Rzuć go dla mnie

Wciąga od pierwszych stron. Już samo to, że główny bohater zwraca się bezpośrednio „do mnie” mnie kupiło

Penelope to szukająca miłości łyżwiarka, która, jeśli chodzi o życie uczuciowe, zalicza same wpadki. Za sobą ma już długą listę nieudanych romansów, które jeśli nie kończą się zdradą, to chłopak okazuje się gejem…i wiele innych. Po każdym takim związku dziewczyna zwraca się do swojego przyjaciela, jak poradzić sobie z rozstaniem. Przyjacielem tym jest Hayden, milioner, założyciel popularnej aplikacji randkowej. Od lat doradza Penelope i właśnie doszedł do momentu, w którym zorientował się, że jest w niej zakochany. Z tym, że jego ukochana jest już w nowym związku, który sam jej zresztą doradził, mało tego - wydaje jej się, że to ten jedyny. Ach, no i jej brat kazał się nią opiekować, a nie się do niej dobierać. Zignoruje to wszystko czy pogodzi się z losem?

Motyw od wrogów do przyjaciół, a potem do kochanków? Mamy. Zabawne dialogi? I to ile! Zarwana nocka na książkę? Również była. Żeby nie było za słodko, cringowe teksty też były obecne, jednak wywoływały raczej śmiech pełen niedowierzania, niż zażenowanie. Bohaterów nie da się nie lubić, nawet tej naiwności Penelope, która bardzo chciała znaleźć tą jedyną miłość i najbardziej cierpliwego względem niej człowieka pod słońcem, czyli Haydena. No, może brat bohaterki miał minusa, bo był zazwyczaj gburem.

Warto też wspomnieć, że ograniczenie wiekowe 18+ jest tu nie bez powodu, opisy i rady są dość mocne. Mimo wszystko napisane ze smakiem, tak jak autorka potrafi to zrobić.

Było parę podkoloryzowanych momentów, szczególnie cukierkowe zakończenie, jednak nie zmienia to faktu, że książka była tak przyjemna, że od razu po zakończeniu miałam ochotę ją zacząć od nowa. Ląduje na mojej liście „comfort books”. Whitney po raz kolejny nie zawiodła

Rzuć go dla mnie to jeden z tych romansów, które wciągnęły mnie bez reszty, serce topiło się na każde miłe gesty, a koniec historii mie był przereklamowany.

Książka pochłonęła mnie bez reszty od pierwszych rozdziałów. Mogę z czystym sumieniem napisać, że był to powiew świeżości, bo takiej historii jeszcze nie czytałam.

Duża dawka humoru, za co jeszcze bardziej pokochałam tę historię. Pierwszy raz tak bardzo podobał mi się motyw friends to lovers i chciałabym sięgać po niego więcej, jeśli będzie tak dobrze poprowadzony, jak tutaj.

Kocham pióro autorki, bo jest lekkie i jej książki zawsze czyta się w mgnieniu oka. Tak też poprowadzi tę historię i nawet jeśli motywy slow burn do was nie przemawiają, to uwierzcie mi na słowo, że przez cudowne tło tej historii nawet go nie odczujecie.

Co ja mogę wam więcej powiedzieć. Kocham tę historię i kocham tych bohaterów. To był jeden z tych światów, z których nie chciałam wychodzić.

Czy Hayden to mój nowy książkowy mąż? Oczywiście, że tak!