Dodana przez
Renata
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Niedawno przez Polskę przetoczyły się liczne burze - Jarosław Kret, znany prezenter pogodowy zauważył, że to wynik niżów ze Skandynawii oraz wyżów z dalekiej Afryki - może i tak, choć znam takich, którzy twierdzą, że odpowiada za to kabaret Neo-Nówka i ich występ podczas koszalińskiej nocy kabaretów, gdzie panowie zaprezentowali doskonałą satyrę nad polskim społeczeństwem - skłóconym, pielęgnującym wewnętrzne podziały, niechętnym do słuchania siebie nawzajem. Obejrzałam cały skecz i uśmiechałam się przez całe 30 minut jego trwania – a potem spojrzałam na półkę z książkami i zobaczyłam na niej opowieść o anarchii, w której obowiązujący system poddany jest ostrej krytyce, kolejno następują działania wywrotowe, by na końcu pojawił się jeden tylko wniosek: “Dopiero gdy stracimy wszystko, stajemy się zdolni do wszystkiego.” Proszę Państwa, zapraszam do lektury książki “Figh Club” autorstwa Chucka Palahniuka - będzie to recenzja długa, bowiem sama książka jest dla mnie szczególnie ważna i wymaga szerszego przedstawienia! Proponuje nam rewolucję i osobiście czuje się do niej namówiona ? </p><p>Tytułem wstępu kilka refleksji - zasady narzucone nam przez społeczeństwo, w którym żyjemy, często krępują nasze zachowanie, narzucają normy, ukierunkowują nasze życie, często robią to wbrew naszej woli. Bo nie wypada, nie należy, nie wolno – wcześniej czy później każdy z nas napotyka cienką czerwoną linię, której przekroczenie oznacza BUNT przeciwko systemowi! Wcześniej jednak życie dzień po dniu wygląda tal samo - zasady, reguły, normy – nieważne jakbyśmy to nazwali to i tak będą to w istocie kajdany pętające nasz wolny wybór. Ilekroć mamy ochotę złamać jedną z nich, zaburzyć obowiązujący od lat ład i porządek, pojawia się nasz rozsądek, a idea buntu umiera już na przedbiegach w obliczu potencjalnych konsekwencji jakie podobna postawa za sobą niesie. Ale nie tym razem, dziś bowiem na własną odpowiedzialność złamiemy jedną z najważniejszych zasad obowiązujących w świecie Palahniuka, którego bohaterowie przestrzegają jednej tylko reguły - nie rozmawiają o klubie walki. A my porozmawiamy, bowiem pisze ta recenzję zupełnie podniecona faktem jak genialna i prorocza okazała się powieść napisana w 1996 roku! </p><p>Bohaterowie “Fight Clubu” mają osobliwe hobby: spotykają się w piwnicach po nocach, często są to miejsca, które za dnia tętnią życiem, przyciągają ludzi w białych kołnierzykach, idealnie wyprasowanych garsonkach, którzy dzień po dniu piją tą sama kawę, wybierają to samo ciastko, poruszają również te same tematy – brzmi jak szczęśliwe życie? A może jak zapętlenie znane z funkcji youtuba? Temu właśnie służą wspominane wyżej spotkania po nocach – bohaterowie nakreśleni przez Palahniuka mają dość: dość swojego nudnego i monotonnego życia, dość czynności rutynowych, powtarzalnych, odbierającym im w ten sposób poczucie indywidualności. Postanawiają uderzyć prosto w serce skostniałego systemu i wypowiadają mu wojnę totalną - wcześniej jednak kultywują swoje spotkania, za nic mają normy i reguły powszechnie przyjęte - sama walka może trwać chwile lub toczyć się dłużej, wszystko zależy od samych wojowników - nie wolno jedna kopać lezącego, nie wolno też mówić o