Dodana przez
Natalia
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Jesień to czas w roku, którego nigdy specjalnie nie lubiłam: trzeba schować sukienki, wyciągnąć płaszcze i kapelusze, marznąć na przystankach w oczekiwaniu na autobus, wracać do domu gdy zrobi się już ciemno... może powinnam urodzić się na innej szerokości geograficznej, gdzie lato trwa cały rok? Nie mam na to jednak wpływu, zatem już od kilku ładnych lat to właśnie jesienią nadrabiam moje zaległości literackie, książki, które okładałam na “lepszy czas” latem, jesienią mają swój czas w asyście kubka z ciepłą herbatą i grubego swetra w którym wyglądam podobno jak bym miała jakieś sto lat więcej! Wśród ksiązek, które poszły na pierwszy ogień w związku z jesienna aura były “Cichy don” autorstwa Michaiła Szołochowa, oraz “Werdykt” Remigiusza Mroza. Dziś opowiem wam o wrażeniach z tej drugiej książki, a jest o czym, bowiem Chyłka i Zordon towarzysza mi od wielu lat, znamy się bardzo dobrze, przezywaliśmy już chwile wzniosłe i małe upadki, a dziś czas aby rozliczyć się ze wszystkimi szesnastoma częściami serii o ulubionej pani adwokat oraz jej facecie, który rośnie nam w oczach z każdą kolejną odsłoną - “Werdykt” nie jest tutaj wyjątkiem! ? </p><p>Kiedy w drugiej połowie 2021 roku na półki ksiązek trafiła “Egzekucja” Remigiusza Mroza, był to czas kiedy pandemia trwała w najlepsze, kolejne wolne dni na uczelni oraz praca zdalna dawały mi się mocno we znaki, miałam więc więcej czasu na moje literackie zainteresowania. Wspomnianą wyżej książkę przeczytałam zaledwie w dwa dni, co biorąc pod uwagę jej rozmiar – 464 strony, było wynikiem całkiem dobrym, utwierdzającym mnie w przekonaniu, że autor nie zatracił swojego stylu i wciąż pisze lekko i przyjemnie w odbiorze czytelników, dając tym samym gwarancję oderwania się od otaczającej nas rzeczywistości. Na “Egzekucję” czekałam zresztą z wypiekami na twarzy, poprzednia część czyli “Afekt” pozostawiła w mojej głowie mnóstwo pytań związanych z dalszymi pomysłami autora na fabułę. Nie jest żadną tajemnicą wśród moich znajomych, że czytam ów serię przede wszystkim z uwagi na skomplikowane relacje Joanny oraz Kordiana, a tom “Egzekucja” dał mi to wszystko, na co czekałam przez kolejne lata - miłość. Brzmi banalnie? Może tak, ale dla fanów Chyłki to słowo w zasadzie nie istniało w słowniku jej ulubionej bohaterki przez dobrych kilka lat, tymczasem nastąpił spory zwrot akcji w kolejnych publikacjach Mroza i dziś już śmiało możemy zauważyć, że miłość o której wspomniałam wyżej, przybrała formę dojrzałą - nie w słowach, ale w czynach, nie w pełnych patosu wyznaniach, ale w głębokich spojrzeniach oczu, nie w deklaracjach, a gotowości do podjęcia walki na śmierć i życie w imię wartości podzielanych zarówno przez Chyłkę jak i Zordona. Czasami słyszałam zarzuty, że seria ta przypomina niekończące się seriale, ale znajomość fabuły pozwala się tylko uśmiechać, słysząc podobne wynaturzenia. Tak jak Harry Potter okazał się najlepszym przyjacielem w dorastaniu milionów młodych czytelników na całym świecie, tak Joanna Chyłka i jej perypetie naznaczają poniekąd współczesne pokolenie czytelników w Polsce i żywię nadzieję, że nasi ulubieni bohaterowie wśród warszawskich prawników nie odejdą zbyt szybko na emeryturę, nie będą też żyli długo i szczęśliwie z gromadką dzieci i kredytem mieszkaniowym na głowie - chcemy mięsa i to mięso Remigiusz Mróz serwuje nam raz po raz w swoich ksiązkach z wielkim rozmachem! </p><p>Wspomniana na wstępie “Egzekucja” wywołała spore zamieszanie wśród fanów