Dodana przez
Iza
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Jestem harcerką od ponad dekady, a tradycje naszego hufca związane są https://******.**. z upamiętnieniem harcerzy, którzy w przeszłości dali świadectwo wartości bliskim harcerzom - książkę “I boje się snów” podarował mi mój drużynowy z okazji urodzin, początkowo się ucieszyłam, ładny tytuł wskazywał na literaturę bardzo piękną, było to jednak jedynie złudzenie, a treść ukrytą w książce pozostała w mojej pamięci na długo, do dziś patrząc na półkę i widząc recenzowany tytuł mam w sobie uczucie wielkiej melancholii – dlaczego? Już spieszę z uzasadnieniem! </p><p>Zdumiewające, szokujące i traumatyczne w swoim przekazie wspomnienia polskiej harcerki, która została skazana na śmierć w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, gdzie została podobnie jak inne więźniarki „królikiem doświadczalnym” nazistowskich pseudolekarzy, a także... przedmiotem lesbijskiej fascynacji pozostałych współwięźniarek. Książka “I boję się snów” stanowi zapis przeżyć dziewczyny, która nie bała się śmierci, stanęła bowiem w obliczy sytuacji, gdy nie mając nic do stracenia, każdy kolejny dzień życia wydawał się trwać w nieskończoność. To również świadectwo kobiety, która walcząc o siebie, pomagając przy tym innym. </p><p> Na początku kilka słów o bohaterce książki “I boję się snów” - Wanda Półtawska urodziła się w 1921 roku w Lublinie, w stolicy województwa lubelskiego nadal prowadzi szeroko pojętą działalność naukowo-badawczą i społeczną. W swoim życiu, mimo bardzo trudnych doświadczeń z przeszłości osiągnęła niewątpliwie spory sukces, zostając między innymi doktorem nauk medycznych – w tym specjalistą w zakresie psychiatrii przeszłości wykładała medycynę na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, w kolejnych latach była również prelegentem przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Zapis korespondencji Wandy Półtawskiej z papieżem Janem Pawłem II (którego zresztą była bliską przyjaciółką), stanowił jeden z dowodów w procesie beatyfikacyjnym Ojca Świętego. Jako aktywna działaczka Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka służy niezmiennie obronie życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Wielokrotnie odznaczana i uhonorowywana w różnych dziedzinach nauki jest również autorką kilku publikacji medycznych oraz wielu książek, które przyniosły jej sławę i zostały przetłumaczonych na języki obce. Do innych aktywność autorki zaliczyć można chociażby prace badawcze skoncentrowane wokół ludzi, którzy jako dzieci trafili do obozów koncentracyjnych, była również członkiem Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Sporo tych zasług, prawda? A jednak czytając książkę “I boję się snów” łatwo uległam wrażeniu, że wcale nie musieliśmy usłyszeć o jej wielkich dokonaniach – w minionym roku skoczyła sto lat, a jej życie w pewnym sensie jednocześnie zaczęło się i skończyło w obozie Ravensbrück, gdzie Połtawska przeżyła doświadczenia, które naznaczyły ją i ukształtowany na resztę jej życia. </p><p> Recenzowana książka “I boje się snów” stanowi w istocie rozliczenie się Wandy Półtawskiej z jej własną przeszłością - młodość kobiety przypadła na trudne czasy II Wojny Światowej, a sama autorka na łamach książki wspomina, że jej treść oddaje koszmar opisywanych wydarzeń wiernie i ze szczegółami, bowiem zapiski w pobytu w Ravensbrück, powstały krótko po jej powrocie z obozu, gdzie w formie pamiętnika opisała czego doświadczyła ze strony współwięźniarek obraz nazistowskich oprawców. Zapiski te jednak długo pozostawały w szufladzie, Połtawska wspomina, że nie była gotowa je wydać, były to bowiem doświadczenia zbyt świeże, wciąż szalenie bolesne dla niej samej, ona sama starała się te wspomnienia wypierać i żyć dalej, wymagało to czasu, aby ponownie się z nimi zmierzyć – 16 lat autorka dojrzewała do wydania swoich wspomnień w formie książki. </p><p>Czy książka “I boję się snów” jest klimatem zbliżona choćby do Medalionów Zofii Nałkowskiej? Niewątpliwie tak, Wanda Połtawska opisuje bowiem swoja obecność na Zamku w Lublinie - nie była tam jednak królewną z bajki, przeciwnie - torturowana przez Gestapo ledwo uszła z zżyciem, mając przy tym odrobinę szczęścia, które w warunkach II Wojny Światowej często decydowało o życiu lub śmierci. Już jako kilkunastoletnia dziewczyna i polska harcerka, otrzymała