Dodana przez
Mateusz
w dniu 10.07.2024
Opinia użytkownika sklepu
<p>Wiecie, co najbardziej nie lubię w poniedziałkach? Wcale nie tego, że są poniedziałkami, trochę kręcę się już po tym świecie i wiem, że taka właśnie jest kolej rzeczy. Perspektywa przerywania czytania lektury w połowie w obliczu powrotu do obowiązków przywodzi mi na myśl słowa Woodiego Allena, który w jednym z wywiadów stwierdził „Moją największą życiową porażką jest fakt, że nie mam pracy polegającej na czytaniu książek, najlepiej w jakimś klimatyzowanym pomieszczeniu”. Czasami, gdy biegnę rano do „Mordoru”, jak nazywamy w pracy wieżowiec, gdzie pracujemy w ramach korpo systemu, tęsknię za wizją pracy w bibliotece — zwłaszcza gdy na horyzoncie pozostała mi już tylko jedna książka z serii „Pieśni Lodu i Ognia”. Poprzednio sięgnąłem po „Ucztę dla wron”, która w opinii wielu czytelników była lekkim rozczarowaniem, niemniej „Taniec ze smokami” przyniósł mi ponownie zachwyt nad geniuszem George R.R. Martina, skutecznie pobudzając apetyt w zakresie drugiej części ostatniego tomu, gdzie jak sam autor wskazuje, wiele wątków zostanie ze sobą połączonych, a rozgrywka o Żelazny Tron znów przybierze formę brutalnej i ostatecznej. W tych okolicznościach potraktowałem pierwszą część „Tańca ze smokami” jako preludium, rodzaj gry wstępnej, a moje wrażenia opisuje niżej. W oddali słychać coraz głośniej kolejne akordy „Pieśni Lodu i Ognia”, nie zwlekajmy więc i do dzieła, czas zatańczyć ze smokami! I oby to nie była „ta ostatnia niedziela” w ich towarzystwie... ? </p><p>Piąta część serii „Pieśń Lodu i Ognia” przynosi spore zmiany w prowadzonej przez George R.R. Martina narracji. Siedem Królestw było miejscem głównej rozgrywki w poprzednich trzech częściach, tym razem jednak brytyjski autor zabiera nas daleko od areny głównych starć. Mamy tym samym okazję poznać bliżej ziemie położone daleko na mroźnej północy, jak również daleko na południu, gdzie panuje upalny klimat, niemożliwy do porównania z warunkami w innych częściach Westeros. George R.R. Martin po raz kolejny zaskakuje, nie tylko umiejscowieniem akcji, ale również linią czasową, prowadzoną równolegle do zdarzeń opisanych w „Uczcie dla wron”. Tak pomysł brytyjskiego pisarza wywołuje początkowo niemały chaos, okazuje się bowiem, że zdarzenia, o których wiemy już z poprzednich części, aktualnie przedstawiane są oczami innych bohaterów, co zmienia perspektywę i każe się zastanowić, czy aby wszystko George R.R. Martin powiedział nam w poprzednich tomach? Niektóre z wydarzeń z kolei wspomniane zostały wcześniej lakonicznie, a w „Tańcu ze smokami” mamy okazję dowiedzieć się o nich w końcu więcej, co nierzadko zmienia ocenę niektórych bohaterów „Pieśni Lodu i Ognia”. Autor kontynuuje zamysł obecny w poprzednich dwóch tomach, gdzie akcja skupiona była wokół postaci nowych, albo wcześniej niemających większego wpływu na fabułę, co oznacza, że wiele z nich rośnie w siłę i wypełnia pustkę po uśmierconych do tej pory bohaterach. Zmierzamy powoli do końca „Pieśni Lodu i Ognia”. Jak zapowiedział George R.R. Martin we wstępie do pierwszej części „Tańca ze smokami”, wątki opisane w drugiej części będą się splatać z opisanymi jeszcze w książce „Uczta dla wron”, co było oczywiste dla fanów geniuszu brytyjskiego pisarza, poczytuje sobie jednak te słowa George R.R. Martin za oczko puszczone w kierunku co bardziej niecierpliwych czytelników ? </p><p>Spotkałem się w przeszłości z opiniami, że „Uczta dla wron” była relatywnie słabą częścią „Pieśni Lodu i Ognia”. Zarzuty dotyczyły powielania niektórych bohaterów, dość wolnego rozwoju fabuły oraz rozwlekania mało znaczących dla niej wątków. Nie potrafię zgodzić się z taką oceną, ponieważ wydaje się, że brytyjski pisarz miał swój zamysł w takim, a nie innym napisaniu czwartej części osadzonej w świecie Westeros. ”Gra o Tron”, a dalej „Starcie Królów” przyniosły nam wydarzenia, od których mogło zakręcić się w głowie: potężne armie wyszły sobie naprzeciw i doszło do starć, które położyły się krwawym cieniem na wszystkich Siedmiu Królestwach. Niektórzy bohaterowie zginęli, inni z kolei zostali zesłani do rzadziej odwiedzanych przez autora miejsc. Jednocześnie George R.R. Martin przedstawił nam losy swoich postaci, koncentrując się wokół Królewskiej Przystani i Cersei, trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że to właśnie do niej bezpośrednio odnosił się podtytuł czwartej części „Sieć spisków”. Sugestywny podtytuł znalazł odzwierciedlenie w treści książki, gdzie znów jak w „Grze o Tron” mieliśmy okazję wziąć udział w pieczołowicie utkanej sieci kłamstw, intryg, zdrad i romansów w stolicy Westeros, a prym wiodła w tym naturalnie Królowa – Regentka. Po śmierci Joffreya Cersei stała się jeszcze bardziej podejrzliwa niż wcześniej. Wydawało mi się, że popada w coraz większy obłęd, tracąc rozeznanie, kto na królewskim dworze jest jej przyjacielem, a kto wrogiem. Przyjaciół nigdy nie miała zbyt wielu, niemniej znajdowała oparcie w swoim bracie i kochanku, Jaimim, oraz Tyrionie, który władzę nad Zależnym Tronem dzielił z Cersei, w imieniu małoletniego, niedoszłego króla. O Jaimim w poprzedniej części wiadomo było, że jego osobowość stopniowo ulega ewolucji. George R.R. Martin ma zwyczaj brutalnie obchodzić się ze swoimi pierwszoplanowymi bohaterami, co niekiedy pozwala im na daleko idącą metamorfozę: Jaimi nie jest tu jednym dobrym przykładem, podobnie rzecz wyglądała, chociażby z Sansą. Najstarsza z córek Starków to moja „cicha bohaterka” serii „Pieśni Lodu i Ognia”, wyczekiwałem opisów jej postaci w „Tańcu ze smokami”. Najwięcej znaków zapytania rodziła naturalnie jej relacja z Brienn, można też było snuć domysły, czy wróci do Królewskiej Przystani, a jeśli tak, to w jakiej roli? </p><p>Research w zakresie „Sieci spisków” jest o tyle istotny, że „Taniec ze smokami” przynosi nam powrót do korzeni! Krew znów będzie lała się strumieniem, a głośny jęk mordowanych wojowników będzie niósł się po wszystkich krainach Westeros. Zapowiedź, powrotu do chaosu wojny stanowi prolog kolejnej części „Pieśni Lodu i Ognia” gdzie mamy okazję przeczytać słowa Varamyra Sześć Skór. Obecność wspomnianego jegomościa w „Tańcu ze smokami” warto rozumieć nieco szerzej, autor z rozmachem sięga tym razem po narrację prowadzoną oczami naszych ulubionych bohaterów! A jednak... przeczytanie recenzowanej części wywołało we mnie poczucie, sam nie wiem, niedosytu? Tak, mam świadomość, że „Taniec ze smokami” został podzielony na dwie części, niemniej pierwsza z nich nie zawiera w sobie żadnej puenty. Szereg wątków został ciekawie rozwiniętych, książka jednak urywa je wszystkie i tylko znajomość prozy amerykańskiego pisarza pozwala wierzyć, że wrócimy do nich i poznamy odpowiedzi na dręczące nas pytania! A tych jest całe mnóstwo, ponieważ pierwsza część książki liczy sobie 632 strony i... zapowiada ciszę przed burzą. Często wędrujemy z bohaterami po świecie