Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Mapa czasu
DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Londyn, 1896 rok. Niezliczone wynalazki sprawiły, że człowiek uwierzył w nieograniczone możliwości nauki. Przekonanie, iż dzięki niej ludzie są w stanie dokonać rzeczy niemożliwych, znajduje wyraz w działalności przedsiębiorstwa Podróże w Czasie Murraya, które stawia sobie za cel spełnienie jednego z największych marzeń ludzkości – o przemieszczaniu się w czasie – pragnienie rozbudzone rok wcześniej powieścią H.G. Wellsa Wehikuł czasu.
Nagle człowiek XIX wieku otrzymuje możliwość przeniesienia się do roku 2000, co staje się udziałem Claire Haggerty, która przeżywa romans z mężczyzną przyszłości. Nie wszyscy jednak życzą sobie ujrzeć jutro.
Andrew Harrington zamierza podróżować w przeszłość, do roku 1888, aby uratować swoją ukochaną ze szponów Kuby Rozpruwacza. Ponadto sam H.G. Wells staje w obliczu niebezpieczeństw związanych z przemieszczaniem się w czasie, gdy do jego epoki przybywa tajemniczy podróżnik z zamiarem zabicia autora i przejęcia praw do słynnej powieści. Angielski pisarz zostaje zmuszony do desperackiej ucieczki przez stulecia…
Czy można zmienić przeszłość…?
Fragment książki
Rozdział I
Andrew Harrington wolałby raczej umierać nie jeden, lecz kilka razy, byle nie być zmuszonym do wybierania broni spośród tej, jaką jego ojciec miał w swojej cennej kolekcji przechowywanej w przeszklonych szafkach w salonie. Podejmowanie decyzji nigdy nie było mocną stroną młodego Harringtona.
Jeśli się dobrze zastanowić, jego życie jawiło się jako pasmo nietrafionych wyborów, z których ostatni kładł się długim, złowrogim cieniem na przyszłości. Jednak to życie, pełne niezbyt budujących, popełnionych przez niego samego głupstw, miało się właśnie skończyć. Tym razem obrał właściwą drogę, ponieważ postanowił więcej nie wybierać. W przyszłości nie będzie już błędów, ponieważ nie będzie przyszłości. Zamierzał opuścić ten świat bez wahania, przykładając sobie do skroni broń. Nie wydawało się, aby miał jakieś inne wyjście – unicestwienie przyszłości było jedynym dostępnym mu sposobem, jeśli chciał skończyć z przeszłością.
Uważnie przyglądał się witrynie z narzędziami śmierci, które jego ojciec kupował i pieczołowicie przechowywał od czasu, gdy wrócił z frontu.
Starszy pan Harrington otaczał tę broń niemal czcią, lecz Andrew podejrzewał, że ojciec zbiera ją nie tyle z powodu nostalgii, ile z fascynacji, która skłania go do rozpatrywania różnych wypracowanych przez ludzkość możliwości pozbawiania się życia w zaciszu domowym.
Z obojętnością – jakże kontrastującą z uwielbieniem ojca – Andrew przebiegał wzrokiem owe na pozór nieszkodliwe, niemal domowesprzęty, które pozwoliły człowiekowi miotać ręką pioruny i prowadzićwojny bez nieprzyjemnej bliskości, jaką pociąga za sobą walka wręcz. Próbował oszacować, jaki rodzaj śmierci – niczym przyczajony łotr – kryje się w każdej z tych broni. Którą z nich ojciec poleciłby do strzelenia sobie w łeb?
Wyobraził sobie, że pistolety skałkowe, te nabijane przez lufę zabytki, przed każdym strzałem wymagające podsypania prochem, użycia przybitki i ołowianej kuli, umożliwiłyby mu godną śmierć, ale kosztowałaby go ona wiele zachodu i uporu. Tymczasem ON wolał śmierć gwałtowną, jaką oferują nowoczesne rewolwery, ułożone na aksamitnej wyściółce w gustownych drewnianych kasetach. Rozważał colta, model Single Action, z racji łatwości w użyciu i skuteczności, odrzucił jednak ten wybór, kiedy sobie przypomniał, że widział taki rewolwer w ręku Buffalo Billa w jego cyrku przedstawiającym udawane, żałosne pogonie rodem z Dzikiego Zachodu, z udziałem paru importowanych zza oceanu Indian i kilkunastu apatycznych bizonów, najwyraźniej otumanionych za pomocą opium.
