Dodana przez
Patrycja P.
w dniu 24.11.2022
Opinia użytkownika sklepu
W tej książce jest tak wiele punktów widzenia i spostrzeżeń do rozważenia… Czasami zakończenie może nadać książce charakter i tak właśnie jest w tym przypadku, gdzie fabułę pozostawiono otwartą do interpretacji. “Pokuta” to książka, która pozostawia czytelnika myślącego i rozważającego, wysuwającego własne wnioski.<br>
<br>
W pierwszych kilku rozdziałach mój umysł błądził po długich opisach (nazwę je piękną, poetycką scenerią), a jednak sceneria ta nadawała beztroski nastrój, niezbędny dla niewinności i spokoju tego pierwszego dnia. Nie jest to tylko lekkość przedwojennego życia, którą portretował McEwan. Po ponownym przeczytaniu dostrzegam napięcie, chęć zrozumienia każdego motywu i działania. A w tych szczegółach odnajduję smutek, że życie nigdy nie poszło naprzód. Odgrywano je wciąż na nowo, próbując znaleźć sens i cel w każdym szczególe. Powolność to żmudna analiza. Nie bez powodu każdy szczegół jest opisany z tak drobiazgową starannością, a lektura warta jest wytrwałości aż do samego końca.<br>
<br>
Od samego początku byłam zaintrygowana tą historią i przekonałam się, że bohaterowie są fascynujący. Uwielbiałam kapryśny charakter Briony, jej niewinny, a jednocześnie błyskotliwie rozwinięty umysł. Potrafiłam jednym tchem pogardzać wścibską młodszą siostrą i współczuć bojaźliwej dziewczynce. Mogłam nienawidzić zarozumiałości Paula i błagań Loli o uwagę, a jednocześnie rozumieć jej milczenie. Ale przede wszystkim mogłam współczuć Robbiemu i Cecylii jako sympatycznym postaciom i chciałam poświęcić więcej czasu na ich krótkie, przerywane interakcje. Czułam, że boję się końca i dlatego nie mogłam odłożyć książki.<br>
<br>
Pomimo zapowiedzi Briony, że napisze ponownie scenę z fontanną ze wszystkich perspektyw nie podejrzewałam zakończenia. Spodziewałam się rozstania, ale nie wymyślenia całej tej historii. Ze względu na to, że historia ma formę opowiadania, można interpretować te kilka autentycznych scen jak się chce i nie wierzyć autorce na słowo. To właśnie uwielbiam w tej opowieści, że mogę kwestionować motywy przypisane postaciom. W pewnym momencie, czytając myśli Robbiego, zastanawiałam się nad warstwami: McEwan piszący opowieść Briony, która pisze opowieść Robbiego. Dzięki temu zabiegowi McEwan ma wyjątkową okazję, by dodać wgląd i symbolikę, a nawet pytania badawcze jako komentarz.<br>
<br>
Byłam zdezorientowana drastycznym skróceniem wojennej wyprawy Robbiego - choć podobało mi się, że odłamki są fizycznym wyrazem jego ukrytej rany. Myślałam, że Briony odpokutuje jako dyżurna pielęgniarka, i wstrzymałam oddech, czekając na to nieprawdopodobne spotkanie. Jej interakcja z umierającym francuskim chłopcem pokazała, jak bardzo pragnęła tego odkupienia od Robbiego, pocieszając go i słuchając o tym, czego nie da się naprawić.<br>
<br>
Wątpię, by Robbie nienawidził Briony. W jej samoocenie jej interpretacja jest surowa. Myślę, że irytacja z powodu wścibskiego dziecka, którego bujna wyobraźnia zamieniła się w strach, jest wystarczającym uczuciem. Polubiłam Robbiego na tyle, by sądzić, że mógłby jej wybaczyć. Myślę, że był wyrozumiały. Wydaje mi się także, że Cecylia i Robbie byli o krok od wybaczenia Briony, ale ona sama nie mogła sobie na to pozwolić, nie umniejszając swojej winy. <br>