Westeros, mamy również okazję poznać jak zmieniła się ich percepcja świata, niekiedy usłyszeć informacje związane z Wiarą albo Innymi. Kto jednak spodziewał się rewolucji po „Sieci spisków”, ten... najpewniej czeka na drugą część „Tańca ze smokami”. Wtedy jednak ominą was niezwykle tyrady wygłaszane przez samego Tyriona, który znów biesiaduje na potęgę i nie przepuści żadnej niewieście w Królewskiej Przystani, jeśli wcześniej nie zaprowadzi jej do nieba przez łoże w swojej komnacie ? <br>Wspomniałem wcześniej o mocnym prologu do „Tańca ze smokami” i warto powiedzieć o tym kilka słow więcej. Varamyr Sześć Skór był jednym z najpotężniejszych wargów pośród dzikich. Pozwoliło mu to podporządkowywać sobie całe stado, teraz jednak po dawnej świętości niewiele pozostało w nim siły. Varamyr Sześć Skór jest poważnie rany, ma również świadomość, że jego dni są policzone i że wkrótce umrze. George R.R. Martin od czasu do czasu udanie stosuje retrospekcję w „Pieśni Lodu i Ognia”, tym razem mamy okazję śledzić wspomnienia mężczyzny sięgające tajemnic jego dzieciństwa, gdy zaatakował swojego młodszego brata, korzystając z talentów warga. Mamy okazje przeczytać również o jego innych występkach, często określanych przez członków stada jako „plugastwa”, co pozwala nam się domyślać, jak wyglądało jego życie w przeszłości. Dostajemy w sumie niewiele informacji, jednak rzucają one zupełnie nowe światło na postać Varamyra. Nie dajcie się jednak zwieść, nie ma mowy o nawróceniu czy modlitwie przed śmiercią. Bohatera ogarnia rozpacz i złość na myśl o zakończeniu życia, dlatego podejmuje próby oszukania śmierci. Najpierw czyni starania, aby podporządkować sobie ciało kobiety o imieniu Oset, jednak spotyka się z jej twardą odmową: słyszy, że kobieta woli umrzeć, aniżeli dać się zdominować Varamyrowi. Ostatnią szansą było dla niego przeniknięcie do ciała jednego z wilków i ten ostatni powiew świadomości Varamyra, przedstawia nam iście upiorny widok: bohater oczami wilka widzi potężną grupę Innych! </p><p>Podczas czytania książki pod tytułem „Taniec ze smokami”, wielokrotnie miałem wrażenie, że autor wyjątkowo drobiazgowo opisuje niektóre sceny, choć te zdawały się niewiele wnosić do fabułhttps://******.**y takie szczegóły udanie budują klimat i pozwalają lepiej odnaleźć się w świecie Westeros? Zdecydowanie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że w pierwszych częściach „Pieśni Lodu i Ognia” fundowały nam jazdę bez trzymanki! „Taniec ze smokami” charakteryzuje się nieco bardziej wartką akcją, aniżeli „Uczta dla wron”, co ma związek z rozwinięciem się niektórych wątków związanych ze spiskami oraz intrygami w Królewskiej Przystani. Szczególnie na tym tle widoczny jest jeden z ulubionych motywów, po które sięga brytyjski pisarz, czyli... ”Zabił go i uciekł”. Większość scen, o których czytamy, rozgrywa się w wąskim gronie, wielkie armie się przegrupowują przed ostateczną rozgrywką, a do głosu dochodzą władcy Siedmiu Królestw oraz ich bliskie otoczenie. Kiedy przygotowywałem się przed laty do matury, jednym z głównych motywów był ten związany z drogą, jaką człowiek pokonuje w swoim życiu na podstawie „Pana Tadeusza”. Wydaje mi się, że nawet pokrętne ścieżki, jakimi kroczył ksiądz Robak, wyglądają jedynie na dziecięcą igraszkę, w obliczu serpentyn, jakie pokonują postacie przedstawione przez amerykańskiego pisarza. Zazwyczaj błądzą, trafiają w inne miejsca niż cel podróży, napotykają w międzyczasie