Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Najstarsi tego nie pamiętają ludzie
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
W tamtych dniach wszyscy byliśmy świadomi klęski i chaotycznego odwrotu wojsk, a pomimo plakatów i odezw, było jasne, że nie zdołamy obronić Wilna. Pamiętam moment, gdy zasłona kurzu niespodziewanie się rozchyliła, ukazując rozbity samolot leżący w polu zboża tuż przy drodze. Skrzydło aeroplanu wychylało się bezradnie z żytnich kłosów. Ten widok, choć przysłonięty kurzem, na trwałe utkwił mi w pamięci. To było jak symbol przegranej wojny, który towarzyszył nam w drodze na front, w stanie skrajnego wyczerpania i apatii. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Wilno przekazano bolszewikom, a nasze wojska cofały się dalej na południe. Wkrótce po pierwszej potyczce zapomniałem o tamtym złamanym skrzydle samolotu.
Gdy mówimy lub piszemy o sprawach związanych z Wilnem czy relacjach polsko-litewskich, często przeżywamy te kwestie zbyt emocjonalnie, by zdobyć się na chłodną ocenę. To prawda, odczuwamy te sprawy bardzo osobiście, ale równocześnie mamy moralne prawo wypowiadać się na ich temat. Niekiedy jednak uczucie goryczy przesłania nam zdroworozsądkową ocenę sytuacji, piszemy wtedy bardziej sercem niż rozumem. Trudno byłoby stwierdzić, że współczesna Litwa kowieńska całkowicie odcięła się od historycznych więzi, poza odmienionym godłem narodowym. Widzieliśmy gesty, które zbliżały ją do dawnych tradycji, dostrzegaliśmy to w wielu miejscach. Wydawało się, że lada moment znajdziemy coraz więcej wspólnych punktów porozumienia. Jednak zawsze, w najmniej oczekiwanym momencie, z Kowna docierały wiadomości, które studziły wszelki zapał.
Ah, ukochana, stara Ryga! W jej krętych i ciasnych uliczkach przylegających do brzegów, w witrynach pełnych towarów, wśród starodawnych sreber i książek można jeszcze poczuć pamięć beztroskiego handlu. Zdarzają się wieczory, gdy w oknach po przeciwnych stronach wąskich uliczek zapalają się lampy pod abażurami, a echo konnych dorożek odbija się od kamieni. Bramy są zamknięte, ceglaste latarnie na mostach już się palą, odbijając się pięknie na wzburzonych falach Dźwiny, które napierają na morze. Barki kołyszą się przy molo, holowniki, śmiesznie niezgrabne, krążą wokół wielkich statków, jak wodne jamniki z czerwonym światełkiem, głęboko zanurzone w wodzie.
Józef Mackiewicz
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
W tamtych dniach wszyscy byliśmy świadomi klęski i chaotycznego odwrotu wojsk, a pomimo plakatów i odezw, było jasne, że nie zdołamy obronić Wilna. Pamiętam moment, gdy zasłona kurzu niespodziewanie się rozchyliła, ukazując rozbity samolot leżący w polu zboża tuż przy drodze. Skrzydło aeroplanu wychylało się bezradnie z żytnich kłosów. Ten widok, choć przysłonięty kurzem, na trwałe utkwił mi w pamięci. To było jak symbol przegranej wojny, który towarzyszył nam w drodze na front, w stanie skrajnego wyczerpania i apatii. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Wilno przekazano bolszewikom, a nasze wojska cofały się dalej na południe. Wkrótce po pierwszej potyczce zapomniałem o tamtym złamanym skrzydle samolotu.
Gdy mówimy lub piszemy o sprawach związanych z Wilnem czy relacjach polsko-litewskich, często przeżywamy te kwestie zbyt emocjonalnie, by zdobyć się na chłodną ocenę. To prawda, odczuwamy te sprawy bardzo osobiście, ale równocześnie mamy moralne prawo wypowiadać się na ich temat. Niekiedy jednak uczucie goryczy przesłania nam zdroworozsądkową ocenę sytuacji, piszemy wtedy bardziej sercem niż rozumem. Trudno byłoby stwierdzić, że współczesna Litwa kowieńska całkowicie odcięła się od historycznych więzi, poza odmienionym godłem narodowym. Widzieliśmy gesty, które zbliżały ją do dawnych tradycji, dostrzegaliśmy to w wielu miejscach. Wydawało się, że lada moment znajdziemy coraz więcej wspólnych punktów porozumienia. Jednak zawsze, w najmniej oczekiwanym momencie, z Kowna docierały wiadomości, które studziły wszelki zapał.
Ah, ukochana, stara Ryga! W jej krętych i ciasnych uliczkach przylegających do brzegów, w witrynach pełnych towarów, wśród starodawnych sreber i książek można jeszcze poczuć pamięć beztroskiego handlu. Zdarzają się wieczory, gdy w oknach po przeciwnych stronach wąskich uliczek zapalają się lampy pod abażurami, a echo konnych dorożek odbija się od kamieni. Bramy są zamknięte, ceglaste latarnie na mostach już się palą, odbijając się pięknie na wzburzonych falach Dźwiny, które napierają na morze. Barki kołyszą się przy molo, holowniki, śmiesznie niezgrabne, krążą wokół wielkich statków, jak wodne jamniki z czerwonym światełkiem, głęboko zanurzone w wodzie.
Józef Mackiewicz