Nie chciał wychodzić naprzeciw śmierci niczym jakiejś przygodzie. Nie zdecydował się także na piękny rewolwer Smith & Wesson – broń, od której zginął Jesse James, ponieważ we własnym mniemaniu nie powinien się równać z tym bandytą, ani też na rewolwer Webley, stworzony specjalnie w celu hamowania zapędów krzepkich tubylców podczas wojen kolonialnych, a dla młodego Harringtona stanowczo zbyt ciężki. Następnie dokładnie obejrzał pełen wdzięku rewolwer wiązkowy z obrotowymi lufami – tak bardzo lubiany przez ojca – miał jednak poważne wątpliwości, czy ta niedorzeczna, afektowana broń potrafi wyrzucić z siebie kulę z zadowalającą skutecznością. W końcu zdecydował się na eleganckiego colta z 1870 roku, z macicą perłową na rękojeści – pistolet, który pozbawi go życia delikatnie niczym pieszczota kobiety.
Wyjął go z przeszklonej szafki z bezczelnym uśmieszkiem na ustach, przypominając sobie, ileż to razy ojciec zabraniał mu dotykać swych zbiorów.
Teraz jednak znamienity William Harrington przebywał we Włoszech i przypuszczalnie swym taksującym spojrzeniem gromił fontannę di Trevi. To doprawdy sprzyjający zbieg okoliczności, że jego rodzice wybrali się w podróż po Europie w tym samym czasie, gdy on, Andrew, postanowił popełnić samobójstwo. Wątpił, by którekolwiek z nich dwojga zdołało odczytać zawarte w jego geście przesłanie – że woli umrzeć samotnie, podobnie jak żył – wystarczy mu jednak grymas niesmaku, jaki zapewne pojawi się na twarzy ojca, gdy ten odkryje, że syn zabił się za jego plecami, nie pytając o pozwolenie.
Otworzył szafkę z amunicją i umieścił w bębenku rewolweru sześć naboi. Przypuszczalnie wystarczy mu jeden, ale nigdy nic nie wiadomo.
Bądź co bądź to było jego pierwsze samobójstwo. Następnie owinął broń w kawałek materiału i włożył do kieszeni surduta, niczym owoc, który zamierzał zjeść podczas spaceru. Szafkę celowo zostawił otwartą, w ten sposób rzucając ojcu kolejne wyzwanie. „Gdybym wcześniej wykazał się taką śmiałością – rozmyślał – gdybym we właściwym momencie odważył się postawić ojcu, ona wciąż by żyła”. Lecz teraz było już na to zbyt późno. Za to opóźnienie płacił od ośmiu lat. Osiem długich lat, w ciągu których ból tylko się wzmagał, rozrastając się w nim jak przeklęty bluszcz. Wilgotnymi mackami owijał się wokół narządów wewnętrznych, powodując zgniliznę duszy.
Mimo wysiłków jego kuzyna Charlesa, mimo rozrywki, jakiej dostarczały mu inne ciała, ból po śmierci Marie nie dawał się stłumić. Tej nocy jednak wszystko się skończy.
„Dwadzieścia sześć lat to piękny wiek, by umrzeć” – pomyślał i z satysfakcją pomacał zgrubienie w kieszeni. Już miał broń. Teraz potrzebował tylko miejsca, w którym przeprowadzi ceremonię. Jest takie jedno, jedyne.
Czując w kieszeni ciężar pistoletu, pokrzepiający niczym talizman, zszedł reprezentacyjnymi schodami posiadłości Harringtonów, usytuowanej w luksusowym klinie ulic zwanym Kensington Gore, bardzo blisko zachodniej bramy Hyde Parku. Nie przyszło mu nawet do głowy, by rzucić pożegnalne spojrzenie murom, które od niemal trzydziestu lat były jego domem, nie zdołał się jednak oprzeć niezdrowemu impulsowi i przystanął przed królującym w westybulu portretem. Ze złoconych ram ojciec spoglądał na niego z dezaprobatą.