Byłam bardzo zdezorientowana nieoczekiwaną sceną ponownego spotkania Robbiego i Celii. To było tak nieprawdopodobne i niezręczne, że zastanawiałam się, jak historia zboczyła z kursu i jak Robbie się tam znalazł. Jego reakcja nie była taka, jakiej się spodziewałam, że po tym wszystkim, co przeszedł, nadal może żywić tak wielką nienawiść do Briony. A przecież taki był jego zamiar. Podoba mi się, że jej powieść zrodziła się z chęci wprowadzenia poprawek, ale była odpowiedzią na wymyśloną przez Robbiego prośbę.<br>
<br>
O ile Briony powinna wziąć na siebie winę za utratę kilku lat, o tyle nie może wziąć na siebie winy za całe ich życie, za lata, które zabrał im los i wojna. I nie może nawet przypisać sobie pełnej zasługi za te lata. To nie jej "zbrodnia", lecz jej interpretacja tej zbrodni stała się przyczyną problemu. Spędziła życie z wyrzutami sumienia, pozwalając, by jej decyzja ukształtowała jej życie i poczucie własnej wartości. Myślę, że z nawiązką spłaciła swój dług za to, co było nieporozumieniem, błędem, a nie okrutną zemstą. Zaplątała się w swojej percepcji i zmuszała fakty do dopasowania ich do swoich założeń - w które z całego serca wierzyła.<br>
<br>
To Lola, która nie chce przyznać się do swojego aktu seksualnego, powinna odpokutować. To Paul ze swoim nieskruszonym duchem powinien odpokutować za innego człowieka, który płaci za swoją zbrodnię. A nawet matka obu bohaterek, która dokonała nieprawdopodobnego skoku od niestosownego listu miłosnego do napaści, aby przerwać związek syna służącej z córką. Z pewnością jest tak samo winna, ale wydaje się niechętnie akceptować swój udział w utracie relacji z obiema córkami. Briony jest jedyną osobą w tej historii, która chce odpokutować za tragedię. Szkoda, że Cecylia nie była bardziej zdecydowana. Jasne, że klasa społeczna i niedopuszczalne zachowanie w bibliotece ją ograniczały, ale ja chciałam, żeby pasja była dowodem jej miłości. Jej milczenie mnie irytowało i dezorientowało tak samo, jak świadectwo Briony mnie złościło. Ale mimo jej wahań tamtej nocy, chcę wierzyć, że ten związek musiał być długotrwały, poważniejszy. Chciałabym myśleć, że Briony w ramach pokuty była dla siebie tak surowa, jak to tylko możliwe. Chcę myśleć, że zamiast nieodwzajemnionej miłości była miłość sekretna, nieodkryta, ale nie mogąca przejść obojętnie obok ciekawskich oczu. To nie odpokutowuje, ale czyni ją mniej dotkliwą.<br>
<br>
Początkowa reakcja Briony na scenę z fontanną była taka, że Robbie zaproponował jej małżeństwo. Być może Briony trafiła na kłótnię kochanków: Cecilia chciała utrzymać ten związek w tajemnicy przed rodzicami, a kiedy Robbie w biały dzień okazał się zbyt osobisty, pękła. List mógł być żartem chłopaka, który prosił o chwilę sam na sam ze swoją dziewczyną, a w nim jego wahanie, czy przejść od żartu do zaangażowania. Wymyślona historia, choć najbardziej prawdopodobna, była najcięższą opcją, jaką mogła wymyślić, a nie tą, w którą chciałam wierzyć. Wiem, że chwytam się brzytwy, ale chcę wierzyć, że Briony się myliła. Piękno tej historii polega na tym, że mogę.<br>
<br>
Fakt, że zależało mi na bohaterach na tyle, by rozmyślać o nich po zamknięciu książki, nie chcąc, by się skończyła, świadczy o sile tej historii. Mimo mojej tęsknoty, niekoniecznie uznałabym historię Robbiego i Cecylii za całkowitą tragedię. Gdyby ktoś przeżył, by się smucić i nienawidzić, to tak, ale tak intensywna miłość (posiadanie "powodu do życia", jak to określiła Cecilia) i ponowne połączenie po krótkim czasie nadaje ich życiu sens i cel. Sprawia, że Briony pozostaje tylko tragicznie żałować konsekwencji swojego pochopnego osądu bez nadziei na pojednanie. W tym tkwi tragedia: w zmienionym życiu dziewczyny, a nie w historii miłosnej.