Książka - Nikt nie musi wiedzieć. Hubert Meyer. Tom 4

DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ

Masz tę lub inne książki?

Sprzedaj je u nas

Nikt nie musi wiedzieć. Hubert Meyer. Tom 4

Nikt nie musi wiedzieć. Hubert Meyer. Tom 4

DODAJ DO LISTY ŻYCZEŃ

Masz tę lub inne książki?

Sprzedaj je u nas

„Nikt nie musi wiedzieć” to czwarta w kolejności powieść po „Sprawie Niny Frank”, „Tylko martwi nie kłamią” oraz „Florystce”, przedstawiająca zawodowe i osobiste perypetie najlepszego w Polsce profilera policyjnego. Huber Meyer doskonale potrafi odczytywać zawiłości ludzkiej psychiki i motywacje sprawców najcięższych przestępstw, mniej skutecznie radzi sobie z życiem prywatnym i kobietami.   

Hubert Meyer spędził ostatnie kilkanaście dni zamknięty w swoim mieszkaniu, oglądając telewizję i pijąc na umór meksykańską tequilę. Mężczyzna wciąż rozpamiętuje niedawne wydarzenia i pragnie spędzić urlop z dala od innych, tak aby poukładać sobie w głowie sprawy natury zawodowej i osobistej. Plan się nie powiódł, ponieważ w jego drzwiach pojawiła się dobrze znana mu kobieta, prokurator Weronika Rudy. Nie jest jednak sama, towarzyszy jej policjant, który pół roku wcześniej zastrzelił gangstera o pseudonimie „Japa”. Śledztwo w sprawie toczy się leniwym tempem, a prokurator Rudy kieruje wobec Meyera niezwykłą prośbę. Policyjny profiler ma podjąć się sprawy zabójstwa gangstera, sfabrykować dowody i skierować śledztwo na „lewe” tory, celem ochrony policjanta przed wyrokiem skazującym.

Meyer wkrótce spotyka również swoją miłość z dawnych lat i słyszy od kobiety szokujące informacje na temat ich wspólnej przeszłości. Jej zdaniem, przed laty kobieta doczekała się dziecka, choć sam Meyer nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Dziecko zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego matka prosi Meyera o pomoc w odszukaniu sprawcy domniemanej zbrodni. Nie tak wyobrażał sobie swój urlop policyjny profiler – Katowice i bliskie okolice zamku w Mosznej staną się jego nowym domem. Odkryte przez Huberta Meyera  dowody sprawią, że będzie musiał zdecydować, komu wierzy i komu ufa. Wcześniej jednak podda wątpliwość wszystko, co do tej pory uważał w swoim życiu za pewne i oczywiste.  

Katarzyna Bonda przyszła na świat 26 sierpnia 1977 roku w Białymstoku w głęboko religijnej rodzinie o białoruskim rodowodzie. W wieku czterech lat przeniosła się wraz z rodzicami do Hajnówki, małej wsi położonej na Podlasiu, która stała się tłem dla pierwszej powieści Bondy z serii o policyjnym profilerze, Hubercie Meyerze. W przeszłości pracowała przez 12 lat w mediach głównego nurtu, pisząc artykuły dla takich czasopism jak „Newsweek”, „Wprost”, „Miesięcznika Zdrowie”, „Naj”, czy „Expressu Wieczornego”.  

Katarzyna Bonda otwarcie wspominała w licznych wywiadach, że zanim odniosła spektakularny sukces pisarki, przeżyła kilka trudnych lat, nie mając często pieniędzy na podstawowe wydatki. Wierzyła jednak w swój talent i pożyczała pieniądze, aby studiować i brać udział w warsztatach pisarskich. Jak sama wspomina, jednym z najtrudniejszych momentów w jej życiu było wydarzenie z 2005 roku. Krótko po śmierci ojca kierowała samochodem, który śmiertelnie potrącił  człowieka. Zdecydowała się na terapię i leki, jednak to literatura pozwoliła jej znów stanąć na nogi. Sukces, jaki przyniosły jej książki „Sprawa Niny Frank” oraz „Polskie morderczynie”, znów pozwolił Katarzynie Bondzie uwierzyć, że jest potrzebna światu.  

Cena rynkowa: 39.90 zł

Wybierz stan zużycia:

WIĘCEJ O SKALI

„Nikt nie musi wiedzieć” to czwarta w kolejności powieść po „Sprawie Niny Frank”, „Tylko martwi nie kłamią” oraz „Florystce”, przedstawiająca zawodowe i osobiste perypetie najlepszego w Polsce profilera policyjnego. Huber Meyer doskonale potrafi odczytywać zawiłości ludzkiej psychiki i motywacje sprawców najcięższych przestępstw, mniej skutecznie radzi sobie z życiem prywatnym i kobietami.   

Hubert Meyer spędził ostatnie kilkanaście dni zamknięty w swoim mieszkaniu, oglądając telewizję i pijąc na umór meksykańską tequilę. Mężczyzna wciąż rozpamiętuje niedawne wydarzenia i pragnie spędzić urlop z dala od innych, tak aby poukładać sobie w głowie sprawy natury zawodowej i osobistej. Plan się nie powiódł, ponieważ w jego drzwiach pojawiła się dobrze znana mu kobieta, prokurator Weronika Rudy. Nie jest jednak sama, towarzyszy jej policjant, który pół roku wcześniej zastrzelił gangstera o pseudonimie „Japa”. Śledztwo w sprawie toczy się leniwym tempem, a prokurator Rudy kieruje wobec Meyera niezwykłą prośbę. Policyjny profiler ma podjąć się sprawy zabójstwa gangstera, sfabrykować dowody i skierować śledztwo na „lewe” tory, celem ochrony policjanta przed wyrokiem skazującym.

Meyer wkrótce spotyka również swoją miłość z dawnych lat i słyszy od kobiety szokujące informacje na temat ich wspólnej przeszłości. Jej zdaniem, przed laty kobieta doczekała się dziecka, choć sam Meyer nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Dziecko zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego matka prosi Meyera o pomoc w odszukaniu sprawcy domniemanej zbrodni. Nie tak wyobrażał sobie swój urlop policyjny profiler – Katowice i bliskie okolice zamku w Mosznej staną się jego nowym domem. Odkryte przez Huberta Meyera  dowody sprawią, że będzie musiał zdecydować, komu wierzy i komu ufa. Wcześniej jednak podda wątpliwość wszystko, co do tej pory uważał w swoim życiu za pewne i oczywiste.  

Katarzyna Bonda przyszła na świat 26 sierpnia 1977 roku w Białymstoku w głęboko religijnej rodzinie o białoruskim rodowodzie. W wieku czterech lat przeniosła się wraz z rodzicami do Hajnówki, małej wsi położonej na Podlasiu, która stała się tłem dla pierwszej powieści Bondy z serii o policyjnym profilerze, Hubercie Meyerze. W przeszłości pracowała przez 12 lat w mediach głównego nurtu, pisząc artykuły dla takich czasopism jak „Newsweek”, „Wprost”, „Miesięcznika Zdrowie”, „Naj”, czy „Expressu Wieczornego”.  

