Dodana przez Angelika w dniu 02-06-2022
Graham Masterton jest jednym z moich ulubionych autorów. Po przeczytaniu "Manitou" i "Zemsty Manitou" nie mogłam się doczekać lektury jego kolejnych książek z tej serii. Jest w niej coś niesmacznego, niezwykłego, porywającego – doznania, jakich można doświadczyć w Zatorze w Energylandii na największym rollercoasterze. „Krew Manitou” to dokładnie, tak jakby ktoś Cię walił pięściami w klatkę piersiową, ale z jakiegoś powodu Ci się to podoba.
W historii opowiadanej w „ Krwi Manitou” Doktor Frank obserwuje dość spektakularną uliczną zawieruchę, gdy nagle człowiek zaczyna wymiotować krwią. Mimo przeprowadzonych badań nie udaje się ustalić, co mu dolega. Następnie zostaje zgłoszony kolejny przypadek z takimi samymi objawami. I kolejny, i kolejny. Co się dzieje? Czy to jakaś nowa choroba? Czy media rzeczywiście mogą mówić prawdę, że to coś związanego z wampirami?
W moim odczuciu Masterton wykonał dobrą robotę, łącząc prawdziwy horror 11 września i jego następstwa z innym rodzajem ataku terrorystycznego na Nowy Jork. „Krew Manitou” jako powieść nie jest przeznaczona dla osób o słabych nerwachi nie tolerujących krwi. Jest niezwykle brutalna i makabryczna. Wampiry opanowują Nowy Jork, a walka z nimi jest wyjątkowo krwawa. Początek jest powolny, ale w końcu czytelnik zaczyna się interesować, jak to się dzieje, że wampiry wygrają, gdy wszystko jest przeciwko nim. Oczywiście Masterton po raz kolejny nie próżnuje i nie przebiera w nadprzyrodzonych mocach i dziwnych zaklęciach. Jak wynika z opisu, wampirzy atak ma źródło w słowiańskich legendach, co bardzo mi się spodobało. Słowiańskie prehistorie mają w sobie ten element grozy i niejasności. Zaskakujące mimo wszystko, było dla mnie połączenie tematyki wampirów z atakiem na World Trade Center, Indianami i Rumunami. Cały Masterton 😉 Jeśli chodzi o sposób narracji to mamy zgrabnie skonstruowany styl, w połowie pierwszoosobowy, w połowie zwykła narracja. Muszę jeszcze wspomnieć o wielu elementach zaskoczenia i kolejnym świetnym spotkaniu z postacią Harry’ego, no i oczywiście stworu na M. Nie mogę doczekać się kolejnej części, gdyż wydaje mi się, że zakończenie było nieco nagłe i zastanawiam się, jak kraj zareagował na to, co się stało w Nowym Jorku i na świństwo, które go ogarnęła.
Jeśli więc masz ochotę na pełnowartościowy, krwawy, nieco absurdalny horror, który wprowadza kilka nowych elementów w gatunku, to „Krew Manitou” zdecydowanie przypadnie ci do gustu.
Skupszopowi dziękuję za szybką wysyłkę. „Krew Manitou” kupiłam tak naprawdę za grosze.
Dodana przez Jakub w dniu 02-06-2022
Harry Erskine, wróżbita i medium, staje w obliczu apokalipsy wampirów, która rozpoczyna się w Nowym Jorku. W miarę jak miasto pogrąża się w narastającej epidemii, Harry musi odkryć, jak je pokonać i zebrać sojuszników, by pokonać głównego wroga – żądnego zemsty na białych Misquamacusa.
Kiedyś miałem zwyczaj czytania ogromu książek Mastertona, która mam wrażenie, że pozostaje niedoceniony i w cieniu Kinga, choć sam stawiam ich na podobnym poziomie. Być może niektóre książki Mastertona są dość nijakie w porównaniu do tego drugiego, ale zazwyczaj dostrzegam w jego działach wyjątkowe koncepty i emocje wylewające się z kolejnych wersów. Coś takiego, dostrzegłem również w „Krwi Manitou”.
"
Krew Manitou" to czwarta książka z serii "Manitou", której głównym bohaterem jest dowcipny wróżbita i „bohater” Harry Erskine, Jak zwykle mamy możliwość czytania o jego walkach z potężnym demonem, czyli "Manitou", rdzennie amerykańskiego Misquamacusa. „Krew Manitou" podejmuje temat wampirów, a strigoi Mastertona to dzicy mordercy, którzy obsesyjnie piją krew. Potrafią także poruszać się po budynkach i wchodzić do luster. Przez ponad połowę książki perspektywa jest podzielona między Harry'ego i nowojorskiego lekarza imieniem Frank, który zostaje wciągnięty w niebezpieczny wampiryczny świat. Harry jest postacią bardziej rozrywkową, więc z lekką ulgą przyjmowałem, gdy Frank schodził na dalszy plan. Jeśli miałbym coś zarzucić tej historii, to to, że przez dość długie fragmenty jest ona dość statyczna - zbyt długo oscyluje między ekspozycją folkloru a krwawymi scenami walki z najeżdżającymi hordami wampirów. Dzieje się tak dlatego, że sam Nowy Jork jest odcięty od świata z powodu szalejącej infekcji wampirów.
„Krew Manitou”, podobnie jak wiele powieści Mastertona, jest momentami prawdziwą ucztą dla miłośników powieści grozy, ze scenami, które sprawiają wrażenie hollywoodzkiego filmu na kartach książki, z niezłym humorem, który równoważy rozlew krwi i ciekawym nawiązaniem tematycznym do 11 września. Nie brakuje starych znajomych, scen seksu (jak to przystało na Mastertona) i jednym słowem masakry. Niezwykle doceniam Mastertona, że jego powieści często zawierają naprawdę dobrze opowiedziane i autentyczne odniesienia do folkloru rdzennych Amerykanów. Tym razem mamy jeszcze do czynienia z folklorem rumuńskim, który odgrywa kluczową rolę, aby protagoniści mogli stoczyć walkę ze złem. Styl zaprezentowany przez Mastertona nie wyróżnia się na tle reszty jego dzieł. Określiłbym go jako rozrywkowy. Równie dobrze mógłby z powodzeniem pisać scenariusze do niskobudżetowych horrorów. Widać, że jest inteligentnym facetem z talentem do opowiadania historii, ale jednocześnie nie przyozdabia ich niepotrzebnymi zawiłościami technicznymi. Jego bohaterowie i pomysły są bardzo wiarygodne. Cenię go za to, że nie uważa za konieczne zdradzać każdego najmniejszego szczegółu. Być może źle o mnie świadczy, że całkowicie przywykłem już do prezentowanych w dziełach Mastertona przemocy z nutą humoru, brutalnego seksu, krwi lejącej się hektolitrami i awangardowych pomysłów na rozwałkę XD
Koniec końców, uważam, że „Krew Manitou” to klasyka gatunku, którą można polecić komuś, kto nigdy nie miał w ręku książki takiego typu. Oby Pan Masterton pożył jeszcze długie lata i dostarczył kolejne powieści, które będą tak zadziwiały, wzburzały, satysfakcjonowały.
„Całe życie jest koszmarem sennym (...). Różnica polega jedynie na tym, że niektórzy z nas nigdy się nie budzą”