Dumny, pełen majestatu, ledwie się mieścił w swym starym mundurze piechoty, w którym jako młodzieniec walczył w wojnie krymskiej do momentu, kiedy rosyjski bagnet rozciął mu udo i skazał na kaleki, utykający chód. William Harrington rzucał światu spojrzenie pełne drwiny i krytycyzmu, jakby uważał ów świat za czyjeś niefortunne dzieło, dla którego szkoda marnować czasu.
Kto kazał skryć za welonem nieszczęsnej mgły bitwę toczącą się pod oblężonym Sewastopolem, tak że nikt nie widział nawet czubka własnego bagnetu?
Kto przesądził o tym, że o losach Anglii ma decydować kobieta?
Czy naprawdę wschód jest najodpowiedniejszym miejscem na poranne ukazywanie się słońca?
Andrew nie miał okazji poznać ojca bez tej zaciekłej wrogości w oczach, nie wiedział więc, czy była ona wrodzona, czy też jego rodzic nabawił się jej, walcząc po stronie Turków na Krymie. Pewne było jednak, że nie zniknęła z jego twarzy jak wietrzna ospa, mimo że po powrocie z frontu bez perspektyw na przyszłość los okazał się dla niego szczególnie łaskawy. Jakie znaczenie miało, że się poruszał o lasce, skoro zaszedł aż tak daleko?
Ten uwieczniony na płótnie człowiek o bujnym wąsie i schludnym wyglądzie zaliczał się do najbogatszych londyńczyków swych czasów, a osiągnął to bez konieczności paktowania z diabłem. Kiedy z bagnetem zatkniętym na broń tułał się po bezdrożach odległej wojny, nie śmiałby nawet marzyć o tym, co posiadał dziś. Jednakże to, jak do tego doszedł, pozostawało jednym z najściślej strzeżonych sekretów rodziny, a tym samym dla syna stanowiło niezgłębioną tajemnicę.
[fragment książki Mapa czasu, strony 6 - 10]
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Londyn, 1896 rok. Niezliczone wynalazki sprawiły, że człowiek uwierzył w nieograniczone możliwości nauki. Przekonanie, iż dzięki niej ludzie są w stanie dokonać rzeczy niemożliwych, znajduje wyraz w działalności przedsiębiorstwa Podróże w Czasie Murraya, które stawia sobie za cel spełnienie jednego z największych marzeń ludzkości – o przemieszczaniu się w czasie – pragnienie rozbudzone rok wcześniej powieścią H.G. Wellsa Wehikuł czasu.
Nagle człowiek XIX wieku otrzymuje możliwość przeniesienia się do roku 2000, co staje się udziałem Claire Haggerty, która przeżywa romans z mężczyzną przyszłości. Nie wszyscy jednak życzą sobie ujrzeć jutro.
Andrew Harrington zamierza podróżować w przeszłość, do roku 1888, aby uratować swoją ukochaną ze szponów Kuby Rozpruwacza. Ponadto sam H.G. Wells staje w obliczu niebezpieczeństw związanych z przemieszczaniem się w czasie, gdy do jego epoki przybywa tajemniczy podróżnik z zamiarem zabicia autora i przejęcia praw do słynnej powieści. Angielski pisarz zostaje zmuszony do desperackiej ucieczki przez stulecia…
Czy można zmienić przeszłość…?
Fragment książki
Rozdział I
Andrew Harrington wolałby raczej umierać nie jeden, lecz kilka razy, byle nie być zmuszonym do wybierania broni spośród tej, jaką jego ojciec miał w swojej cennej kolekcji przechowywanej w przeszklonych szafkach w salonie. Podejmowanie decyzji nigdy nie było mocną stroną młodego Harringtona.
