Dodana przez
Natalia L.
w dniu 24.06.2025
Opinia użytkownika sklepu
"Na wzgórzu tkwi dziwaczny kształt,
podobno olbrzym leży tu
i smacznie śpi pod kocem z traw,
na legowisku z miękkich mchów".
Przepiękna, aczkolwiek dość smutna historia, z kalejdoskopem uczuć w tle.
Życiowa i bez lukru.
Ale jednocześnie otulająca swoim przekazem, wrażliwością i wsparciem.
COŚ SIĘ ZMIENIŁO
Z jakiego powodu, jako dorośli, czytamy książki dla dzieci?
Zwykle dlatego, że czytamy je dzieciom właśnie, najczęściej swoim własnym.
Czy to miły powrót do dzieciństwa i wspomnień, kiedy będąc dzieckiem czytało się je dla siebie lub ktoś z dorosłych nam je czytał?
Tak, dla mnie miły. Ale mam też refleksję, że książki dla dzieci kiedyś a te dziś, to zupełnie inne książki.
Te, które czytam dzisiaj swojemu dziecku nie boją się podejmować trudnych tematów. Ja ze swojego dzieciństwa takowych nie pamiętam za bardzo. Tamte były zwykle dość mocno oderwane od rzeczywistości, przebrane w skórę wilka lub zamieszkujące domek z piernika – te, które udaje mi się przeglądać albo czytać dziś, mają więcej realizmu i bardziej przystają do naszej rzeczywistości, choć nadal są bajkami.
Współczesne książki dla dzieci odważnie mówią o różnych kwestiach i pokazują świat takim, jakim on jest naprawdę. Odpowiadają na potrzeby młodego czytelnika i wspierają jego rodzące się emocje.
KTO TU JEST PRAWDZIWYM OLBRZYMEM?
"Olbrzym na imię Abram ma,
choć bliscy Ab mawiają doń.
- Ja jestem Tom - mówi zaś Tom,
- wdrapując się na jego dłoń".
Głównym bohaterem tej cieniutkiej książki dla dzieci jest Tom, który stracił mamę.
Ale wzgórza wokół jego domu nadal są, krajobraz mimo osobistej straty wcale się nie zmienił. Mało tego, Tom pewnego dnia odkrywa, że kryje się w nich coś niezwykłego...
Ta książka to opis wędrówki dwóch postaci, Toma i przebudzonego olbrzyma.
Tom wspiera nowo poznanego chłopca w znalezieniu jego mamy, która zaginęła wśród wzgórz i rzek, i łąk.
To piękna historia o przyjaźni, ogromnej sile wsparcia, które można znaleźć w drugim człowieku, w kimś, kto rozumie naszą sytuację, bo być może jest w podobnym położeniu.
Czy to Tom, codziennie wspinając się na wzgórze i wsłuchując się w rytm serca budzi z powrotem do życia Aba, swojego towarzysza podróży?
Czy to Ab w końcu poczuł, że czas się przebudzić, aby odszukać swoją mamę?
A może oni obaj potrzebowali się znaleźć w tym właśnie momencie swojego życia?
Kto ostatecznie okaże się tytułowym olbrzymem?
To książka o współczuciu i chęci pomocy.
O tym, że droga do celu bywa trudna i wyboista. Ale niekiedy trafia się podczas niej na piękne momenty, sytuacje, które dodają sił i pomagają w byciu wytrwałym. Nie zawsze jest tylko pod górkę – to taki oddech przed dalszą drogą. To książka o tym, że czasem warto wznieść się ponad własny ból i własną stratę, aby pomóc komuś, komu jeszcze pomóc można.
A kiedy trafia się chwila zwątpienia, to co wtedy?
To wtedy trzeba zawierzyć swojej pamięci i temu, co głęboko w sercu. Że nawet jeśli nie ma bliskiej osoby obok nas, to zostaje to, czego usunąć ani pozbyć się nie da. Ani rusz! Tego, że ta osoba zawsze będzie żyć… w nas.
JĘZYK I OBRAZ
"Lecz Tom się wtedy bierze w garść
i dzieli z Abem prawdą tąż:
że nawet jeśli znika ktoś,
to przecież w Tobie żyje wciąż.
