Dodana przez
Marek
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Niedawno usłyszałem ciekawą anegdotę: Vladimir Putin został zapytany przez dziennikarzy, dlaczego jego dwóm psom wolno wszystko. Prezydent Rosji odpowiedział, że „tylko psy nic od niego nie chcą”. Zabrzmiało to słodko — gorzko, a słowa te podają w wątpliwość psychopatyczny wizerunek Putina, lansowany w mediach głównego nurtu od lutego bieżącego roku. A może jeszcze wcześniej? Nie sposób mi rozstrzygnąć, kim naprawdę jest Vladimir Putin, niemniej fascynuje mnie, jak to się stało, że „ostatni car Rosji” jak bywa nazywany, dokładnie zapowiedział swoje kolejne ruchy na przestrzeni minionych dwóch dekad, a jednak świat niezmiennie wydaje się zaskoczony jego działaniami. W 2015 roku Putin wygłosił słowa, które przeszły bez większego echa w Europie. Prezydent Rosji zapowiedział, że „upadek Związku Radzieckiego to największa tragedia XX wieku”, a jego kolejne działania zmierzają wyraźnie do przywrócenia dziedzictwa ZSRR. O ile jednak przez dwie dekady świat wydawał się ledwie obserwatorem w osobliwej rozgrywce na Kremlu między walczącymi stronnictwami, o tyle aktualnie nawet Polska wydaje się stroną konfliktu z uwagi na swoje zaangażowanie w logistykę i dostawy broni. Jak to się stało, że w III dekadzie XXI wieku w Europie Środkowo Wschodniej wybuchł największy konflikt od czasów II Wojny Światowej? Czy można było uniknąć eskalacji działań, gdyby Zachód zareagował wcześniej? Jakie są cele Vladimira Putina? Sporo tych pytań nawarstwiło mi się w głowie, poszedłem jednak pod prąd — zamiast sięgnąć po książki geopolityczne, które rzetelnym, ale jednocześnie nierzadko siermiężnym językiem opisują rzeczywistość, postanowiłem sięgnąć po publicystykę w najlepszym wydaniu. Książka „Rosja Putina” cofa nas do początku XXI wieku, kiedy świat z ciekawością spoglądał na nowego przywódcę Kremla. Po rządach Borysa Jelcyna, którego frywolny sposób bycia i zamiłowanie do biesiadowania uczyniły Rosję przaśną, naszedł czas człowieka, który w oczach zachodu jawił się jako młody, przystojny i zainteresowany daleko idącymi reformami. Czas pokazał, że świat się pomylił. Anna Politkowska wiedziała już o tym przed dwudziestoma laty. </p><p>Zazwyczaj uważam, że książki bronią się same swoja treści i nie ma potrzeby szczególnie przedstawiać sylwetki autora. Kto jest tej wiedzy ciekawy sam ją znajdzie, niemniej w przypadku publikacji „Rosja Putina” sprawa wygląda zgoła inaczej. Wynika to z faktu, że https://******.**. ta właśnie książka przyczyniła się do śmierci autorki 7 października 2006 roku. Kim jest zatem Anna Politkowska? W przeszłości pracowała dla „Nowej Gaziezty”, jedynego niezależnego czasopisma w Rosji na przełomie XX i XXI wieku. Zasłynęła przede wszystkim z ostrego pióra, wymierzonego prosto w prezydenta Federacji Rosyjskiej, Vladimira Putina. Dziś takie zachowanie uznane byłoby za wyrok śmierci z rygorem natychmiastowego wykonania, jednak przed dwoma dekadami świat wyglądał nieco inaczej. Federacja Rosyjska była zaangażowana w wojnę w Czeczenii, która swoją drogą, okazała się trampoliną Putina do najwyższego stanowiska państwowego. Autorka książki „Rosja Putina” bez ogródek pisała o bezsensie toczonej wojny, należała tym samym do wąskiego grona dziennikarzy, którzy jawnie opowiedzieli się przeciwko nowemu rozdaniu w rosyjskiej polityce, jakie związane było z ogromnym kryzysem lat 90’ i rządami Borysa Jelcyna. Umowa społeczna, jaką proponowały nowe elity rosyjskie, była w gruncie rzeczy bardzo prosta: dajcie nam spokojnie rządzić, a znów będziecie wielcy. Było to odwołanie do spuścizny ZSRR, jednak w tamtym czasie świat był zbyt zajęty sobą, aby zwrócić uwagę na plany Putina i jego popleczników. Na tym tle Anna Politkowska była człowiekiem wyjątkowym. Odważna, bezkompromisowa