Jeśli się dobrze zastanowić, jego życie jawiło się jako pasmo nietrafionych wyborów, z których ostatni kładł się długim, złowrogim cieniem na przyszłości. Jednak to życie, pełne niezbyt budujących, popełnionych przez niego samego głupstw, miało się właśnie skończyć. Tym razem obrał właściwą drogę, ponieważ postanowił więcej nie wybierać. W przyszłości nie będzie już błędów, ponieważ nie będzie przyszłości. Zamierzał opuścić ten świat bez wahania, przykładając sobie do skroni broń. Nie wydawało się, aby miał jakieś inne wyjście – unicestwienie przyszłości było jedynym dostępnym mu sposobem, jeśli chciał skończyć z przeszłością.
Uważnie przyglądał się witrynie z narzędziami śmierci, które jego ojciec kupował i pieczołowicie przechowywał od czasu, gdy wrócił z frontu.
Starszy pan Harrington otaczał tę broń niemal czcią, lecz Andrew podejrzewał, że ojciec zbiera ją nie tyle z powodu nostalgii, ile z fascynacji, która skłania go do rozpatrywania różnych wypracowanych przez ludzkość możliwości pozbawiania się życia w zaciszu domowym.
Z obojętnością – jakże kontrastującą z uwielbieniem ojca – Andrew przebiegał wzrokiem owe na pozór nieszkodliwe, niemal domowesprzęty, które pozwoliły człowiekowi miotać ręką pioruny i prowadzićwojny bez nieprzyjemnej bliskości, jaką pociąga za sobą walka wręcz. Próbował oszacować, jaki rodzaj śmierci – niczym przyczajony łotr – kryje się w każdej z tych broni. Którą z nich ojciec poleciłby do strzelenia sobie w łeb?
Wyobraził sobie, że pistolety skałkowe, te nabijane przez lufę zabytki, przed każdym strzałem wymagające podsypania prochem, użycia przybitki i ołowianej kuli, umożliwiłyby mu godną śmierć, ale kosztowałaby go ona wiele zachodu i uporu. Tymczasem ON wolał śmierć gwałtowną, jaką oferują nowoczesne rewolwery, ułożone na aksamitnej wyściółce w gustownych drewnianych kasetach. Rozważał colta, model Single Action, z racji łatwości w użyciu i skuteczności, odrzucił jednak ten wybór, kiedy sobie przypomniał, że widział taki rewolwer w ręku Buffalo Billa w jego cyrku przedstawiającym udawane, żałosne pogonie rodem z Dzikiego Zachodu, z udziałem paru importowanych zza oceanu Indian i kilkunastu apatycznych bizonów, najwyraźniej otumanionych za pomocą opium.
Nie chciał wychodzić naprzeciw śmierci niczym jakiejś przygodzie. Nie zdecydował się także na piękny rewolwer Smith & Wesson – broń, od której zginął Jesse James, ponieważ we własnym mniemaniu nie powinien się równać z tym bandytą, ani też na rewolwer Webley, stworzony specjalnie w celu hamowania zapędów krzepkich tubylców podczas wojen kolonialnych, a dla młodego Harringtona stanowczo zbyt ciężki. Następnie dokładnie obejrzał pełen wdzięku rewolwer wiązkowy z obrotowymi lufami – tak bardzo lubiany przez ojca – miał jednak poważne wątpliwości, czy ta niedorzeczna, afektowana broń potrafi wyrzucić z siebie kulę z zadowalającą skutecznością. W końcu zdecydował się na eleganckiego colta z 1870 roku, z macicą perłową na rękojeści – pistolet, który pozbawi go życia delikatnie niczym pieszczota kobiety.
Wyjął go z przeszklonej szafki z bezczelnym uśmieszkiem na ustach, przypominając sobie, ileż to razy ojciec zabraniał mu dotykać swych zbiorów.
Teraz jednak znamienity William Harrington przebywał we Włoszech i przypuszczalnie swym taksującym spojrzeniem gromił fontannę di Trevi. To doprawdy sprzyjający zbieg okoliczności, że jego rodzice wybrali się w podróż po Europie w tym samym czasie, gdy on, Andrew, postanowił popełnić samobójstwo. Wątpił, by którekolwiek z nich dwojga zdołało odczytać zawarte w jego geście przesłanie – że woli umrzeć samotnie, podobnie jak żył – wystarczy mu jednak grymas niesmaku, jaki zapewne pojawi się na twarzy ojca, gdy ten odkryje, że syn zabił się za jego plecami, nie pytając o pozwolenie.
