Dodana przez AntoninaP. w dniu 02-06-2022
Uwielbiam tę powieść tak samo jak trzy pierwsze tomy sagi... Spójrzmy prawdzie w oczy: większość książek autorki jest dość przewidywalna, jednak ma ona talent do sprawiania, że to, co przewidywalne, dzieje się w nieoczekiwany sposób: czyli niby wiadomo co się wydarzy, ale gdy się dzieje, to już nie wiadomo! :D Podobnie jak inne jej powieści, przeczytałam "Przed świtem" w mniej niż 24 godziny, czy są tu mole książkowe o podobnych wynikach?
Co nam przynosi powieść "Przed świtem"? Po ukończeniu szkoły średniej, Bella podtrzymuje swój układ z Edwardem, poślubiając go w połowie czerwca wśród małej grupy rodziny i przyjaciół. Pomimo jej wcześniejszych obaw dotyczących ceremonii, jak również koncepcji małżeństwa, Bella nie mogła być bardziej zadowolona ze swojej decyzji. Podróżują na miesiąc miodowy, którego są następujące konsekwencje. Spóźniony okres Belli nie wrózy niczego dobrego: prowadzi do splotu wydarzeń, które składają w większą część historii, w wyniku czego rodzi się ich córka Renesmee, pół-człowiek, pół-wampir. Bella traci życie podczas porodu, ostatecznie zmuszając Edwarda do jej przemiany. Bella w końcu ucieka od stereotypowej roli kobiety, która jest ciągle w niebezpieczeństwie, kiedy zostaję w końcu wampirem i szybko przystosowuje się do nowego życia.
Jej skrajna samokontrola i powściągliwość jest nietypowa dla nowo narodzonych wampirów, ostro kontrastując z jej wcześniejszą zależnością od Edwarda w kwestii ochrony. Uważam, że jej nowa niezależność jest niezwykle orzeźwiająca dla samej fabuły! Przechodząc do Edwarda: po raz pierwszy mamy wgląd w osobiste myśli i emocje bohatera w trakcie trwania tej epickiej historii. W poprzednich książkach był on przedstawiany jako niezwykle zamknięty w sobie i nieco nie reagujący na zaistniałą sytuację. Jednak "Przed Świtem" uwypukliło jego reakcje i opinie w miarę rozwoju wydarzeń, pokazując czytelnikom bardziej ludzką stronę Edwarda. Jego rzadkie okazywanie emocji przez całą powieść kreowało go jako bardziej realistyczną postać i zmieniło jego związek z Bellą z pozornie czystej żądzy w prawdziwą miłość i przywiązanie. Czy może być lepszy sposób na zakończenie serii niż narodziny córki Belli i Edwarda, pół-człowieka, pół-wampira, Renesmee? Czy nie mogli chociaż wybrać lepszego imienia dla swojego dziecka? Krzywiłam się za każdym razem, gdy się na nie natykałam na kolejnych stronach książki... Z bardziej pozytywnych rzeczy: ciąża i poród Belli były dwoma z moich ulubionych elementów tej części, głownie ze względu na ich oryginalność i tworzenie napięcia. Początkowo miałam mieszane uczucia co do Renesemee - w końcu nieumyślnie zadawała Belli ból z łona matki i autentycznie obawiałam się o jej życie. Jednak po jej narodzinach wydawała się być ostatnim elementem układanki w związku Belli i Edwarda, dopełniającym ich szczęśliwą rodzinę. Jednym z moich głównych zarzutów był brak romansu w romansie :D Tak wiem: Bella i Edward pojechali w podróż poślubną i poczęli dziecko, ale potem ich romantyczne interakcje rozpadły się do zera. Jednym z ostatnich elementów, który utwierdził moją miłość do powieści było trzymające w napięciu zakończenie. Przez całą książkę byłam przekonana, że skończy się ona źle. Po prostu nie mogłam sobie wyobrazić pozytywnego zakończenia na podstawie biegu wydarzeń, które się rozwijały - byłam mentalnie przygotowana na najgorszy możliwy scenariusz. Pomimo mojego ciągłego zamartwiania się, byłam w szoku, że zakończyło się to tak korzystnie. Choć raz jedna z moich ulubionych serii nie zakończyła się masową zagładą i śmiercią jednej czwartej bohaterów :). Także polecam przeczytanie "Przed świtem " :)
Dodana przez Sara w dniu 02-06-2022
Ta książka była długo wyczekiwanym (przynajmniej przeze mnie! :-)), perfekcyjnie wykonanym zwieńczeniem i ukoronowaniem serii "Zmierzch". Splatające się wątki fabularne cudownie łączą się ze sobą, a rozwój bohaterów wskazuje wyraźnie na przemyślany charakter uniwersum stworzonego przez autorkę na potrzebę tej cudownej opowieści.
