Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Cud nad Bałtykiem
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Tuż przed świtem 6 września 1760 roku, od tygodnia szalejąca nad Bałtykiem burza ustąpiła, pozostawiając po sobie ciszę i względny spokój w okolicach Kołobrzegu. Wydawało się, że natura sama interweniuje w konflikcie, zmuszając oba obozy do zmiany planów. Kiedy na nowo zaświeciło słońce, wybrzeże pokryło się setkami skrzeczących mew, które zwabione zostały wrakami i rozsypanymi beczkami z wołowiną, plamiącymi piasek brudnoszarym odcieniem. Ciała poległych marynarzy nie były widoczne, gdyż zostały uprzednio usunięte przez rosyjski oddział desantowy.
Tego samego dnia rano, bombardowanie twierdzy Kołobrzeg zostało wznowione przez połączoną flotę rosyjsko-szwedzką z jeszcze większą determinacją. Dowództwo nad ogniem sprawował ober-czechmeister Demidow, który faktycznie przejął kontrolę nad operacją oblężniczą, pozostawiając admirałowi Miszukowowi jedynie formalne, ceremonialne funkcje. Admirał Miszukow, wiekowy morski wilk, czuł się wyjątkowo źle po tygodniu burz; jego zdrowie wyraźnie podupadło.
Tamtego ranka, załoga flagowego okrętu Swiatoj Dmitrij Rostowskij stanęła wobec przygnębiającego widoku. Gdy morze się uspokoiło i dzień świtał, dwaj adiutanci otworzyli nogą drzwi kajuty kapitańskiej i pomogli Zacharowi Daniłowiczowi wyjść, aby przyjrzeć się skutkom burzy na wybrzeżu. Noc była dla admirała bezsenna, a katar i krwawiące rany uniemożliwiały mu nawet włożenie kamizelki, co nie pozwalało mu pokazać się z godnością przed załogą.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Tuż przed świtem 6 września 1760 roku, od tygodnia szalejąca nad Bałtykiem burza ustąpiła, pozostawiając po sobie ciszę i względny spokój w okolicach Kołobrzegu. Wydawało się, że natura sama interweniuje w konflikcie, zmuszając oba obozy do zmiany planów. Kiedy na nowo zaświeciło słońce, wybrzeże pokryło się setkami skrzeczących mew, które zwabione zostały wrakami i rozsypanymi beczkami z wołowiną, plamiącymi piasek brudnoszarym odcieniem. Ciała poległych marynarzy nie były widoczne, gdyż zostały uprzednio usunięte przez rosyjski oddział desantowy.
Tego samego dnia rano, bombardowanie twierdzy Kołobrzeg zostało wznowione przez połączoną flotę rosyjsko-szwedzką z jeszcze większą determinacją. Dowództwo nad ogniem sprawował ober-czechmeister Demidow, który faktycznie przejął kontrolę nad operacją oblężniczą, pozostawiając admirałowi Miszukowowi jedynie formalne, ceremonialne funkcje. Admirał Miszukow, wiekowy morski wilk, czuł się wyjątkowo źle po tygodniu burz; jego zdrowie wyraźnie podupadło.
Tamtego ranka, załoga flagowego okrętu Swiatoj Dmitrij Rostowskij stanęła wobec przygnębiającego widoku. Gdy morze się uspokoiło i dzień świtał, dwaj adiutanci otworzyli nogą drzwi kajuty kapitańskiej i pomogli Zacharowi Daniłowiczowi wyjść, aby przyjrzeć się skutkom burzy na wybrzeżu. Noc była dla admirała bezsenna, a katar i krwawiące rany uniemożliwiały mu nawet włożenie kamizelki, co nie pozwalało mu pokazać się z godnością przed załogą.