i zdeterminowana, aby oddać prawdę w swoich artykułach, pojawiać się tam, gdzie głos zwykłych ludzi nikogo nie interesował. Ludność czeczeńska uważała ją za swojego rodzaju rzecznika, trudno się temu dziwić, skoro Politkowska odwiedziła Czeczenię łącznie 50 razy. Jej podróże często prowadzone były pod osłoną nocy i w tajemnicy, bez ochrony, a nierzadko również w bagażniku samochodu. Nie było mowy o odpowiednich warunkach sanitarnych, spała na twardym posłaniu i korzystała z łazienki przeznaczonej dla żołnierzy. Wydawać by się mogło, że kierował nią obłęd ukierunkowany na zdemaskowanie Putina i jego obozu władzy, w rzeczywistości jednak autorka książki „Rosja Putina” była z natury człowiekiem niezłomnym i to na długo, zanim jej artykuły zwróciły na nią oczy Kremla. Nie piła alkoholu i nie paliła papierosów, co w Rosji było w tamtym czasie prawdziwą plagą: końcówka lat 90’ to potężna bieda i kryzys społeczny, a większość społeczeństwa spędzała całe dnie w domu, pijąc na umór i śledząc narrację prowadzoną przez rządową telewizję. Każdego dnia o 7 rano Politkowska biegała razem ze swoim psiakiem, którego nazwała Van Gogh. Swoją dyscyplinę przełożyła na dzieci, te musiały nawet podczas wakacji i ferii rozwiązywać zadania z matematyki czy grac na skrzypcach. Nagrodą była możliwość pójścia do szkoły w swobodnym ubraniu, bez potrzeby ubierania mundurku, co oczywiście wywoływało skandale i tym mocniej przykuwało wzrok władzy, która już wkrótce miała spojrzeć Annie Politkowskiej prosto w oczy i wymierzyć w jej kierunku pistolet. </p><p>Czytając informację na temat autorki książki „Rosja Putina” miałem w głowie niemałą zagwozdkę. Uświadomiłem sobie bowiem pewną niebezpieczną z punktu widzenia bieżących wydarzeń prawidłowość. Być może prawdą jest, że tylko Rosjanin zrozumie Rosjanina? Podczas wojny w Czeczenii, Putin określał ją mianem „operacji antyterrorystycznej”, czy nie brzmi to dziś znajomo? 24 lutego 2022 roku Rosja, łamiąc wszelkie prawa międzynarodowe, napadła na Ukrainę i od początku określała te działania jako: „Specjalną operację wojskową”. Wygląda więc na to, że wojnę sensu stricto Rosja prowadzi tylko w obronie własnej (Wielka Wojna Ojczyźniana), natomiast każda ofensywa na kraje ościenne bywa wariacją semantyczną. Ta bezczelność władz kremla została znakomicie przedstawiona przez Annę Politkowską w książce „Rosja Putina”. Wbrew sugestywnemu tytułowi, nie jest to naukowe studium nad Rosją rządzoną przez administrację aktualnego gospodarza Kremla, ale przede wszystkim próba uchwycenia mechanizmów, które sprawiają, że z taką łatwością podporządkował sobie najważniejsze służby w państwie. To również oddanie głosu zwykłym ludziom, którzy na przełomie XX i XXI wieku mieli mnóstwo powodów do narzekania, jednak wielu z nich miało wielkie oczekiwania wobec Putina. Krótko po objęciu władzy, jak zauważa Anna Politkowska, Vladimir Putin ogłosił powstanie tzn. „Funduszu Dobrobytu”. Mechanizm był prosty: co roku Rosja zakłada pewien określony pułap dla cen surowców, głównie gazu i ropy, a wszelkie wahania na światowych rynkach ponad te poziomy, kierowane są do specjalnego funduszu, z którego dalej środki wypłacane są na rzecz zwykłych ludzi. Znamienne, że w pierwszej kolejności Putin zdecydował o skierowaniu pieniędzy do emerytów, szczególnie kobiet. Była to przemyślana strategia, jak ocenia autorka publikacji „Rosja Putina”. Średnia wieku w Federacji Rosyjskiej nie jest imponująca, jednak przede wszystkim bywa zaniżana przez mężczyzn. Ci bowiem na umór często piją i krótko żyją, a problem ten w latach 90’ XX wieku był zmorą nie tylko dalekiej prowincji, ale również największych ośrodków miejskich z Moskwą i Sankt Petersburgiem na czele. Jednocześnie kobiety w Rosji w XX wieku przeżyły niemałą metamorfozę. Rewolucja