Dodana przez
Aleksander
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Nie jest łatwo recenzować książki należące do serii “Pieśń lodu i ognia: w ciągu ostatnich lat powiedziano o nich niemal wszystko! Sukces, jaki odniósł serial HBO oparty na prozie George’a R.R. Martina, wywołał ogromne poruszenie w popkulturze, nawet czytelnicy niezainteresowani do tej pory gatunkiem fantasy, przyznawali, że książka cieszy się opinią dzieła ponadczasowego. Z kolei w oczach czytelników zakochanych w fantasy, “Gra o Tron” okrzyknięta została dziełem wybitnym, udanie nawiązującym do “Władcy Pierścieni”. O doniosłości dzieła George’a R.R. Martina najlepiej świadczy fakt, że kiedy serial zbliżał się do końca, scena walki pomiędzy wszystkimi pięcioma królestwami odbiła się szerokim echem: mówiono o niej w tramwaju i w pociągu, przy okazji weekendowych wyjść na piwo, a nawet spotkań rodzinnych — ludzie tym żyli! Jak to bywa w świecie wielkich pieniędzy, epilog wcale epilogiem się nie okazał, 22 września 2022 roku miała bowiem miejsce premiera serialu HBO pod tytułem “Gra o Tron: Ród smoka”, przedstawiająca dzieje mające miejsce aż dwieście lat przed wydarzeniami opisanymi w “Pieśni lodu i ognia” George’a R.R. Martina. Na razie nie miałem okazji obejrzeć pierwszych czterech odcinków, ponieważ... jestem na etapie III tomu “Pieśni ognia i lodu”. Jak to możliwe? Podobnie jak wielu innych fanów, dowiedziałem się o tej serii... najpierw mając przyjemność obcować z jego ekranizacją, zrealizowaną przez HBO. Czytanie i oglądanie jednocześnie trochę się wykluczało, serial pędził na łeb na szyje, wyczerpująco przedstawiając kolejne opowieści w łącznie 8 sezonach, i brakowało mi wtedy czasu na moje codzienne obowiązki, nie mówiąc o sięganiu o literaturę piękną. Wiedziałem jednak, że “Gra o Tron” okaże się dla mnie niezwykłą przygodą również z tego oto powodu, że zdecydowałem najpierw dokończyć serial, a później sięgnąć po książki George’a R.R. Martina. Aktualnie jestem przy III tomie: łącznie 844 strony książki to jak sporych rozmiarów cegła, jednak tak to już bywa z prozą mistrza gatunku, że jeśli raz w niej zatoniecie po uszy, nie sposób wyrwać się z jej objęć — bez względu na to, ile stron przyjdzie nam przerzucić w drodze do finału całej opowieści nad krainami Westeros. Książka “Nawałnica mieczy. Krew i złoto” zaskoczyła mnie w kilku fragmentach, o ile bowiem znałem serial i wiedziałem czego się spodziewać, o tyle liczyłem, że autor obroni się przed serialem i zaoferuje czytelnikowi... więcej. I więcej dostałem! </p><p>Czy “Gra o Tron” to dla mnie fenomen literacki? Bez wątpienia. Czy jestem pod wrażeniem, jak George R.R. Martin rozkochał w gatunku fantasy cały świat? Jak najbardziej. A jednak dzieło brytyjskiego pisarza w swojej formie i treści daleko wykracza w moich oczach poza ramy literacko-serialowe. Wiedzieliście, że po premierze dwóch pierwszych sezonów serialu HBO, statystyki czytanych książek radykalnie skoczyły? Badania prowadzono w Wielkiej Brytanii, wydaje się jednak, że śmiało możemy je interpretować przez pryzmat całego zachodniego świata. Nawet wśród moich znajomych sporo było osób, które wcześniej niechętnie sięgały po literaturę, kojarząc podobne zachowania z nieprzyjemnymi obowiązkami pamiętanymi z ławek szkolnych. A jednak “Pieśń lodu i ognia” okazała się w oczach tych ludzi powodem godnym do odłożenia wygodnych seriali i filmów z Netflixa na rzecz literackiego