wyrok skazujący. Sklasyfikowano ją jako więźnia politycznego, dalej trafiła do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, a pobyt w tym miejscu stanowi najważniejszą część opisanych w książce traumatycznych doświadczeń. W ciasnej celi zostaje osadzona z Krystyną – przyjaciółką, z którą była wcześniej osadzona w jednej celi „Pod Zegarem” więzienia w Lublinie. Według jej relacji, podejmowała szereg działań, aby chronić swoją młodszą, bardziej delikatną w sposobie bycia koleżankę - niefortunnym zrządzeniem losu i decyzją komendanta obozu obydwie dziewczyny, razem z innymi uwiezionymi w obozie kobietami, zostają - jak to określiła autorka na łamach książki - „królami „, żywym organizmem, na którym nazistowscy pseudolekarze dokonują wstrząsających eksperymentów medycznych. Zabiegi podejmowane przez nazistów są bardzo bolesne i często brutalne, nikt tam nie dbał o sterylność przyrządów, nikt też nie zawracał sobie głowy higieną - zabiegi zazwyczaj wykonywano byle jak i byle gdzie, a każda kolejna śmierć była jedyne statystyką nie wartą nawet zgłoszenia zgonu – puste miejsca zajmowane były przez kolejne więźniarki. Nazistowski obóz krył w sobie również szereg innych zagrożeń - dziewczyny musiały się bronić się również przed innymi więźniarkami, tj. lesbijkami zwanymi ”elel”. Jak wskazuje autorka, nie zawsze udawało się uniknąć aktów, a seksualne orgie kobiet znajdujących się na granicy szaleństwa i obłędu były częstym zagrożeniem, przed którym nie było w zasadzie, gdzie się ukryć. </p><p>Wanda Półtawska wykazuje się w tych okolicznościach niezwykłą wola życia - jak sama wskazuje, nie bała się śmierci. Za wszelką cenę czuła, że musi żyć. Dla swojej przyjaciółki, dla samej siebie. Dlatego też otwarcie i często ryzykując życiem, sprzeciwiała się swoim oprawcom w przeróżny sposób. Często również niosła pomoc innym więźniarkom, nierzadko znajdującym się w fatalnym stanie, krótko po eksperymentach jakim poddawali je naziści. Swoją odważną postawą, z najgorszego typu więźnia – tzw. Zuganga, staje się postacią na wskroś w oczach innych więźniów legendarną dla hitlerowskiego kacetu, z ów legendą Połtawskiej władze obozowe nie mogą sobie przez długi czas dać rady, jednocześnie nie chciały jej zabijać, aby nie czynić z niej męczenniczki. Był jednak moment w książce, kiedy Półtawska jest niemal pewna, że śmierć wreszcie ją „dopada”, a wówczas następuje szokujący zwrot akcji, ponieważ autorka...postanawia, że skończy medycynę, o której skądinąd marzyła całe swoje życie. A kiedy udaje jej się przeżyć Ravensbrück, niedługo później trafia jednak do innego miejsca kaźni - powiedzenie mojej babci “z deszczu pod rynnę” nabiera to zupełnie nowego znaczenia, trudno oprzeć się wrażeniu, że czytając książkę “I boję się snów” mamy do czynienia z gotowym scenariuszem na dobry hollywoodzki film ? </p><p>Co ciekawe, w Neustadt- Glewe gdzie trafia po pobycie w Ravensbruck nie potrafi lub tez nie chce skutecznie walczyć o jedzenie. Dlaczego? Nie chce zdradzać tu wszystkiego, książka ma niewiele ponad dwieście stron, jest jednak niezwykle treściwa i niektóre z tajemnic warto pozostawić wam do odkrycia. Wracając jednak do książki – z nowego więzienia udaje jej się wydostać i znów w dużej mierze zawdzięcza to szczęściu. Wraz z końcem wojny Półtawska podejmuje próbę dotarcia do domu, gdzie ma nadziej, że odnajdzie swoich bliskich, jak sama pisze, nie mając w ogóle pewności czy wciąż żyją. Niestety czyha na nią nowe zagrożenie – żołnierze Armii Czerwonej, która wkroczyła do Polski 17 września 1939 roku, realizując przy tym słynny pakt Ribbentrop - Mołotow. Czerwonoarmiści to plaga ówczesnych czasów, wcale nie byli lepsi od nazistów, często wśród wspomnień ludzi którzy przeżyli II Wojnę Światową wskazuje się nawet, ze byli dużo gorsi – mam w tym zakresie osobiste doświadczenia, bowiem babcia mi opowiadała, ze o ile naziści byli zorganizowanym aparatem terroru, to jednak w pewien sposób byli przewidywalni, a nawet niekiedy gotowi do pewnych ustępstw, babcia opowiadała, jak przyszli do niej po krowę, a ta błagając ich na kolanach zdołała ów zwierzę uratować, co było warunkiem przetrwania dla jej dzieci, w tym również mojej babci. Kilka dni później przybyli jednak Sowieci, krowę zabili, mięso zabrali, a na koniec strzelali w powietrze wiwatując. Mam świadomość, ze to ledwo wspomnienie, niewielki fragment czasów II