Stan książek
Nasze książki są dokładnie sprawdzone i jasno określamy stan każdej z nich.
Nowa
Książka nowa.
Używany - jak nowa
Niezauważalne lub prawie niezauważalne ślady używania. Książkę ciężko odróżnić od nowej pozycji.
Używany - dobry
Normalne ślady używania wynikające z kartkowania podczas czytania, brak większych uszkodzeń lub zagięć.
Używany - widoczne ślady użytkowania
zagięte rogi, przyniszczona okładka, książka posiada wszystkie strony.
Nasz Gałczyński
Masz tę lub inne książki?
Sprzedaj je u nas
Spośród dzieł stworzonych przez Gałczyńskiego szczególnie bliskie są mi te, które miałem okazję prowadzić od ich początków. Każde spotkanie z nimi w książkach przywołuje wspomnienia o ich pierwotnej formie. Gałczyński pełnił rolę zarówno ojca, jak i matki swoich utworów, lecz można powiedzieć, że ja byłem ich duchowym opiekunem. Byłem świadkiem narodziny kilku wartościowych satyr tego poety, pamiętam, jak od samych początków przybierały swoją treść.
Początkowo wiersze Gałczyńskiego miały zieloną barwę atramentu, używał dużej i czytelnej czcionki, gdzie litera „z” przyciągała uwagę dzięki swojemu przedłużonemu ogonkowi. Wojna zabrała mi wiele cennych pamiątek – listy i autografy. Obecnie przechowuję te obrazy jedynie w pamięci – widzę ich obraz wyraźnie, zapisane na dużych kartkach formatu kancelaryjnego, zawsze ręcznie i zapewne zielonym atramentem.
Nawet w trudnych czasach planu sześcioletniego, kiedy dostępność materiałów była ograniczona, Poeta w tajemniczy sposób zawsze zdobywał zielony atrament. Niestety, wciąż nie mamy technologii, by przenieść wspomnienia na papier, niczym obrazy fotograficzne robione w nocy i wywoływane rano. Gdyby to było możliwe, mógłbym dzielić się z innymi autografami Gałczyńskiego. W mojej pracy redakcyjnej podobną pamiątkę zostawiły mi rękopisy dwóch autorów – Tuwima i Gałczyńskiego – które są głęboko zakorzenione w mojej pamięci.
Wybierz stan zużycia:
WIĘCEJ O SKALI
Spośród dzieł stworzonych przez Gałczyńskiego szczególnie bliskie są mi te, które miałem okazję prowadzić od ich początków. Każde spotkanie z nimi w książkach przywołuje wspomnienia o ich pierwotnej formie. Gałczyński pełnił rolę zarówno ojca, jak i matki swoich utworów, lecz można powiedzieć, że ja byłem ich duchowym opiekunem. Byłem świadkiem narodziny kilku wartościowych satyr tego poety, pamiętam, jak od samych początków przybierały swoją treść.
Początkowo wiersze Gałczyńskiego miały zieloną barwę atramentu, używał dużej i czytelnej czcionki, gdzie litera „z” przyciągała uwagę dzięki swojemu przedłużonemu ogonkowi. Wojna zabrała mi wiele cennych pamiątek – listy i autografy. Obecnie przechowuję te obrazy jedynie w pamięci – widzę ich obraz wyraźnie, zapisane na dużych kartkach formatu kancelaryjnego, zawsze ręcznie i zapewne zielonym atramentem.
Nawet w trudnych czasach planu sześcioletniego, kiedy dostępność materiałów była ograniczona, Poeta w tajemniczy sposób zawsze zdobywał zielony atrament. Niestety, wciąż nie mamy technologii, by przenieść wspomnienia na papier, niczym obrazy fotograficzne robione w nocy i wywoływane rano. Gdyby to było możliwe, mógłbym dzielić się z innymi autografami Gałczyńskiego. W mojej pracy redakcyjnej podobną pamiątkę zostawiły mi rękopisy dwóch autorów – Tuwima i Gałczyńskiego – które są głęboko zakorzenione w mojej pamięci.