serii, książkę przeczytałam szybko i odłożyłam ja na półkę będąc przy tym usatysfakcjonowaną czytelniczo. Byłam również zaskoczona, zaciekawiona i... byłam w końcu również w rozterce, towarzyszyło mi uczucie znane dobrze ludziom, którzy przez dłuższy czas czekają na jakieś wydarzenie w swoim życiu, a kiedy ono się materializuje... pojawia się w głowie myśl: co dalej? Skoro Chyłka i Zordon maja się ku sobie i nic nie jest w stanie teraz tego zmienić, to jakie kolejne tropy przedstawi nam autor? Jakich nowych bohaterów wplecie w swoje historie, jakie wydarzenia zapożyczy z naszej rzeczywistości i wykorzysta jako inspiracje dla kolejnych przygód swoich bohaterów? </p><p>W mojej opinii, Joanna Chyłka to jedna z najlepiej opisanych postaci we współczesnej, rodzimej beletrystyce. Jaka ona jest? Na pewno wyrazista, charakterna, trudna do pomylenia z jakąkolwiek inną postacią kobiecą, mimo to główna bohaterka serii nieustannie się zmienia, szczególną uwagę zwraca jej tęsknota o którą pewnie fani w pierwszych dziesięciu tomach niekoniecznie by podejrzewali panią adwokat. Czy odradza się przez to na nowo, przestawia czytelnikowi jako ktoś zupełnie inny i stawia miłość ponad karierę? Na to pytanie wam nie odpowiem, ale jeśli czytaliście “Egzekucje” to pewnie znacie odpowiedź! </p><p>Wśród moich znajomych wiele osób pamięta wydarzenia z 11 września 2001 roku, 10 kwietnia 2010 czy też 24 lutego br - pamiętają też pierwsze spotkanie z Chyłką, co ma związek z wpływem całej serii Remigiusza Mroza na dzisiejsze pokolenie czytelników. Jak wyglądał mój początek romansu z Chyłką? Był to początek 2015 roku, wtedy właśnie po raz pierwszy w dłoniach trzymałam historię Chyłki i Zordona, napisaną piórem Remigiusza Mroza. A wszystko zaczęło się od... randki. Wybrałam się na spacer z moim ówczesnym amantem, przechodziliśmy obok księgarni i moim oczom ukazał się tom “Kasacja”, pierwszy w chronologii. Zwróciłam uwagę na okładkę, która prezentowała się dość minimalistycznie, sam autor też pozostawał jeszcze wtedy nieznany szerokiej publiczności, a jednak książki te schodziły - widziałam ludzi w tramwaju, autobusie czy pociągu czytających “Kasację” i wywołało to w mojej głowie ciekawość czytelniczą, które zaspokojenie mogło przynieść jedynie sięgniecie po książkę i przekonanie się o co cały ten raban! Kasacja wywołała u mnie bezsenność - już pierwszego wieczoru wiedziałam, że nie pójdę spać o planowanej godzinie i jeszcze przed północą powtarzałam sobie “jeszcze tylko jeden rozdział”... skończyłam nam ranem i już wiedziałam, że kolejne części przeczytam z wielką ochotą. Zachwyciła mnie zupełnie nieoczywista kreacja głównej postaci, zaskakujący w swoim przebiegu proces Langera, czy też rozwijająca się swoim tempem relacja Chyłki z Oryńskim, ponadto język jakim posługiwał się autor od razu do mnie trafił, nie było w nim bowiem wyszukanego słownictwa, zamiast tego dane mi było przeczytać historię, gdzie jedna strona za drugą uciekały przez palce i przypominało to literacki obłęd. Dalej było “Zaginięcie”, które utrzymało moje zainteresowanie i ciekawość, a już przy premierze “Rewizji” spędzałam czas na stronie sklepu internetowego i niecierpliwie czekałam na zamówienie, śledząc w międzyczasie dostawę mojej przesyłki. Kolejne egzemplarze mojej ulubionej serii pochłaniałam jeden za drugim, nie było mnie dla świata - znajomi uznali, że umarłam, ale sama miałam poczucie, że poniekąd dane mi było odrodzić się na nowo, akurat zbiegło się to w czasie, gdy przezywałam mały kryzys czytelniczy, skupiłam się na imprezach