Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Jachty
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Jako dziecko marzyłem o posiadaniu łodzi, widziałem je z daleka i wydawały mi się czymś nieosiągalnym, jak granica, za którą rozciąga się dorosłe życie. Wydawało mi się, że prawdziwy mężczyzna to ten, kto jest doświadczonym marynarzem. Byłem wtedy zbyt młody, nie znałem życia, bałem się szkoły, a także nieznanych, odległych miejsc. Nawet słowo „miłość” budziło we mnie lęk, choć jednocześnie przepełniała mnie pewność siebie, gotowość do zmierzenia się ze światem. Nie znałem języka żeglugi, a terminologia marynarska wydawała mi się tajemnicza i sprawiała, że czułem się niepewnie. Moi dziadkowie, którzy byli marynarzami, odeszli, więc nie było nikogo, kto mógłby mnie wprowadzić w te tajemnice.
Latem, kiedy mogłem chodzić po portowych magazynach, starałem się wychwytywać opowieści starych wilków morskich o ich przygodach i zmaganiach z żywiołami. Mówili o rzeczach, które dla mnie były niepojęte, a ich słowa brzmiały jak groźne echa. Wyobrażałem sobie wyspę koralową, zniszczoną przez kataklizm i zamieszkałą przez potępionych. „Bosak” to było kolejne słowo, które mnie przerażało, a w mojej wyobraźni jawił się jako chudy mężczyzna z zakrzywionym nosem, złośliwym wyrazem twarzy i łysiną pokrytą kilkoma włosami, który finalizował umowy w podejrzanych barach. Stoper łańcucha kotwicznego kojarzył mi się z zmanierowanym młodzieńcem, a grodź – z ponurym kanciarzem. Lewy hals był dla mnie kryjówką przy wybrzeżu, a na niebie dostrzegałem wanty i uskrzydlone bóstwa. „Wsporniki” wynosiły moje fantazje jeszcze wyżej, a kabestany to dla mnie były wielkopierśne kobiety o złej reputacji.
Po letnich wakacjach zacząłem podziwiać kolegę, który znał termin „kreska kursowa” – mylący dorosłych w ich zakazanych przedsięwzięciach. Dorosłem. Nauczyłem się rozpoznawać znaki zmiany wiatru na horyzoncie i straciłem naiwność dzieciństwa. Świat stojący przede mną otworzył swoje bramy, a żeglowanie przestało być dla mnie tak ważne.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Jako dziecko marzyłem o posiadaniu łodzi, widziałem je z daleka i wydawały mi się czymś nieosiągalnym, jak granica, za którą rozciąga się dorosłe życie. Wydawało mi się, że prawdziwy mężczyzna to ten, kto jest doświadczonym marynarzem. Byłem wtedy zbyt młody, nie znałem życia, bałem się szkoły, a także nieznanych, odległych miejsc. Nawet słowo „miłość” budziło we mnie lęk, choć jednocześnie przepełniała mnie pewność siebie, gotowość do zmierzenia się ze światem. Nie znałem języka żeglugi, a terminologia marynarska wydawała mi się tajemnicza i sprawiała, że czułem się niepewnie. Moi dziadkowie, którzy byli marynarzami, odeszli, więc nie było nikogo, kto mógłby mnie wprowadzić w te tajemnice.
Latem, kiedy mogłem chodzić po portowych magazynach, starałem się wychwytywać opowieści starych wilków morskich o ich przygodach i zmaganiach z żywiołami. Mówili o rzeczach, które dla mnie były niepojęte, a ich słowa brzmiały jak groźne echa. Wyobrażałem sobie wyspę koralową, zniszczoną przez kataklizm i zamieszkałą przez potępionych. „Bosak” to było kolejne słowo, które mnie przerażało, a w mojej wyobraźni jawił się jako chudy mężczyzna z zakrzywionym nosem, złośliwym wyrazem twarzy i łysiną pokrytą kilkoma włosami, który finalizował umowy w podejrzanych barach. Stoper łańcucha kotwicznego kojarzył mi się z zmanierowanym młodzieńcem, a grodź – z ponurym kanciarzem. Lewy hals był dla mnie kryjówką przy wybrzeżu, a na niebie dostrzegałem wanty i uskrzydlone bóstwa. „Wsporniki” wynosiły moje fantazje jeszcze wyżej, a kabestany to dla mnie były wielkopierśne kobiety o złej reputacji.
Po letnich wakacjach zacząłem podziwiać kolegę, który znał termin „kreska kursowa” – mylący dorosłych w ich zakazanych przedsięwzięciach. Dorosłem. Nauczyłem się rozpoznawać znaki zmiany wiatru na horyzoncie i straciłem naiwność dzieciństwa. Świat stojący przede mną otworzył swoje bramy, a żeglowanie przestało być dla mnie tak ważne.