Tak powiedziała mama mu
i nie zapomni słów jej tych:
cokolwiek będzie - będą żyć
nawzajem zawsze
w sercach swych".
Dwie kwestie są tu moim zdaniem niezaprzeczalne i bezsporne.
Fenomenalne tłumaczenie Michała Rusinka i zjawiskowe grafiki* Anny Wilson.
Ta książka to językowe cudo. Oczywiście chylę czoła przed autorką tekstu, Hollie Hughes, ale wiedząc, że język polski niełatwym językiem jest, wielkie ukłony w stronę tłumacza. Czuć, czytając ją, że nadanie jej rytmu i językowego szlifu było priorytetem podczas jej tłumaczenia. Kiedy czytam ją na głos chwilami mam nie lada wyzwanie i czuję językowe wygibasy, ale jaka w tym satysfakcja!
W wykorzystaniu wspaniałości naszego języka, w tym rytmie właśnie, w jakim jest ona przedstawiona, w doborze słów.
Dodam jeszcze, że to nie pierwsza książka, jaką czytałam w tłumaczeniu pana Michała i każda jest tak samo zachwycająca - jestem ogromną fanką tej translatorskiej twórczości.
A ilustracje to uczta dla oczu! Książka jest niezwykle kolorowa, ale kiczu nie ma tu żadnego. Piękna kreska, bogactwo szczegółów w krajobrazie, magnetyzm wręcz! Dla mnie to przykład majstersztyku w kreowaniu fikcyjnego świata. Takiego, do którego mogłabym się natychmiast przenieść. Finezja, czułość, bogactwo palety barw.
Z CZYM MNIE ZOSTAWIŁA?
Czy ta książka kończy się happy endem?
Z mojej perspektywy, z moich wspomnień wydobywam raczej te szczęśliwe zakończenia opowieści, i dlatego tutaj widzę tę zmianę w książkach dla młodego czytelnika.
W „Sercu olbrzyma” jest ono połowiczne. Recenzowałam tu jakiś czas temu książkę "Silla", Karoliny Lewestam. Tam zakończenie z jednej strony przywracało nadzieję na porządek w świecie i wiarę w to, że co ma się ułożyć, to się ułoży, ale z drugiej strony, łamało serce. Bo nie wszystkie serca na końcu książki zostały utulone w żalu. Tu mamy podobną sytuację. Ab odzyskuje mamę, ale co z Tomem? On swojej nie odzyska już nigdy, nigdy tak wprost jej nie przytuli. Choć jak się okaże, nie jest tak całkiem sam...
Ta książka pokazuje nam, że strata jest wpisana w nasze życie, że ból nas nie ominie, że nie zawsze jest po równo. Ale mimo tego warto wznieść się ponad własny żal i pustkę, i wziąć kogoś innego za rękę. Pomoc mu i poprowadzić go w tej zawierusze, w jakiej czasem można się znaleźć. Być obok. Obudzić go swoim współczuciem, wsparciem, empatią.
„Serce olbrzyma” wpisuje się w nurt książek terapeutycznych, jakże ważnych i potrzebnych małemu czytelnikowi, który musi dopiero poznać ten nasz skomplikowany świat a już zwłaszcza, kiedy musi się zmierzyć z jakimś traumatycznym wydarzeniem. Ale ja jako dorosła już osoba, też wyciągnęłam niejedno z tej historii. Bo przecież to nie jest tak, że jak coś raz w życiu usłyszymy, to już to pamiętamy i stosujemy(!) do końca dni. Ta książka to ważne przypomnienie. Daje ona chwilę do zastanowienia się nad niektórymi ważnymi rzeczami. Sądzę, że to te niewinne uczucia dziecka mają tu największą moc. Ta książka to świetny przykład siły prostego przekazu - szczerego, prawdziwego, takiego od serca, czasem nawet olbrzymiego...
Kończąc czytać, zamykam ją – i dopiero wtedy zaczyna się jej największa moc... Włącza się nostalgia, refleksja, a serce otwiera na wszystkie ciepłe uczucia.
Ta książka przypomniała mi dziś, że pochylenie się nad małym człowiekiem, ale z olbrzymim sercem, może pokazać coś ważnego nam wszystkim, bez względu na wiek.
Moja ocena 10/10
Ostatni akapit. Ostatnie zdanie - Natalia Leszka