klubie innym – niemniej jeśli przychodzisz po raz pierwszy, nie masz wyboru – musisz stoczyć walkę, bo stanowi to rodzaj sprawdzianu dla Ciebie – walczysz, bo wiesz po co tu jesteś, ale to miejsce nie jest dla Ciebie, bo jesteś zbyt przywiązany do wygodnego, ale nie dającego satysfakcji życia. Co wybierasz drogi czytelniku? </p><p>Czy opis przedstawiony wyżej coś Wam mówi? Zgaduje, że tak, bo mało kto nie słyszał o „Podziemnym kręgu”, znanym bliżej z amerykańskiej nomenklatury jako Fight Club. Jeśli nie w wersji papierowej autorstwa Chucka Palahniuka to na pewno film w reżyserii Davida Finchera obił się Wam o uszy, zrealizowany w 1998 roku okazał się prawdziwym głosem swojego pokolenia! Skupmy się jednak na słowie pisanym, które światło dzienne ujrzało w 1996 roku i od tego czasu stało się klasyką literatury - mocną i prowokacyjną., skłaniającą do refleksji, inspirującą, nade wszystko jednak oddającą ducha naszych czasów. </p><p>Przez tajemnice „Podziemnym kręgu<strong>”</strong> prowadzi nas bezimienny narrator, który włącza nas niejako w swoje życie, odkrywając przed czytelnikiem wszystko z czego.... nie jest zadowolony! Praca, wyjazdy służbowe, dom – to jego codzienne życie, w gruncie rzeczy pozbawione finezji, unormowane i przewidywalne do bólu. Dodajmy do tego również permanentną bezsenność i nienawiść do wszystkiego a zacznie kreować się przed naszymi oczami człowiek z problemami, choć bliższym prawdy stwierdzeniem byłoby wstępnie diagnozować u niego zaburzenia psychiczne, osobiście wyglądało mi to psychozę maniakalna - depresyjną ? I być może byłby to niewybaczalny spoiler, gdyby nie okazało się na kolejnych stronach książki, że prawda o naszym bezimiennym bohaterze jest o wiele bardziej złożona, skomplikowana i ciekawa – Chuck Palahniuk przedstawia intrygę bliższą gatunkowi horroru aniżeli psychologicznego dramatu, ale to stanowi jedynie o dodatkowej wartości jaką Fight Club ze sobą niesie. A gdy dodamy do tego, że chodzi na grupy wsparcia umierających by było mu lepiej to dopełnimy obrazu człowieka, który choć jest na trudnym etapie swojego życia, podejmuje walkę i szuka wyjścia: za wszelką cenę, nawet udając się na terapie dla ludzi z rakiem jądra, choć ta dolegliwość jego samego nie dotyczy: po prostu lubi słuchać o tym, że inni mają gorzej. I znów nieśmiało zapytam; brzmi znajomo? <br> <br>Pewnego razu nasz bezimienny bohater spotyka Tylera Durdena, faceta, który ma gdzieś zasady ostentacyjnie je łamie i zdaje się czerpać z tego ogromną satysfakcję, ma w sobie również wiele charyzmy i szybko porywa za sobą innych! To on własnie zaczyna wpajać bohaterowie książki swoje przemyślenia, otula go płaszczem nihilizmu, co ciekawe za wroga przedstawia konsumpcję i pogoń za pieniądzem tak bliską ludziom, którzy otaczają ich na co dzień. Razem z nim tworzy klub walki, gdzie faceci, jeden na jednego, czyli znana ze szkolnych czasów solówka, mogą się obijać po gębach i sprawia im to radość, jest też niejako formą terapii, ucieczki od monotonii i przewidywalności życia. Z kilku robi się wielu, z wielu robi się masa - nagle okazuje się, że członków Fight Clubu jest tak wielu, że powstają samoistne, podziemne kręgi w kolejnych dużych aglomeracjach Stanów Zjednoczonych... Z dnia na dzień, z jednego miejsca, robią się