Wojny Światowej, ale obraz tez wciąż mam przed oczami kiedy czytać podobne historie jak te Wandy Półtawskiej, która jak sama pisze na łamach książki “I boję się snów” - ze strony żołnierzy armii czerwonej spotkała się wielokrotnie z oświadczynami, a odmawiając, narażała się na napastliwość i przemoc seksualna ze strony pijanych sowietów - jak że gorzko brzmią te słowa, mając na uwadze doniesienia medialne w przedmiocie wydarzeń, jakie miały miejsce w Buczy czy Irpieniu w trakcie trwającej agresji Rosji na Ukrainę. <br> <br>Nie jest to moje pierwsze zderzenie z literatura faktu, przedstawiającą losy zwykłych ludzi w obliczu II Wojny Światowej - czytałam wcześniej “Gułag” Anne Applebaum, miałam wiec świadomość do czego zdolni są ludzie, kiedy pozwoli im się być potworami. Pamiętam, że autorka opisała pewna szczególną formę tortur – skazanego wyprowadzano poza obóz, gdzie przywiązywanego go do drzewa – i tyle. Niby nic szczególnego, a jednak mając na uwadze fakt, że czyniono to zwykle na wiosnę, kiedy w powietrzu gdzieś na Syberii obecnych było miliony komarów, taka powolna śmierć poprzez kolejne ukłucia i wykrwawienie musiała być niezwykle bolesna i wywoływać mnóstwo cierpienia, również przez brak nadziei w głowie skazanego. Podobnie sprawa wygląda w przypadku książki “I boje się snów”, gdzie autorka wskazuje, że były momenty, gdy przez kolejne tygodnie jadła tylko.... pojedyncze borówki ukradzione gdzieś z lasu nieopodal, piła wodę i była przy tym bardzo słaba, a strażnicy złośliwie kazali wtedy podskakiwać więźniarkom, co tylko wywoływało w nich poczucie większego osłabienia, nierzadko przyczyniając się do śmierci. <br> <br>Czy tak smutna w swoim przekazie książka może mieć pozytywne, wręcz humorystyczne akcenty? Tak, i to zasługa głownie samej Wandy Połtawskiej, która do dziś znana jest ze swojego dystansu i poczucia humoru, nie tracąc go nawet w obliczu najstraszniejszych wydarzeń. I tak oto autorka pisze na stronie 128, że w pewnym momencie radio londyńskie dokładnie podało listę poddanych zabiegom kobiet w osobie Ravensbrück - władze obozu szybko doszły do wniosku, że więźniarki mają własna radiostacje, co było oczywiście absurdem – wywołało to fale apeli, niezapowiedzianych kontroli, poszukiwania źródła przecieku. Szczególnie wzruszającym momentem dla mnie był opis autorskim, gdzie wskazywała ona na fakt, że w tamtym czasie ich biblioteczka liczyła już.... 30 wolumenów i ponad wszystko ona sama i inne współwięźniarki chciały zachować książki, wymagało to jednak wielkiej pomysłowości w oszukiwaniu systemu i esesmanów. Co wiec zrobiły Wanda Połtawska i spółka? Jak sama pisze, rozwiązanie było tak proste, że aż śmieszne - poprzypinały książki do spodu szaf i stołów, jedne i drugie były często przesuwane, a jednak nikomu nie przyszło do głowy, aby spojrzeć na nie od spodu, co było tym bardziej zrozumiałe, że w obozie szafy miały krótkie nogi, a stół nie miał szuflad, pozornie wiec nie nadawały się do ukrycia czegokolwiek – 30 książek w różne strony było codziennie po kilka razy przesuwane i nikt się nie zorientował! ? <br> <br>Książkę “I boje się snów” czyta się zaskakująco lekko... jak mniemam, wynika to z faktu, ze autorka pisze dokładnie jak było, nie sili się na ozdobniki, nie podkręca też trudnych momentów, miałam wrażenie, ze to reportaż w najlepszym wydaniu, tyle, ze pisany w pierwszej osobie – na plus poczytuje sobie styl Wandy Połtawskiej, momenty gdy opisuje zaloty jakie czynił wobec niej Grisza, żołnierz armii czerwonej, który nie rozumiał, ze ona kocha innego, ten oczywiście oburzony był tym faktem, ale finalnie odpuścił, ten pokazują, że wojna nie jest czarno - biała, to ludzie decydują o jej kolorach, i czasem nawet drobne gesty są w stanie wlać w serce człowieka nadzieje, a ta daje sile aby przeżyć kolejny dzień. <br> <br>Książka warta jest polecenia – obok wciągającej treści, widoczne są również ilustracje i ryciny, choć tu wydawca mógł się bardziej postarać, nie są one bowiem najlepszej jakości, nie zmienia to jednak faktu, że sama książka mną wstrząsnęła, ale też obudziła we mnie ogromny szacunek dla bohaterki tej historii – jak to się stało, że nigdy wcześniej nie słyszałam o Wandzie Półtawskiej? Ilu z was słyszało? Macie szansę nadrobić zaległości, to kobieta, która w trudnych czasach II Wojny Światowej miała większe jaja aniżeli nie jeden wojak z karabinem! </p>