pierwowzoru George’a R.R. Martina. To z kolei prowadzi mnie do wniosku, że świat przez krótki moment miał dosłownie obsesje na punkcie starcia Lannisterów i Starków, jest bowiem w mojej opinii wielką sztuką, porwać za sobą tłumy, które dobrze już znają fabułę całej opowieści, a mimo to ciekawość nie gaśnie i ludzie chętnie sięgali po książki, aby... przeżyć historię walki o Żelazny Tron raz jeszcze. Tak, jak by raz to było za mało, co sam doskonale rozumiem: chce więcej o dostaje więcej czytając wszystkie części “Pieśni lodu i ognia”. Nie zawsze jednak serial porywa i zachwyca do tego stopnia, że odbiorca z miejsca postanawia przeczytać książki w oparciu, o które został zekranizowany. Dobrym przykładem na tym tle wydaje się nasz rodzimy “Wiedźmin”. Produkcja Netflixa została w zasadzie zrównana z ziemią przez fanów, znających prozę Sapkowskiego i od lat grających w gry związane z postacią Białego Wilka. I znów, najpierw obejrzałem serial, a później... nie, do dziś nie przeczytałem ani jednej powieści Andrzeja Sapkowskiego, choć czuje, że nadchodząca jesień sporo zmieni w tym zakresie. Dwa lata minęło od premiery pierwszego sezonu Wiedźmina i sami widzicie, nie ma mowy o szaleństwie na punkcie literackiego pierwowzoru, co w ocenie moich znajomych wynika z faktu, że wersja zaproponowana na popularnej platformie streamingowej po prostu... nie jest nawet zbliżona do zamysłu polskiego autora. Jak więc wytłumaczyć fakt, że “Gra o Tron” zawładnęła zbiorową wyobraźnią czytelników, a rodzimy “Wiedźmin” pozostaje w hermetycznym świecie swoich oddanych fanów? Uproszczeniem byłoby wskazać jedynie na błędy w realizacji, kostiumach czy doborze aktorów. Z podobnych powodów zresztą szeroko aktualnie krytykuje się “Władce Pierścieni. Pierścienie Mocy” na platformie Amazon. Może więc czas przyznać, że “Pieśń lodu i ognia” oraz oparty na niej serial “Gra o Tron” to dzieło unikatowe, jedyne w swoim rodzaju i być może nie do powtórzenia w zakresie odniesionego sukcesu w dającej się przewidzieć przyszłości? </p><p>Czas teraz przejść do samej fabuły. Zanim jednak przejdę do treści książki “Nawałnica mieczy. Krew i złoto”, jestem wam winien kilka słów na temat poprzednich dwóch części. W świecie Westeron oraz Essos toczy się potężny konflikt o władzę i dominację nad wszystkimi Pięcioma Królestwami. Na czele każdej z armii stoi król, który w opinii swojej własnej oraz swoich poddanych najlepiej nadaje się do sprawowania władzy, której symbolem oczywiście jest Żelazny Tron. Każda z postaci ma swój unikatowy charakter, właściwe dla niej nawyki oraz zachowania, każda też dysponuje innym tytułem związanym z prawem do dziedziczenia. Wydaje mi się, że nikt nie szepnie mi do ucha przed snem słów “Winter is caming”, jeśli poczynię uogólnienia, że mimo licznych postaci w książce, cała rywalizacja de facto sprowadza się do starcia między dwoma rodami: Lannisterów oraz Starków. Oba stronnictwa mają w swoich szeregach osobowości szalenie przebiegłe, kunktatorskie, obliczone w swoich działaniach na realizację partykularnych interesów. W obu frakcjach znajdziemy również postacie cieszące się sympatią czytelnika z uwagi na poczucie humoru, wartościami, jakimi się kierują, czy słabością do pijaństwa lub uciech cielesnych, tak bliskich naturze człowieka i... tak z rozmachem opisanych przez George’a R.R. Martina na łamach swoich książek. Mocną stroną całej serii “Pieśń lodu i ognia” jest nieobecność