Dodana przez Rafał w dniu 02-06-2022
"Świat bez końca" to książka, która podąża za tym samym sensem narracji, rozwoju postaci i rozwiązania, co jej poprzedniczka. To książka, której bohaterowie wykazują uderzające podobieństwo do swoich przodków pod względem indywidualnej osobowości i ich miejsca w opowieści; a jednak, pomimo całej tej powtarzalności, Follett tworzy równie wciągającą historię, jak ta z "Filarów ziemi".
Co mam do zarzucenia? Być może "Świat bez końca" za bardzo przypomina "Filary ziemi", co w zasadzie nie dla każdego musi być wadą. Poczucie swojskości również pomogło utwierdzić się w przekonaniu, że to właściwie ta sama lokalizacja, Kingsbridge, tylko kilka wieków później. Zamiast skupiać się na budowie nowej katedry, po dramatycznym spaleniu pierwszej, mieszkańcy skupiają się na odbudowie mostu miejskiego, po tym jak drugi został zniszczony przez atak wściekłych palaczy wiedźm. Niemniej, jedna z rzeczy, które Follett robi tym razem lepiej, to fakt, że bardziej dogłębnie bada kwestie społeczne dotyczące kobiecości.
W "Filarach Ziemi" przyglądał się niesprawiedliwości, takiej jak kobiety otrzymujące niższe wynagrodzenie za tę samą pracę i zmuszone do pozostawania w związkach małżeńskich z agresywnymi mężami. W czternastym wieku przygląda się strachowi i histerii, które otaczały kobiety mające wiedzę. Jeśli kobieta miała jakiś pomysł lub jeśli odnosiła umiarkowane sukcesy, logicznym założeniem było, że musi być czarownicą. Nie do pomyślenia jest, że mogła dokonać czegoś takiego na podstawie własnych umiejętności, a jeśli to nie było wystarczająco złe, mężczyźni byli zawsze postrzegani jako mający rację, nawet jeśli wyraźnie się mylili. Wydarzenia mające miejsce w związku z Czarną Śmiercią dobrze to obrazują. Zakonnicy mają jakieś bardzo zacofane pomysły na medycynę, takie jak stosowanie okładów z łajna na rany, a następnie zastanawiają się, dlaczego stają się one zainfekowane. Siostry z klasztoru uznają głupotę tego i argumentują za bardziej nowoczesnym podejściem do leczenia. Praktyczne aspekty ich pomysłów są ignorowane tylko dlatego, że są kobietami: muszą być w błędzie lub są czarownicami. Mężczyźni w książce są albo duszącymi się brutalami, albo wzorem dobroci i przyzwoitości. Wydaje się, że nie ma tu żadnej płaszczyzny pośredniej. Kobiety jednak mają wiele szans, by udowodnić swoją wartość i wznieść się ponad ograniczenia kościoła i społeczeństwa.
Kingsbridge nie tylko przetrwało Czarną Śmierć, ale znalazło się w centrum ogromnej dworskiej intrygi. Dziesiątki lat temu Edward II został obalony przez własną żonę i jej tajemniczego kochanka. Teraz jego syn (Edward III) kieruje swoje wojska w stronę Kingsbridge z powodu niepokojących pogłosek o zdradzieckim rycerzu. Follett bada, jak takie burzliwe działania wpływają na życie codziennych mieszkańców królestwa, budowniczych i zakonnic, którzy po prostu chcą żyć w szczęściu i spokoju.
Centralnym elementem tej historii jest prawdziwy ludzki element dramatu. Każdy żyje dla siebie i pomimo tego, że zna biedę i trudy życia, kiedy zostaje postawiony w pozycji władzy, przyczynia się do tego, że ci, którzy mają mniej szczęścia, mają go jeszcze więcej. Pewien brak empatii i zaangażowanie we własne sprawy służą jedynie niszczeniu społeczności. Jednak most i jego budowa symbolizują coś znacznie większego: symbolizują siłę i ludzkiego ducha. Jeśli ludzie potrafią się zjednoczyć i zbudować go na nowo, pośród masakry śmierci i nieszczęścia, to są w stanie przetrwać wszystko. Miłość, przyjaźń i społeczeństwo przetrwają.
Ta książka ma dość dużo stron, ale mimo to jest całkowicie porywająca, głęboka i na wskroś dramatyczna. To moja ulubiona fikcja historyczna, polecam ją gorąco.