i randkowaniu, tymczasem Remigiusz Mróz przypomniał mi jak wielkie skarby ukryte są miedzy słowami ksiązek. Autor wiedział jak mnie zaskoczyć - zarówno perypetie na kanwie zawodowej jak i prywatnej Chyłki i Zordona wydawały się ciekawsze aniżeli filmy i seriale, dość powiedzieć, że nie byłam na bieżąco z takimi hitem jak “Gra o Tron”, wolałam ten czas spędzić na czytaniu. Jak wiadomo, Mróz jest pisarzem wyjątkowo płodnym, wydaje nawet kilka ksiązek każdego roku, a czas jakim dysponuje nie jest nieograniczony – kwestia priorytetów została rozstrzygnięta na rzecz twórczości literackiej i dziś z perspektywy czasu w ogolę tego nie załoję! No może poza jednym małym wyjątkiem, skoro jednak recenzowany “Werdykt” jest już szesnastą częścią cyklu, nie sposób uznać, że wszystkie powieści należące do serii były równie udane i odporne na krytykę. Początek mojej separacji z Chyłka nastąpił w drugiej połowie 2018 roku, gdy do rak wzięłam... “Kontratyp”. </p><p> Ósma część przygód Chyłki i Zordona okazała się dla mnie rozczarowaniem. Nie jakimś wielkim, to nie tak, że nagle Mróz zmienił swój styl i wywrócił stół do góry nogami. Czułam jednak... przesyt? Miałam jednocześnie poczucie, że autor wysyłając Chyłkę w góry za bardzo odpłynął w swoich pomysłach, a to co stanowiło do tej pory największa zaletę serii, czyli realizm i wiarygodność, zostały poświęcone na ołtarzu historii z natury sensacyjnej. Nie jestem prawniczką, nie interesowałam się do tej pory tez jakoś szczególnie wspinaczką górską, ale to było dla mnie zbyt wiele, aby nagle gwiazda warszawskiej palestry miała okazać się znakomitym alpinista, zwłaszcza, że wcześniej nic na to przecież nie wskazywało. Nie ratowały tej części również wątki prywatne, Remigiusz Mróz chyba sam się zastanawiał jak dalej poprowadzić wątek relacji miedzy Chyłką i Zordonem, trochę kombinował, trochę szukał pomysłów, pozostawiał przy tym czytelnikom spore pole do interpretacji. Dalej było “Umorzenie”, ale o tym za chwilę ? </p><p>Jako że nic w naszym życiu nie dzieje się przypadkiem, znamiennym dla mnie było, że w momencie, gdy miałaś lekki “przesyt” Chyłki, akurat w marcu 2019 roku miała miejsce premiera serialu “Chyłka. Zaginięcie.” Czy zabrzmię teraz jak kobieta zmienna, jeśli powiem, że to właśnie serial uratował moją ciekawość związana z kolejnymi tomami ulubionej serii? Byłam bardzo ciekawa, jak twórcy przedstawili historie, która przecież długie lata zajmowała na mojej liście miejsce nr 1! Chwile po tym wydarzeniu rozgorzała publicznie dyskusje w zakresie obsady aktorów - osobiście byłam nią bardzo zaskoczona, wyobrażałam sobie bardziej w roli głównej Agnieszkę Dygant, a dla roli Zordona Michała Mikołajczyka. Zgaduje, że miało to związek z innym serialem opowiadającym o prawnikach, czyli “Prawo Agaty”, gdzie właśnie Dygant zaskarbiła sobie uznanie publiczności wchodząc w rolę bezkompromisowej pani adwokat, która jednak miała swoje słabości i wypadała przy tym szalenie wiarygodnie. Finalnie jednak zarówno Magdalena Cielecka jak i Filip Płowiał świetnie sobie poradzili w roli młodego narybka warszawskiej palestry, który z powodzeniem obracał stary porządek w drobny pył. Moja uwagę przykuła również muzyka w serialu “Chyłka” - Bartosz Chajdecki to prawdziwy wirtuoz przemyślanych kompozycji, stał bowiem wcześniej za realizacją takich filmów jak chociażby “Czas honoru” czy “Bogowie”, a to filmy, które cieszyły się wielkim zainteresowaniem publiczności. Melodie stworzone dla serialu oddają znakomicie klimat nie tylko ekranizacji, ale również pierwowzoru