liczne przeszkody i wszystko to służy poznaniu świata Westeros oczami czytelnika. Rzadko bohaterowie trafiają z punktu „A” do punktu „B”, tak jak sobie zaplanowali i dobrze — mamy bowiem o czym czytać. Jednak zarówno w „Uczcie dla wron”, jak i w „Tańcu ze smokami” dzieje się to zdecydowanie częściej, co w oczach czytelników zainteresowanych wielkimi bitwami oraz gorącymi romansami może wydawać się miejscami zbyt nadużywanym schematem. W moich oczach nie było to problemem, uważam, że świat ukryty między słowami„Pieśni i Lodu” jest po stokroć ciekawszy, od który tego nas otacza, a sam brytyjski pisarz osiągnął mistrzostwo w przedstawianiu szczegółów, które dla fanów serii nie są wcale mniej interesujące, niż emocje związane z romansami i potyczkami na śmierć i życie. ” Taniec ze smokami” zachwyca tym samym ogromem przedstawionego uniwersum, a jego niepowtarzalny klimat niezmiennie mnie fascynuje i zachwyca. Zamiast często spotykanych w literaturze fantasy „czarno — białych” bohaterów, otrzymujemy wiarygodne, wręcz naturalistyczne opisy zachowań, motywacji i celów, jakie charakteryzują bohaterów „Pieśni Lodu i Ognia”. Bez wątpienia służą temu zaproponowane przez George R.R. Martina wielowątkowe narracje, zawiłe i skomplikowane w swojej naturze intrygi, zwroty akcji, a przede wszystkim bohaterowie, którzy w moich oczach wydawali się ... po prostu prawdziwi. ”Uczta dla wron” oraz „Taniec ze smokami” odsuwa nieco w cień batalię o Żelazny Tron, na pierwszy plan wysuwają się knowania oraz intrygi, przy czym George R.R. Martin często podsuwa nam fałszywe tropy, podejmuje osobliwą grę z czytelnikiem, gra mu na nosie i osobiście w paru fragmentach ciężko było mi jednoznacznie ocenić, dokąd zmierza fabuła „Pieśni Lodu i Ognia”. Czy to wszystko byłoby możliwe, gdy brytyjski pisarz zaproponował narrację trzecioosobową, rezygnując przy tym ze zmiennej narracji prowadzonej oczami wybranych bohaterów? Mam poważne wątpliwości! Nie dane nam jest bowiem obserwować obiektywnie przedstawionego świata, ale percepcja w zakresie samego Westeros czy zamieszkujących go ludzi, związana jest z subiektami ocenami każdej z postaci, która przecież ma swoje sympatie i antypatie, motywy i cele, inspirowane partykularnymi pobudkami. Zupełnie jak w życiu, co? Kilka razy w ocenie zachowań Jaimiego czy Sansy miałem już wyrobione zdanie na temat tych bohaterów, a jednak George R.R. Martin sięgał wtedy po narrację prowadzoną z perspektywy innych osób i nagle okazywało się, że rzeczywistość przedstawiona w krzywym zwierciadle wymaga refleksji ze strony czytelnika. Inaczej mówiąc, „Pieśni Lodu i Ognia” przypomina labirynt, gdzie każdy z bohaterów ma własny sposób na jego opuszczenie, nie każda droga jednak prowadzi do wyjścia. Jest to pomysł na fabułę o tyle interesujący, że wielu bohaterów potrzebuje korzystać z umiejętności innych postaci, tylko łącząc wspólnie siły, są w stanie realizować swoje cele. Wywołało to we mnie osobliwy dysonans, kiedy świat Westeros wydawał się jednoczenie ogromny i rozbudowany, a na kolejnej stronie czytałem, że wątki postaci, które wcześniej więcej dzieliło, niż łączyło, nagle splatają się w jeden i okazuje się on kluczowym dla dalszego zrozumienia fabuły „Pieśni Lodu i Ognia”. </p><p>”Taniec ze smokami” przynosi narrację widzianą oczami ważnych dla poprzednich tomów postaci, pojawiają się również bohaterowie, o których wcześniej tylko słyszeliśmy mimochodem, i teraz mamy okazję poznać ich punkt