Katarzyna Bonda otwarcie wspominała w licznych wywiadach, że zanim odniosła spektakularny sukces pisarki, przeżyła kilka trudnych lat, nie mając często pieniędzy na podstawowe wydatki. Wierzyła jednak w swój talent i pożyczała pieniądze, aby studiować i brać udział w warsztatach pisarskich. Jak sama wspomina, jednym z najtrudniejszych momentów w jej życiu było wydarzenie z 2005 roku. Krótko po śmierci ojca kierowała samochodem, który śmiertelnie potrącił  człowieka. Zdecydowała się na terapię i leki, jednak to literatura pozwoliła jej znów stanąć na nogi. Sukces, jaki przyniosły jej książki „Sprawa Niny Frank” oraz „Polskie morderczynie”, znów pozwolił Katarzynie Bondzie uwierzyć, że jest potrzebna światu.  

Szczegóły

Opinie

Inne książki tego autora

Książki z tej samej kategorii

Dostawa i płatność

Szczegóły

Okładka: Miękka

Ilość stron: 384

Rok wydania: 2021

Rozmiar: 130 x 205 mm

ID: 9788328717381

Autorzy: Katarzyna Bonda

Wydawnictwo: Muza

Inne książki: Katarzyna Bonda

Katarzyna Bonda
Broszurowa , 72h wysyłka
Nowa Wyprzedaż
Miękka , W magazynie
Używana Okazja

Taniej o 4.07 zł 7.88 zł

Twarda , W magazynie
Używana Wyprzedaż Okazja

Taniej o 31.68 zł 49.90 zł

Miękka , W magazynie
Używana Wyprzedaż
Katarzyna Bonda
Broszurowa , 72h wysyłka
Nowa Wyprzedaż
Katarzyna Bonda, Adam Bauman
Twarda , 72h wysyłka
Nowa Wyprzedaż
Katarzyna Bonda, Julia Celer
Broszurowa , 72h wysyłka
Nowa Wyprzedaż

Inne książki: Literatura piękna obca

Miękka , W magazynie
Używana Wyprzedaż Okazja

Taniej o 7.34 zł 39.90 zł

Broszurowa , W magazynie
Nowa Używana Wyprzedaż
Broszurowa , W magazynie
Używana Okazja

Taniej o 26.47 zł 30.75 zł

Kartonowa , W magazynie
Używana Okazja

Taniej o 24.99 zł 30.15 zł

Broszurowa , W magazynie
Nowa Używana Wyprzedaż Okazja

Taniej o 5.65 zł 42.99 zł

Twarda , W magazynie
Używana Wyprzedaż Okazja

Taniej o 13.29 zł 34.99 zł

Oprawa bro... , W magazynie
Używana Okazja

Taniej o 20.16 zł 32.90 zł

Opinie użytkowników
5.0
2 recenzje
Dodana przez Basia w dniu 09-11-2022

Kilka dni temu przeżyłam najlepszą imprezę Halloween w swoim życiu! Uwielbiam zabawy tematyczne, gdzie możemy ze znajomymi przebrać się za postacie z filmów i książek i od rana do wieczora być kim tylko chcemy. Czasami można w ten sposób poznać lepiej siebie, czasami z kolei dowiedzieć się więcej o innych. W tym roku przebrałam się za policyjną profilerkę i nie będzie żadną niespodzianką, jeśli wyznam, że wzorowałam się na głównej postaci serii książek Katarzyny Bondy, Hubercie Meyerze. Powieści, gdzie to policyjny profiler jest na pierwszym planie, nie ma wiele, zwłaszcza na rodzimym rynku beletrystyki. Katarzyna Bonda zaskoczyła pomysłem na swoje książki, szybko jednak okazało się, że festiwal niespodzianek, jaki zgotowała nam w swoich powieściach, rozpocznie nową tradycję w polskim kryminale. Opowiem wam dziś więcej o Hubercie Meyerze i jego pracy, kobietach oraz problemach z alkoholem. Brzmi jak udana recepta na powieści kryminalne?  

Przyznaje, długi czas twórczość Katarzyny Bondy nie była mi szczególnie bliska. Wiedziałam, że pisze książki, niektóre z nich nawet miałam w rekach, nigdy jednak żadnej nie skoczyłam. Aż do września tego roku. Miałam szalone wakacje w tym roku i odwiedziłam kilka miejsc w Europie, jednak jesień to dla mnie czas dla siebie na chwilę wytchnienia, nostalgii i kontemplacji minionych miesięcy. Zima ma w sobie zapach jarmarków świątecznych, kojarzy się z prezentami i choinką, czas wtedy błyskawicznie leci. Jesienią jest inaczej – można z ulubioną książką zamknąć się w domu przy kubku z kawą i absolutnie nikt nie będzie mógł mieć o to pretensji. Jeśli ludzie nie są czarno-biali  w swoim sposobie bycia, to jesienią w każdym z nas budzi się introwertyk. A introwertycy kochają książki, dlatego zamówiłam ponad dziesięć pozycji tej jesieni. Wśród nich była „Nikt nie musi wiedzieć” oraz „Werdykt”. Pierwsza wyszła spod pióra Katarzyny Bondy już kilka lat temu i kontynuuje serię z Hubertem Meyerem na pierwszym planie, druga z kolei książka została napisana przez Remigiusza Mroza i stanowi ostatni na ten moment rozdział perypetii życiowych ulubionej dwójki prawników w naszym pięknym kraju nad Wisłą, czyli Joanny Chyłki oraz Konrada Oryńskiego.  

Literatura nie jest jedyną rzeczą, jaka łączy wspomnianą wyżej dwójkę autorów. Wieść o romansie Katarzyny Bondy oraz Remigiusza Mroza okazała się sporym wydarzeniem — chcąc nie chcąc każdy z nas trafiał na informacje w tym zakresie, kolorowa prasa żyła tym związkiem i trudno się dziwić. Dwoje najpoczytniejszych polskich autorów połączyło siły, finalnie jednak nie doczekaliśmy się żadnej książki sygnowanej nazwiskami Bondy i Mroza. I nie ma się co spodziewać, że dająca się przewidzieć przyszłość zmieni coś w tym kierunku, ponieważ wspomniana para autorów rozstała się jakiś czas temu. Czy było mi żal? Nie, raczej byłam pod wrażeniem. Rzadko bowiem na polskim podwórku można trafić na dwoje ludzi, którzy uśmiechali się do siebie w blasku fleszy, a po jakimś czasie potrafią mówić o rozstaniu bez obrzucenia się nawzajem pomyjami. Jak to świadczy o Remigiuszu Mrozie, nie wiem, jego wizerunek w mediach to w dużym stopniu gra medialna. Jeśli zaś chodzi o Katarzynę Bondę, to miałam okazje czytać kilka wywiadów, w których odnosiła się do autora „Chyłki” z wielkim szacunkiem, wskazując na wartość, jaką ta relacja jej przyniosła w życiu. Dojrzałość. To słowo, z którym Katarzyna Bonda mi się kojarzy w ostatnich tygodniach, a jej książki: „Sprawa Niny Frank”, „Tylko umarli nie kłamią”, „Florystka” i w końcu „Nikt nie musi wiedzieć”, utwierdziły mnie w przekonaniu, że mamy szczęście obcować z twórczością wyjątkowej pisarki w III dekadzie XXI wieku.  