kolejne, chętnych przybywa, a sam Tyler wkrótce staje się bohaterem niemal narodowym, jego słowa są świętością, daleko im jednak do sekty – zasady kręgu są niezmienne od samego początku. Sprawy jednak wymykają się spod kontroli, a Palahniuk kreśli finał, którego z pewnością się nie spodziewacie! </p><p>„Jak się nie wie, czego się chce, to się kończy w otoczeniu mnóstwa rzeczy, których się nie chce.” <br> <br>Uwielbiam ten cytat, mimo iż powieść została napisana w 1996 roku, jej aktualność pozostaje niezmienna, może nawet ponadczasowa, idealnie bowiem wpisuje się w ludzką naturę! </p><p>Chuck Palahniuk<strong> </strong>już od pierwszych stron przykuwa czytelnika do swej książki, bo kto nie chciałby wiedzieć czy spust w pistolecie zostanie pociągnięty - pierwsza scena książki zupełnie nie rozwiązuje tej kwestii, a kolejnych ponad dwieście kart tej niezwykłej historii prowadzi czytelnika do.... początku i jednocześnie końca Fight Clubu. Tą krótką zapowiedzią tego co może nas czekać rozbudza w nas zainteresowanie i chęć poznania losów naszego narratora, po drodze zdążymy go pokochać i znienawidzić jednocześnie, ambiwalencja emocji jakie budzi w czytelniku główny bohater jest wręcz uderzająca, a wynika to z faktu, że każdy z nas na swój sposób jest bezimiennym bohaterem własnej historii, zupełnie tak jak to przedstawia Palahniuk w swojej znakomitej powieści. Gdy już z wypiekamy na twarzy odwracamy stronę gotowi na najgorsze, zostajemy cofnięci w czasie samej akcji, tak aby krok po kroku przeżyć to co nasz bohater i podążyć jego ścieżką życiową co umożliwia nie tylko zrozumienie jego motywów, ale również odnalezienia w nim samych siebie. Musicie jednak drodzy czytelnicy uzbroić się w cierpliwość, nie będzie to bowiem droga prosta – przeciwnie, kreta i wyboista, bo takie są losy bohatera powieści Palahniuka. C Autor bawi się czytelnikiem, mieszając mu w głowie, pogłębiając go w wykreowany przez niego świat chaosu i anarchii, który bardziej przypomina rozprawy Nietzschego, aniżeli współczesną, poprawną politycznie opowieść. </p><p>„Być może samodoskonalenie nie jest sposobem na życie (…) Być może sposobem na życie jest autodestrukcja.” <br> <br>To dobry moment, aby wspomnieć o filmowej adaptacji “Fight Clubu” zrealizowanej przez Davida Finchera – adaptacji w mojej ocenie GENIALNEJ! Reżyser ten z powodzeniem przeniósł na duży ekran nie tyle powieść Palahniuka w jej dosłownym brzmieniu, co byłoby trudne z racji niewielkiej obojętności samej książki - Fight Club ma ledwie niewiele ponad dwieście stron, ale postawił na jej interpretację i w mojej ocenie jest ona bliska pomysłowi znakomitego pisarza. Jest kilka scen, które na stałe weszły do kanonu światowego kina, spora cześć z nich funkcjonuje również od wielu lat w przestrzeni publicznej jako memy wyśmiewające rzeczywistość dobrze nam znaną. Ciekawym motywem jest sam rodzaj walk ukazanych w adaptacji Finchera – walczą ze sobą przyjaciele, nie przez nienawiść względem siebie, nie dla "chwały" czy pieniędzy - ale dla idei, choć ta budzi zgorszenie i krytykę, głownie jednak ze strony “białych kołnierzyków”, to przede wszystkim w nich wymierzony jest Figh Club, zarówno w wersji literackiej jak i filmowej. Nad dźwiękiem tych trzeszczących kości, czy też odgłosu "dławienia się