w książkach postaci jednowymiarowych. Wspominając, chociażby “Władce Pierścieni” taką osobowościach była Lady Galadriela oraz Sauron, stojący po zupełnie różnych stronach wojny o Śródziemie. Z kolei w “Grze o Tron” takich bohaterów nie uświadczymy i przestrzeni dla szlachetnych zachowań autor pozostawił niewiele, raczej postawił na wiarygodność i realizm, czyli... proza George’a R.R. Martina pisana jest na podobieństwo ludzkiej natury ze wszystkimi jej konsekwencjami. <br> <br>Jak przedstawia się świat opisany w książkach należących do serii “Pieśń ognia i lodu”? Kontynent Westeros został nam przedstawiony z niezwykłą szczegółowością, choć autor momentami sięga po sprawdzone sposoby ze świata fantasy. Wszystkie pięć królestw przypomina nieco nasz prawdziwy świat, symbolika “pięciu” nawiązuje, chociażby do znanych nam kontynentów. Na północy znajduje się wyspa, a tuż za nią tajemnice krainy północy pogrążone w chłodnym, surowym klimacie. Na południu z kolei występują krainy skąpane w blasku słońca, a lokalne plemiona charakteryzuje wielkie bogactwo kulturowe. Centralne krainy przypominają Europę, a rozwiązania dotyczące religii i postępu technologicznego wydają się żywcem oparte na “Wiekach ciemnych”, czyli późnym średniowieczu. Można w tym zakresie znaleźć wiele podobieństw do XV wieku, gdzie w Anglii toczył się wówczas krwawy konflikt pomiędzy dwoma rodami pochodzącymi z tej samej dynastii Plantagenetów: Lancasterami (w herbie czerwona róża) i Yorkami (biała róża). Próbowałem znaleźć jakieś informacje w zakresie autora i jego inspiracji historią Europy, jednak nigdy autor “Pieśni lodu i ognia” nie zdementował ani nie potwierdził tych podejrzeń. Wydaje się jednak, że analogi i podobieństw jest tak wiele, że podobnie jak w przypadku “Władcy Pierścieni” i J.R.R. Tolkiena, zapożyczenia z minionych dziejów były naturalnym fundamentem dla autorów w tworzeniu swoich unikalnych światów fantasy. <br> <br>Co przynosi czytelnikowi III tom “Pieśni lodu i ognia”? Zmagania o Żelazny Tron przybierają na intensywności — recenzowana odsłona wywołuje zarówno w wersji literackiej, jak i serialowej niemałe poruszenie, oto bowiem autor zaskakuje fanów potężnymi zwrotami akcji. Największych z nim wydaje się naturalnie śmierć Robba Starka, ale ważnym jest również spotkanie, jakie miało miejsce w siedzibie Waldera Freya. George R.R. Martin proponuje nam prawdziwą jazdę bez trzymanki, nie możemy być pewnym ani finału całej historii, ani nawet poszczególnych sekwencji wydarzeń, nierzadko przewracając kolejną stronę książki w mojej głowie pojawiają się myśl “Jak to możliwe”? Zwłaszcza wtedy, gdy ginął bohater darzony przeze mnie samego sympatią, a potem okazywało się, że nawet nie ma czasu nikt jej opłakiwać, bo przecież w świecie Westeros walka, ogień i śmierć dzieją się na porządku dziennym i autor nie oszczędza ABSOLUTNIE nikogo! Już w poprzednim tomie, starcie pomiędzy wszystkimi Pięcioma Królestwami nie przyniosło pozytywnego finału dla wszystkich. Właściwie nikt nie skorzystał na wojnie, jednak niektórzy z bohaterów nie będą już mieli okazji na rehabilitację. Większość z królów prezentuje mocno makiawelistyczne podejście: Żelazny Tron budzi w nich pożądanie, a władza nad całym Westeros rozpala ich wyobraźnię i nie znosi sprzeciwów poddanych. Nie wszyscy jednak kierują się partykularnymi interesami i na pierwszy plan wśród nich wysuwa się Robb Stark. Jego motywy odbiegają od