Powieść „Sprawa Niny Frank” okazała się niespodzianką na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim pomysł z umieszczeniem w centrum historii policyjnego profilera wydał mi si miłym powiewem świeżości. Nie sposób uciec od porównań do twórczości Remigiusza Mroza, to wciąż ten sam gatunek literacki, choć rozumiany nieco inaczej. Na szczęście dla nas, czytelników! Dobra powiem to głośno — moim zdaniem Remigiusz Mróz nie jest wcale złotym dzieckiem polskiego kryminału. Nie zrozumcie mnie źle, to znakomity pisarz, jednak jego największą zaletą jest tylko albo aż, znakomity warsztat. Inaczej mówiąc, sięgając po kolejne książki z Chyłką, a jest ich na jesień 2022 roku aż 16, czytelnik dobrze wie, czego się spodziewać. Chyłka i Zordon zmienili się przez te wszystkie lata, ona stała się bardziej kobieca, wrażliwa i delikatna, marzy również o macierzyństwie i w pracy też prezentuje dojrzalsze podejście, niż miało to miejsce przed laty w pierwszych częściach serii. On z kolei zmężniał, stał się w jej oczach oparciem, potrafi wciąż na siebie ciężar obowiązków i sprawić, aby jego kobieta poczuła się jak mała dziewczynka. A wszystko to w sosie o dobrze znanym nam smaku – w każdej kolejnej Chyłce Warszawa żyje nową aferą i tylko para naszych ulubiony adwokatów może wygrać sprawę i przywrócić społeczne poczucie sprawiedliwości. Oczywiście od czasu do czasu Remigiusz Mróz jechał po bandzie, jak wtedy gdy wysłał Chyłkę w góry i nagle ze skutecznej pani adwokat wyłoniła nam się znakomita alpinistka z rakami i czekanem pod pachą. Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Wydaje mi się, że przez kilka ostatnich lat dojrzewała we mnie ta myśl, że twórczość Mroza i Bondy sporo łączy, ale jeszcze więcej dzieli. Dziś wiem, że wydawało mi się dobrze ?  

Niedawno trafiłam na informacje, że około 38% naszych rodaków przeczytało w ciągu roku przynajmniej jedną książkę. Wydaje się, że statystyki te choć niepokojące, będą tylko rosnąć. Dlaczego? W przeszłości literatura była kojarzona z inteligencją i określonym poziomem społecznym. Po sukcesie, jaki odniosły książki Blanki Lipińskiej, można mieć wątpliwości w przedmiocie słuszności tego twierdzenia. Jeśli jednak zapytacie mnie jakiego polskiego autora warto przeczytać, to w pierwszej kolejności na myśl przychodzą mi dwa nazwiska. Olga Tokarczuk oraz Katarzyna Bonda. Tokarczuk polecam, choć warto wiedzieć, na kogo twórczość się porywamy, Polska noblistka to wyzwanie, a przekaz, jaki nam proponuje, ociera się o geniusz najlepszych pisarzy na świecie. Z kolei Katarzyna Bonda to pisarka, która pisze dla masowego odbiorcy, ale korzystając ze swoich zasięgów, pragnie przekazać swój punkt widzenia na świat. I to właśnie różni ją od Mroza, który pisze zazwyczaj o tym, o czym czytelnik chce przeczytać.  

Wracając jednak do „Sprawy Niny Frank” i porzucając chwilowo moje liczne skądinąd dygresje, pragnę zwrócić uwagę na wielowarstwowość książki Katarzyny Bondy. W warstwie technicznej nie mam się kompletnie do czego przyczepić. Język, jakim posługuje się autorka, jest lekki i przyjemny w odbiorze, choć od czasu do czasu pojawiają się trudne słowa i konieczność sprawdzenia ich etymologi w leksykonie języka polskiego. Nie jest to oczywiście konieczne dla zrozumienia treści książki, ale miło od czasu do czasu trafić na tajemniczo brzmiące słowo w języku polskim. Powieść „Sprawa Niny Frank” zajęła mi łącznie cztery wieczory, był to jednak czas, kiedy umarła Królowa Elżbieta II i sporo z przyjaciółkami dzwoniliśmy do siebie, aby wspominać Elkę, jak by nie patrzeć, kobieta stała nam się bliska, bo żadna z nas innej królowej angielskiej nie pamiętała. Katarzyna Bonda zaskoczyła mnie przede wszystkim tłem opowiedzianej przez siebie historii. Po 16 tomach Chyłki wydawało mi się, że znam już topografie Warszawy na pamięć. Oczywiście czasem Mróz pozwalał sobie na ekstrawagancje i przenosił akcje w rozmaite zakątki, niemniej punktem wyjścia i powrotu wcześniej czy później okazywała się Warszawa. Trudno nie odnieść wrażenia, że stolica naszego kraju stała się zbyt mała dla większej ilości bohaterów z innych serii. Sam fakt, że Mróz tłem dla opowieści o Komisarzu Forscie uczynił tajemnicze góry, wiele mówi o braku chęci powielania utartych schematów. Katarzyna Bonda idzie o krok dalej. Akcja powieści „Sprawa Niny Frank” nawiązuje do trudnej przeszłości autorki i porusza jednocześnie delikatne sprawy z historii najnowszej naszego kraju. Kiedy Polska w 1945 roku została oddana przez zachodnich aliantów na rzecz sowieckiej Rosji, żołnierze Armii Krajowej stanęli przed dramatycznym wyborem. Bić się dalej z czerwonym okupantem, czy złożyć bron i próbować odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Babka Katarzyny Bondy zginęła na kresach wschodnich z rąk „Żołnierzy Wyklętych” tylko za to, że miała białoruskie korzenie. Autorka wspomina, że kiedy jeździła wokół rodzinnej Hajnówki i zbierała materiały do swojej książki, wielu ludzi nie chciało wracać do wydarzeń sprzed wielu dekad, panowała zmowa milczenia i a dawne krzywdy zamiatano pod dywan w imię panującej poprawności politycznej. Byłam wielce zaskoczona, że autorka nie potraktowała tego tematu jako taniej sensacji dla swojej książki, lecz wykonała solidny research, miała coś do powiedzenia i jednocześnie oddała głos ludziom, o których jest „Sprawa Niny Frank”. Dla jasności przekazu dodam, że historyczne uwarunkowania stanowią jedynie genezę zbrodni opisanej w książce i Katarzyna Bonda przedstawia nam czasy współczesne, przeplatane retrospekcją.  