własną krwią przy wciąganiu powietrza" czuć unoszącą się... wzajemną sympatię do siebie nawzajem – paradoks, prawda? Podanie przegranemu ręki i podniesienie go (lub tego co z niego zostało) ze szczerym uśmiechem... To robi wrażenie i doskonale zostało zobrazowane przez Finchera, a mówię o tym z perspektywy czytelniczki, która najpierw sięgnęła po powieść Palahniuka, bo kolejno skonfrontować swoje wyobrażenia z dziełem Finchera. I dziwić nie może, w końcu jedynie w Podziemnym Kręgu człowiek żył prawdziwym życiem, czuł emocje, a nie jedynie ucisk w głowie z uwagi na rutynę dnia codziennego. </p><p>Także kwestia "złotych myśli" warta jest poruszenia - sformułowania najbardziej trafne padają z ust osoby, którą psychiatrzy uznaliby za niezrównoważoną (ale to już dopowiedziane mamy w powieści), w każdym razie nie przystającą do norm powszechnie obowiązujących. Jednak właśnie ta postać potrafi nadać sens życiu innych ludzi, nie tylko przez tworzenie klubów walki, a chociażby zapewnia ratunek niedoszłemu weterynarzowi. Scena ta jest cholernie mocna, daje do myślenia: oto bowiem Tayler Durden i nasz bezimienny bohater wybierają się wieczorową pora na stacje benzynową, gdzie wywiązuje się niesamowity ich dialog ze sprzedawcą - młody chłopak porzucił marzenia o szkole, sądząc, że i tak nie da sobie rady. Co robi Tyler Durden? Przystawia mu pistolet do głowy, deklaruje również, że wróci za rok i jeśli chłopak nie podejmie studiów, zastrzeli go. Scena ta niesamowicie przemawia do wyobraźni, stanowi też przesłanie Fight Clubu - jeśli masz coś zrobić, zrób to, a jeśli nie masz odwagi, nie ma dla Ciebie miejsca na tym świecie. <br> <br>“Twoja praca to nie ty. Ilość pieniędzy, jaką masz w banku, to nie ty. Samochód, jakim jeździsz, to też nie jesteś ty. Ani zawartość twojego portfela. Ani nawet twoje pieprzone portki. Jesteś rozśpiewanym, roztańczonym odpadkiem tego świata.” </p><p>Mamy więc styl tu widoczny osobliwy styl Finchera i jednoczesne zachowanie ogromu złośliwego humoru Palachniuka! Dodatkowo film wspaniale uzupełnia zakończenie powieści. Ów finał przemawia do mnie nieco mocniej aniżeli czyni to na kartach swojej powieści Palachniuk, co wynika być może z faktu, że jest bardziej bezpośredni - książka pozostawia pewną przestrzeń do interpretacji, jednak z uwagi na to, że jest zawiła i bardzo złożona, Fincher wyszedł naprzeciw co bardziej leniwym odbiorcą i finał przedstawił bardziej dosłownie. Może nie ma w sobie tego humoru, co książkowy, za to wspaniale ciągnie klimat całości i nie zamyka wcale historii - dość powiedzieć, że fani zarówno książki jak i filmu Fight Club przez kilka kolejnych lat na początku obecnego stulecia postulowali.... druga cześć, domagając się rozwinięcia swojej ulubionej historii. Można mówić, że ta książka prosiła się o to, aby ją zekranizował właśnie Fincher, chociażby z uwagi na motyw zniewolenia człowieka, zamknięcia go – zamknięcia w pewnej przestrzeni ze złem, któremu ten musi się przeciwstawić. Co ciekawe, na pytanie dziennikarza "W kinie, tak jak w życiu, interesują pana tylko sytuacje graniczne?", reżyser odpowiedział: " Tak, lecz bez wdawania się w psychologiczne niuanse. Nie robię filmów dla wybranej publiczności. Opowiadając o pewnych stanach emocjonalnych, lubię manipulować odczuciami