literackiego, podkreślając przy tym skomplikowana osobowość głównej bohaterki, jej prywatnych i zawodowych zawirowań, czego symbolem szybko stała się kapela “Iron Maiden”, której tytułowa bohaterka namiętnie słuchała i w których koszulce czasem spędzała czas wolny w domu, o czym Remigiusz Mróz wielokrotnie wspominał na łamach serii. </p><p>Wakacje 2020 roku to był czas, kiedy miałam wyjechać do Hiszpanii na miesiąc do koleżanki, wprowadzono jednak w międzyczasie obostrzenia związane z covidem, a przez to okres letnich i sierpniowych upałów spędziłam finalnie w domu, licząc, że odkryje przy tym uroki agrowczasów i odpocznę na jakiś czas od szalonego tempa życia w dużym mieście. Czas wolny spędzałam głownie na nadrabianiu czytelniczych zaległości i na pierwszy ogień wybrałam „Umorzenie”, „Wyrok”, „Ekstradycję” i „Precedens”, ta ostatnia książka mniej więcej wtedy debiutowała na pólkach księgarni. Pamiętam, że w tamtym czasie na Instagramie co rusz przewijały się informacje związane z nową publikacją Remigiusza Mroza, wrócił wiec mój sentyment i oczami wyobraźni widziałam siebie zaczytaną znów do białego rana – czy tak było? Na pewno mogę powiedzieć, że tęskniłam za Chyłką, daliśmy wiec sobie kolejną szansę, a to z kolei sprawiło, że bardzo szybko połknęłam “Umorzenie”, pozostałe, wyżej wymienione książki również przeczytałam ciągu kolejnych dni. I wiecie co? Zupełnie na nowo odkryłam to, co wcześniej mnie zaintrygowało - znowu polubiłam skomplikowany charakter postaci opisanych przez Mroza, nieoczywiste relacje jakie łączyły Chylkę i Zordona, wciągnęły mnie również pomysły na sprawy opisane w kolejnych częściach. Mocno tym faktem byłam zaskoczona, brałam bowiem pod uwagę, że coś się we mnie wypaliło i potrzebuje nowych, czytelniczym opowieści, tymczasem już dwa lata temu po uskoczeniu “Precedensu”, pierwsze co zrobiłam to... sprawdzam kiedy kolejna premiera! </p><p>Z perspektywy czasu uważam, że przerwane od najbardziej popularnej serii Remigiusza Mroza dobrze na mnie wpłynęła, odpoczęłam bowiem od Chyłki i kiedy do niej wróciłam, czułam zachwyt towarzyszący mi przed laty gdy na randce zobaczyłam przez szybkę księgarni pierwszy tom “Kasacja”. Czy mój związek z Chylką będzie jeszcze targany kryzysami i wątpliwościami? Raczej nie, takie rzeczy zdarzają się raz w życiu, i jeśli po czasie wracamy do ulubionej serii i nie budzi ona w nas żadnych emocji, to znak, że czas rozejrzeć się za innym, literackim obiektem westchnień. Tymczasem przerwa, oddech i czas oczekiwania dobrze mi zrobiły do tego stopnia, że dziś czerpie jeszcze większa frajdę z wyrafinowanych, pełnych ironii i sarkazmu wypowiedzi Chyłki, która przy dźwiękach Iron Maiden potrafiła przeglądać sprawy o zabójstwo i okazywać swoją wyższość Zordonowi, tylko po to, aby ten ją w końcu przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze! Czy wspominałam już, że Chylka się zmieniła i teraz kocha kochać? ? </p><p>“Werdykt” poprzedzony był “Skazaniem”, i po raz kolejny okazało się, że wątki zawodowe ustępują na rzecz prywatnych, wydaje się jednak, że Remigiusz Mróz osiągnął w tym zakresie zdrowy balans. Jeśli chodzi o wątki kryminalne, to klientami i Chyłki nie są osoby przypadkowe, nie uświadczycie tu spraw rozwodowych rozstrzyganych za porozumieniem stron czy napadami na osiedlową żabkę i kradzieży piwa VIP (pamiętny pierwszy rok na studiach!), zamiast tego Mróz opisuje morderstwa, przekręty na szczytach władzy czy też porwania, to właśnie świat naszej ulubionej bohaterki! I w tym właśnie świecie Chyłka ma wiernego