Kolejną książką związaną z losami Huberta Meyera okazała się powieść „Tylko martwi nie kłamią”. I znowu Katarzyna Bonda zaskakuje. Przeniesienie akcji książki do stolicy Górnego Śląska, Katowic okazało się strzałem w dziesiątkę. Czy podobny pomysł sprawdziłby się również w wykonaniu innych polskich autorów? Trudno powiedzieć, żaden z nich nie podjął wyzwania na taką skalę, jak uczyniła to Katarzyna Bonda. Znowu rzuca się w oczy, że topografia stolicy Górnego Śląska została fantastycznie opisana – kto był choć raz na dworcu w Katowicach przy ulicy 3-go Maja, ten od razu rozpozna pewne charakterystyczne punkty na mapie miasta będącego tłem dla opowieści opisanej w książce „Tylko martwi nie kłamią”. I znowu niespodzianka. Tym razem nie fabuła i historyczne konotacje okazały się zjawiskowe, ale pomysł na bohaterów. Nie zrozumcie mnie źle — już w „Sprawie Niny Frank” czułam sympatię dla Meyera, jednak kolejna książka z tej serii przynosi nam dwoje zupełnie nowych bohaterów. Prokurator Weronika Rudy to piękna, lecz naznaczona przeszłością kobieta. Jej sukcesy zawodowe nieco przysłaniają skomplikowany status spraw prywatnych, a te poznajemy za sprawą pojawienia się w jej życiu Huberta Meyera. Relacje tej dwójki to pomieszanie z poplątaniem. Kiedy czytałam fragmenty nimi związane, miałam wrażenie, że oboje czekali na to spotkanie, każde z nich jednak doskonale wiedziało, że ich znajomość jest jak czekoladka — słodka, i ma swój termin ważności. Nie powiem nic więcej, aby nie psuć wam zabawy. Kto nie przeczytał, ten stracił jeden z najlepiej rozpisanych romansów w historii polskiego kryminału. Co więcej, kto nie czytał książki, ten nie wie kim jest Waldemar Szerszeń, a to już literacka zbrodnia w historii najnowszej rodzimej beletrystyki. W jednym z wywiadów Andrzej Grabowski wyznał, że Patryk Vega przywrócił go do żywych swoimi filmami. Grabowski przez ponad dekadę utożsamiany był głównie z postacią Ferdynanda Kiepskiego i rola ta stała się, jak sam wspominał, przekleństwem jego życia. W kolejnych „Pitbullach” Grabowski grał policjanta, który prezentował mocny kręgosłup moralny, jednak nie do końca odnajdywał się w nowej rzeczywistości, gdzie nowinki techniczne stanowiły nie tylko wsparcie w pracy organów ścigania, ale konieczność związaną z nadążaniem za szybko adaptującymi się w nowej rzeczywistości przestępcami. Waldemar Szerszeń jest dokładnie taki sami! Facet od pierwszych stron budzi pozytywne skojarzenia i wygląda na poczciwego. Trudno go nie lubić i trudno się nie uśmiechać czytając fragmenty dotyczące jego relacji z żoną. Mam rodzinę w Nowej Rudzie, miasteczka to skądinąd pojawia się w „Tylko martwi nie kłamią” i nie mogłam wyjść z podziwu, z jaką precyzją autorka książki oddała specyfikę życia na Górnym Śląsku. Kto był, ten wie, co mam na myśl! Kto nie był, ten może pojedzie sprawdzić, kiedy znów okaże się, że można kupić węgiel na zimę.  

„Last but not least”, czyli „Florystka”. Dla tej książki recenzję w sumie mogłabym napisać krótką — rewelacyjna książka, najlepszy kryminał na polskim rynku. Znowu pojawia się postać Huberta Meyera, choć tym razem poznajemy mężczyznę od zupełnie innej strony, niż było to nam dane wcześniej. Czy ów zmiana jest pozytywna, czy negatywna? Podobne wartościowanie bardziej adekwatnym wydaje się do książek Mroza. U Katarzyny Bondy bohaterowie ewoluują. Zmieniają się na naszych oczach, czasem pozwalają sobie na chwile słabości, czasem przekraczają własne granice. Jeśli jesteście ciekawi, polecam sięgnąć po „Florystkę”. Dodam jeszcze, że pojawiają się w tej powieści wątki paranormalne, co samo w sobie powinno zapalić wszystkim czytelnikom w głowie czerwoną lampkę. Nie ma się co oszukiwać — polska literatura nie ma bogatych tradycji w literaturze grozy, chyba że odwołamy się do mickiewiczowskich „Dziadów”. Tymczasem Bonda nie tylko świetnie radzi sobie z elementami tego gatunku, ale również płynnie przeplata je z udanymi rozwiązaniami z poprzednich części. Była to również pierwsza książka w sadze o Hubercie Meyerze, która związana była z morderstwami dokonanymi na dzieciach. To zawsze podnosi poziom poprzeczki i Katarzyna Bonda doskonale sobie poradziła w mojej opinii.  

Długo musieliśmy czekać na kolejną część przygód Huberta Meyera. „Florystkę” oraz „Nikt nie musi wiedzieć” dzieli dekada. Przez ten czas zmienił się główny bohater, zmieniła się autorka, zmienili się również czytelnicy. Czy aby jednak na pewno? W życiu jestem raczej zwolenniczką ewolucji niż rewolucji i taka dokonuje się na kartach najnowszych przygód Huberta Meyera. Znowu tłem dla całej intrygi będzie stolica Górnego Śląska i otaczające ja miasteczka. Co się wydarzyło u naszego ulubionego profilera policyjnego? Autorka przedstawia nam go w momencie, gdy cała Polska prasuje koszule i sukienki na bal sylwestrowy. Hubert Meyer pozostaje pijany tequila od 13 dni. W sumie to zabawne, że zarówno Remigiusz Mróz upijał Chyłke tequila, jak i Katarzyna Bonda podsuwa ów meksykański trunek swojemu głównego bohaterowi. Czyżby wódka była już passe? Wróćmy jednak do wydarzeń opisanych w książce „Nikt nie musi wiedzieć”. Meyer długo pije i jest mu dobrze w samotności, jednak wkrótce wyrywa go z tego stanu jego dawna partnerka i kochanka w jednej osobie, prokurator Weronika Rudy. Znamy tą panią dobrze z drugiej części cyklu, „Tylko martwi nie kłamią”. Postać prokurator Rudy wydała mi się szalenie interesująca, prawdę mówiąc miałam nadzieje, że autorka do niej wróci i powie nam o niej więcej. Katarzyna Bonda wyszła naprzeciw tym oczekiwaniom... połowicznie. Co to znaczy? Autorka trzyma się swojej konwencji w mojej ocenie – zauważyliście, że trudno jakąkolwiek postać z sagi o Hubercie Meyerze poznać w związku z jej pracą? Jednakowo Meyera i prokurator Rudy poznajemy przede wszystkim z uwagi na osobliwą relację, jaka ich łączy, daleko wykraczającej poza sprawy zawodowe. Kiedy zaś czytamy fragmenty związane z ich profesją, każde z nich wydaje się zakładać maskę, przez której pryzmat postrzega ich świat wokół nich. To wszystko są subtelne zabiegi ze strony autorki, wiedząc jednak, jak głęboko czyni starania, aby przygotować reserach swoich historii, można odnieść wrażenie, że organy ścigania oraz ich przedstawiciele w książkach Bondy przedstawieni są szalenie wiarygodnie. Prokurator Rudy staje w drzwiach pijanego Meyera i wcale nie przyszła go uratować przed samym sobą, ale złożyć propozycję nie do odrzucenia. Nie jest bowiem sama. Towarzyszy jej policjant, który 6 miesięcy wcześniej śmiertelnie postrzelił gangstera. Sprawa zaczyna poważnie śmierdzieć, lokalni stróże prawa czynią starania, aby skierować śledztwo na lewe tory, bezskutecznie. Potrzebna jest osoba ciesząca się zaufaniem w środowisko, która weźmie na siebie ciężar fabrykowania dowodów. Tez pomyśleliście o Hubercie Meyerze? Głównego bohatera czeka najtrudniejsze śledztwo w całej jego karierze.  