Październikowa, I i II Wojna Światowa, dalej Zimna Wojna i wielki kryzys końcówki XX wieku. Wszystkie te wydarzenia położyły się cieniem na demografii Rosji, a tym samym spowodowały, że kobiety stały się silne, dominujące, często zdane tylko na siebie. Anna Politkowska była bez wątpienia pozytywnym symbolem tych przemian, takich jak ona było jednak niewiele. Większość kobiet w Rosji w XX wieku żyła i umierała w samotności, wcześniej pochowawszy mężów i synów. I to właśnie ta grupa społeczna wyniosła Putina na szczyty popularności, z których w zasadzie nie spadł przez kolejne dwie dekady. Wspomniałem na wstępie, że książka „Rosja Putina” nie jest w żadnym wypadku dziełem naukowym i ma to swoje pozytywne konotacje – autorka uprawia znakomitą publicystykę, która swoją analizą obejmuje przeszłość Rosji i jej oczywiste implikacje dla teraźniejszości. Przede wszystkim w ujęciu struktury społecznej Rosji i zachowań jej obywateli wobec zmieniających się obozów władzy na Kremlu i niezmieniającego się, trudnego losu zwykłych ludzi. </p><p>Książka „Rosja Putina” rozpoczyna się od słow Anny Politkowskiej, że zachodnie kraje zbyt często nabierają się na wilka w owczej skórze, jakim wydawał się Putin na początku swoich rządków. Stanowi to koronny dowód na poparcie tezy, że łatwiej Rosjaninowi zrozumieć Rosjanina, zwłaszcza jeśli wciąż pod uwagę jak długo Europa karmiła się swoimi złudzeniami w przedmiocie reform na Kremlu. Kilka miesięcy temu świat obiegły zdjęcia, gdzie Vladimir Putin siedział w sali z Ministrem Obrony Narodowej, Siergiejem Szojgu. Uwagę komentatorów przykuło nietypowa długość stołu — liczył on sobie, jak policzono, ponad pięć metrów. Spekulowano, że może stanowi to świadectwo choroby prezydenta Rosji, a może jest metaforą ochłodzenia stosunków między oboma politykami. Po przeczytaniu książki „Rosja Putina” nie mam wątpliwość, że był to teatr skierowany do nas wszystkich i czy nam się to podoba, czy nie, daliśmy się nabrać. Spotkałem się kiedyś z mądrą opinią, że Rosja nigdy nie jest tak słaba, jak nam się wydaje, i nigdy nie jest tak silna, na jaką chciałaby wyglądać. Prawda nie lezy jednak pośrodku, lezy tam gdzie leży. A faktem jest, że relacje Putina z Szojgu są przyjacielskie z kilku powodów. Wspominana przeze mnie na wstępie anegdota z psami Putina wiele mówi o jego relacjach z Szojgu. Darzy on go wielką sympatią od czasu, gdy podarował mu psa, który szybko stał się jego ulubieńcem. Dyktatorzy często wybierali sobie zwierzęta za towarzystwo, widząc w innych ludziach jedynie narzędzia do realizacji swoich celów. Nie spodziewam się, że psy Putina staną się równie słynne, jak koń cesarza Kaliguli, który na jego rozkaz stał się senatorem, niemniej trudno uciec od wniosków, jakie w tym zakresie przedstawiła Anna Politkowska w swojej publikacji ponad 20 lat temu! W mojej ocenie w chwili wydania książki „Rosja Putina” była ona ważnym ostrzeżeniem dla zachodu, dziś z kolei jawi się jako jego rachunek sumienia. Przede wszystkim za sprawą potwierdzania się tez autorki, wobec których politycy Unii Europejskiej przechodzili przez długi czas zupełnie obojętnie. </p><p>Publikację Anny Politkowskiej można niejako podzielić na dwie części: pierwsza z nich skupia się na Putinie i jego otoczeniu, z kolei druga to oddanie głosu ludziom, których zwykle problemy dnia codziennego przeplatają się ze śledzeniem kanałów państwowych. Obie części książki są szalenie ciekawa, choć każda z nich z nieco innej perspektywy. Jeśli chodzi o Putina, to Politkowska nie opisuje w książce „Rosja Putina” całej jego drogi do objęcia władzy na Kremlu, lecz trafnie odnosi się jedynie do tych fragmentów życiorysy prezydenta Rosji, których efekty widać było już w chwili jego zaprzysiężenia, czyli ostatnie dnia grudnia 1999 roku. Dowiadujemy się https://******.