Zaczynałam czytać książkę z dużym podekscytowaniem, ponieważ przemiana Belli jeszcze nie nastąpiła, nad czym bardzo ubolewałam.... nie mogąc się jej de facto doczekać! Z zaskoczeniem odkryłam, że czekał ją zupełnie inny los, zanim w końcu będzie niejako.... " spełniona". Uwielbiałam śledzić tą jej ewolucję, zupełnie niespotykaną, dającą prawdziwe emocje, która była całkowicie sprzeczna z tym co czytelnik mógł śledzić podczas pierwszego tomu serii. Nie wdając się w zbytnie szczegóły dla tych, którzy jeszcze nie czytali tego dzieła, byłam rozdarta między osobami Belli i Edwarda... Tak samo zafascynowana i zaniepokojona dziejącymi się wydarzeniami jak oni sami, czekałam tylko na wybawienie naszych bohaterów i jego konsekwencje, które miały być ogromne zarówno dla naszej pary, jak i głównego wątku tej powieści.
Jednak Stephenie Meyer postanawia zamieszać w tej historii, wzbogacając narrację o punkt widzenia Jacoba. Śledzenie jego udręczonego życia przez kilka rozdziałów było dla mnie ekscytujące, zdecydowanie uczynił powieść ciekawszą, bardziej złożoną, a jego uczucia do Belli też lepiej rozumiałam za sprawą pełniejszego obrazu jego osoby. Już wcześniej bardzo lubiłam tę postać, więc mogłam się tylko jeszcze bardziej wzruszyć. Niestety miałam wrażenie, że autorka czasami kręciła się w kółko i nie zawsze realizowała swoje pomysły, przez co powstawały pewne dłużyzny i powtórzenia, ale to akurat zwykle przynosiło po chwili ożywienie, kolejne zwroty akcji: czyli na zmianę mamy igranie z czytelnika cierpliwością i wgniataniem go w fotel po kolejnych odjazdowych momentach naszych ulubionych bohaterów!
Przyznaję, że zakończenie dosłownie wprawiło mnie w osłupienie. Uważam, że zakończenie jest absolutnie interesujące i spójne, ponieważ odpowiada na wszystkie nasze pytania. Do tej pory wyobrażałam sobie spektakularną finałową bitwę, po której z przyjemnością wstrzymałabym oddech aż do ostatecznego rozstrzygnięcia... kto komu zada śmiertelny cios i kurtyna opadnie? Choć zazwyczaj lubię "szczęśliwe zakończenia", to to niestety pozostawiło u mnie gorzki posmak. Poza tym, gdy zagłębiam się w ostatnią książkę lubię, gdy autorka przygotowuje nas na rozstanie z jej światem i naszą żałobę, ale tak nie było i efekt był dość brutalny. Właściwie wydawało mi się, że w powieści brakuje stron... Co mnie śmieszy, bo nie sądziłam, że aż tak bardzo przywiązałam się do tego gładkiego i przyjemnego świata w który lubiłam uciekać. To jest właśnie magia pióra autorki: Stephenie Meyer oferuje historie z rozmachem i teraz rozumiem, dlaczego jej dzieło wzbudziło taki szał wśród moich przyjaciółek;-)
Podsumowując, jeśli czytaliście i podobały Wam się pierwsze trzy książki z serii, a nie czytaliście tej, to na co czekacie? :-) Jesteście sobie to winni, ta sama zasługuje na mocny epilog :D