Kiedy w drzwiach mieszkania Meyera pojawiła się prokurator Rudy, liczyłam na gorące chwile miedzy ta dwójka. Tak wiem, powieść „Nikt nie musi wiedzieć” to nie romans czy erotyk pokroju „365 dni” Blanki Lipińskiej, ale jednak autorka przyzwyczaiła nas, że jej bohaterowie w trudnych chwilach lubią oddać się przyjemnością w dobrym towarzystwie. Wkrótce Meyera odwiedza kobieta, z którą w przeszłości pozostawał w zażyłych relacjach, a ich rozmowa wywołała sporo zamieszania w książce Katarzyny Bondy. Okazuje się, że... Meyer miał z kobietą dziecko, choć nie miał o tym pojęcia. Czy jest to prawda? Początkowo trudno powiedzieć, ale trudno uciec od wrażenia, że sprawa będzie miała drugie dno. Kobieta niczego nie oczekuje od głównego bohatera, prosi, tylko aby podjął się śledztwa w sprawie morderstwa ich wspólnego syna. W jaki sposób wątek gangusa i potomka pozostanie związany na kartach powieści „Nikt nie musi wiedzieć”? Nie powiem, żeby nie psuć wam zabawy ?  

W mojej przygodzie z literaturą liczącej już sobie kilkanaście lat nauczyłam się, że niektórzy autorzy od razu trafiają strzałą amora w serce czytelnika, inni z kolei potrzebują czasu, aby dać czytelnikowi możliwość dostrzec swój geniusz. Katarzyna Bonda cieszy się sporym uznaniem od lat, na moje pracowała nieco dłużej i dziś przedstawiam się jako zadeklarowana fanka jej twórczości. Aby mówić o sobie w ten sposób, potrzebuje jednak impulsów w zakresie fascynacji samym pisarzem. Katarzyna Bonda sporo w życiu przeżyła i dziś daje tego świadectwo w swoich książkach, stanowiąc idealny przykład, że można jednocześnie pisać książki dla rozrywki gawiedzi i zawierać w nich ważne przesłanie, które daje szanse czytelnikom stać się lepszymi ludźmi. Polecam, jesienne dni zdecydowanie dają okazję, aby przypomnieć sobie jakie skarby kryje w sobie literatura bardzo piękna! ?   

Dodana przez Ania w dniu 09-11-2022

W październiku tego roku rozpoczęłam ostatni rok studiów i przede mną szereg ważnych decyzji w przedmiocie planowania przyszłości. Najpierw pandemia, teraz wojna w Ukrainie i galopujące ceny związane z inflacją... w przyszłym roku już tylko jakieś mega trzęsienie ziemi albo tsunami na Bałtyku będą w stanie mnie zaskoczyć. Świat zwariował i nie do końca wiadomo, co się z tego chaosu wyłoni! W weekend spotkałam się z moimi przyjaciółkami, aby o tym wszystkim porozmawiać i bardzo cenie sobie te rozmowy, moje kumpele to mądre kobiety. Żeby nie było, że tylko sobie narzekaliśmy — pojawiło się wiele ważnych tematów, a wśród nich literatura i ulubieni pisarze. Kiedy rzuciłam temat Katarzyny Bondy, zaskoczyło mnie, jak niewiele w moim towarzystwie wiedziano o polskiej pisarce. Autorka poczytnej serii o perypetiach policyjnego profilera, Huberta Meyera, powszechnie kojarzona jest za kilka książek, długie i piękne blond włosy oraz... związek z Remigiuszem Mrozem, najpopularniejszym autorem prawniczych kryminałów w naszym pięknym kraju nad Wisłą. Poczułam ostatnio w sobie jakąś misję uświadamiania świata w tym zakresie niezwykłej osobowości, jaką w moich oczach prezentuje Katarzyna Bonda. Poszukując więcej informacji o autorce przy okazji kolejnych książek związanych z Hubertem Meyerem, trafiłam na szczegóły z życia polskiej autorki i.... poczułam, że to niezwykła kobieta. Nawet jej rozstanie z Mrozem, które skądinąd było zjawiskową promocją książek obu autorów, przebiegło w harmonii i z wzajemnym poszanowaniem swojej prywatności. Rzecz absolutnie niezwykła w świecie celebrytów, prawda? A jednak Katarzyna Bonda sporo w życiu przeżyła, jej babcia została zamordowana przez przedstawicieli „Żołnierzy Wyklętych”, samotnie wychowuje córkę, a w przeszłości śmiertelnie potrąciła człowieka na pasach. Przez kilka lat Bonda słabo sobie radziła finansowo, o czym sama otwarcie mówi, jednak wiara w siebie i podążanie za intuicją pozwoliły jej finalnie odnieść sukces. Warto o tym wszystkim mówić, ponieważ Bonda wyrasta stopniowo na jeden z najważniejszych, kobiecych głosów w literaturze pięknej. W 2019 roku autorka sagi o Hubercie Meyerze była najlepiej zarabiającą polską pisarką, a niedawno głośno się zrobiło o sprzedaniu praw do ekranizacji książki „Polskie morderczynie” na rzecz platformy Viaplay. Czuje jakaś wewnętrzną satysfakcję, że znam twórczość Katarzyny Bondy od kilku lat i już wtedy czułam, że ta pisarka ma w sobie ogromny potencjał. I tak naprawdę mocno jej kibicuje.  
Jeszcze pod koniec wakacji zaczęłam czytać książkę „Sprawa Niny Frank”, otwierającej sagę z Hubertem Meyerem. Czego się spodziewałam? Dobrej lektury, która wzorem powieści Remigiusza Mroza przyniesie mi upragnione „guilty pleasure” po długich dniach spędzanych w pracy. Symbolem owej zdrowej przyjemności przez poprzednie lata była dla mnie seria z Joanną Chyłką i Konradem Oryńskim i rozglądając się wokół siebie, wiem doskonale, że, że nie tylko ja zwariowałam na punkcie wyżej wspomnianego duetu. To było coś zupełnie nowego w polskiej literaturze. Wychowani przez lata na książkach Elizy Orzeszkowej i Henryka Sienkiewicza, uczyliśmy się w kolejnych pokoleniach, że polska literatura piękna, jest tak piękna, że aż archaiczna i niepasująca do obecnych czasów. Trudno mi dziś uwierzyć, że jeszcze dekadę temu wymagano od nas czytania „Dziadów” celem kultywowania pogańskiej tradycji, zamiast podsunąć pod oczy dzieci książki takie jak „Harry Potter” czy „Pieśń Lodu i Ognia”. Książki fantasy to niesamowita przestrzeń do budowania swoich wyobrażeń o świecie, który wcale nie musi zamykać się w szufladach ciężkich od siermiężnego stylu Mikołaja Reja. Kilka lat później trafiłam na pierwsze książki Remigiusza Mroza i obudziły one we mnie przekonanie, że młode pokolenie młodych, polskich pisarzy zdaje się nadążać za oczekiwaniami czytelników i dynamicznie zmieniającym się światem wokół nas. Ile można czytać o tym, co było? Nie zrozumcie mnie źle, czytam „Ogniem i mieczem”, podobał mi się również „Pan Tadeusz”, ale to wszystko są ciekawostki, komety na niebie, które miło jest zobaczyć co jakiś czas, ale na ogół człowiek za nimi nie tęskni i do nich nie wraca. Ludzie zaczęli latać w kosmos, eksplorować głębiny morskie przy rowie Mariańskim, smartfony dają nam okazję, aby w jednej chwili połączyć się z ludźmi na całym świecie, a polska szkoła wciąż proponowała nam romantyczno – pozytywistyczne uniesienia z XIX wieku. Wspominam o tym również dlatego, że kilka dni temu dokładnie pytanie w omawianym przedmiocie zostały skierowane do Donalda Tuska przez młodą dziewczynkę — czy doczekamy się w końcu rewizji kanonu lektur szkolnych? Zainteresowanych odsyłam do tego video, nie chcę wchodzić w szczegóły ani brać udziału w kampanii wyborczej ?. Chociaż skoro już jesteśmy w dziedzinie politycznej niepoprawności... niedawno prezes wszystkich prezesów w tym kraju wyznał, że kobiety nie rodzą dzieci, bo „dają w szyję”. Zostawmy jednak małych ludzi i wróćmy do wielkich pisarzy.  