Otworzył szafkę z amunicją i umieścił w bębenku rewolweru sześć naboi. Przypuszczalnie wystarczy mu jeden, ale nigdy nic nie wiadomo.
Bądź co bądź to było jego pierwsze samobójstwo. Następnie owinął broń w kawałek materiału i włożył do kieszeni surduta, niczym owoc, który zamierzał zjeść podczas spaceru. Szafkę celowo zostawił otwartą, w ten sposób rzucając ojcu kolejne wyzwanie. „Gdybym wcześniej wykazał się taką śmiałością – rozmyślał – gdybym we właściwym momencie odważył się postawić ojcu, ona wciąż by żyła”. Lecz teraz było już na to zbyt późno. Za to opóźnienie płacił od ośmiu lat. Osiem długich lat, w ciągu których ból tylko się wzmagał, rozrastając się w nim jak przeklęty bluszcz. Wilgotnymi mackami owijał się wokół narządów wewnętrznych, powodując zgniliznę duszy.
Mimo wysiłków jego kuzyna Charlesa, mimo rozrywki, jakiej dostarczały mu inne ciała, ból po śmierci Marie nie dawał się stłumić. Tej nocy jednak wszystko się skończy.
„Dwadzieścia sześć lat to piękny wiek, by umrzeć” – pomyślał i z satysfakcją pomacał zgrubienie w kieszeni. Już miał broń. Teraz potrzebował tylko miejsca, w którym przeprowadzi ceremonię. Jest takie jedno, jedyne.
Czując w kieszeni ciężar pistoletu, pokrzepiający niczym talizman, zszedł reprezentacyjnymi schodami posiadłości Harringtonów, usytuowanej w luksusowym klinie ulic zwanym Kensington Gore, bardzo blisko zachodniej bramy Hyde Parku. Nie przyszło mu nawet do głowy, by rzucić pożegnalne spojrzenie murom, które od niemal trzydziestu lat były jego domem, nie zdołał się jednak oprzeć niezdrowemu impulsowi i przystanął przed królującym w westybulu portretem. Ze złoconych ram ojciec spoglądał na niego z dezaprobatą.
Dumny, pełen majestatu, ledwie się mieścił w swym starym mundurze piechoty, w którym jako młodzieniec walczył w wojnie krymskiej do momentu, kiedy rosyjski bagnet rozciął mu udo i skazał na kaleki, utykający chód. William Harrington rzucał światu spojrzenie pełne drwiny i krytycyzmu, jakby uważał ów świat za czyjeś niefortunne dzieło, dla którego szkoda marnować czasu.
Kto kazał skryć za welonem nieszczęsnej mgły bitwę toczącą się pod oblężonym Sewastopolem, tak że nikt nie widział nawet czubka własnego bagnetu?
Kto przesądził o tym, że o losach Anglii ma decydować kobieta?
Czy naprawdę wschód jest najodpowiedniejszym miejscem na poranne ukazywanie się słońca?
Andrew nie miał okazji poznać ojca bez tej zaciekłej wrogości w oczach, nie wiedział więc, czy była ona wrodzona, czy też jego rodzic nabawił się jej, walcząc po stronie Turków na Krymie. Pewne było jednak, że nie zniknęła z jego twarzy jak wietrzna ospa, mimo że po powrocie z frontu bez perspektyw na przyszłość los okazał się dla niego szczególnie łaskawy. Jakie znaczenie miało, że się poruszał o lasce, skoro zaszedł aż tak daleko?
Ten uwieczniony na płótnie człowiek o bujnym wąsie i schludnym wyglądzie zaliczał się do najbogatszych londyńczyków swych czasów, a osiągnął to bez konieczności paktowania z diabłem. Kiedy z bagnetem zatkniętym na broń tułał się po bezdrożach odległej wojny, nie śmiałby nawet marzyć o tym, co posiadał dziś. Jednakże to, jak do tego doszedł, pozostawało jednym z najściślej strzeżonych sekretów rodziny, a tym samym dla syna stanowiło niezgłębioną tajemnicę.
[fragment książki Mapa czasu, strony 6 - 10]