widzenia na wydarzenia w Westeros. I tu być może was zaskoczę, ale najważniejszą postacią „Tańca ze smokami” okazał się dla mnie Tyrion. Jego wątek został przedstawiony iście sensacyjnie: porwania, pościgi, niebezpieczne przygody i awanturniczy sposób bycia. To nie opis kolejnej części „Szybkich i Wściekłych”, ale roli wyuzdanego karła, choć wspomniany tytuł filmowego uniwersum dobrze oddaje osobowość brata Cersei, zwłaszcza podczas biesiadowania oraz miłosnych uniesień. Początkowo Tyrion znajduje się na statku, gdzie zmierza... w niewiadomym kierunku. Większość czasu spędza w odosobnieniu, zamknięty gdzieś w kajucie pod pokładem statku. Spędza tam czas tak, jak lubi – pije wino i wspomina dawne dzieje. Statek w końcu dociera do celu i tu przydaje się mało imponujący wzrost Tyriona, kapitałowi udaje się przemycić go w beczce po winie do Pentos, gdzie oczekuje go Illyrio Mopatis. Śledzenie losów Tyriona w jego ulubionym otoczeniu ma jednak sodko – gorzki posmak, mężczyzna dowiaduje się, że cena, jaką Cersei wyznaczyła za jego głowę, jest imponująca, a w ocenie samego gospodarza, najlepiej by było, gdyby władzę nad Żelaznym Tronem objęła Daenerys. Szkoda, że nie widziałem miny Tyriona, kiedy usłyszałam te dwie fatalne wiadomości, z opisów brytyjskiego pisarza można jednak wnioskować, że brat Królowej — Regentki ma swój własny plan co z tymi faktami uczynić. Nie od dziś wiadomo, że Tyrion najlepsze pomysły miewał w stanie upojenia alkoholowego ? </p><p>A skoro już o Smoczej Mamie wspomniałem... wątek blond piękności z trójką smoków na wychowaniu poznajemy nocą, kiedy do jej komnaty przyniesione zostały zwłoki Nieskalanego. Atmosfera w Meereen mocno się zmieniła na przestrzeni poprzednich tomów. Lokalni magnaci, konsekwentne podważają rządy Daenerys, a ludzie zgromadzeni wokół bractwa „Synów Harpii” coraz śmielej napadają na wyzwoleńców. Wspomnianej wyżej nocy, po raz pierwszy dokonano tak otwartego ataku na żołnierza należącego do armii Smoczej Matki. Reakcja mogła być tylko jedna – kobieta rozkazuje odnaleźć winnych, wskazuje również na potrzebę bezwzględnego rozprawienia się z każdym przejawem buntu. Z pewnością osoba Daenerys ewoluowała w „Pieśni Lodu i Ognia”, a spory w tym udział ma otaczanie się przez nią mądrymi doradcami. Jednym z nich jest stary rycerz o imieniu Barristan Selmy. Mężczyzna stara się przemówić do rozsądku Królowej Smoków, podkreślając, że eliminacja buntowników będzie możliwa tylko w sytuacji, gdy żołnierze delegowani do tego zadania będą posiadali odpowiednią mądrość i spryt, nie tylko siłę swojego oręża. W miejskiej zabudowie miecz nie zawsze idealnie się sprawdza, zwłaszcza do walki toczonej w cieniach spisków oraz intryg na szczytach podstępnej arystokracji. Pojawił się też wątek wyczekiwany przez chyba wszystkich czytelników, czyli... możemy z bliska przyjrzeć się opisom smoków! A te rosną w siłę, stają się coraz większe i trudne do okiełznania, mają również wilczy apetyt, co szczególnie powinno niepokoić wrogów Daenerys. Trudno wśród nich szukać zwykłych mieszkańców, a jednak to właśnie Ci mają okazję stawić się przed obliczem Matki Smoków. Oprócz petentów nawiązujących do bieżącej polityki, przed obliczem Daenerys pojawia się również starszy mężczyzna, który na swoich rekach trzyma kości spalonego przez smoka dziecka. Scena ta była dla mnie bardzo emocjonalna, widać było, jak Daenerys czuje w sobie poczucie winy z tytułu śmierci dziecka, nie okazuje