„Sprawę Niny Frank” czytałam dwa razy i to w krótkich odstępach czasu. Pierwszy raz jak wspomniałam jeszcze na wakacjach i coś mnie tknęło, aby więcej dowiedzieć się o samej autorce. Czasami to robię, czasami nie, często zależy to od stopnia, w jakim książka mnie poruszy. „Sprawa Niny Frank” okazała się mocną lekturą, zaskakującą i sporo obiecywałam sobie po kolejnych częściach cyklu związanego z postacią Huberta Meyera. Ciekawość wygrała i doszukałam się informacji, które mocno mną wstrząsnęły. Zycie Katarzyny Bondy nie było usłane różami, a sama autorka traktuje literaturę jako rodzaj terapii dla samej siebie. Przynosi to osobliwe konsekwencje jej samej i czytelnikom – rzeczywistości i fikcja w książkach polskiej autorki zadziwiająco często się ze sobą zacierają. Ktoś powie, że to nic nowego i Remigiusz Mróz robił to wcześniej. Otóż... nie. Mróz rzeczywiście wyrobił sobie pewien właściwy dla niego samego sposób przeplatania fikcji z faktami, niemniej poczytywałam to sobie za właściwość jego warsztatu pisarskiego. Wystarczyło, że media głównego nurtu obiegała informacja o planowanych zamach terrorystycznych, kobiecie, która zabiła swoje dziecko czy w końcu mniejszości etnicznej, będącej przedmiotem szykan ze strony obozu władzy, a Mróz chętnie takie tematy podejmował i mniej lub bardziej umiejętnie wplatał do swojej narracji. W rzeczywistości jednak o Mrozie mało wiemy, autor skutecznie chroni swoja prywatność. Inaczej sprawa wygląda w kontekście Katarzyny Bondy. Wiedzieliście, że tytuł książki „Sprawa Niny Frank” bezpośrednio nawiązuję do matki autorki? A to tylko jeden z przykładów, jak Bonda łączy swoje życie z literacką fikcją — w moich oczach czyni to jej twórczość tylko ciekawszą. „Sprawa Niny Frank” zaskoczyła mnie na wielu płaszczyznach, jedną z nich był rozmach, z jakim autorka porusza sprawy kluczowe dla historii najnowszej Polski. Mieszkam w Krakowie niedaleko przy alei „Armii Krajowej”. To jedna z największych ulic w stolicy Małopolski. Ciągnie się przez północne rubieże Krakowa i każdego dnia wydaje się niebotycznie zakorkowana. „Sprawa Niny Frank” skłania do refleksji, czy cześć i chwała oddawana dawnym bohaterem jest wynikiem dbania o dorobek rodzimej kultury, czy raczej niezdrowym kultywowaniem narzuconej nam tradycji przez politykę historyczną postkomunistycznej Polski? Różnica subtelna, ale znacząca. Fakt, że Polska przez kilkadziesiąt lat znajdowała się pod butem Moskwy, sprawił, że „Żołnierzy Wyklętych” zobaczymy na sztandarach niesionych przez Marsz Niepodległości już 11 listopada. Tymczasem to właśnie część z tych „bohaterów” przyszła pewnego dnia do jednej z wsi na Podlasiu i zabiła babkę Katarzyny Bondy tylko z powodu jej białoruskiego pochodzenia. Autorka mierzy się z tym problemem i oddaje głos ludziom, którzy pamiętają podobne wydarzenia, choć zmowa milczenia, jaka panuje nad tym tematem karze wierzyć, że wielu ludziom nie jest na rękę odkrywanie prawdy o historii, zwłaszcza że zazwyczaj piszą ją zwycięzcy.  

