści o największym stopniu złożoności, skomplikowanej osobowości, jednocześnie zaskakuje, przeraza, przyciąga i odpycha – budzi skrajne, ambiwalentne emocje, co potęguje jego tajemniczość, autorka bowiem wyraźnie poskąpiła informacji na jego temat, czyniąc z tego bohatera jeden wielki suspens, którego rozwiązanie może śledzić dopiero w ostatniej części serii, czyli “Wielki Mistrz”. W związku z powyższym, szczególnie sympatie zyskała druga cześć tej serii, czyli “Nowicjuszka”, w niej bowiem najwięcej jest zagadek, tajemnic, ciekawych intryg, nie zawsze oczywistych związków między postaciami. Mniej więcej w połowie drugiej części kompletnie nie mogłam się od niej oderwać, pochłonięta opisana historia, odłożyłam na bok wszystkie ważne sprawy, spotkania z przyjaciółmi, a wszystko po to ab poznać koniec opisany w “Nowicjuszce”! Skoro jestem przy drugiej części całej Trylogii, warto wspomnieć o wątku gejowskim, mocno zarysowanym w tonie moralizatorskim, co postrzegam jako znak naszych czasów - “Tajemnica Brokeback Mountain” to film z 2005 roku, poruszający podobną tematykę, tyle ze na przestrzeni całej opowiedzianej historii, i pamiętam, że obraz ten wywołał wielkie poruszenie, czyniąc z głównych bohaterów tej opowieści historię wielkiej namiętności pomiędzy dwoma mężczyznami. Trudi Canavan nie przedstawia swoich pomysłów z równie wielkim rozmachem, ale fakt zarysowania takiego wątku pobocznego też dużo w mojej ocenie mówi w jakim kierunku ewoluuje książka czy film albo szerzej sztuka ?
Trylogia Czarnego Maga to znakomita podróż przez magiczne uniwersum Trudi Canavan, dedykowana dla fanów gatunku, pragnących lektury lekkiej i przyjemnej w odbiorze, nie stawiającej przed czytelnikiem wyzwań znanych z największych dzieł tego gatunku: jest to lektura lekka, przyjemna, idealna do “odmóżdżenia” po ciężkim tygodniu w pracy! Czekam na więcej dzieł od Trudy Cavnavan, widać, że autorka ma pomysły na swoje kolejne książki, a z czasem kto wie: może stworzy dzieła monumentalne na wzór J. R.R Tolkiena czy G.G. Martina? ?