Pochodzę z małej miejscowości w województwie podkarpackim, znajomość realiów wiejskich jest mi szczególnie bliska i na swój sposób za nią tęsknie. Dwa lata temu przeprowadziłam do Krakowa na studia. Miasto, które zachwyciło mnie swoim rozmachem, z czasem zaczęło również przytłaczać swoim rozmiarem. Człowiek to dziwne stworzenie, zawsze tęskni za tym, czego akurat nie ma. Z ciekawością przyjęłam do wiadomości informacje przekazane przez przyjaciółkę kilka lat temu, że jej kryminalnym odkryciem jest twórczość Katarzyny Puzyńskiej. Jolka wcześniej poleciła mi powieści Katarzyny Bondy i nie zawiodłam się na jej sugestiach. Lipowo opisane przez autorkę „Czarnych Narcyzów” to wieś, jakich w Polsce wiele. Ja znalazłam w niej cząstkę siebie. Nawet jeśli mieszkacie od urodzenia w mieście, to zrozumiecie morderczą aurę, jaka otacza wioskę położoną na Pojezierzu Brodnickim. Wioskę fikcyjną, ale jak by znajomą. Kojarzycie serial „Ranczo”? Tych samych wesołych pijaczków, których widać było pod sklepem w popularnym serialu Telewizji Polskiej, znajdziecie również w Lipowie. Maja inne imiona, ale podobne poczucie humoru i styl bycia. Kiedyś marzyli, aby coś w życiu osiągnąć. Aktualnie są pogodzeni z losem i cieszą się, jeśli dostaną po kolejnym spotkaniu z kumplami tylko słowną reprymendę od swoich dam. Póki kobiety się denerwuje, to kochają, a jak kochają, to wybaczą. Oto mentalność prowincji. W powieściach Katarzyny Puzyńskiej nawet Ci memowi pijaczkowie mają swoje tajemnice i sekrety. Nie są one na pierwszym, drugim ani trzecim planie powieści, ale stanowią element szerszego krajobrazu. Lipowo to miejscowość, gdzie każdy coś ukrywa. Albo zaraz będzie ukrywać. Wie o wszystkich wszystko. A jeśli czegoś nie wie, to zaraz się dowie. Szczelna mowa zmilczenia, jaka otacza lokalna społeczność Lipowa, nie raz i nie dwa daje się we znaki pracujący, w okolicy policjantom. Na służbę w policji w małej wiosce udają się ludzie bez ambicji? To ostatnia rzecz, jaka można powiedzieć o stróżach prawa w Lipowie. To również sygnał, że praca w mniejszych miejscowościach często bywa niedoceniana. Na pewno mniej medialna, ale przy tym bardziej wymagająca z uwagi na osobliwy charakter. Na Pojezierzu Brodnickim piekarz zna księdza, ksiądz zna woja, a wójt może wszystko. Misternie utkana siec zależności daleko jednak wykracza poza relacje zawodowe. Tu każdy kogoś kochał w przeszłości, chodzi z kimś do łóżka obecnie, albo zabije kogoś w niedalekiej przyszłości. Jesteście fanami mocnych kryminałów? Cała seria warta jest polecenia, ale „Czarne Narcyzy” to zdecydowanie mój faworyt!
Już sama okładka książki „Czarne Narcyzy” to sygnał, że będzie to krwawa rozgrywka! Siekiera we krwi to motyw przewodni ósmej części sagi o policjantach z Lipowa. Poprzednie siedem zoobrazowały pożądany rozwój warsztatu pisarskiego Katarzyny Puzyńskiej. Warto nadmienić, że pierwsza część „Motylek”, wydana jeszcze w 2014 roku nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, okazał się obiecującym debiutem polskiej pisarki. Później było tylko lepiej, a drobne uwagi czytelników nierzadko autorka „Czarnych Narcyzów” brała pod uwagę i szlifowała fabułę kolejnych powieści. Wiemy, że Emilia Strzałkowska to policjantka, a Daniel Podgórski to aspirant policji. Być może wcześniej autorka powtarzała te informacje za każdym razem, ponieważ sagę o policjantach z Lipowa można czytać w dowolnej kolejności. Tym samym istnieje szansa, że czytelnicy złapią za siódmy czy ósmy tom i niektóre rzeczy trzeba podkreślić. Wydaje się jednak, że przy okazji „Czarnych Narcyzów”, Katarzyna Puzyńska odeszła od tej fragmentami irytującej maniery. Popularność serii wśród oddanych czytelników powoduje, że Katarzyna Puzyńska zdaje się doskonale rozumieć, dla kogo pisze kolejne książki o mrocznej wiosce na Pojezierzu Brodnickim. Czytelnicy polskiej autorki to ludzie ciekawi kryminalnych historii, poruszeni obyczajowym charakterem niektórych wątków, przede wszystkim jednak inteligentni i niedający się łatwo sprowadzić na manowce. To ostatnie autorka „Czarnych Narcyzów” wydaje się rozumieć najlepiej. Jeśli chodzi o styl, jakim posługuje się polska pisarka, nie mam tu nic do zarzucenia. Powieść „Czarne Narcyzy” czyta się lekko i przyjemnie, kolejne strony uciekają przez palce jak woda na pustyni. Co się zaś tyczy stopnia trudności samej intrygi, to jest odwrotnie proporcjonalny do stylu Katarzyny Puzyńskiej. Konia z rzędem temu, kto połapie się w kłamstwach mieszkańców Lipowa i odgadnie, kto jest szczęśliwym właścicielem, widocznej na okładce zakrwawionej siekiery.