pozostałych królów, władca dalekiej północy chciał bowiem odłączyć swoje ziemie, aby uchronić je przed toczącym się konfliktem, pragnął również uwolnić swoje siostry oraz dokonać zemsty na zabójcach swojego ojca. Nie mogę uciec od wrażenia, że w innych książkach, taka postać pewnie przeszłaby wiele, ale finalnie osiągnęła swoje cele i stanowiła idealny punkt odniesienia dla fanów tęskniących za szczęśliwymi zakończeniami znanym z bajek. Czy gdyby George R.R. Martin poszedł tą drogą, jego książki i serial zrealizowany przez HBO osiągnąłby taki spektakularny sukces? Śmiem wątpić. Proza, jaką proponuje nam autor to powiew świeżości, a jeśli ulubiona postać milionów czytelników umiera już w III części całej serii, to wiedz, że autor albo jest geniuszem, albo szaleńcem. Historia literatury pokazała, że George R.R. Martin należy do tej pierwszej grupy ludzi. A Robb Stark stał się mimowolnie symbolem podejścia brytyjskiego pisarza do swojej twórczości, w której nie ma kompromisów ani postaci, które autor by oszczędzał — parafrazując klasyka, Robb Stark to nie żubr, aby trzymać go pod ochroną. Publika żąda krwi i krew dostaje, chwile płacze, ociera łzy i śledzi dalej perypetie rodziny Starków i Lannisterów na kartach kolejnych części “Pieśni lodu i ognia”. </p><p>Pamiętacie czas, gdy podczas pandemii zabroniono nam nie tylko chodzenia do lasów, ale również uczestniczenia w weselach? Rząd wydał rozporządzenie, że zgromadzenia możliwe są jedynie w grupie... pięciu osób. Na całe szczęście podobnych restrykcji brakuje w świecie Westeros, gdzie właśnie dwa wesela przynoszą czytelnikowi szeroką paletę uczuć i emocji. Szczególnie uczestniczenie na kartach książki w Krwawych Godach przyniosło mi mnóstwo ambiwalentnych odczuć — niby byłem przygotowany na to, co serwuje George R.R. Martin, wiedziałem również, z jaką lubością autor uśmierca najważniejszych, pierwszoplanowych bohaterów, a jednak sposób rozwiązania kwestii Robba Starka wywołał we mnie jakiś wewnętrzny sprzeciw i reakcję: serio, panie Martin? Wspomniany wcześniej bohater pojawia się w osobliwej sekwencji wydarzeń, gdzie kojarzona z nią głowa wilkora zostaje odcięta, a jeden z ulubionych bohaterów poprzednich dwóch tomów... po prostu znika. Miałem spore wątpliwości czy postać ta zasłużyła na śmierć na tak wczesnym etapie fabuły, zwłaszcza że jako jedyny wydawał się mieć szlachetne pobudki w dążeniu do sprawowania władzy na Żelaznym Tronie. Jeszcze podczas śledzenia III sezonu na HBO czułem, że to zbyt wcześnie, jednak w serialu wszystko działo się tak szybko, że z czasem kolejne uśmiercenia wydawały się niejako naturalną konsekwencją przyjętych przez producentów założeń. I tak wiem, serial wiernie oddaje pomysły George’a R.R. Martina, jeśli jednak gdziekolwiek była przestrzeń do naciągnięcia fabuły książki, to właśnie w przedstawieniu postaci Robba Starka. W książce “Nawałnica mieczy. Krew i złoto” w pewnym sensie rekompensują nam to opisy autora, niewątpliwie jednak owa scena przejdzie do historii zarówno literatury fantasy, jak i seriali tego gatunku.