**. o trudnym dzieciństwie gospodarza Kremla, który w młodości nie mógł znaleźć dla siebie miejsca, nie miał ojca, a jego matka wiązała się z mężczyznami, którzy często stosowali przemoc wobec młodego Wołodi. Ważnym aspektem w życiu Putina było zamieszkanie w nastoletnim wieku w Petersburgu, dawnym Leningradzie. Był to czas, kiedy „bohater” książki Anny Politkowskiej nie miał przyjaciół, nie miał również rodziny, tułał się i szukał własnej drogi w życiu. Znamienne, że w tamtym właśnie czacie na potęgę oglądał filmy z Bruce’em Lee w roli głównej, co szybko przełożyło się na jego zainteresowanie sztukami walki. Nie było jednak stać młodego Putina na lekcje karate, dlatego wybrał Taekwondo. Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Otóż jak zauważa autorka książki „Rosja Putina”, w latach 90” Rosja była w stanie zupełnego rozkładu. Bieda, bezrobocie i brak perspektyw połączone ze sprawowaniem urzędu przez frywolnego alkoholika, za jakiego uchodził Borys Jelcyn, nie dawały zwykłym Rosjanom nadziei na lepsze jutro. I wtedy, 31.12.1999 roku wjeżdża na białym koniu on – przystojny, energiczny i konkretny. Czarny pas sztuk walki, wakacje spędzane na Syberii, gdzie jeździł konno i polował znajomość biegła języka niemieckiego i obeznanie na światowych salonach. W ocenie Any Politkowskiej Vladimir Putin jawił się jako zbawiciel, entuzjasta reform, j gospodarz, jakiego Rosja nie miała przynajmniej od czasów Piotra I Wielkiego, choć narrację w tym kierunku pchał sam Putin i po dziś dzień jest ona obowiązującą w państwowej telewizji. Wiąz nie mogę wyjść z podziwu, że Politkowska wiedziała o tym wszystkim i opisywała to w swoich publikacjach przed dwudziestoma laty, a dziś wielu zachodnich polityków wciąż nie może zdjąć różowych okularów i zmierzyć się z rzeczywistością putinowskiego reżimu. „Rosja Putina” liczy sobie 446 stron, to dwa razy mniej niż kolejne książki „Pieśni Lodu i Ognia” Georga R.R. Martina. A jednak kryją w sobie wiedzę, która z powodzeniem mogła w przeszłości uchronić świat od konfliktów w Gruzji w 2008 roku i w Ukrainie, gdzie wojna de facto trwa przecież od 2014 roku. </p><p>Kiedy wybuchła wojna w Gruzji, Putin w orędziu do narodu powiedział https://******.**., że za jednego zabitego milicjanta można zabić 10 buntowników. Politkowska wtedy od roku już nie żyła, dobrze jednak oddaje to bezprawie, jakie panowało w Rosji od chwili objęcia rządków przez rosyjskiego prezydenta. Politkowska przez całą swoją karierę służyła przede wszystkim jako głos zwykłych ludzi i tym właśnie najmocniej podpadła decydentom Kremla. W książce „Rosja Putina” autorka relacjonuje rozmowy, że z obywatelami Federacji Rosyjskiej i są one wstrząsające. Szczególnie zapadła mi w pamięć rozmowa z kobietą, która chciała odzyskać zwłoki swojego syna, wysłanego wcześniej na front w Czeczenii. Według jej świadectwa mogła liczyć na wydanie zwłok jedynie w przypadku uiszczenia łapówki w określonej przez wojskowych wysokości. Te szokujące praktyki wtedy nikogo nie dziwiły, wpisywały się poniekąd w polityczny klimat rosyjskiej państwowości, gdzie między władzą i obywatelami rosła coraz większa przepaść. Dziś w drugiej połowie 2022 roku podobne relacje słychać w całej Rosji, co więcej, niektóre regiony jak Tuwa i jej okolice są drenowane z mężczyzn, wysyłanych na front w Ukrainie jako mięso armatnie, bez przeszkolenia i bez niezbędnego wyposażenia, a odzyskanie zwłok zmarłych żołnierzy graniczy z cudem. W międzyczasie co rusz słychać nagrania z rozmów ukraińskich służb z rodzinami rosyjskimi, gdzie często padają konkretne wskazówki, w jaki sposób można odzyskać i pochować ciała poległych żołnierzy. Brak reakcji Kremla w przerażający sposób koresponduje ze słowami opisanymi w książce „Rosja Putina” i stanowi świadectwo pewnej szerszej struktury, w ramach której, życie pojedynczych jednostek nic nie znaczy. Nasuwają się w tym momencie słowami towarzysza Stalina, który zasłynął https://******.