Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.






Nowa
Książka nowa.





Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.





Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.





Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Dotyk
DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Każdego miesiąca fryzjer odwiedzał szpitalne oddziały, spędzając w sumie trzy dni na swoich obowiązkach. Można powiedzieć, że jego wizyty nie wzbudzały wśród nas szczególnego zainteresowania ani oczekiwania. Pan golibroda, starszy mężczyzna, bardziej przypominał urzędnika niż fryzjera z prawdziwego zdarzenia. Zjawiał się po śniadaniu, w rogu korytarza lub świetlicy-jadalni organizował swój prowizoryczny warsztat. Na stoliku rozkładał przeróżne narzędzia: manualne i elektryczne maszynki do strzyżenia, brzytwy, nożyczki oraz kilka wysłużonych grzebieni. Na krześle przywiązywał długi pasek do ostrzenia brzytwy. Nigdy nie przynosił lustra. Strzyżenie odbywało się "na sucho" lub "pod garnek". Fryzjer zaczynał od najmłodszych pacjentów, a siostry zakonnik przynosiły zarośnięte dzieci, które niecierpliwie czekały, aż ich fryzury zostaną przywrócone do ładu, niczym w wojsku. Dzieci cieszyły się z siedzenia na krzesełku, z prześcieradłem jak szalik pod szyją, i z fascynacją obserwowały golibrodę, który sprawnie klekotał nożyczkami. Włosy opadały na podłogę, a dzieci wędrowały do łazienki, by z niedowierzaniem spojrzeć w lustro na swoje nowe fryzury.
Piszę te słowa jako niepraktykujący pedagog specjalny, który czerpie inspiracje niczym żebrak z miseczką wykutą z sygnetu Johannesa Gutenberga. Notuję, aby choć fragmenty trafiły na papier i ożyły poprzez słowo drukowane. Nie słychać szelestu starodruku w arkuszu, choć to właśnie tam jego korzenie - z szmaty i gałgana powstaje pulpa. W szumie lasu zaszyfrowane są skargi wiatru, które odbijają się w słojach drzew. Ścieżki i drogi, pełne piasku, znane są tylko między wierszami. Staram się, by moje zapiski znalazły swoje miejsce w książce, niczym zorganizowane myśli, które dojrzewają w druku. Los i życie toczą się jak kropka nad przecinkiem. Jestem synem tokarza, toczę i wkręcam się w różne tematy, nie w drewnie czy metalu, ale w myślach i słowach. Chociaż wyzdrowienie mi nie zagraża, piszę zdrowo, bo to mój nałóg. Retrospekcje i wspomnienia wymagają olśnień i poezji, a ja żongluję nimi jak żongler liter.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
49.01 zł
nowa

- nowa książka
Wysyłka w ciągu 48h + czas dostawy
12.62 zł
jak nowa

- niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania
- książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji
Wysyłka w ciągu 24h + czas dostawy
dobry
widoczne ślady używania
Każdego miesiąca fryzjer odwiedzał szpitalne oddziały, spędzając w sumie trzy dni na swoich obowiązkach. Można powiedzieć, że jego wizyty nie wzbudzały wśród nas szczególnego zainteresowania ani oczekiwania. Pan golibroda, starszy mężczyzna, bardziej przypominał urzędnika niż fryzjera z prawdziwego zdarzenia. Zjawiał się po śniadaniu, w rogu korytarza lub świetlicy-jadalni organizował swój prowizoryczny warsztat. Na stoliku rozkładał przeróżne narzędzia: manualne i elektryczne maszynki do strzyżenia, brzytwy, nożyczki oraz kilka wysłużonych grzebieni. Na krześle przywiązywał długi pasek do ostrzenia brzytwy. Nigdy nie przynosił lustra. Strzyżenie odbywało się "na sucho" lub "pod garnek". Fryzjer zaczynał od najmłodszych pacjentów, a siostry zakonnik przynosiły zarośnięte dzieci, które niecierpliwie czekały, aż ich fryzury zostaną przywrócone do ładu, niczym w wojsku. Dzieci cieszyły się z siedzenia na krzesełku, z prześcieradłem jak szalik pod szyją, i z fascynacją obserwowały golibrodę, który sprawnie klekotał nożyczkami. Włosy opadały na podłogę, a dzieci wędrowały do łazienki, by z niedowierzaniem spojrzeć w lustro na swoje nowe fryzury.
Piszę te słowa jako niepraktykujący pedagog specjalny, który czerpie inspiracje niczym żebrak z miseczką wykutą z sygnetu Johannesa Gutenberga. Notuję, aby choć fragmenty trafiły na papier i ożyły poprzez słowo drukowane. Nie słychać szelestu starodruku w arkuszu, choć to właśnie tam jego korzenie - z szmaty i gałgana powstaje pulpa. W szumie lasu zaszyfrowane są skargi wiatru, które odbijają się w słojach drzew. Ścieżki i drogi, pełne piasku, znane są tylko między wierszami. Staram się, by moje zapiski znalazły swoje miejsce w książce, niczym zorganizowane myśli, które dojrzewają w druku. Los i życie toczą się jak kropka nad przecinkiem. Jestem synem tokarza, toczę i wkręcam się w różne tematy, nie w drewnie czy metalu, ale w myślach i słowach. Chociaż wyzdrowienie mi nie zagraża, piszę zdrowo, bo to mój nałóg. Retrospekcje i wspomnienia wymagają olśnień i poezji, a ja żongluję nimi jak żongler liter.