Dodana przez Lidka w dniu 02-06-2022
Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak niepozorne i proste, a jednocześnie skomplikowane i ulotne z pewną nutka groteskowości są te opowiadania. Aby dowiedzieć się o czym traktuje dane opowiadanie musiałam doczytać do końca i dopiero wtedy mogłam zastanawiać się o czym jest to opowiadanie i jakie wartości sobą przedstawia, bo każde, absolutnie każde opowiadanie nioslo za sobą walory i każde miało coś ciekawego sobą do zaprezentowania. Tematy poruszane w tym zbiorze, są najróżniejsze, dlatego uważam, że wszyscy znajdą w nim coś dla siebie, coś co ich przekona do tego typu literatury, coś co ich zaintryguje, a może nawet skłoni do zatrzymania się i refleksji.
I jeszcze kilka cytatów, które zakreśliłam podczas czytania:-)
"Zawsze jest się kimś określonym, chociaż to męczące".
"Bzdura, myślałam (...), jest wyjście - można się samemu zignorować, ignorować własną powtarzalność, przewidywalność, przenosić punkty decyzyjne z wewnątrz na zewnątrz (...)".
"Nie wystarczy sie przebrać (...). Trzeba się jeszcze samemu unieważnić. Zasypiać nikim i budzić się nikim".
Nie ma teraz.
Jest było i jest będzie.
"Mówiła, że to największy przywilej człowieka - posiadać teraz; tylko to możemy mieć".
Kiedy Olga Tokarczuk opisuje codzienność taką, jaka jest, a jednocześnie porusza tematy wielkie - jest się wszędzie i w jednym miejscu zarazem. Zupełnie jak gdyby towarzyszyła nam wszystkim w codziennych sprawach, śledziła nasze ruchy, słyszała nasze rozmowy, czytała w myślach…. cecha wielkich pisarzy. Podobnie jest z muzyką, o ile bliższa nam jest gdy porusza wszystko to co myślimy i czujemy? Z literaturą piękną jest podobnie, a ta w wykonaniu Olgi Tokarczuk w mojej ocenie jest najlepszą propozycją na rodzimym rynku książek, polecam “Grę na wielu bębenkach”, podobnie jak książkę “Bieguni”, czy “Księgi Jakubowe”, za którą notabene Tokarczuk właśnie została doceniona przez szwedzką kapitułę:-)
Dodana przez Ewka w dniu 02-06-2022
Czytając zbiór opowiadań pod tytułem “Gra na wielu bębenkach”, śmiało mogę wyznać wam drodzy miłośnicy literatury, że przeżyłem z tą książką tyle żyć, ile jest w niej historii. Jest ich 19, a każdy z nich jest absolutnie o kimś innym, a przede wszystkim o innym mnie. Początkowo bowiem przedstawione historie poruszają zupełnie inne rzeczywistości różnych od siebie ludzi, mając jednak pogląd na twórczość tokarczuk, jasnym jest, że wspólny mianownik wyłoni się wcześniej czy później odsłaniając prawdę na temat złożonej, skomplikowanej ludzkiej natury.
Niedawno na FB rozgorzała dyskusja na temat "Lotniczej Książki Roku - 2017": zbioru "Ziemia potępionych" Kateriny Kalitko. Przeciwnik argumentował, że czasopismo jest bardzo stronnicze, ponieważ książka ta nie została sprzedana w tysiącach egzemplarzy, nie została przetłumaczona na inne języki, nie była dubbingowana ani nawet sprzedana za 35 złotych. tymczasem Tokarczuk puszcza oczko do tych, którzy nie są gotowi być przez godzinę tą samą dziewczyną z opowiadania "Gra na wielu bębnach", która w poszukiwaniu siebie próbuje różnych ról i życia. Trzeba mieć odwagę, by porzucić rolę wyznaczoną przez społeczeństwo. Nie dla tych, którzy prosiliby o pieniądze, ale też nie dla realizacji bardzo chimerycznego, ale bardzo upragnionego pragnienia, jak bohaterka "Córki Sabriny" - kobieta, która całe życie robiła wszystko dla innych, nie dla siebie. A sposób, który pozwolił jej zaspokoić swoje pragnienia, nie jest przez wszystkich rozumiany. Tak jak mężczyzna z opowiadania "Żurek", który uznał za swojego, niesiony przez młodą kobietę o złej woli, biorąc na siebie odpowiedzialność za dwa zaciągnięte długi naraz, wywołując osąd i nienawiść tych, których uważał za najbardziej bliskich. Ta książka nie rozumie tych, którzy są gotowi zjednoczyć bohaterkę "Glitsiniy", bo jak stara kobieta w 40 lat, aby czuć pożądanie do młodego człowieka??? I ci, którzy nigdy nie byli gotowi, by pędzić za czarującym, ale jednak wspólnym zamieszkaniem przez setki kilometrów, jak bohaterka "Nocy autorskiej" ...
Ponadto w zbiorze znalazły się dość chimeryczne pracę (a więc Kalitko zasypiał w tym czasie własnymi komiksami): "Profesor Andrius w Warszawie", "Szachy rewolucji", "Najpiękniejsza kobieta świata", "Dama tańcząca" i dość niezwykła "Wyspa"... Olga Tokarczuk nie pisze o tych, którzy wyjeżdżają na dzień lub dwa i ciągle zapominają czym jest prawdziwa wędrówka bez celu…. w poszukiwaniu celu. Pisze nie o tym, co statystycznie przeciętna kobieta (lub mężczyzna) musi czuć, aby być "normalną". Pisze o tym, o czym czasem rozmawiamy. A kiedy chce nam się krzyczeć, krzyczymy, że wszystko jest nieprawdziwe, nieistotne, nieczytelne i niepotrzebne. Ponieważ prawda może być niepokojąca, może zmusić do spojrzenia w głąb siebie, może prowadzić do zmian. Ale chcemy, żeby wszystko było "jak ludzie" i stabilne... Nie należy też czytać dla przyjemności, Tokarczuk, bo ona zdecydowanie wyprowadza poza strefę normalnego i stabilnego dyskomfortu, zadaje trudne, mocno egzystencjalne pytania, prowokuje aby się zatrzymać i zastanowić nad tym, co czyni nas istotami ludzkimi. Słabymi, wrażliwymi, pełnymi uczuć i emocji tłumionych na codzien w imię spełniania oczekiwać innych. Odpowiedzi, które dostajemy mogą nami wstrząsnąć, kto jest gotów na mentalną rewolucję, niech czyta, kto nie jest…. niech przeczyta jak będzie gotów. Tak, wydaje mi się to słuszną konstatacją - na twórczość laureatów nagrody Nobla zwykle trzeba być gotowym, wszak kapituła szwedzka nagradza autorów, którzy zrobili za ludzkość krok do przodu, a czasem do tyłu, aby przypomnieć pędzącemu światu na łeb i szyję co w życiu ma prawdziwą wartość.