**. ze słow, że śmierć jednego człowieka to tragedia, a śmierć tysięcy to jedynie statystyka. Tym samym widać doskonale, że zapowiedz Putina o powrocie do spuścizny ZSRR, materializuje się na naszych oczach w III dekadzie XXI wieku, choć Politkowska wskazywała na to już przed 20 laty! Dlaczego świat nie reagował? Inna relacja, którą autorka opisuje w swojej publikacji, dotyczy starszego mężczyzny, który jak relacjonuje, podupadł na zdrowiu i wezwał karetkę. W odpowiedzi usłyszał, że jest za stary i dyspozytor wyśle ratowników medycznych do innych potrzebujących. Są to standardy zupełnie obce na zachodzie, pojedyncze takie sytuacje wywołują w Europie oburzenie, a winni stają przed sądem i podlegają nie tylko karze, ale często również społecznemu ostracyzmowi. Jak wskazuje Politkowska, w Rosji nigdy tak nie było, a status społeczny wyznacza prawa i wolności jednostki od początków rządów Putina, </p><p>Przy okazji jednego z programów „Historia Realna” emitowanego na YouTubie, prowadzący Piotr Zychowicz zapytał swojego gościa, dr Krystynę Kurczab – Redlich, czego spodziewać się po Putinie. Autorka biografii rosyjskiego prezydenta odpowiedziała, że nie wie, bo ten człowiek jest psychopatą zdolnym do wszystkiego. Były to słowa nieco histeryczne, niemniej poparte wiedzą blisko 23 lata rządów obecnego gospodarcza Kremla. Politkowska przed dwoma dekadami ostrzegała przed tym na długo przed licznymi zbrodniami, jakich dokonał Putin, co nabiera szczególnego wydźwięku po przeczytaniu książki „Rosja Putina”. Wspomniana wyżej Kurczab – Redlich wskazała na niepokojącą synergię, pomiędzy charakterem sprawowanej w Rosji władzy a indywidualnym predyspozycjami samego Putina. Jej zdaniem Rosja od wieków posiada kompleks jednocześnie wyższości i niższości wobec Europy, promuje postawę tzn. mesjanizmu defensywnego, co sprowadza się do wciągania kolejnych połaci terenów okalających Rosję w jej struktury, celem budowania „russkiego miru”. Nie sposób uciec od neoimperialnych fascynacji Putina, które dziś w oczach całego świata wydają się oczywiste, niemniej to właśnie świat zachodu pompował przez ostatnie dwie dekady setki miliardów dolarów, łudząc się przy tym, że pieniądze uzyskane przez władze Kremla w ramach rozliczenia za handel surowcami, stopniowo, ale konsekwentnie będą budować w Rosji środowisko demokratyczne. Nic takiego się nie stało, a model sprawowania rządów wciąż przypomina układ znany z okresu carskiej Rosji, gdy dobry car i źli bojarzy toczyli ze sobą wojny o dobro zwykłych mieszkańców. Na początku XXI wieku chodziłem jeszcze do szkoły i nie miałem pojęcia, jakie może to wywołać konsekwencje, a jednak świadomość, jaka przedstawia w tym zakresie Anna Politkowska na łamach swojej książek, każe mi wierzyć, że historia lubi się powtarzać. Tak jak w latach 30’ XX wieku znaleźli się odważni, którzy przestrzegali przed wąsatym Adolfem, tam w Rosji na przełomie wieków również słychać było głosy wskazujące na niebezpieczny kierunek zmian. W jednym i drugim przypadku nikt tych głosów nie słuchał, w obu przypadkach zakończyło się to wojną. Ostatnim akordem tej samej pieśni może być wybuch III Wojny Światowej i użycie broni nuklearnej. Można się jedynie zastanawiać, czy gdyby opór na zachodzie po zabójstwie Politkowskiej był większy, Putin poczynałby sobie tak śmiało w Gruzji i w Ukrainie? Liczę, że w przyszłości Bóg oraz historia rozliczą tych, którzy naiwnie latali do Moskwy i jedli ośmiorniczki z Putinem, podpisując z nim kolejne umowy handlowe i uśmiechając się do zdjęć. Szczególnie nie pozdrawiam byłego kanclerza Niemiec, Gerharda Schrödera. </p>