jednak publicznie słabości, ma świadomość, że nie ma odwrotu z drogi, którą wcześniej obrała. Smocza Mama budzi dysonans poznawczy. Z jednej strony chce odzyskać to, co jej się należy, z drugiej nas strony, pragnie ratować każdą niewinną istotę. Czyżby na naszych oczach rodziła się nie tylko piękna, ale również surowa, sprawiedliwa i makiawelistycznie usposobiona królowa Westeros? </p><p>Dla fanów magii wszelakiej najbardziej interesującym wątkiem może być ten związany z Branem. To właśnie jego osoba łączy w sobie najwięcej cech, właściwych dla literatury fantasy. Bran w towarzystwie https://******.**. Hodora oraz Zimnorękiego, przekroczył granice północnych krain i dalej wędruje za Mur. Krajobraz, jaki przedstawia nam George R.R. Martin w tych fragmentach, przypomina najdalsze zakątki naszego świata. Przenikliwy chłód, potęgowany przez porywisty wiatr i wszechobecny śnieg, budzi przerażenie w wymienionych wyżej postaciach, tym większe, że cisza panująca w okolicznych lasach wydaje się zapowiedzią jeszcze większego zagorzenia. Bran w poprzednich dwóch tomach związanych „Uczta dla wron” był pomijany, jednak amerykański pisarz rekompensuje nam to w książce „Taniec ze smokami”. Bran często podczas wędrówki na północ wchodzi w skórę wilkora, udaje mu się tym samym dowiedzieć więcej na temat okolicznych terenów. Mamy okazję przeczytać https://******.**. o walce stoczonej z postacią Trzy Wilki Varamyera, choć konflikt między wilkorem i wargiem zostanie dość szybko rozstrzygnięty na korzyść tego pierwszego. Nie jest to może wątek, który popycha narrację mocno do przodu, ale pewnie większość czytelników zgodzi się ze mną, że każda podróż za Mur jest interesująca, w końcu to właśnie stamtąd wieję lodowate wichry, które zamienią „Pieśń Lodu i Ognia” w krwawe starcie wszystkich Pięciu Armii, na które tak czekamy! </p><p>Wspomniałem o kilku kluczowych dla całej serii postaciach i ich roli w „Tańcu ze smokami”. Jeśli zaś chodzi o postać, która wywarła na mnie osobiście największe wrażenie, to była to bez wątpienia osoba związana z Fetorem. Kojarzycie ten pseudonim? Został on nadany jeszcze w pierwszych dwóch tomach „Pieśni Lodu i Ognia” Theonowi Greyjoyowi. Doświadczył on niewyobrażalnych tortur, które zamieniły go de facto we wrak człowieka. Stało się to na rozkaz Ramsaya Snowa, który czerpał wiele przyjemności w zadawaniu cierpienia chłopakowi, któremu odebrał wszystko, łącznie z jego imieniem. A wiemy wszyscy, jak rodowa spuścizna jest ważna w „Pieśni Lodu i Ognia”, jej odebranie stanowi największy upadek w świecie Westeros. Potomek lorda Baltona oświadcza jednocześnie publicznie, że zamierza poślubić Arye Stark, a Fetor uda się razem z nim w podróż po narzeczoną. Co działo się dalej? Tego wam nie powiem, aby nie psuć zabawy, trudno jednak o postać mocniej zrehabilitowaną na kartach kolejnych powieści George R.R. Martina, aniżeli wspomniany Theon Greyjoy. Początkowo uważałem go za słabego i podatnego na manipulacje innych, jednak autor nie powiedział nam o tej postaci wszystkiego. Jego przemiana wywołała u mnie przekonanie, że w świecie Westeros każdy z bohaterów nosi tajemnice, bez względu na to, jak wiele wątków autor im wcześniej oddał. To z kolei uczy powściągliwości w osądach, co swoją drogą, stanowi jedną z najważniejszych lekcji ze strony George R.R. Martina. Warto również dodać, że wspomniany wątek Fetora służy również przedstawieniu siły rodu Baltonów, którzy urastają do rangi jednego