Dodana przez Piotrek w dniu 02-06-2022
Wśród moich znajomych postać Selassie długa była anonimowa, okazał się bowiem, że tylko część z ludzi których znam słyszała gdzieś w szkolnych ławkach o postaci, która zmieniła życie milionów ludzi w piekło! Osobiście, pierwszy raz usłyszałem o postaci etiopskiego lidera w nieistniejącym już tworzę polskiego systemu edukacji - gimnazjum. Selassie ukazał mi się wtedy jako przebiegły (pomimo analfabetyzmu) i polegający na siatce szpiegów despota. Kilka lat później wchodząc w interakcje z jamajską społecznością, dotarło do mnie, że nieżyjący cesarz jest ikoną rastafarian. Lecz za każdym razem, gdy wypytywałem ich dlaczego tak jest, nigdy nie otrzymałem klarowniej odpowiedzi (a może otrzymałem, tylko nie byłem w stanie zrozumieć osobliwego, jamajskiego dialektu). Ten skromny zasób informacji wygenerował we mnie ambiwalentny stosunek do byłej etiopskiej głowy kraju.
Reportaż Ryszarda Kapuścińskiego pomógł mi opinię o Haile Selassie ukierunkować. Pomimo reporterskiego obiektywizmu, tytułowy cesarz przedstawiony jest (w mojej opinii) jako despota, którego głównymi kryteriami w kompletowaniu rządu są ludzie chciwi, o chwiejnych poglądach i obojętni na cierpienie społeczeństwa. Ludzie ci potwierdzają tezę, że ignorancja jest błogosławieństwem. Sama Etiopia jest traktowana przez cesarza jako jego własność. Śmierć i cierpienie jego obywateli nie ma dla niego żadnego znaczenia, ponieważ ich egzystencja i tak dobiegnie końca, a pamięć o nich przeminie. Natomiast każda decyzja tytułowego Cesarza będzie stanowić o jego dziedzictwie.
Sprawozdania ludzi dworu Selassie dają czytelnikowi świadectwo tego, że w edukacji jest siła, która umacnia słabszych.
Trudno mówić o dobrej zabawie, gdy czyta się literaturę faktu tak wierną faktom, a jednocześnie tak mocno zadającej kłam o wyjątkowości ludzkiego gatunku. “Cesarz” przedstawia bowiem obraz afrykańskiej społeczności zbudowanej na niesprawiedliwej umowie społecznej, gdzie garstka miernych, biernych ale wiernych tytułowemu Cesarzowi ludzi żyją jak pączki w maśle, przynajmniej do czasu gdy Selassje nie zmieni zdania. Pozostali cierpią głód i niedolę, a brak rządów prawa odmawia im już u podstaw nadzieje na zmianę tego stanu. Stąd następuje powolna ale konsekwentnie prowadzona erozja państwa, finalnie prowadzi do jego załamania, a tym samym śmierci Cesarza “Selassje”, który swoją drogą czasami kojarzył mi się z Ryszardem Kaliszem, jeden i drugi był owiany aurą rubaszności, choć prawdopodobnie tylko jeden z nich jeździł Maluchem, pozdro dla Ryska autora, dla Ryska Kalisza też, za to Selassje nie pozdrawiam, łobuz i nicpoń jakby powiedziała moja babcia, która nigdy nie przeklinała.
Dodana przez Romuald w dniu 02-06-2022
Ilekroć sięgam po reportaże Kapuścińskiego, czuje boski powiew wiatru z odległych krain - trudno mi sobie nawet wyobrazić, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na autorze, gdy przed dwoma dekadami był de facto jedynym źródłem wiedzy na temat świata dla milionów Polaków zamkniętych za zelazna kurtyna. Dzisiaj człowiek ma możliwość włączyć sobie dowolną stronę w internecie, szukam wielu źródłem na ten sam temat i wybrać co mu odpowiada - w czasach, gdy pisany był “Cesarz” było to nie do pomyślenia, i przy wielu wadach miało to też jedna zaletę - reportaż zarezerwowany był dla wybitnych pisarzy, wszyscy inni nie mieli okazji aby dostąpić zaszczytu podróżowania i opisywania tego co widzieli, dziś jest zgoła na odwrót.
Najwspanialsza rzecz Mistrza. To tylko pozornie "reportaż" z dworu cesarza Hajle Selasje i historii jego obalenia. To tak naprawdę ponadczasowy, wielki, uniwersalny traktat o istocie władzy i mechanizmach rewolucji.
Czytałem to jeszcze w latach 80. i nikt nie odbierał tego dzieła inaczej (choć wszyscy w cesarzu widzieli tow. Edwarda Gierka).
I dopiero wiele, wiele lat później okazało się, że to na pewno nie jest reportaż, skoro nie oddawał "jeden do jednego" uzyskiwanych relacji od rozmówców, a niektórych zdaje się w ogóle nie było.
Ale według mnie w niczym nie odbiera to wielkości tej niewielkiej wszak opowieści, zwłaszcza czytanej właśnie wręcz jako przypowieść z gatunku politycznej filozofii.... Zachwyt na zawsze!