Zrobiło się trochę poważnie z tą „Sprawą Niny Frank”, co? Przede wszystkim jest to znakomita książka, którą świetnie się czyta, zajęła mi nie więcej niż trzy wieczory przy pierwszym podejściu. Drugie związane było z informacjami o życiu prywatnym autorki i poszukiwałam subtelnych nawiązać między słowami w powieści otwierającej cykl o Hubercie Meyerze. A skoro już mowa o naszym ulubionym policyjnym profilerze, to warto przejść do drugiej książki z cyklu, czyli „Tylko martwi nie kłamią”. I znów autorka zaskoczyła — przeniesienie akcji do centrum Katowic, miasta, które dobrze znam, powodowało u mnie rodzaj dziecięcej nostalgii. Nie zmieniał tego nawet fakt, że już na pierwszych stronach powieści wiadomo było, że autorka nie zabierze nas na dobrą imprezę przy ulicy Mariackiej, ale na znajdującą się nieopodal ulicę Stawową, gdzie znaleziono trupa. Katarzyna Bonda pisze znakomite kryminały, niepozbawione jednak elementów romansowo – humorystycznych, co poczytuje sobie za spory plus jej twórczości. Fajnie złapać za książkę Stephena Kinga i całą noc czytać pod kocem – ostatnio złapałam na „Miasteczko Salem”, akurat była burza i serio się stresowałam ?. Niemniej w przypadku polskich autorów szukamy jakieś swojskości, poczucia, że jesteśmy między Wisłą i Odrą, a tu wiadomo, że żyje się inaczej niż w innych szerokościach geograficznych. Katarzyna Bonda znakomicie potrafi oddać mentalność naszych rodaków za sprawą drugoplanowych bohaterów w swoich książkach. Powieść „Tylko martwi nie kłamią” zachwyciła mnie w pierwszej kolejności kreacja bohaterów. Huber Meyer kontynuuje swoje życie pełne rozczarowań związanych z kobietami, jednak pierwszy raz zdarzyło mu się tak ostentacyjnie popłynąć w sprawach zawodowych. Popełnił błąd, za który przyszło mu szybko zapłacić. Całe swoje życie poświęcił dla pracy i rzeczywiście, wiele wskazuje, że osiągnął mistrzostwo w kreśleniu psychologicznych portretów sprawców morderstw. A jednak chwila nieuwagi, zły trop, zbyt wielka wiara w swoją intuicję i Meyer odszedł ze służy. Wcześniej jednak wdał się w romans z prokurator Weroniką Rudy i wątek tej dwójki wywoływał we mnie ciarki na skórze. Serio. Najlepsze jest to, że... w istocie między Hubertem i Weroniką nie ma miejsca na pościgi, strzelaniny czy chociażby jedzenie maka po kolejnym wypadzie na miasto. Zamiast tego autorka proponuje tam zmysłową grę niedopowiedzeń, gdzie umiejętność czytania między słowami pozwala lepiej zrozumieć każdego z bohaterów. Dla leniwych też mam dobra informację — Katarzyna Bonda przedstawia na w drugiej książce z cyklu również postać niejakiego Waldemara Szerszenia. To jest dopiero wariat! Waldek to policjant pracujący w katowickiej komendzie i jest to mężczyzna, którego nie sposób nie lubić. Jego ostentacyjną  awersją do nowinek technicznych stała się już legendarna wśród fanów tej serii, a mówimy o początku II dekady XXI wieku, a więc czasach relatywnie nieodległych. Autorka znakomicie przedstawia zderzenie starszego pokolenia z nowym światem, w którym coraz trudniej jest im znaleźć dla siebie miejsce. Jednocześnie autorka oddała idealnie skomplikowane relacje między ludźmi na Śląsku, który w oczach samych mieszkańców jest obszarem innym, niż postała część Polski. Jakim? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ale jeśli chcecie poznać mentalność Greków czy Hiszpanów, to warto pomieszkać przez kilka lat w tych krajach. Ze Śląskiem jest podobnie, mimo że od wieków stanowi węglowe serce naszej państwowości.  

Dokonuje dziś swoistego rozliczenia z twórczością Katarzyny Bondy, niemniej mam poczucie, że jest to autorką z różnych powodów niedocenianą. Nie mam tu na myśli jedynie jej twórczości, ale przede wszystkim tego, jakim jest człowiekiem. Tak wiem, poruszam delikatne strony – nie ma bowiem na świecie badan, że tylko dobry człowiek może zostać dobrym autorem i pisać dobre książki. Nie mam z tym problemu, każdy czyta, co chce i ostatecznie chcemy dostać ciekawą beletrystykę. A jednak moją półkę z książkami zajmują głównie Gabriel Garcia Marquez, Fedor Dostojewski, Olga Tokarczuk czy Stanisław Lem. Żadnego z wyżej wymienionych autorów nie postawiłabym oczywiście obok książek Katarzyny Bondy, nie ten poziom i nie ten boski talent, ale z przyjemnością posłuchałabym wywiadu, przeprowadzonego przez polską pisarkę z każdą z tych wielkich postaci. Wszak Bonda nie tylko potrafi pisać, ale była również przez ponad dekadę dziennikarką i niewątpliwie ma znakomity zmysł do obserwacji. Na drugim biegunie z kolei umieściłabym Blankę Lipińską. Nie lubię jej, ale przeczytałam wszystkie części „365 dni”. Myliście, że kwalifikuje się na terapię psychiatryczną dla ludzi z syndromem sztokholmskim?  

Powieść „Florystka” przeczytałam w minionym tygodniu i znowu uderzyła we mnie prawdziwa fala niespodzianek. Mówi się w Krakowie, że męskość w XXI wieku przezywa kryzys. No dobra, głównie mówimy tak w towarzystwie przyjaciółek po kilku shotach na ulicy Szewskiej, gdy rozglądamy się jacy panowie nas otaczają ?. Będąc jednak przez chwilę poważną, w ciągu ostatnich lat obserwujemy pewne zmiany w strukturze społecznej, a patriarchat opornie, ale jednak odchodzi w niepamięć. Katarzyna Bonda nie miała szczęścia w miłości, o czym sama wielokrotnie wspominała, jednak mężczyźni w jej powieściach wydają się... szalenie prawdziwi oraz wiarygodni. To spora sztuka, zwłaszcza w dzisiejszych, hiperbolizowanych czasach,  gdzie skrajności dobrze się sprzedają, a zaburzenia osobowości budzą ciekawość opinii publicznej. Meyer w książce „Florystka” to mężczyzna upadły, pogrążony w kryzysie własnej tożsamości, a jednak potrafi to unieść i się podnieść. Zaimponowała mi Katarzyna Bonda, przedstawiając proces walki o samego siebie przez głównego bohatera. Widać znakomicie, że polska autorka sama mierzyła się z podobnymi wyzwaniami w życiu, gdy traciła grunt pod nogami i znowu dął o sobie znać jej znakomity zmysł obserwacji, Potrafiła te doświadczenia przenieść na swojego męskiego bohatera i oddać całą złożoność tej postaci. Dla mnie to magia pióra. Więcej nie powiem na temat „Florystki”, ponieważ w moich oczach to zdecydowanie najlepsza powieść kryminalna w historii rodzimej literatury. Kto ciekaw niech sięgnie po nią, a ja przechodzę w końcu do czwartej części opisujących perypetie zawodowo — miłosne najlepszego profilera w naszym kraju, Huberta Meyera. Jakie wrażenia przyniosła mi powieść „Nikt nie musi wiedzieć?