z największych faworytów do objęcia władzy w Królewskiej Przystani. Czy tak się stanie? Nauczony doświadczeniami wolę poczekać z wyrokami na drugą część „Tańca ze smokami” ? </p><p>Co zaś się tyczy zupełnie nowych postaci, to nie wydają się one odgrywać kluczowej roli dla dalszego biegu historii w świecie Westeros. Podobał mi się wątek narracji, prowadzony oczami „Zaginionego Lorda”, wydaje się jednak, że stanowił on pośrednio uzupełnienie historii Tyriona. Pojawiają się również rozdziały, gdzie świat obserwujemy oczami jednej postaci, przedstawionej dwoma imionami: Sługa Kupca oraz Plewami na Wietrze. Opisy są enigmatyczne, raczej krótkie i tajemnicze, wydaje się jednak, że autor nie powiedział w tym zakresie ostatnie słowa i wspomniany bohater będzie miał swoją rolę do odegrania w kolejnej części „Tańca ze smokami”. </p><p>”Pieśń Lodu i Ognia” to jedna z moich ulubionych książek w historii literatury, mógłbym tak pisać i pisać dalej o moich wrażeniach, robi się już jednak późno i czas kłaść się spać ? Wspomnę jeszcze, że od strony technicznej „Taniec ze smokami” nie odbiega od poprzednich tomów serii George R.R. Martina. Cienki, miły w dotyku papier oraz czytelna czcionka, trzymają formę i sprawiają, że obcowanie z literaturą mistrza gatunki jest niezmiennie przyjemnym doświadczeniem. Zaskakuje z kolei okładka — w mojej opinii, jest to najlepsza praca graficzna ze wszystkich okładek „Pieśni Lodu i Ognia”, trudno przejść obok niej obojętnie bez choćby cienia zachwytu! Tłumaczenie nie zawiera większych błędów, pojedyncze literówki nie wpływają na odbiór „Tańca ze smokami”, choć zauważyłem pewną niekonsekwencję, gdy w jednym z rozdziałów, statek, na którym podróżuje Tyrion nazywa się „Wesołą Akuszerką”, z kolei nieco później, w tym samym rozdziale nosi nazwę „Wesołej Położnej”. To raczej błąd, niż celowy zamiar ze strony tłumacza, traktuje to jednak w kategoriach „Easter egga”, czyli „Bądźcie spostrzegawczy, mili czytelnicy, a będzie wam to wynagrodzone... uśmiechem” ? </p><p>Reasumując, kolejna cześć „Pieśni Lodu i Ognia” pod tytułem „Taniec ze smokami” to obowiązkowa pozycja dla fanów gatunku i prozy George R.R. Martina. Styl autora w mojej opinii ewoluował, niektóre rozwiązania w zakresie fabuły są kontynuowane, innym znów razem, pisarz wywraca stolik i proponuje nowe reguły gry. Czasem zastanawiam się, jak wygląda pracownia George R.R. Martina? Dobrym zwyczajem jego serii jest umieszczanie mapy Westeros oraz wykazu wszystkich rodów na ostatnich kilkudziesięciu stronach kolejnych części należących do „Pieśni Lodu i Ognia”, zastanawiam się jednak, jak sam autor odnajduje się w gąszczu nie tylko samych bohaterów, ale swoich pomysłów na spiski, intrygi, śmierć pierwszoplanowych postaci i romanse, które zazwyczaj mają swoje drugie dno w dążeniu do objęcia władzy nad Zależnym Tronem. Zarówno „Ucztę dla wron”, jak i „Taniec ze smokami” poczytuje sobie za swoisty interwał, gdzie akcja celowo zwalnia, aby dać czytelnikowi oddech przed finałowymi starciami. Jest to największa przewaga książek należących do serii „Pieśń Lodu i Ognia” nad serialową adaptacją HBO, która została zrealizowana z iście hollywodzim stylu. Jeśli chcecie czegoś więcej od życia, to warto sięgnąć książki autorstwa George R.R. Martina. Serial „Gra o Tron”, nawet jeśli cieszy się opinią najlepszego serialu w historii telewizji, wciąż pozostaje daleko w tyle za literackim pierwowzorem amerykańskiego geniusza pióra!</p>