Dodana przez Aleksander w dniu 02-06-2022
Książka "Świat bez końca" Kena Folletta. Są książki, które czytasz, z niejasno interesującymi historiami, które czasami w ciągu mniej niż miesiąca są zapomniane, zignorowane, ledwo pamiętane z wyjątkiem tytułu, autora i niewielkiego przypomnienia fabuły. Są też książki, które zmieniają twoje zdanie na temat życia, które przyprawiają cię o dreszcze, kiedy je czytasz i myślisz o tym, jak bardzo uwielbiasz czytać tę konkretną książkę, jakie robi na tobie wrażenie i jak będziesz ją pamiętać przez długą część swojego życia. Nie muszę Wam chyba mówić, jaką książką jest "Świat bez końca". Nie podam Wam też formalnego streszczenia fabuły. Postaram się jednak przekonać Was, dlaczego powinniście przeczytać tę książkę z zamiarem, że wywrze ona na Was takie samo duże wrażenie, jak na mnie.
Kiedy dotarłem do ostatniej strony "Filarów ziemi", stwierdziłem, że podobała mi się tak bardzo, że postanowiłem zakupić "Świat bez końca", która jest jakby kopią "Filarów ziemi", co nie jest do końca poprawne, ponieważ żadna z oryginalnych postaci nie występuje w tej książce, a jej akcja rozgrywa się w późniejszym okresie, jednak dotyczy potomków rodziny z "Filarów ziemi", a także występują wspomnienia i ślady pozostawione przez postacie zarówno w zapisie historycznym, jak i w formie fizycznej, takiej jak katedra. "Świat bez końca" robi wiele gigantycznych skoków naprzód jako książka głębsza i bardziej złożona niż "Filary ziemi" , jak odpowiednik mrówek robiących swoją drogę wzdłuż ścieżki, podczas gdy człowiek patrzy na nie w dół, jak przechodzą obok. Perspektywa jest tu kluczem, a jeśli ktoś ma trochę wiedzy o XIV wieku, będzie się cieszył książką tym bardziej.
Nie oczekujcie, że dobrzy zawsze zwyciężą, a źli poniosą klęskę w "Świecie bez końca", ponieważ, tak jak w prawdziwym życiu, ten świat nie nagradza tych, którzy czynią dobro i nie karze tych, którzy czynią zło. To surowy świat, który daje więcej możliwości tym, którzy przetrwają najsilniejsi. Musicie też pamiętać, że jest to XIV wiek, czas chłopów i szlachty, czas, w którym rozróżnienie klasowe było najostrzejsze i stanowiło definicję każdego człowieka. Choć podczas całego tego cierpienia nie można oprzeć się wrażeniu, że w pewnym momencie musi się zrobić lepiej dla bohaterów, których się lubi, a gorzej dla tych, których się nienawidzi, w końcu to powieść, ale nie oczekujcie, że Follett zrobi wszystko, czego moglibyście pragnąć.
W czternastym wieku dużo się dzieje w całej Europie. Follett wykorzystuje monumentalne i katastrofalne wydarzenia w mikroświecie, skupiając się na kilku małych miastach w Anglii. Spadek temperatur, doprowadził do klęski urodzaju i głodu dla wielu chłopów, w połączeniu z tym utworzyło się powstanie chłopów przeciwko szlacheckim władcom, którzy podporządkowali sobie ich i uciskali tak długo, jak mogli. Rozwijał się system rzemieślniczy, w którym każdy, kto chciał się wyszkolić w jakimś fachu, musiał zostać zaproszony do cechu. Następnie pojawia się straszliwa zaraza, która według szacunków miała wyniszczyć połowę populacji Europy, znana jako Czarna Śmierć. Jest też mowa o przeniesieniu papiestwa z Rzymu do Awinionu we Francji, co spowodowało rozłam w wierze chrześcijańskiej i doprowadziło do kwestionowania i krytyki religii absolutnej. Wreszcie nastąpiła pozornie niekończąca się wojna stuletnia.
Follett umiejętnie wykorzystuje te wydarzenia w "Świecie bez końca", liczącym 904 strony, ale nigdy jawnie nie nazywa żadnego z nich tym, czym są, częściowo dlatego, że wiele terminów i nazw tych wydarzeń jeszcze nie istniało, a także dlatego, że stara się być mniej jawny i oczywisty. Przynajmniej tak się wydaje na początku, a potem podprogowe efekty wchodzą w grę, gdzie mężczyźni wyruszają na wojnę, rzemieślnicy muszą walczyć, aby dostać się do cechów, chłopi cierpią, a w niektórych przypadkach głodują, kościół jest zbyt nachalny w swojej kontroli i kwestionowany, a wreszcie wraz z nadejściem zarazy, życie ludzi i miasteczka zmienia się na zawsze.
"Świat bez końca" zabiera nas w podróż przez czternasty wiek, ale nie poprzez lekcję historii, ale poprzez ważne i złożone życie kilku zwykłych mieszczan z różnych klas, ich miłości i straty, ich nadziei i marzeń, ich rozpaczy i cierpienia. To poruszająca, a niektórzy mogą powiedzieć, że przygnębiająca książka, ale jak już wspomniałem, XIV wiek był burzliwym okresem. Kiedy dotrzecie do ostatniej strony, będziecie chcieli, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Polecam!