Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Najważniejszy rejs
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Potężne fale sprawiały, że parowiec Stella Maris, osadzony na mieliźnie, przechylał się groźnie. Choć wiatr był ciepły, jego siła niemalże przewracała marynarzy, którzy z pośpiechem wybiegali na pokład. Wkrótce woda zaczęła wdzierać się przez otwarte luki, rozległ się dramatyczny dźwięk łamanego kadłuba. Zalewający kocioł stwarzał ryzyko natychmiastowego wybuchu. Część załogi skakała do wzburzonej wody, inni starali się spuścić szalupę, ale przy tak wysokich falach i wichurze było to właściwie niemożliwe. Piaszczysty brzeg nie był daleko, na horyzoncie połyskiwały światła małej latarni morskiej Cidreira na brazylijskim wybrzeżu.
Większość załogi, z wyjątkiem kapitana, znalazła się już w wodzie, gdy nagle rozległ się gwałtowny huk, oznajmiający pęknięcie kotła. Fragmenty statku uniosły się, jakby chciały powiedzieć ostatnie pożegnanie z nadmorską rzeczywistością. Z fal zaczęły wypływać różne elementy wyposażenia oraz wiele drewnianych podkładów kolejowych – ostatni ładunek ponad trzydziestoletniego parowca, który miał odbyć podróż z brazylijskiej Itajahy do Montevideo w Urugwaju pod banderą Panamy. Dla niektórych załogantów te podkłady stały się wybawieniem, umożliwiając im przetrwanie sztormu i dotarcie do brzegu. Niestety, dla innych były źródłem obrażeń, miażdżąc im ręce lub głowy podczas zderzeń w ciemnościach. W końcu, w świetle jutrzenki, spod kilku warstw farby i rdzy, tuż nad spokojną taflą wody, ukazał się napis: Chorzów.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Potężne fale sprawiały, że parowiec Stella Maris, osadzony na mieliźnie, przechylał się groźnie. Choć wiatr był ciepły, jego siła niemalże przewracała marynarzy, którzy z pośpiechem wybiegali na pokład. Wkrótce woda zaczęła wdzierać się przez otwarte luki, rozległ się dramatyczny dźwięk łamanego kadłuba. Zalewający kocioł stwarzał ryzyko natychmiastowego wybuchu. Część załogi skakała do wzburzonej wody, inni starali się spuścić szalupę, ale przy tak wysokich falach i wichurze było to właściwie niemożliwe. Piaszczysty brzeg nie był daleko, na horyzoncie połyskiwały światła małej latarni morskiej Cidreira na brazylijskim wybrzeżu.
Większość załogi, z wyjątkiem kapitana, znalazła się już w wodzie, gdy nagle rozległ się gwałtowny huk, oznajmiający pęknięcie kotła. Fragmenty statku uniosły się, jakby chciały powiedzieć ostatnie pożegnanie z nadmorską rzeczywistością. Z fal zaczęły wypływać różne elementy wyposażenia oraz wiele drewnianych podkładów kolejowych – ostatni ładunek ponad trzydziestoletniego parowca, który miał odbyć podróż z brazylijskiej Itajahy do Montevideo w Urugwaju pod banderą Panamy. Dla niektórych załogantów te podkłady stały się wybawieniem, umożliwiając im przetrwanie sztormu i dotarcie do brzegu. Niestety, dla innych były źródłem obrażeń, miażdżąc im ręce lub głowy podczas zderzeń w ciemnościach. W końcu, w świetle jutrzenki, spod kilku warstw farby i rdzy, tuż nad spokojną taflą wody, ukazał się napis: Chorzów.