druga w Zordonie, który swoją droga ma wiernego... psa. Taki to miłosny trójkąt u Mroza, który od ponad dekady zachwyca nas i rozpala wyobraźnią ? Uwielbiam wspomniany duet nie tylko za ich kontakty w kancelarii prawnej, ale również za niespieszny rozwój relacji miedzy nimi, który stoi poniekąd w sprzeczności z obecnymi czasami, gdzie ludzie chcą już teraz, natychmiast wszystko dostać, inaczej tracą zainteresowanie i kierują się poglądem “jak nie ta to inna” - Zordon wykazał się anielską cierpliwością do Joanny i jestem przekonana, że nie ja jedyna zwróciłam na to uwagę, a taka postawa zwłaszcza kobiecej części czytelników spodobała się szczególnie. </p><p>A teraz czas na creme de la creme mojej recenzji – czyli ostatnie spotkanie z Chyłką w ksiązce “Werdykt”, ostatnie przynajmniej do czasu, jak Remigiusz Mróz nie wyda kolejnej części! Co tym razem proponuje nam autor? “Werdykt” zaczyna się od mocnego uderzenia, okazuje się bowiem, że w stolicy naszego kraju odnaleziono ciało porzuconego na placu zabaw maleńkiego dziecka. Matka twierdzi, że kompletnie nie pamięta wydarzeń ostatniej nocy i nie dopuszcza nawet do siebie myśli, że jej dziecko nie żyje. Sprawa jest skomplikowana: brak świadków, poszlaki wydaja się nieprzekonywujące, a poczytalność oskarżonej ograniczona. Chyba i Zordon podejmują decyzję aby bronić kobiety, tymczasem plany te zostają pokrzyżowane przez Mariusza Klejna, partnera zarządzającego kancelarią Żelazny & McVay. Obrona matki przypada na rzecz Kordiana, z kolei Chyłka reprezentuje w sądzie jej byłego partnera. Jest nim znany polski aktor, a postawione mu zarzuty dotyczą nie tylko śmierci dziecka, ale również potencjalnego gwałtu jakiego miał się dopuścić na swojej byłej konkubinie. Remigiusz Mróz podnosi zatem poprzeczkę i tym razem kieruje siły Chyłki i Zordona przeciw sobie nawzajem, co nam to przynosi? Przede wszystkim proces wpłynie nie tylko na relacje naszej ulubionej pary bohaterów, ale również na całą kancelarię, okaże się prawdziwym tsunami, które wzbiera i dopiero pod koniec książki uderza z wielką siłą, co powinno ucieszyć wszystkich fanów literatury prawniczo-kryminalnej ? </p><p>“Werdykt” opisuje zatem proces, w którym zgromadzony materiał dowodowy w sprawie opiera się w zasadzie jedynie na zeznaniach obydwu stron – nie brak zatem batalii, które Chyłka toczyła w poprzednich częściach z taka zaciętością, gdzie po drugiej stronie byli prokuratorzy, biegli czy policjanci, a mamy dwoje ludzi, którzy jeszcze niedawno się kochali, a obecnie rzucają na siebie oskarżenia, które z całą pewnością okażą się katastrofalne w skutkach dla jednego z nich. A może dla obojga? Pozostaje jeszcze obecność Kordiana na sali rozpraw, a to z kolei gwarantuje nam, że pojedynek będzie zacięty i nie sposób w istocie przewidzieć, kto z tej batalii wyjdzie zwycięsko. Mamy zatem okazję przyglądać się osobliwemu procesowi, który w równym stopniu toczy się przed sądem, co... w zaciszu domowego miru. Chyłka i Zordon od jakiegoś czasu starają się o dziecko, a głównym motywem dialogów miedzy nimi w książce “Werdykt” jest... dziecko, które straciło życie w straszliwych okolicznościach. Możecie to sobie wyobrazić? Chyłka znana do tej pory z ciętego języka i bezkompromisowości nawet wobec swojego ukochanego, wydaje się w tej sytuacji mocno zaangażowana emocjonalnie w sprawę, a przecież już od pierwszej części serii, tj. “Kasacji”, czyni Orynskiego jako swojego podopiecznego, a później partnera w kancelarii, że dobry prawnik to prawnik bez uczuć i emocji. Remigiusz Mróz serwuje nam