Na czwartą książkę przedstawiającą losy Huberta Meyera przyszło czekać czytelnikom aż 10 lat. Powieść „Nikt nie musi wiedzieć” wydana została w 2021 roku i mnie osobiście to w żaden sposób nie dotknęło, przeczytałam wszystkie cztery książki w ciągu niewiele ponad miesiąca, jednak wyobrażam sobie, co przezywali wierni fani Katarzyny Bondy przez te wszystkie lata. Postać Meyera to wyjątkowy pomysł w rodzimej literaturze kryminalnej, a powieść „Nikt nie musi wiedzieć” przynosi jeszcze więcej zagmatwanych spraw, nieprawdziwych tropów oraz.... miłosnych zawirowań  w życiu głównego bohatera. Tym razem Katarzyna Bonda przedstawia nam czasy mocno współczesne, świadczy o tym, chociażby pojawienie się wątku związanego z pandemią Covid – 19. To na swój sposób zabawne, bo przez lata lubiłam oglądać filmy wojenne, a obecnie czuje fatalistyczny w gruncie rzeczy przesyt podobnymi treściami i nawet cieszący się wielkim uznaniem film „Na Zachodzie bez zmian” oglądam od trzech dni i.... dalej nie skończyłam. Z pandemią było inaczej i jej wplatanie w książkach Mroza czy Bondy nadaje przedstawionej fabułę przyjemny posmak aktualności. W czwartej części przygód Meyera autorka znów zaprasza czytelników na Śląsk, a mając w pamięci książkę „Tylko martwi nie kłamią”, spodziewałam się znakomitej opowieści, popartej głębokim researchem. Hubert Meyer po trudnych przeżyciach opisanych w książce „Florystka” postanowił wziąć urlop i spojrzeć na swoje życie z dystansem. Śmierć rodziców i błędy w kreśleniu profili morderców odcisnęły się solidnym piętnem na jego psychice. Ostatniego dnia roku Meyer upija się w samotności i już kolejnego dnia z kacowego stanu wyrywa go pani prokurator Weronika Rudy. Znamy tą panią z drugiej części cyklu, jej postać wydawała się szalenie interesująca i miałam nadzieję, że autorka znów bliżej nam ją przedstawi. Prokurator Rudy nie jest jednak sama – towarzyszy jej znany w kryminalnym półświatku policjant, który pół roku wcześniej postrzelił gangstera o ksywie Japa. Sprawa jest nietypowa i wymaga sporej dyskrecji od wszystkich zainteresowanych. Rzecz polega na tym, aby skierować śledztwo prowadzone przez Huberta Meyera na lewe tropy, aby wspomniany wyżej policjant uniknął kary. Rodzi to konieczność sfabrykowania dowodów, a w dłuższej perspektywie przyniesie samego Meyerowi najbardziej skomplikowaną sprawę w jego życiu. W książkach Katarzyny Bondy nic nie jest jasne od początku, a im dalej w las, tym ciemniej się robi. Tym razem przydarzą się latarka w telefonie i to całkiem dosłownie z uwagi na morderstwo dokonane w bliskim sąsiedztwie jednego z zamków położonych na Śląsku. Ruiny dawnej fortecy i las wokół nich przyciąga spojrzenia ciekawskich, wkrótce stanie się również areną krwawych porachunków między przedstawicielami organów ścigania i przestępczym półświatkiem.  

W książce „Nikt nie musi wiedzieć” podobnie jak w poprzednich częściach, nie tylko sprawy kryminalne znajdują się w centrum czytelniczej uwagi, ale również życie osobiste głównego bohatera. Jego perypetie z kobietami i morzem alkoholu wpisują się w stereotypy o pracownikach policji, a Katarzyna Bonda wykorzystuje to, aby bliżej przedstawić nam osobowość Huberta Meyera. Głównego bohatera odwiedza kobieta, z którą przed laty był w związki i jej zdaniem owocem wspólnie spędzonego czasu miało być dziecko – Meyer pozostaje jakiś czas w szoku po tej nowinie, trudno się dziwić, co? Zwłaszcza że dziecko ma już nie żyć, a sam zainteresowany nigdy nie dostał wniosku o alimenty ani pomoc w wychowaniu młodego człowieka. Kobieta prosi Meyera, aby poprowadził śledztwo w kierunku śmierci ich wspólnego syna, pozostaje przy tym jednak zaskakująco spokojna. Jakże różna jest jej reakcja, gdy o tym mówi, jeśli wspomnieć tytułową „Florystkę” z poprzedniej części... nauczona doświadczeniami, nie wyciągałam jednak z tego zbyt daleko idących wniosków. Katarzyna Bonda uczy pokory nawet największych fanów kryminałów ?.  

Potraktowałam dzisiejszą recenzję powieści „Nikt nie musi wiedzieć” jako swoiste rozliczenie się z twórczością Katarzyny Bondy. Cenie autorów, którzy nie obawiają się wyjść ze swojej strefy komfortu i śmiało eksperymentują z gatunkiem, w którym dobrze się czują. Jakiś czas temu Kuba Wojewódzki określił autorkę książki „Nikt nie musi wiedzieć” jako „królową polskiego kryminału”. Czy były to słowa na wyrost? Wtedy może tak, kilka lat temu Bonda była gorącym nazwiskiem na rynku literackim, jednak takowych w historii rodzimej beletrystyki było więcej — pojawiali się jak kometa na niebie i szybko znikali. Potrzeba mądrości, dojrzałości i pomysłu na siebie, aby przez kolejne lata utrzymywać ciekawość czytelnika na wysokim poziomie. Katarzyna Bonda w moich oczach posiada te wszystkie cechy i dziś wyrasta na jedną z najlepszych pisarek naszych czasów. Postać Huberta Meyera służy autorce do przedstawienia kondycji współczesnego społeczeństwa polskiego, jednocześnie Bonda proponuje nam znakomitą jazdę bez trzymanki i to we wszystkich czterech powieściach należących do cyklu z Meyerem. Niedawno gruchnęła wiadomość, że wydawnictwo stojące za Stephenem Kingiem nabyło prawa do ekranizacji książek Katarzyny Bondy. Bez względu czy będzie to serial, czy film pełnometrażowy, pomacham wam z pierwszego rzędu! ?   

Sposoby dostawy

Płatne z góry

InPost Paczkomaty 24/7

InPost Paczkomaty 24/7

13.99 zł

Darmowa dostawa od 190 zł

ORLEN Paczka

ORLEN Paczka

11.99 zł

Darmowa dostawa od 190 zł

Kurier GLS

Kurier GLS

12.99 zł

Darmowa dostawa od 190 zł

Kurier DPD

Kurier DPD

13.99 zł

Darmowa dostawa od 190 zł

Pocztex Kurier

Pocztex Kurier

12.99 zł

Darmowa dostawa od 190 zł

Kurier GLS - kraje UE

Kurier GLS - kraje UE

69.00 zł

Odbiór osobisty (Dębica)

Odbiór osobisty (Dębica)

3.00 zł

Płatne przy odbiorze

Kurier GLS pobranie Kurier GLS pobranie

23.99 zł

Sposoby płatności

Płatność z góry

Przedpłata

platnosc

Zwykły przelew info