widzów". Tak też przedstawieni zostali bohaterowie Fight Clubu, ukazując pewien stan bohatera, nie mamy bezpośredniego wytłumaczenia jego motywów, jakie miejsce ma chociażby w "Psychozie" mistrza gatunku, Alfreda Hitchcocka To, co dzieje się w jego głowie, jest popisem dla naszej wyobraźni, a przestrzeń do interpretacji jest ogromna, bo jak zauważyłam wcześniej, Fight Club w pewnym sensie opowiada o każdym z nas. My decydujemy o empatii i zrozumieniu. I za to szerokie pole manewru jestem wdzięczna zarówno Palahniukowi jak i Fincherowi. </p><p>W skrócie zatem: jeden z największych filmów w historii kina, wspaniale ekranizujący książkę, dodatkowo poprawiający ją w pewnych jej fragmentach, lub precyzyjniej mówiąc: rozwijający udanie pomysły Palachniuka, sama książka bowiem jest relatywnie niewielka objętościowo, aż prosiło się o dodanie kilku wątków, wśród nich warta podkreślenia jest osoba Marli – o tej kobiecie powinny powstać prace naukowe, niesamowite w jaki sposób została nakreślona w Fight Clubie, a następnie jeszcze rozwinięta w filmie Finchera – przez długi czas czerpałam z niej inspirację w życiu! ? </p><p>Co składa się na wielkość zarówno książki jak i filmu Fight Club? Genialne aktorstwo, brak moralizatorstwa, nachalności, lekkość w sposobie potraktowania poważnego tematu (ale bynajmniej nie zbanalizowanie go!), wspaniałe dialogi i co ważne, nietraktowanie widza jak potencjalnego zjadacza popcornu, sięgnie po dzieła Palachniuka i Finchera niejako z doskoku – owszem, można się świetnie bawić w Podziemnym Kręgu, ale pamiętajcie o zasadach; po pierwsze o nim się nie mówi, po drugie nie mówi się o nim, a po trzecie: jeśli jesteś pierwszy raz w Fight Clubie – musisz walczyć. </p><p>Przechodząc do podsumowania, „Podziemny krąg” znany również jako Fight Club to absolutna klasyka literatury i dobrego kina, zyskująca miano kultowej i ponadczasowej! Obcując z tym dziełem obserwujemy, jak niewiele a może wiele potrzeba, aby zmienić człowieka o 180 stopni, aby zepchnąć go z wydeptanej ścieżki i pchnąć w otchłań rozpaczy, poczucia beznadziei usprawiedliwianej rutyną codzienności. To książka, w której niema ogólnie narzuconych, panujących powszechnie norm, tu zasadą jest ich łamanie, to wypowiadanie wojny wszystkim i wszystkiemu! To walka z obecnym życiem i pragnieniem by coś zmienić, by żyć a nie tylko wegetować! Dlatego też, polecam Fight Club wszystkim moim znajomym, przyjaciołom czy rodzinie, wydaje mi się bowiem, że to jedna z tych książek, które zostawiają w człowieku ślad na zawsze, a to właśnie charakteryzuje literaturę bardzo piękną. Na koniec mój ulubiony cytat z książki Palahniuka, który na swojej aktualności nie stracił nic przez 26 lat życia książki, a który dziś być może wydaje się bardziej aktualny niż kiedykolwiek: <br> <br>“Jesteśmy niewolnikami w białych kołnierzykach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy Wielkiej Wojny ani Wielkiego Kryzysu. Naszą Wielką Wojną jest wojna duchowa. Nasz Wielki Kryzys to całe nasze życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy. I jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni.” <br> <br>Jeśli czasem jesteście wkurzeni systemem, w którym żyjemy, rozwiązanie jest jedno: wstąpić do Podziemnego Kręgu i dokonać aktu autodestrukcji! </p>