Dodana przez Marcin w dniu 06.03.2022
Jeśli śledziłeś serię, wiesz, że nasi bohaterowie są teraz sprawdzonymi w boju wojownikami, a także grupą ludzi bliższą sobie niż kiedykolwiek. Przeszłość Rolanda została mocno zarysowana, podobnie jak jego ostrzeżenie dla przyjaciół: ludzie, którzy za nim podążają, nie należą do przyjaznych. A jednak są tutaj, poza Ziemiami Jałowymi, w małym miasteczku Calla Bryn Sturgis. Nasi bohaterowie są na dobrej drodze do Mrocznej Wieży, ale są oddani światu jako rewolwerowcy, którzy pomagają potrzebującym, a wierzcie mi, mieszkańcy Calla Bryn Sturgis są nimi bardziej niż inni.
Chciałbym zauważyć, że Stephen King chyba za bardzo się starał. Być może istniała wtedy duża presja, by po czymś takim jak "Czarnoksiężnik i kryształ", gdzie nie ma żadnego postępu, napisać coś, w czym postęp następuje skokowo i szczerze mówiąc, prawie mu się to nie udało. Owszem, podobała mi się opowieść, ale czy w porównaniu z innymi książkami z tej serii? Myślę, że ten tom jest największym rozczarowaniem. "Roland" i "Powołanie trójki" stworzyły przesłanki dla przygód, które można znaleźć w "Ziemiach Jałowych" i Czarnoksiężniku i krysztale", a ta książka ma wziąć całą obietnicę, którą King zbudował, i po prostu utrzymać tę samą strukturę i zadziwić.
Przyzwyczailiśmy się do formuły, która składa się z Rolanda, Jake'a, Eddiego i Susannah. Mamy głębokie zrozumienie ich przeszłości i tego, gdzie leżą ich priorytety. To sprawia, że fabuła nie wymaga wielu wyjaśnień, lecz logicznych reakcji i działań postaci, które są już dobrze zdefiniowane, prawda? Cóż, zamiast tego King postanawia dodać do grupy jeszcze jednego bohatera - Callahana, tak, tego samego faceta z "Miasteczka Salem". Jest on księdzem zabijającym wampiry, którego poprzednie działania są krótko opisane w książce, jak również to, co wydarzyło się po zakończeniu "Miasteczka Salem". Dodam, że jest to dla mnie dość interesujące, ale problem polega na tym, że nie wydaje mi się to istotne dla omawianej historii. Po co nam ksiądz zabijający wampiry? Oczywiście King zmienia przyszłość, dzięki czemu jego doświadczenie jest bardzo przydatne dla grupy, ale to nieistotne.
Czy docieramy blisko Mrocznej Wieży? Odpowiedź brzmi: nie. Owszem, widzimy Mroczną Wieżę w oddali, zwłaszcza na ilustracjach książek, ale jeszcze tam nie jesteśmy. I choć problem nie polega na tym, czy tam jesteśmy, czy nie, to problem polega na tym, że jako czytelnika szczerze mówiąc nie obchodziło mnie, co się stało w Calli na końcu. Gdyby wszyscy zginęli, nie przejmowałbym się tym ani trochę, a nawet gdyby bohaterowie zostawili ich wszystkich i podążali do Mrocznej Wieży, nie przejmując się tym, co za sobą zostawią, byłoby to dla mnie w porządku. A jednak King decyduje się poświęcić całą książkę na pomoc mieszkańcom Calla Bryn Sturgis przed tajemniczymi wilkami, które przychodzą z gór i porywają jedno dziecko z każdego bliźniaka, co zdarza się w tej krainie przez większość czasu. King robi się niezwykle ckliwy, gdy wilki używają broni zwanej "sneetches", która swoje pochodzenie ma w quidditchu z serii "Harry Potter". Jeśli King chce być dowcipny w swojej serii fantasy, to nie jest to odpowiedni . Może Mroczna Wieża leży też po drugiej stronie Moridoru?
We wszystkich moich dotychczasowych recenzjach tej serii zachwycałem się tym, że jest ona jedną z moich ulubionych, więc oczywiście jedna czarna owca z całej gromadki nie mogła być aż tak zła. Podoba mi się, że King ponownie wykorzystuje postacie z innych książek i uważam, że dodaje to Flaggowi głębi, ponieważ Flagg nie zawsze jest obecny, w rzeczywistości pojawia się tylko w niewielkim stopniu w całej powieści, więc jego wcześniejsze zaangażowanie w "Bastionie" pomaga wzmocnić postać, o której mówi się głównie w kategoriach strachu, bez potrzeby tracenia czasu na wyjaśnianie, dlaczego się go boimy. Callahan nie jest irytujący, po prostu osobiście byłem rozdarty pomysłem dodania jednego do grupy, która moim zdaniem była już pełna. To, a także fakt, że historia Calli nie eksplodowała oryginalnością. Książka liczy 709 stron, więc King w końcu wraca do swojej rozwlekłej formy, z której jest znany, i jest to pierwsza książka z tej serii, w której jest to wyraźnie widoczne. Jeśli jesteś fanem serii absolutnie się nie zniechęcaj ;)
Dodana przez Bartłomiej w dniu 06.03.2022
Seria Mroczna Wieża przechodzi do piątej części, zatytułowanej "Wilki z Calla". Po długiej historii, jaką był "Czarnoksiężnik i kryształ", Roland i jego ka-tet wznawiają podróż do tytułowej wieży. W tej części opowieści natrafiają na rolnicze miasteczko, które jest terroryzowane przez "Wilki", które kradną dzieci i odsyłają je z powrotem upośledzone umysłowo i skazane na bolesne, choć krótkie życie. Ostatecznie to nasza wesoła grupa podróżników musi wkroczyć do akcji i ocalić świat.
Tom 5 serii Mroczna Wieża ma dwie twarze. Jedną z nich lubię, tę z klimatem Światów Pośrednich. Opowieść o tajemniczych "Wilkach", które co około 20 lat napadają na Calla, aby zabrać dzieci, to typowa historia z Mrocznej Wieży. Najważniejsze momenty to Roland tańczący Commalę, nocne uczty Mii/Susannah, zwodniczy robot Andy i wspaniała bitwa z Wilkami na końcu książki. Wspaniały rozwój wydarzeń i wystarczająco dużo tajemnicy, zapewniły mi dobrą rozrywkę. I prawie zapomniałem o naszym przyjacielu kaznodziei z "Miasteczka Salem". Na szczęście jego retrospekcja nie była tak długa jak Rolanda.
Druga strona to opowieść o Nowym Jorku, o Calvinie Tower, o róży w pustostanie i skupienie się na 19 i 99. Z perspektywy czasu ta część historii Mrocznej Wieży była zupełnie bezużyteczna, była przygotowaniem do gigantycznego ego Stephena Kinga (więcej na ten temat w następnym tomie). Nie obchodziła mnie Wieża Calvina, nie podobało mi się kiepskie i słabo zrealizowane zamieszanie z podróżami w czasie, nie kupiłem też całej koncepcji, że można rozwiązać problem pustostanu/rosy poprzez jedną czy dwie wycieczki przez drzwi do innego wymiaru.
Patrząc z perspektywy czasu, bitwa z Wilkami była ostatnim momentem, kiedy miałem przyjemność czytać serię DT, aż do jakichś ostatnich 100 stron tomu 7. To bardzo smutne.