Wątków jest kilka, niektóre splatają się w jedną całość, inne pozostają melodią przyszłości. Najważniejszym pytaniem pozostaje, kto zabił. Kogo? Człowieka bez imienia, ale za to z przeszłością. Kryminalną przeszłością. Do czasu, aż przeczytałam „Czarne Narcyzy”, myślałam, że definicją piekła jest spędzenia reszty życia bez czytania książek. Teraz poważnym kandydatem do wspomnianego miana pozostaje przypadek uśmierconego złodziejaszka. Facet siedział za kratami, spodziewał się, że w końcu wyjdzie, odzyska wolność i życie. To historia bez happy endu: jak wyszedł, to znaleziono go na drodze, niby potrąconego. Dlaczego niby? Na miejscu zjawia się Emilia Strzałkowska, towarzyszy jej znany i lubiany Marek Zaręba. Żartowałam, to największy gbur i szowinista w całym Lipowie! Skupie się jednak na Emilii, co by mnie nie poniosło z wyrokami ferowanymi wobec pana Zaręby. Nie chciałabym zostać zbanowana. Policjantka Strzałkowska zwraca uwagę na ślady użycia siekiery wobec zmarłego mężczyzny. Jej podejrzenia się wkrótce spełniają, a w tym samym czasie....
Oto wchodzi on. Facet po przejściach, choć jak by z nową energią do działania. W powieści „Czarne Narcyzy” Daniel Podgórski kontynuuje swój rozwój osobisty. Nie oznacza to oczywiście, że nasz ulubiony policjant zaczął uczęszczać na spotkania coachingowe i czytać „Potęgę Podświadomości” do poduszki. Miewał lepsze i gorsze momenty, czasami pił na umór, a czasami zalecał się nie bez powodzenia do Weroniki Nowakowskiej. W międzyczasie pojawiła się Emilia, dawna kochanka, i się porobiło... Aspirant Podgórski przyciąga do siebie kobiety. Te przynoszą mu katastrofę, a funkcjonariusz z lipowskiego posterunku wydaje się wcale nie uczyć na błędach.
Lokalna społeczność żyje Dniem Policji, a to ważny dzień, świętowany na Pojezierzu Brodnickim ze słusznym rozmachem. W tych okolicznościach Daniel Podgórski poznaje dziennikarkę. Policjanta zajmuje sprawa morderstwa trzech bezdomnych, zamordowanych w niewyjaśnionych okolicznościach. Dziennikarka wspomina w rozmowie z Danielem Podgórskim o legendzie, jaką zasłyszała od okolicznych mieszkańców. Legenda ta niebezpiecznie wiąże się z okolicami Lipowa. Opowieść dotyczy wydarzeń sprzed ponad stu lat. Wówczas to żył pewien drwal, który ponad wszystko kochał swoją zonę. Z wzajemnością. Kiedy wiec belzebub opętał kobietę, a z czasem również odebrał, jej ukochany stracił zmysły i od tamtej pory chodził z siekierą po lesie pełen gniewu i poczucia niesprawiedliwości. Mówiąc mniej eufemistycznie, szukał okazji do zemsty na złym duchu. I tu niespodzianka, tym razem Daniel Podgórski nie uwikła się w romans, nie zdąży! Dziennikarka prowadzi policjanta przez las do miejsca, gdzie znajduje się drewniany dom. I znika. Nie jak duch, tylko jakoś tak wyszło, że była, rozmawiali z Podgórskim i jej nie ma. Przypadek?
„Czarne Narcyzy” to prawdziwe jajko niespodzianka. Do wątków kryminalnych zdarzyliśmy się przyzwyczaić, obyczajowe sprawy znowu dają o sobie znać, ale okultyzm i satanistyczne wizje? Grubo poleciała Katarzyna Puzyńska w „Czarnych Narcyzach”, a ja przyjmuje jej twórczość z całym dobrodziejstwem inwentarza. Słabych momentów ósmy tom serii o Lipowskich policjantach nie ma, choć niektóre opisy wydają się zbyt rozwleczone. Powieść ma jednak 640 stron, a liczne suspensy tylko podsycają ciekawość i już chciałby się przeskoczyć do końca, aby poznać odpowiedź na pytanie: kto zabiera na spacer po Lipowie siekierę?
Twórczość Katarzyny Puzyńskiej przypomniała mi o eksperymencie z pianką Marshallow. Dzieci miały wybór. Zjeść od razu piankę lub poczekać kilkanaście minut i dostać dwie. W psychologi mówi się o procesie „odłożenia na później natychmiastowej gratyfikacji”. Trochę tak właśnie jest z „Czarnym Narcyzmem”. Początek wciąga jak studnia bez dna, a dalej tylko ciemność, tajemnice, morderstwa. Nie widać światełka w tunelu. Katarzyna Puzyńska okrutnie obchodzi się ze swoimi bohaterami i raz po raz stawia przed nimi koszmarne wyzwania natury zawodowej i prywatnej. A my czytelnicy chcemy więcej, bo takie historie uzależniają! Jak wiemy, że inni też mają trudno w życiu, to jakoś nam raźniej, co nie? Dlatego warto przeczytać cierpliwie, w serii o Lipowie nie cel, a sama podróż to największa wartość w oczach czytelnika. ;-)