<br> </p><p>Wspomniałem o serialowej wierności literackiemu pierwowzorowi, niemniej producenci częściowo pozwolili sobie na niewielkie odstępstwa. W III tomie “Pieśni lodu i ognia” Robb Stark ma szesnaście lat – to odpowiedni dla swata Westeros czas, aby objął rządy, tymczasem w serialu HBO bohater ten był naturalnie sporo starszy. Z drugiej strony zabieg taki pozwolił syna zabitego króla przedstawić szerzej, nie tylko w kontekście jego zmagań na północy, ale również jako starszego brata dla swoich porwanych sióstr, czy przede wszystkim pragnienia zemsty na zabójcach swojego ojca. Jednocześnie taka postawa Robba Starka ciekawie wyróżnia się na tle innego pretendenta do Żelaznego Tronu, małoletniego Joffreya. Oto bowiem okazuje się, że “Nawałnica mieczy. Krew i złoto” przynosi śmierć również postaci mocno nielubianej, która jednak konsekwentnie zapracowała sobie na miano “czarnego charakteru” całego uniwersum. Nie jest to jednak antagonista kreowany na wzór, chociażby Saurona z Władcy Pierścieni, gdzie od początku wiemy doskonale, kto jest najpotężniejszym przeciwnikiem Drużyny Pierścienia. Prawda jest taka, że Joffrey niczym szczególne się nie wyróżniał, a mimo to był cholernie denerwujący! Pikanterii sprawie dodaje fakt, że dla miłośników dawnych zmagań o trony w Europie, to właśnie postać najmłodszego z Lannisterów wydaje się najbliższa realizmowi i prawdzie historycznej. Już od pierwszego sezonu serialu, a później również od pierwszej części cyklu o “Pieśni lodu i ognia” wiedziałem, że ten mały szczurek nie wygra zmagań o Żelazny Tron – kto chciałby kończyć wielotomową sagę fantasy z takim epilogiem? Wygląda na to, że tak jak kiedyś ikonami popkultury byli John Rambo czy Brudny Harry, tak dziś czytelnicy z podobnymi skrajnościami nie chcą się już utożsamiać, dobrze, więc jeśli dany bohater ma swoje wady i przywary, potrafi przy tym kochać i pozwala sobie na momenty słabości. Taką postacią był Robb Stark, a jej przeciwieństwem wspomniany wyżej Joffrey. George R.R. Martin nie sięga jednak po wyszukane metody tortur, aby pożegnać na karach III tomu młodego księcia, lecz stosuje sprawdzone metody: łyk wina na Purpurowym Weselu i Joffrey przestaje wkurzać czytelników w kolejnych częściach tej niezwykłej sagi! Czy to koniec rodu Lannisterów i ich przegrana w zmaganiach prowadzących do objęcia władzy w Westeros? Raczej początek, kto zna matkę Joffreya, Cersei, ten wie, że nie cofnie się ona przed niczym, aby zrealizować swoje pragnienia o władzy absolutnej! Żegnać tą recenzją Robba Starka, chciałbym jeszcze dodać, że był on lubiany, ale również w poprzednich dwóch tomach przechodził najtrudniejsze próby ze wszystkich pretendentów do zmagań o dominację we wszystkich Pięciu Królestwach. Zamordowano mu ojca, jego siostra poślubiła największego wroga, Arya straciła życie, a mury Winterfell zostały pokonane i zdobyte przez żelaznych ludzi, a nasz bohater został przymuszony okolicznościami do poślubienia najbrzydszej córki lorda Waldera. George R.R. Martin zdecydowanie nie oszczędzał tej postaci, toteż nie może dziwić, że większość fanów wspomina go z sentymentem, widząc w nim jednocześnie, jedynego godnego zasiadania na Żelaznym Tronie. Symboliczne, że wspomniany wyżej Joffrey ginie podstępnie za sprawa trucizny obecnej w kielichu wina podczas wesela, i podobny los dzieli z nim Robb Stark, tyle że zdradzony przez własnego wuja podczas krwawej jatki na weselu, określonym później jako Krwawe Gody. </p><p>Moment, kiedy pierwszy raz usłyszałem o Grze o Tron, był dla mnie symboliczny. To jak pamiętać, kiedy była Katastrofa Smoleńska. Jeśli zapytacie znajomych, w jakich okolicznościach dowiedzieli się o tym zdarzeniu, wiele osób będzie pamiętać doskonale, gdzie i kiedy ów wiadomość ich zastała. Dla fanów fantasy podobnie rzecz wygląda w