W szóstej książce z serii „Ravenels", „W pogoni za Cassandrą", magnat kolejowy Tom Severin w końcu dostaje swój moment na bycie bohaterem. Miałam nadzieję na książkę o Tomie, odkąd został przedstawiony w pierwszej książce z serii „Ravenels". Uwielbiam historie o smutnych, poważnych ludziach, którzy zostają wyrwani z równowagi przez miłość! Niestety, choć podobała mi się ta książka, to również mnie bolało, że Lisa Kleypas napisała ją nieco zbyt schematycznie. Czułam, że ta książka mogła być o wiele lepsza.
Historia otwiera się ślubem Pandory i Gabriela, którzy byli główną parą w jednej z poprzednich książek z tej serii. To właśnie na tym ślubie poznają się Tom i Cassandra. Tom jest w zasadzie od razu zauroczony Cassandrą, ale jednocześnie boi się tego, jak intensywnie ona wywołuje w nim uczucia. Cassandra jest zauroczona Tomem, ale chce wyjść za mąż z miłości, a Tom twierdzi, że nie jest do tego zdolny. Większość książki opisuje ich dość zabawne próby dotarcia do siebie na przestrzeni wielu miesięcy. Jest mnóstwo przypadkowych spotkań, wtrącanie krewnych i postronnych ludzi, zabawne wypadki i interakcje, no i oczywiście Ogromny Skandal. Wszystko to jest przeważnie dość lekkie i zabawne.
Jak w prawie wszystkich książkach Lisy Kleypas, dialogi między bohaterami napisane są w sposób niesamowity – są one dowcipne, ostre, odkrywcze i świetnie oddają charaktery bohaterów.
Bardzo podobało mi się też to, że w tej książce powraca gros bohaterów, których poznaliśmy w innych historiach Kleypas. Pojawia się Dr Gibson, są też West i Devon Ravenel. Ich obecność nie jest kluczowa – można spokojnie śledzić fabułę bez czytania innych książek „Ravenels", ale nie sądzę, że jest to tak samo przyjemne, kiedy się nie ma świadomości, co to za postacie. Połowa zabawy z tej książki dla mnie było śledzenie tak wielu bohaterów z poprzednich książek, jak potoczyło się ich życie dalej i jak osiągnęli swoje szczęśliwe zakończenia
Szczególnie w tej książce przypadła mi do gustu postać Toma. Był satysfakcjonująco złożonym i dynamicznym bohaterem. Jest inteligentny, czarujący, nieco zimny w swoich uczuciach i bezwzględny. Z jednej strony łaknie nieco uwagi od innych ludzi, a z drugiej strony zmaga się z wieloma problemami dotyczącymi relacji międzyludzkich, co było dla mnie dziwnie urocze i sprawiało, że moje serce wypełniało się sympatią do niego. Na początku książki jest w zasadzie smutnym człowiekiem, który osiągnął swoje marzenia i teraz się nudzi.
Nie oznacza to, że jest osobą złą, czy wredną – nawet na początku książki ma fundamentalne poczucie sprawiedliwości i wydaje się, że chce dobrze traktować wszystkich ludzi – nawet jeśli nie z empatii, to z ogólnych zasad. Żyje jednak przez większość swojego życia w swojej głowie i twierdzi, że stłumił wszystkie emocje, które nie są dla niego "użyteczne". Początkowo podchodzi do Cassandry jak do inwestycji lub nabytku, który będzie odpowiednio cenił i dbał o niego, ale nie takiego, który będzie kochał.
Zakochanie w Cassandrze zmusza go do skonfrontowania wielu prawd o sobie, takich jak to, że nie jest tak bezwzględny, jak mu się wydaje, i że pragnie miłości i akceptacji. W zasadzie najważniejszym przesłaniem tej książki, jest ukazanie, że miłość jest w stanie całkowicie zdemaskować człowieka i ukazać mu prawdę o sobie. To bardzo piękna lekcja.
Nie zapamiętałam zbytnio Cassandry z poprzednich książek. Może to być spowodowane tym, że ona nie ma prawie żadnej osobowości. Albo przynajmniej, jej osobowość nie jest zbyt... przekonująca? Nie była ona kompletnie zła, nie wywoływała u mnie rozdrażnienia, ale jest też moją najmniej ulubioną bohaterką z całej tej serii.
Jedyne, co szczególnie zainteresowało mnie w Cassandrze, to jej zamiłowanie do powieści – coś, z czym mogłam się z nią utożsamić. Jest też przezabawny powracający żart, w którym Tom przegapia sens każdej powieści, którą czyta, ponieważ jest zdecydowanie zbyt dosłowny i nie jest w stanie odczytać metaforycznych znaczeń.
Ponieważ Cassandra była trochę nudna, czasami zastanawiałam, dlaczego Tom był tak obsesyjnie nią zainteresowany. Nie działał na mnie fakt, że tak wiele razy podkreślane jest, jak niewiarygodnie piękna jest Cassandra. To trochę powodowało u mnie niesmak, ponieważ wynikało z tego, że ta bohaterka nie ma nic do zaoferowania oprócz swojej urody.
Kiedy już się pobrali, cały czas myślałam, że będą mieli jakiś wielki konflikt (albo przynajmniej jakąś uzasadnioną przeszkodę). W końcu mają zdecydowanie różne systemy wartości. O ile Tomowi zależy na sprawiedliwości i uczciwości, to nie jest on z natury szczodry i jest z gruntu pragmatyczny. Z drugiej strony, Cassandra trochę buja w obłokach, ale pełna jest miłości do świata i opiekuńczości. W pewnym momencie Cassandra wyraża, że ważne jest dla niej, aby Tom spędzał czas z ich ewentualnymi dziećmi, a Tom mówi, że tak naprawdę nie lubi dzieci i nie jest zainteresowany spędzaniem czasu z żadnym. Cassandra w końcu mówi coś w stylu: „będzie inaczej, kiedy to będą twoje dzieci!". Ale kiedy tylko wydaje się, że między świeżo poślubionymi Cassandrą i Tomem dojdzie do prawdziwego, wybuchowego konfliktu, Tom po prostu... kapituluje. Wydawało się to niezbyt zgodne z naturą tego bohatera, który wcześniej kreowany był na zimnego i stanowczego.
Oprócz tych kilku niezbyt przyjemnych rzeczy, „W pogoni za Cassandrą" było całkiem godną kontynuacją jednego z najlepszych cykli historycznych romansów, jakie kiedykolwiek czytałam. Były momenty, kiedy miałam ochotę zgrzytać zębami, ale były też chwile, kiedy chłonęłam piękno wprost z kart powieści. Ogólnie, była to całkiem dobra książka, która gdyby była nieco bardziej dopracowana, to mogłaby być wybitnym dziełem. Lisa Kleypas potrafiła stworzyć lepsze historie, ale nie poczułam się tą książką, jakkolwiek zawiedziona.