wiec jazdę bez trzymanki i odwrócenie ról, które przyniesie czytelnikom więcej niż zwykle zaskoczeń i niespodzianek! </p><p>Jak wspominałam na wstępie, autor z uporem wplata do swoich powieści zapożyczenia z naszej codzienności i “Werdykt” nie jest na tym tle wyjątkiem - nawiązania do obostrzeń związanych z covidem za sprawą zamknięcia wstępu do lasów, szczerze mnie rozbawiły, Mróz zresztą znany jest ze swojego poczucia humoru, co szczególnie widoczne jest w jego postach na Instagramie, często słodko-gorzkich, wyśmiewających absurdy i irracjonalne decyzje naszych rządzących. Jeśli chodzi zaś o pomysł na fabułę, to trudno tu unikać skojarzeń z głośnym procesem, którym swojego czasu żyła cała Polska – mowa oczywiście o sprawie morderstwa Madzi z Sosnowca. Podobnych wątków jest więcej na łamach recenzowanej książki, aby wymienić tylko proces... Amber Heard i Johnny’ego Deppa, którym żył świat w pierwszej połowie tego roku. Mróz nierzadko również w ironiczny sposób wspomina o tych wydarzeniach, co czyni przedstawioną fabułę bardziej wiarygodną, realistyczną. Smaczków w “Werdykcie” jest zresztą sporo, a jednym z ulubionych było wplatanie w akcję irytujących reklam sklepu internetowego “Shopee”! ? Jeśli zaś chodzi o czarne charaktery, to nie mogło oczywiście zabraknąć arcywrogów Chylki i Zordona. Mowa oczywiście o Langerze, do którego na przestrzeni ostatnich części dołączyła również tajemnicza “grupa trzymająca władze”, jednak tym najgorszym w ostatniej (aktualnie!) ksiązce o Chyłce jest Mariusz Klejn, będący partnerem w kancelarii. Czy ten wybór okazał się trafiony? Jak najbardziej! Zamiast gangsterki i machlojkowych powiązań, otrzymującgo jako głównego antagonistę karierowicza, który planuje zaprowadzić w kancelarii nowy ład już bez Chylki na pokładzie - czy intryga się powiedzie i pani adwokat znowu wypadnie z obiegu warszawskiej palestry? </p><p>Niniejsza recenzja była dla mnie swoistym rozliczeniem się z twórczością Remigiusza Mroza na przestrzeni ostatnich siedmiu lat. Trudno uwierzyć, że “Kasacja” została wydana w 2015 roku, a dziś we październiku 2022 roku jesteśmy już po szesnastej odsłonie ulubionej serii z Chyłką i Zordonem w rolach głównych. Przez ten czas zmieniłam się ja i zmienili się głowni bohaterowie książki, czasem wywołuje to we mnie poczucie, jak gdybyśmy się wszyscy znali: Ja, Chyłka, Zordon, nawet Langer i przede wszystkim Remigiusz Mróz, dlaczego? Autor nie trzyma się sztywno swoich założeń obecnych w pierwszych częściach cyklu, lecz wydaje się słuchać fanów serii i jest otwarty na ich oczekiwania – mam tu na myśli oczywiście ewolucję Chyłki, która poczatkowo intrygowała swoim sposobem bycia zupełnie niepodobnym do kobiety spędzającej całe dnie na wokandzie. Stopniowo jednak Chyłka stałą się w oczach czytelników bardziej.... kobieca? Na pewno wrażliwa, romantyczna i szukająca oparcia w Zordonie, ten z kolei zmienił się chyba jeszcze bardziej. W “Kasacji” i jeszcze w “Zaginięciu” Oryński wypadał blado, sprawiał wrażenie niezdecydowanego, niekonkretnego, jak by nie wiedział czego chce od życia i od samej Chyłki. Kiedy jednak Mróz ogarnął się z tą postacią i uczynił ją bardziej “męską” w oczach czytelników, łatwiej było zrozumieć, dlaczego ten mężczyzna jest tak ważny dla samej Chyłki. </p><p>Dla mnie osobiście Chyłka to kawał mojego życia – gdyby łącznie policzyć ile czasu spędziłam na lekturach Mroza, wyszłoby zapewne, że cały miesiąc nie jadłam, nie piłam i nie spałam, a tylko czytałam książki, czy dziś żałuje? Nie, bo kto czyta, ten żyje wiele razy! ? </p>