kontekście “Gry o Tron”. Kilka lat temu mieszkałem z kolegą, który potrafił zrezygnować z piątkowego wyjścia na piwo, bo... akurat wyszedł kolejny sezon serialu. Początkowo traktowałem to jako fanaberię, jednak takich osób wokół mnie było coraz więcej. Wszystko zmieniło się jakiś czas później, gdy spotykałem się z dziewczyną, która miała na półce wszystkie książki “pieśni lodu i ognia”. Wyglądały one kompletnie zjawiskowo. Na moje pytanie, czy wszystkie te książki przeczytała, moja ówczesna sympatia odpowiedziała, że zrobi to po obejrzeniu wszystkich odcinków Gry o Tron. Podejście takie wydało mi się osobliwe, raczej nie przystające do konwenansów, gdzie książki czytanie sa przed ich ekranizacja, tak aby nie psuć sobie zabawy. A dziś recenzuje dla was tom III, “Nawałnica mieczy. Krew i złoto”, doskonale wiedząc, co przyniosą mi kolejne części. Szaleństwo? Nie to raczej magia pióra brytyjskiego pisarza. George R.R. Martin zaprezentował bowiem w swoich powieściach postawę do tej pory niespotykaną na taką skalę w literaturze fantasy: uśmiercanie pierwszoplanowych bohaterów było ryzykiem w równym stopniu szalonym, co... skutecznym. Gdybyśmy otrzymali opowieść z kilkoma bohaterami, to najpewniej ich losy zaczęłyby nam się dłużyć i nas nudzić przy czwartym, piątym tomie i kolejnych, a samo uniwersum przypominałoby trudnego w konsumpcji odgrzewanego kotleta, inspirowanymi tureckimi serialami. Niepewność, złość, irytacja, gniew czy nienawiść. Z drugiej strony: miłość, honor, wielka namiętność i przyjaźń ponad wszystko. Autor z powodzeniem balansuje między sprzecznymi uczuciami i emocjami swoich czytelników, którzy odkrywając zalety danej postaci podczas lektury “Pieśni lodu i ognia” wcale nie mogą mieć pewności, że na kolejnej stronie nie przyjdzie im się zegnać, jak w przypadku wspomnianych wyżej Robba Starka oraz Joffreya. </p><p>“Nawałnica mieczy. Krew i złoto” to bez wątpienia jeden z najważniejszych tomów całej serii, to również udana konsytuacja dwóch pierwszych tomów. Pierwszy z nich, czyli “Gra o Tron” rozpalała w czytelnikach ciekawość, choć widać było, że George R.R. Martin poszukuje pomysłów dla zrealizowania swoich koncepcji. Z kolei drugi tom, “Starcie królów” prezentował już wyższy poziom i stanowił zapowiedź wyjątkowej uczty literackiej. Na tym tle część trzecia, “Nawałnica mieczy. Krew i złoto” prezentuje się w moich oczach jeszcze ciekawiej, zupełnie, jak gdyby autor ciągle podnosił sobie poprzeczkę. Nie tylko za sprawą wspomnianych w mojej recenzji zwrotów akcji i nieszablonowych rozwiązań, ale również opisów przyrody Westeron czy cech osobowości poszczególnych postaci. Jeśli więc jesteście fanami fantasy, nie sposób polecić wam lepszej pozycji do czytania, aniżeli “Pieśń lodu i ognia”. Jeśli natomiast od fantasy do tej pory stroniliście to... warto spróbować. Spotkałem się z opiniami niektórych osób, że skoro “Gra o Tron” podoba się wszystkim, to im z pewnością do gustu nie przypadnie. Wiecie, taki wrodzony bunt i oportunizm, podkreślanie swojej indywidualności i wyjątkowości. Z doświadczenia wiem, że proza George’a R.R. Martina trafia do wszystkich i trudno komukolwiek przejść obok niej obojętnie, o ile macie tylko odwagę otworzyć książkę i przekonać się jakie cuda ukrył w niej brytyjski pisarz. Gdyby każdy wspomniany cud udokumentować, najpewniej George R.R. Martin zostałby jutro wyniesiony na ołtarze w trybie pilnym przez papieża Franciszka! </p>